Zasady ekonomiki polskiej
Charakter narodowy, wyłoniony z przewrotu kulturalnego w końcu XVI wieku, wyznaczał główne cechy osobowości przeciętnej społecznej. Z tych głównych cech wynikały jako nieodparta konsekwencja cechy wtórne. Z personalizmu ścieśnionego i woli wegetacji wyrastały: sławetny polski dyletantyzm, przekora, honorowość, cierpiętnictwo, antyorganizacyjny stosunek do życia i kwietyzm. Postawa tak uformowanej jednostki w stosunku do życia gospodarczego wyrażała się w „woli minimum egzystencji”. Tak więc „wola minimum egzystencji” jest zasadniczym oznacznikiem polskiej psychologii gospodarczej, fundamentem „polskiego homo oeconomicusa”. Tym się wyróżniamy spośród innych narodów, które wytworzyły własne, jakże odmienne od polskiego, style życia gospodarczego.
W poprzednim numerze „Zadrugi” już omawiana konsekwencja „woli minimum egzystencji” dla form życia gospodarczego. Z woli minimum egzystencji wynikają bowiem następujące kategorie: wydzielanie się jednostki z rytmu społecznego gospodarstwa, o ile stan poprzedzający charakteryzował się wyższą organizacją i niedopuszczanie do wyłonienia się tendencji ku postępowi w dziedzinie form organizacyjnych; nazwaliśmy to autarkizacją jednostki; następnym elementem była otoka ekonomiczna, jako takie ukształtowanie się czynników gospodarczych, w których zautarkizowana jednostka mogła minimalnym wytężeniem woli, myśli i uwagi, zapewnić sobie fizyczne trwanie; następnie tendencja ku przekształceniu gospodarstwa społecznego na sumę otok ekonomicznych, a więc zejście na poziom tzw. gospodarstwa naturalnego i, w końcowym wyniku, zaistnienie czynnika łagodzącego zbyt krańcową atomizację gospodarstwa tj. żydostwo. Ukształtowanie gospodarstwa według tych linii, było więc czymś zgodnym z naczelnymi ideałami przeciętnej społecznej, sposób zachowania się Polaka w codzienny życiu gospodarczym, była wyznaczony przez panujący światopogląd; on też wyżłobił styl polskiego gospodarstwa takim, jakim on był i jest.
Typowi aktywności gospodarczej, jako prawidłowemu wykładnikowi przejawiania się danego światopoglądu w życiu gospodarczym, przeciwstawiają się następujące główne czynniki: technika, organizacja gospodarczo-społeczna, kapitał, ludność, potrzeby ludzkie i podłoże geograficzne, tj. ziemia. Dany typ psychologii gospodarczej, wyznaczając sposób zachowania się milionów jednostek w ich codziennych zabiegach, musi wpływać na wyliczone czynniki gospodarcze w pewien określony sposób. Pomimo tego, iż każdy z tych czynników w pewnych granicach jest niezależny i zmienia się w sposób izolowany – zawsze jednak pod wpływem prawidłowego sposobu zachowania się milionów jednostek gospodarujących – ulegają one pewnej, dającej się przewidzieć, prawidłowej ewolucji.
