Zamach zakrystii na Dmowskiego
„Inny... gdym mu wykładał swój pogląd na obowiązki względem swego narodu i na wynikające stąd stanowisko względem innych narodów, odpowiedział, że się na takie pojmowanie rzeczy zgodzić nie może, bo jest ono „NIECHRZEŚCIJAŃSKIE” - Dmowski.
Stoimy nad świeżą jeszcze mogiłą Romana Dmowskiego. Jeszcze brzmią nam w uszach głosy, które się odezwały nad jego trumną. Wśród tych głosów zdawkowych tu i ówdzie, jak to zwyczajnie bywa w takich okolicznościach , ale gdzieniegdzie szczerych, gorących, drgających niekłamanym bólem, wśród tych głosów – powiadam – były i wrzaski, usiłujące zagłuszyć narodowy ton dorobku Dmowskiego, a wysunąć na pierwszy plan fałszywą naukę katolicką, która się wkradła w akord nacjonalistyczny autora „Myśli nowoczesnego Polaka”. Sugestie te pochodziły, oczywiście, od przedstawicieli międzynarodowej instytucji watykańskiej, anektującej za byle pozorem bez skrupułów wszystkich i wszystko, co znalazło uznanie na szerokich gościńcach wyklinanego skądinąd świata. Gdyby w r. 1902 po pierwszym ukazaniu się”Myśli nowoczesnego Polska” ktokolwiek przepowiadał, że przed trumną Dmowskiego kroczyć będą biskupi w infułach, a nad trumną przemawiać prałaci i to jeszcze w tonie „tyś nasz, a my twoi”, to by go poczytano za fałszywego proroka. Sam Dmowski na pewno parsknął by szczerym śmiechem. Jednakże tak się stało. Dmowskiego grzebano jak biskupa i to nie byle jakiego. Jakże do tego przyszło? I czy w ogóle krzyki prałackie, nad jego trumną wyprawiane, miały podstawę w tej niecodziennej postaci?
ZAKRYSTIA SIĘ PRZECHWALA
Leży przed nami pokaźna publikacja „Narodowego Dziennika Warszawskiego”, poświęcona „Pamięci Romana Dmowskiego”. Publikacja zawiera dłuższe artykuły, wspomnienia i przemówienia różnych osobistości oraz kondolencje, złożone Stronnictwu Narodowemu przez instytucje i osoby sympatyzujące z tym obozem. Jak w gruncie rzeczy małą się tam przywiązuje wagę do „katolicyzmu Dmowskiego”, świadczy o tym fakt, że na 110 artykułów tylko sześć, a na 1100 z górą kondolencji tylko pięć akcentuje ten katolicyzm. Przy tym wszystkie te wzmianki pochodzą od księży z wyjątkiem dwóch szczególnie lakonicznych, mianowicie Giertycha, który, będąc sztandarowym publicystą obozu, obowiązkowo wspomnieć musiał o katolicyzmie Zmarłego, i... „Kuriera Polskiego”, który tym intensywniej „robi” w katolicyzmie, im bardziej jest zażydzony.
Niektóre wypowiedzi są rozbrajające. Pewien wysoki dygnitarz kościelny twierdzi np., że za zajęcie się sprawą narodową po katolicku, wynagrodził Bóg Dmowskiego tym, że pozwolił mu podpisać traktat wersalski. Wobec tego należałoby zapytać, za co wynagrodzeni zostali tak notoryczni ateusze, a w każdym razie antykatolicy, jak Clemenceau i Lloyd George, którzy również podpisali traktat wersalski? Inny znowu prałat w swym samouwielbieniu był tak dyskretny, że uważał za stosowne podać do publicznej wiadomości, iż Zmarły przed śmiercią „serdecznie ucałował jego kapłańską rękę”. Jeszcze inny prostaczek w sułtanie żegna Dmowskiego całkowicie wyświechtanym i przebrzmiałym nawet w bogobojnym Stronnictwie Narodowym hasłem „Bóg i Ojczyzna”. A no niech mu będzie.
