Zakres przewartościowań - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Zakres przewartościowań

Gdzie, jak gdzie, ale na pewno nie w Polsce zrozumianą jest należycie prawda, że o losie tak pojedynczej jednostki, jak i całego narodu decyduje wyznawany światopogląd, ze co i jak pojedynczy człowiek, grupa, naród czyni wypływa tylko i wyłącznie z tego jedynie, co i jak ten człowiek, grupa - naród - myśli, czuje, chce, wierzy. Jakość cywilizacji danej grupy ludzkiej tj. jej zewnętrznych form bytowania jest zależna od jakości kultury tj. cech duchowych, psychicznych, w danej grupie społecznej czy narodzie pielęgnowanych. Cywilizacja jest pochodną kultury – nigdy na odwrót. Jeżeli u dwóch sąsiadów rolników, gospodarzących na jednakowo co do ilości, jakości gruntu, inwentarza i rąk roboczych wyposażonych działkach stwierdzamy mimo to znaczne różnice w stanie gospodarstw, to przyczyn złej gospodarki u jednego, a dobrej u drugiego szukamy słusznie we właściwościach duchowych tych dwóch ludzi. Mówimy: ten jest wałkoń, niedołęga, typ bierny i dlatego biedak, a tamten jest pracowity, energiczny, pomysłowy i dlatego ma się dobrze.

Jeśli teraz to, bardzo prymitywne porównanie rozszerzymy i spróbujemy porównać ze sobą poszczególne narody w perspektywie dziejów, to przyczyny cofania się, zastoju, upadku jednych, a rozwoju, postępu, potęgi drugich stają się nam jasne.

Zdawałoby się, że na pytania – dlaczego ludność Polski przez lat prawie 200 tj. w okresie 1600 -1800 nie powiększyła się wcale, podczas gdy ludność Prus i Rosji wybitnie wzrastała, dlaczego Polska w XVIII wieku utraciła niepodległość, dlaczego obecny stan życia polskiego jest, powiedzmy, inny niż Niemców, Anglików czy Francuzów, zdawałoby się, odpowiedź na te i tym podobne: dlaczego, w świadomości przynajmniej naszej elity umysłowej winna być tylko jedna, na żelaznej logice podanych wyżej stwierdzeń oparta. Wiemy, że tak nie jest. Historia nie jest mistrzynią życia; życia polskim zwanego – na pewno.
***
Życie człowieka wtedy dopiero ma sens i cel, gdy jest wcielaniem w czyn jakichś ideałów. Im bardziej ideały te są żywe, silne, umiłowane, tym bardziej wcielanie ich w czyn, a więc życie człowieka, jest pełniejsze, wartościowsze. Gdzie nie ma ideałów, tam jest tylko wegetacja. Podobnie bliskim wegetacji – li tylko chęci przetrwania – będzie stan, gdy ideał wprawdzie jest – ale nieodpowiedni, niedopasowany do istoty ludzkiej, obdarzonej wrodzonym impulsem twórczości. Tragedie dziejowe niejednych narodów tym się właśnie tłumaczą.

Skoro tedy rola ideałów jest w życiu ludzkim tak wielka, to zapytajmy się, od czego zależy taka czy inna jakość ideałów względnie samo ich istnienie. Ideały narzuca nam światopogląd – zorganizowana postawa duchowa wobec bytu. Światopogląd, dając takie, czy inne pojęcie Absolutu, Dobra Najwyższego – wyznacza zarazem drogi, po jakich dążąc, człowiek zbliża się do swego Boga. Jasnym jest, że tkwiący wewnątrz człowieka duchowy potencjał pragnień, wierzeń, wyobrażeń światopoglądowych dąży do wyładowania się, ukształtowania otaczającego świata zewnętrznego w sposób, sobie najbardziej odpowiadający. Wracamy tu do tego, cośmy powiedzieli na wstępie, że co i jak człowiek czyni – zależne jest od tego, co i jak myśli, chce, czuje.