Rozpatrzmy główniejsze elementy tego oddziaływania. W jaki sposób mogła wpływać „wola minimum egzystencji” na metody pracy gospodarczej tj. technikę? Postęp w dziedzinie techniki jest uwarunkowany istnieniem woli przekształcenia jakiegoś zakresu zewnętrznego świata materialnego w myśl zorganizowanego wyobrażenia. Musi więc istnieć napięta wola sprawcza, kierująca myśl ludzką w pewnym kierunku, utrzymująca ją w ciągłym wytężeniu. Nie może być to tylko skłonność indywidualna, lecz musi wynikać z typu kulturalnego czyli ideologii grupy. Jest rzeczą oczywistą, iż typ jednostki modelowany od wewnątrz przez polską ideologię grupy, takiego kierunku woli i myśli posiadać nie mógł. Wyczyny poszczególnych jednostek w tej dziedzinie były wyłamywaniem się z ram panującego stylu życiowego. Czyż nie słyszycie okrzyków goryczy z powodu nadmiernej technizacji, maszynizmu, zabicia osobowości właśnie w... Polsce. Toż samo tyczy organizacji gospodarczej. Naturze ludzkiej jest właściwy odruchowy konserwatyzm, afirmacja świata rzeczy zastanych. Postęp więc polega na pokonywaniu takiej głębokiej skłonności. Siła motoryczna, łamiąca układ „rzeczy zastanych”, musi więc mieć swoje źródła tylko w świecie duchowym. Napięcie do przetworzenia świata winno być wyższe niż moc oporu. To też w kręgu danej ekspansywnej ideologii grupy, jednostki najbardziej twórcze z przyrodzenia, otrzymując ciągłą podnietę, wysuwają się na czoło, znacząc drogi twórczości. Wola minimum egzystencji dla postępu techniki i organizacji jest najskuteczniejszą zaporą. Formy metod produkcji, najbardziej sprzyjające minimalnemu wytężeniu, są dla niej duchowo najbliższe. Czytelnik z łatwością potrafi wyliczyć całą litanię przykładów, tę tezę potwierdzających. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem „statyzacji metod produkcji”. Polega ona na istnieniu trwałej równowagi pomiędzy bodźcami duchowymi „polskiego homo oeconomicusa” a formami organizacji i techniki, najbardziej pasującymi do danego ładunku aktywności.
Od statyzacji krok tylko do następnego elementu; gdy nie ma postępu w dziedzinie metod produkcyjnych, niezmienną staje się wydajność pracy i nie może nastąpić akumulacja kapitału; nie powstaną nowe środki produkcji, ułatwiając dalszą pracę. Stąd wynika brak momentu rozwojowego w gospodarstwie polskim okresu 1600-1950. Stulecie 1815-1913 stanowi osobny rozdział naszej historii gospodarczej. Polski homo oeconomicus w tym stuleciu został odepchnięty od kształtowania polskiego gospodarstwa. H. Gąsiorowska w swej pracy pt. „Polska na przełomie życia gospodarczego” podkreślała, iż „przemysł cudzoziemski został przeszczepiony na grunt polski w skrystalizowanych już gotowych formach”. Inicjatywa, przedsiębiorczość i wykonanie było dziełem nie Polaków.
Statyzacja metod produkcji w połączeniu z unieruchomieniem czynnika kapitałowego, daje zjawisko zesztywnienia życia gospodarczego. Stan ten nazwać możemy sklerozą otoczną. Gdy tylko jakieś siły z zewnątrz nie mącą biegu polskiego życia gospodarczego, gdy swojski „oeconomicus” modeluje rzeczywistość według swych głębokich skłonności – wówczas ewoluuje ono z nieodpartą prawidłowością ku sklerozie otocznej. Inaczej oddziałuje nasz „homo oeconomicus” na czynnik potrzeb. Potrzeby są czymś niezależnym. Z chwilą, gdy się je uświadomi, dają o sobie znać poprzez wywieranie stałego nacisku na psychikę. Otóż zjawia się tu następujący