ZAKRYSTIA SIĘ KOMPROMITUJE
Nie ma natomiast wśród wspomnień i enuncjacji głosu owego księdza z Wielkopolski, który w r. 1926 żalił się do swoich towarzyszy zawodowych: Mamy w parafii Romana Dmowskiego. Nie wiadomo, co z nim począć; do kościoła nie chodzi, w niedzielę w czasie nabożeństwa zebrania urządza z jakimiś panami, co zjeżdżają ze wszystkich stron. Skaranie boskie z tymi ateuszami z Kongresówy (sic!). Zwróćcie uwagę, Czytelnicy, że działo się to w roku 1926, tak niedawno... Jeżeli ów księżulo był w katedrze poznańskiej w styczniu 1939 roku, to się zdumiał niemało, gdy ksiądz profesor Skonieczny wobec poważanego bądź co bądź audytorium zapewniał za „Osservatore Romano”, iż „radosny objaw spontanicznego nawrotu młodzieży polskiej do wiary katolickiej jest w znacznej mierze jego (Dmowskiego) zasługą.
Że tak pisał watykański „Osservarote Romano”, transeat. Polonia leży bardzo daleko od Italii. Przy tym język jej jest niemożliwy do nauki i zrozumienia. Trudno wymagać, by tam czytali „Myśli nowoczesnego Polaka” dla przekonania się, co też o katolicyzmie naprawdę Dmowski myślał. Ale w Polsce wobec świadectw i świadków tak wielu należałoby być w wypowiedziach ostrożniejszym, aby się nie kompromitować do reszty.
Tak, aby się nie kompromitować. Bo robić z Dmowskiego apostoła katolicyzmu wśród młodzieży, z Dmowskiego, na którego żalił się jeden z pasterzy, że nie chodził do kościoła i dzień święty znieważał, a drugi stwierdził, że należał do pokolenia pozytywistów, które pod względem religijnym było obojętne (1, robić – mówię – w tym warunkach z Dmowskiego św. Alfonsa lub Ignacego Loyolę w polskim wydaniu, to – to może przemówić do przekonania dewotkom i braciszkom zakonnym. Człowiek, który zachował odrobinę rozsądku i jakiego takiego oświecenia, spluwa z pasją i mówi: tfu, co za demagogia!
Podobny niesmak ogarnia człeka, gdy ks. M. Nowakowski grzmi z ambony: „Nacjonalizm doprowadził Dmowskiego do kościoła, do pokornej wiary i ufności w Bogu”. Tam do licha! Gdzie to, kiedy, jaki nacjonalizm doprowadził Dmowskiego do zakrystii, księże prałacie? Bierzemy w rękę „Myśli nowoczesnego Polaka”, dzieło w pewnym znaczeniu jedyne, w którym Dmowski rzucił pierwiastki narodowej myśli i bez którego – zgodną opinią wszystkich – nie byłoby Dmowskiego nacjonalisty i szukamy w tej książce dróg, którymi zmarły kroczył ku kagankom zakrystyjnym i co znajdujemy?
ANTYKATOLICKIE HEREZJE DMOWSKIEGO
Na stronie 152 (wydanie z roku 1933) czytamy: Patriotyzm „zachowuje się wrogo względem kierunków, starającym się interesom wyznaniowym dać przewagę nad narodowymi.” „Wnosi on ze sobą poniekąd nową etykę, etykę obywatelskiego czynu, zwalczając wszelkie kierunki pseudo-etyczne, polegające na negacji zła bez czynienia dobra, na doskonaleniu siebie w bezczynności.” Nie ma wątpliwości, że w przytoczonym punkcie Dmowski występuje z afirmacją narodu ponad społeczeństwo wyznaniowe, co jest przeciwne nauce katolickiej, głoszącej, że jak dusza stoi ponad ciałem, niebo nad ziemią, wieczność nad czasem, tak kościół ponad narodem. Nie koniec na tym. Dmowski wysuwa „etykę nową”, narodową etykę, krytykując przy tym znany negatywizm etyki katolickiej oraz jej charakter wybitnie bierno-kontemplatywny.
Wysunięcie nowej, „narodowej” etyki przez Dmowskiego jest faktem zarówno nieulegającym wątpliwości, jak herezją zasadniczą wobec nauki kościoła, która głosi, że jest jedna, jedyna etyka katolicka.