Patrząc na to, co i jak dzisiejszy Polak czyni w życiu prywatnym czy społecznym, łatwo odgadniemy, co i jak Polak myśli, chce, czuje, wierzy. Lat temu mniej więcej trzysta, jak przeciętny Polak zaczął myśleć, chcieć, wierzyć, no i oczywiście – czynić tak, jak to, pod rygorem utraty zbawienia wiecznego nakazuje nam znany światopogląd. Nie tu miejsce na wyjaśnianie, w jaki sposób ów system duchowy, owoc ducha proroków z Małej Azji, został zaszczepiony na gruncie biopsychicznym polskim. Skutki – widzimy je wokół siebie. Przerażenie ogarnia, do jakiego stopnia można doprowadzić proces kastracji duchowej człowieka. Na oko osobnik taki przedstawia się całkiem normalnie: ma ręce, ma nogi, ma głowę. Spróbujmy jednak zajrzeć mu do duszy – małość i nędza!

Chcemy zerwać z tym wszystkim! Chcemy uczłowieczyć Polaka, chcemy wydobyć spod obcego nalotu właściwe, pradawne, męskie i słowiańskie siły twórcze Narodu. Głosimy światopogląd zadrużny.

Ogrom czekających nas przemian jest bezmierny. Przewartościowaniu ulec musi przede wszystkim to, co jest podstawą wszelkich kultur, jakie dotychczas zna historia – wyobrażenie Absolutu i stosunek doń człowieka. Pojęcie Absolutu takie, jakie daje panujący dziś w Polsce system religijny nam nie odpowiada. Nie do przyjęcia jest dla nas wiara, cieniem logiki nawet niepoparta, że droga do Absolutu wiedzie przez negację życia, wyrzeczenie się wszelkiego wysiłku. Absolut zadrużny postawi człowiekowi cel wręcz odmienny: wyzwoli, aureolą obowiązku religijnego opromieni twórczy pęd do potęgowania życia. W układzie jednostka – Absolut – znajdzie się nowe ogniwo, dla którego dotychczas nie było miejsca w istniejących systemach religijnych, a mianowicie Naród.

Naród – jako wartość nadrzędna, dla której jednostka, poświęcając codzienny swój wysiłek: a) czyni zgodnie z wrodzonym sobie impulsem twórczości; b) za życia zdobywa największą radość człowieka – radość tworzenia, a po śmierci, swoim wkładem w dorobek Narodu uczestniczy w Jego Nieśmiertelności; c) tak postępując, jest w zgodzie z zasadami regulującymi jej stosunek do absolutu.

Jakże dalekim, niedostępnym jest takie, heroiczne pojmowanie sensu istnienia dla umysłów, wyhodowanych w dusznej atmosferze ciasnego personalizmu! Nowy światopogląd przeobrazi całą sferę duchową człowieka. Powstanie nowa moralność, etyka, nauka, sztuka. W nowej etyce nie może istnieć problem, tak ważny dzisiaj, zgodności czy nie zgodności interesu jednostki z interesem Narodu, ponieważ nie istnieje przeciwstawianie sobie tych dwóch podmiotów. Wszystko, co interesom narodu służy – jest dobrem – co się sprzeciwia – jest złem.

Wiąże się to z kwestią ideałów wychowawczych. Jak cała kultura polska, tak i ta dziedzina jest doszczętnie przepojona personalizmem katolickim. W światopoglądzie nacjonalistycznym zawierającym ideały wychowawcze, na miejscu dzisiejszych wzorców, tkwiących korzeniami w epoce Habakuków, Abrahamów, Jonaszów i Jakubów, z Dawidami włącznie, postawi się ideał człowieka wtopionego w naród, w jego wielkości upatrującego swój najwyższy cel. Typ człowieka, hodowanego przez dzisiejszy system wychowawczy w Polsce, to odbitka „przeciętnej semickiej” zarówno z epoki Noego, jak i Szawła, jak to z rozrzewnieniem stwierdził ostatnio Ojciec Święty Pius XI w słowach: „przez Chrystusa i w Chrystusie jesteśmy potomstwem duchowym Abrahama”.