dylemat; różnorakie potrzeby, w szczególności potrzeby wyższego rzędu niż minimum egzystencji, a więc wszelki zbytek, wywierają swój napór na umysłowość podmiotów gospodarczych, z drugiej natomiast strony, najwyższe wartości światopoglądowe (ideologia grupy) wymodelowały postawę światopoglądową Polaka w postaci „woli minimum egzystencji”. Między pragnieniem zbytku, a „wolą minimum egzystencji” istnieje przepaść. Wprawdzie antynomia ta jest równie stara jak rodzaj ludzki w Polsce, jednak od przewrotu duchowego w. XVI aż do naszych dni, nabrała niebywałej ostrości. Powstał system społeczny, rozwiązujący tę zasadniczą przeciwstawność. Pierwszym elementem tego systemu jest zerwanie związku pojęciowego i wyobrażeniowego pomiędzy potrzebami charakteru zbytkowego a pracą wytwórczą. W umysłowości polskiej wytworzyło się milczące przeświadczenie, iż praca wytwórcza ma na celu osiągnięcie środków do zaspokojenia potrzeb rządu minimum egzystencji; zdobycie środków materialnych dla zaspokojenia potrzeb wyższych, z zasady nie wiąże się z wysiłkiem produkcyjnym. Zaspokojenie potrzeb zbytkowych (wyższych niż minimum egzystencji) osiąga się poprzez stosowanie zabiegów pozagospodarczych. Są to z zasady metody agospodarcze i antygospodarcze. Prowadzą one do nadjadania substancji majątkowej narodu. Dźwignią tych zabiegów jest władztwo natury polityczno-socjalnej. Całość tego zjawiska moglibyśmy umownie określić terminem „nadkonsumpcji”. Zasada „nadkonsumpcji” jest głęboko ukrytą w trzewiach organizmu społeczno-gospodarczego. Wyraźnie widzimy ją tylko z jej skutków, które znaczą naszą historię ostatnich stuleci. Nadkonsumpcja z zasady spycha układ gospodarstwa narodowego na poziom najniższy, poprzez wyniszczanie substancji majątkowej narodu. „Skleroza otoczna” i nadkonsumpcja razem ustanawiają kres poza który gospodarstwo polskie wykroczyć nie może. Kres ten jest harmonijny, gdyż wszystkie wielkości gospodarcze uzyskują w nim trwałą równowagę. Ludność wówczas stabilizuje się na pewnym stałym poziomie wraz z innymi czynnikami tak, jak to mieliśmy w epoce saskiej.
Uogólniając skutki oddziaływania „woli minimum egzystencji” na czynniki gospodarcze, stwierdzić możemy, iż kresem rozwojowym, gospodarstwa polskiego jest układ, w którym istnieje całkowita nieomal stabilizacja wszystkich członów składowych, przy zasadniczej prymitywizacji metod produkcji, sprowadzenia do minimum czynnika kapitałowego (skleroza otoczna), pauperyzacji i zaniku przyrostu naturalnego. W takiej konstelacji żaden z czynników nie ulega zmianie i całość spoczywa w bezruchu; wówczas to istnieje pełne dopasowanie świata zewnętrznego do postaw duchowych polskiego homo oeconomicusa. Wypływa stąd głębokie zadowolenie i swoista sytość duchowa. Taka konstelacja jest jednak tylko biegunem, czy też ideałem ku któremu gospodarstwo polskie grawituje. Siły zewnętrzne często go od tego ideału odpychają. Stąd też ciągłe ciążenie w powyższym kierunku, który moglibyśmy nazwać „biegunem tomistycznym”, jako zgodnym z założeniami i kierunkową polskiej ideologii grupy. Biegun tomistyczny raz był osiągnięty w epoce saskiej. W stuleciu 1815-1913 nastąpiło odchylenie pod naciskiem sił zewnętrznych. Od r. 1920 rozpoczął się ponowny ruch ciążenia do „bieguna tomistycznego”. Wiele znaków wskazuje na to , iż przebyło się ku niemu już niemały szmat drogi. Jest to głęboki trend w fundamentach naszej budowy socjalnej.