Etykę narodową wyprowadza Dmowski z instynktów narodowych, o których mówi: „Instynkty te silniejsze nad wszelkie rozumowanie zmuszają człowieka do działania nie tylko wbrew dekalogowi, ale wbrew sobie samemu, bo do oddania życia, do poświęcania droższych od niego rzeczy, gdy idzie o dobro narodowej całości... Na tych przede wszystkim instynktach opiera się etyka narodowa”. „Ta etyka wskazuje jako źródło i cel naród” (str. 222).
Ktokolwiek zna choćby tylko najzwyklejszy katechizm katolicki, ten się orientuje bez trudu, że co słowo popełnia tu Dmowski herezję z punktu widzenia zasadniczej nauki kościoła.
Jakby przewidując wybiegi katolickich sofistów, naświetla Dmowski z różnych stron swą zasadniczą ideę etyki narodowej i jej odrębność. Za najgłówniejsze zadanie pracy nad wzmocnieniem podstaw narodowej polityki uważa „wzmocnienie i utrwalenie zasad narodowej etyki; zwalczanie dążności do regulowania spraw narodowych z wyłącznego punktu widzenia etyki indywidualistycznej”, jaką jest etyka chrześcijańska (str. 260). A iżby nie było żadnej wątpliwości, że jego etyka narodowa nie ma żadnego związku z chrześcijaństwem, poświęca Dmowski dużo uwagi Japończykom, o których patriotyzmie wyraża się z największym entuzjazmem: „Japończyk, - mówi – nie będąc chrześcijaninem i nie znając naszych zasad altruizmu, nie przejmując się zresztą głęboko ani nauką Buddy, ani Konfucjusza, jest o wiele moralniejszy od Europejczyka, zawdzięcza to zaś temu, że tam od złego strzeże świadomy wzgląd na dobro całości lub nieświadomie działający obyczaj narodowy” (str. 230) W Japonii „dowiedziałem się, że posiadam odziedziczoną, w najtajniejszych głębiach duszy mającą swe korzenie etykę narodową, niezależną ani od przykazań ani od altruizmu” (str. 224).
„Ani od przykazań ani od altruizmu”. Czy dość jasne? Jak wobec tych stwierdzeń niedwuznacznych nędznie wyglądają zapewnienia ks. prał. Wyrębowskiego, że „Roman Dmowski był twórcą polskiego nacjonalizmu opartego o kościół katolicki, o jego wierzenia, hierarchię”. Gdzież to oparcie , gdzie? W „Myślach”, w jedynym swym dziele formułującym teorię nacjonalizmu, szerzy Dmowski kult narodu. Brzmi to okropnie dla ucha katolickiego i żydowskiego, ale nie dadzą się przekreślić słowa wypowiedziane w „Myślach”: „nie można tolerować etyki, która nie uznaje narodu jako całości i dobra jego ponad wszystko nie stawia.”
Aby nam nie uczyniono zarzutu, że operujemy ogólnikami, sięgniemy do szczegółów. „Siłą moralną narodu nie jest jego bezbronność, jego niewinność, jak to często dziś u nas słyszymy, ale żądza szerokiego życia, chęć pomnożenia narodowego dorobku i wpływu” (str. 11). Jakże przyjąć może tę naukę katolik, któremu raz po raz odczytuje się ze świętych ksiąg kościelnych wprost przeciwne ideały: „Błogosławieni ubodzy, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie”...?
Podstawową nutą ewangelii jest miłość, osobliwa miłość (raczej bierny sentymentalizm), która wyklucza nie tylko nienawiść, ale i możliwość zemsty. Dmowski rzuca myśl, która godzi bezpośrednio w istotę ewangelii: „TEN KTO NAPRAWDĘ UMIE KOCHAĆ, UMIE I NIENAWIDZIEĆ”, mamy tu więc apoteozę nienawiści jako czynnika, który jest nieodłącznym towarzyszem miłości rzeczywistej. W ujęciu Dmowskiego miłość ewangeliczna, jako wykluczająca nienawiść, nie jest realną siłą. W tym zdaniu Dmowski jest najbardziej antychrześcijański.