Stykamy się tu z rzeczywistością, która wydaje się wprost dziwaczną i trudną do pogodzenia z wszystkimi wyobrażeniami i pojęciami ekonomicznymi. Zróbmy krótki test porównawczy pomiędzy marksistowskimi teoriami rozwoju gospodarczego, a podanymi wyżej zasadami polskiej ekonomiki; punktem wyjścia marksizmu jest stwierdzenie samorzutnie odbywającego się wzrostu sił wytwórczych, wyrażających się w stałym postępie techniki, dzięki czemu rośnie wydajność pracy ludzkiej. W ramach ustroju kapitalistycznego wyraża się to w powstawaniu „nadwartości”, która dzięki instytucji prywatnego władania środkami produkcji ulega przywłaszczeniu, przez kapitalistów. Następuje więc akumulacja kapitału, której dalszym etapem jest koncentracja. Z aktu przywłaszczenia „nadwartości” wynika zjawisko walki klas i pauperyzacji. Koncentracja kapitałów prowadzi do stopniowego dojrzewania przesłanek ku socjalizacji, kresem tej ewolucji będzie katastrofa dotychczasowej równowagi ustrojowej. Teorie nadwartości, akumulacji i koncentracji są jakby krzyżem pacierzowym gmachu myśli marksistowskiej. Jak już czytelnik z łatwością dostrzega, polski system gospodarczy ewoluuje w całkiem odrębnym kierunku. Linia tej ewolucji staje się wyrazistą, gdy wyłączymy stulecie 1815-1913, kiedy to na tok stawania się gospodarczego oddziaływały decydująco obce siły. Przede wszystkim w polskim układzie, w tych ramach rozpatrywanym , brak jest momentu wzrostu gospodarczego. Zamiast niego mamy „sklerozę otoczną”. Teorii „nadwartości” moglibyśmy przeciwstawić chyba teorię „nadkonsumpcji”. Pierwsza powoduje prawidłowy wzrost gospodarczy, druga równie prawidłową degradację. Z teorią nadwartości jak i z teorią „nadkonsumpcji” wiążą się wyobrażenia struktury socjalnej, wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy. Będziemy tu mieli analogiczne teorie pauperyzacji i walki społecznej, jak z drugiej strony odpowiednikiem przejadania substancji kapitałowej narodu w Polsce przeciwstawiłaby się teoria koncentracji. Teoria systemu ekonomicznego polskiego ma w sobie coś z marksizmu na odwrót.
Dajmy jednak spokój paradoksom. Rzucimy okiem na rozwój historyczny naszego gospodarstwa od końca XVI wieku. Co jest uderzające, to wysoki poziom gospodarczy w momencie duchowego przewrotu, związanego z przeistaczaniem się duszy zbiorowej narodu. W ciągu niecałych dwóch generacji dobrobyt upada – i to jeszcze przed fatalnym rokiem 1648. Stwierdza to Kempner zaznaczając, iż za Zygmunta III okazały się w pełni objawy upadku ekonomicznego Polski. Działał tu już wyhodowany „polski homo oeconomicus”. Wystąpiły wyraźnie objawy „nadkonsumpcji”, które rejestrowano jako „błędy” i „ogłupienie szlachty”. Odtrącając myśl o istnieniu polskiego homo oeconomicusa, a za tym i całego mechanizmu skutków, które swoim typem aktywności gospodarczej stworzył, skazujemy się na bezradność wobec zachodzących zjawisk. Gospodarstwo polskie aż do rozbiorów wydaje się nam pełne nonsensów, tępego egoizmu, podłości, gdy w rzeczywistości istniało tam całkiem prawidłowe urzeczywistnienie się zasad leżących w fundamentach polskiej ideologii grupy. Z woli minimum egzystencji wynikająca skłonność, do tego cośmy wyżej określili „nadkonsumpcją”, musiała doprowadzić do bezwzględnej, antygospodarczej eksploatacji jednej części narodu przez drugą. Uszczuplenie substancji majątkowej narodu w postaci upadku miast, handlu, rolnictwa było czymś co można przyjąć jako rzecz naturalną. Wojny kozackie przyśpieszyły ten proces, lecz go nie stworzyły, ani też były czymś naprawdę decydującym. W przeszło sto kilkadziesiąt lat po tych wojnach Surowiecki narzeka na jakieś fatum, powodujące iż źródła dobrobytu wysychają w sposób nieodparty, nieubłagany.
Gdyby Surowiecki po spoczynku stuletnim, wstał na chwilę z grobu by nacieszyć się widokiem prężności gospodarczej Polski, ujrzałby obraz wprawdzie pozornie odmienny, lecz jednocześnie w czymś bardzo bliski i znany. Rytm współczesnego życia gospodarczego Narodu, narzuciłby mu ponure skojarzenia, z czymś, co tak gorąco zwalczał w swej pracy w r. 1810 pt. „O upadku miast w Polsce”. Czy ujrzy i dostrzeże to pokolenie żywych?