DMOWSKI NIE ODWOŁAŁ HEREZJI
W takim duchu pisane są „Myśli nowoczesnego Polaka”. Ukazały się one w trzech wydaniach w r. 1902, 1904 i 1907, a po raz czwarty w 1933, więc już po „nawróceniu się” Dmowskiego na katolicyzm. W przedmowie do ostatniego wydania Dmowski czyni pewne zastrzeżenia, zresztą całkiem ogólnikowe, co do wywodów niezgodnych z jego późniejszymi wypowiedziami. Że jednak były posunięcia natury wyłącznie taktycznej, świadczy o tym fakt, iż Dmowski „nawrócony” nie tylko nie wycofał z obiegu swych antychrześcijańskich „Myśli nowoczesnego Polaka”, jak powinien był uczynić wedle rygorów w tej mierze ogólnie obowiązujących, a w kościele katolickim szczególnie surowo przestrzeganych, lecz w sześć lat po tak zwanym nawróceniu wydał swe „Myśli” po raz czwarty, nie zmieniając w nich ani jednego słowa.
W tych warunkach pogrzebowe krzyki katolickich prałatów, z których jeden posunął się aż do niesmacznie poufałej apostrofy: „Panie Romanie, Tyś nasz a my Twoi”, wypłynęły z intencji zasugerowania społeczeństwu, że Roman Dmowski od kolebki do grobu,z duszą i ciałem, bez wahań i zastrzeżeń był katolikiem, w szczególności zaś, że jego nacjonalizm wyhodowany został pod skrzydłami katolicyzmu i o hierarchię jego wsparty jako o filar nieznużony. Szło o to, by wyzyskać chwilę i stanowisko i z otwartej trumny Zmarłego wydobyć kapitał polityczny dla kasty kapłańskiej. I gdyby Zmarły mógł był mówić, byłby się odezwał z trumny słowami, które umieścił w swoich „Myślach”: „Nienawidzę duchownych, którzy, postawieni dla podnoszenia ludu moralnie i zaopatrzeni w tym celu w tak potężne środki jak konfesjonał i kazalnica, używają ich na rzecz bieżących interesów politycznych” (str. 193).
Lecz z trumny nie odezwał się żaden głos. Mogli byli napastliwym okupantom bezbronnej duszy autora „Myśli” odpowiedzieć słuchacze. Mogli i powinni byli. Nie odpowiedzieli. Czemu? Byli wśród nich starsi i młodzież. Obecnie są to ludzie dojrzali całkowicie do królestwa niebieskiego. Widocznie zdają sobie z tego sprawę i aby sobie zbawienie zagwarantować tym pewniej, nabożnie opasłe ręce zawodowych pośredników pomiędzy niebem a ziemią. Zrezygnowali nawet z kierowania młodzieżą w duchu choć ździebko niezależnym, oddając ją na pastwę apostołów czarnej międzynarodówki, która pilnie baczy, by jej wychowankowie nie zainteresowali się „Myślami” Dmowskiego, równocześnie zaś podsuwa im pewną broszurkę, rozreklamowaną i rozdętą w rozmiarach zupełnie nieproporcjonalnych do swej wartości i zawartości.
UWIĄD STARCZY, TAKTYKA CZY W MACKACH POLIPA?
Broszurka ta, zawierająca 33 strony druku nosi tytuł „Kościół, Naród i Państwo”. Jej ukazanie się powitano w zatęchłych ubikacjach naszej rodzimej reakcji jako nawrócenie się Dmowskiego na katolicyzm. My zaś nazywamy tę broszurkę odstępstwem lub zdradą Dmowskiego. Istotnie, myśli w niej zawarte i ogólny ton nie dadzą się pogodzić z tym, co Dmowski tak porywająco sformułował na 250 stronach „Myśli nowoczesnego Polaka”. Nie chce się wierzyć, że jedno i drugie pisał ten sam człowiek. Nawet styl uległ zmianie, coby oznaczało, że zmienił się i człowiek, nie w górę lecz w dół. Nikt bowiem nie zaprzeczy, że styl broszury dalekim jest od tej świeżości, napięcia uczucia i woli, jasności i polotu, którymi odznaczają się „Myśli nowoczesnego Polaka”.
Oto kilka wyjątków z „Kościoła, Narodu i Państwa”:
„Polityka narodu katolickiego musi być szczerze katolicką, to znaczy, że religia, jej rozwój i siła musi być uważana za cel, że nie można jej uważać za środek do innych celów.”
„Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie.”
„Zgodnie z nauką Chrystusową życie człowieka na ziemi winno być drogą do osiągnięcia żywota wiecznego.”
Przyszłość „zdobędziemy naszymi młodymi, świeżymi siłami rosnącymi i organizującymi się na rzymskich podstawach cywilizacyjnych.”
Dosyć. Gdy się czytało „Myśli”, od razu jest się uderzonym nie tylko zasadniczą niezgodnością wątków, ale i obniżeniem się poziomu duchowego autora broszury. „Myśli” to ambicje narodowe, prężność, dynamika i wyzywanie wrogich sił do walki. „Kościół, Naród i Państwo” to oklapnięcie duchowe, ucieczka od życia ku zaświatom, szukanie oparcia na zewnątrz narodu (rzymska cywilizacja), słowem – degradacja.
Tę degradację tłumaczy tylko częściowo takt, że Dmowski pisał ponurą broszurę, mają lat 63, więc w wieku, który u większości osobników pociąga za sobą zamroczenie umysłu i osłabienie woli. Więcej, ale też nie całkowicie zrozumiałym nam będzie upadek Dmowskiego, gdy zważymy, że broszura „Kościół, Naród i Państwo” ukazała się w r. 1927, w niespełna w rok po zamachu majowym, który był zwycięstwem największego antagonisty Dmowskiego, a zarazem unaoczniał mu bolesną prawdę, że aktywniejsze żywioły w kraju nie stoją po jego stronie. Czy Dmowski nie powziął wówczas planu, by w rozgrywce z sanacją postawić na kartę kościoła, niemniej od niego przerażonego obrotem sprawy? Wskazywałby na to pewne ustępy w jego broszurze, np.: „Naród musi nosić wysoko sztandar swojej wiary. Musi go nosić tym wyżej w chwilach, w których władze jego państwa nie noszą go dość wysoko i musi go dzierżyć tym mocnej, im wyraźniejsze są dążności do wytrącenia mu go z ręki.” Jest to przecież wyraźna agitacja przeciw panującemu reżymowi, a zarazem kaptowanie katolików.
Wystąpienia Dmowskiego w broszurze „Kościół, Naród i Państwo” nie należy przeceniać. Ostatecznie bowiem jest to tylko jedna broszura, na którą mogą się powoływać funkcjonariusze międzynarodówki watykańskiej. A przecież jest to o wiele za mało, gdy zważymy, że spod pióra Dmowskiego wyszło 10 dzieł polityczno-społecznych, 2 powieści, 16 broszur i kilkaset artykułów, które – razem wziąwszy – katolicyzmowi niezbyt pochlebne wystawiają świadectwo.
PRZESTROGA DMOWSKIEGO
Jakkolwiek Dmowski zdradził myśl nacjonalistyczną, swoje młodzieńcze męskie ideały, to jednak skłonni jesteśmy napisać mu na pomniku zamiast słowa katolik, słowa które sam wypowiedział 36 lat temu. Tyczą się one ówczesnej Hiszpanii, ale jakże aktualne są dla dzisiejszej Polski.
„Najwierniejszej córze Kościoła, Hiszpanii, lada chwila grozi, że stanie się łupem masonerii i co za tym idzie, Żydów. Wina za to spadnie na politykę kościoła i na miejscowe duchowieństwo, które tyle zrobiło usiłowań, by państwo i narodową ideę zupełnie podporządkować widokom kościoła i tym przyczyniło się do zdezorganizowania narodowych instynktów. („Myśli”, r. 1907, str. 256)
Ludomił - Ludwik Gościński
(1) Ks. Prałat Wyrębowski w mowie pogrzebowej.