Ideałem człowieka, który będzie nam przyświecał, może być tylko to, co z rodzimej, polskiej i słowiańskiej gleby etnicznej wyrasta. Będzie to typ duchowy, najżywiej odczuwający rytm życia Narodu, każdym drgnieniem serca uczestniczący w wytężonym trudzie milionów braci, realizujących pospołu wielkość i potęgę. Jednostka zdolna myślowo do związania swego szarego, codziennego życia z rzutem dziejowym zamierzeń narodu, oddychająca atmosferą Wielkości, zdolna do pełnego odczucia olbrzymiego piękna przepajającego życie zbiorowe narodu, w którym ona bezimienne, lecz w nieustającym wytężeniu woli i myśli w każdej chwili swego istnienia, każdym uderzeniem serca uczestniczy.

Zręby tego ideału wychowawczego i systemu muszą być stopniowo przygotowywane dziś, musimy przygotowywać się do roli w dniu jutrzejszym. Nie inaczej jest z treścią świadomości narodowej. To, co nazywamy ideą narodową w Polsce, istnieje, ale tylko z nazwy. Idea narodowa jest to wyobrażenie własnej grupy, rysujące się w umyśle przeciętnego członka i zarys akcji dziejowej przed tą grupą narodową stojący. Z naciskiem podkreślamy, iż treść „idei narodowej” jest anarodowa, a nawet antynarodowa. Treści ją wypełniające są treściami właściwymi terytorialnej grupie międzynarodowego związku religijnego. Tą samą treść posiada „idea narodowa” katolików-Chińczyków, katolików-Buszmenów, katolików-Hiszpanów. Streszcza się w postulacie spełnienia warunków społecznych, w których jednostka będzie mogła łatwiej uzyskać zbawienie swej duszy. Jednostka dążąca do zbawienia, będzie nią Chińczyk, Murzyn, Polak, Hiszpan, ma różne trudności w swoim środowisku lokalnym. To jest podstawą „nacjonalizmu” katolickiego.

Jakimż kolosalnym przemianom ulegnie idea narodowa w systemie zadrużnej kultury! Mit zadrużny, wytyczający cele nacjonalizmu polskiego, musi wznosić swoje rusztowanie w całkowitej izolacji od tego wszystkiego, co dzisiaj fałszywie nazwę „narodowego” nosi. Idee ogólne, społeczne, polityczne, socjalne, wynikają z rozwoju organizmu narodowego. To co w tej dziedzinie w ciągu ostatnich stuleci powstało, skazane jest na szmelc.

Cokolwiek jest „polskiego” w ideach społecznych, to samo znajdujemy w katolicyzmie: idea nadrzędności jednostki, jako zasada anarchicznego indywidualizmu, tj. wolności, stanowi rzekomo coś najbardziej „polskiego”, „słowiańskiego”. To co w kręgu zadrużnym wyrośnie, będzie najdalsze od łatwizny personalizmu i od jego pochodnych.

Literatura polska jest wiernym odbiciem spersonalizowanej kultury polskiej. Słusznie powiedziano, iż duch literatury polskiej jest do głębi katolicki. Najgłębszy ton dzisiejszej literatury polskiej, jest polski tylko dzięki szacie językowej, poza tym zaś zawiera treści, które są właściwe 220 milionom różnokolorowych członków powszechnego związku religijnego z siedzibą w Rzymie. Kazano nam z tego się pysznić.

Już dziś, staje przed nami zadanie zapoczątkowania całkiem nowego wątku, prawdziwie polskiej literatury, oddającej prawdziwe, tragiczne i wielkie przeżycia, które są udziałem narodu polskiego. W zupełnej izolacji do aktualnej literatury „polskiej”, w najbardziej zasadniczym odcięciu się od niej musi zrodzić się embrion literatury zadrużnej. Ziarnem, z którego zakiełkuje, glebą, w której puści korzenie i będzie czerpać soki żywotne są uczucia składające się na postawę zadrużną. Tylko w tym wypadku, będzie to twór żywy i skończenie oryginalny, bo z embrionu żywego, ciąg swój rozpoczynający. Od twórców literatury zadrużnej, wymagać się będzie genialności, gdyż żadne wzory przed nimi nie stoją. Wszystko będą musieli tworzyć od podstaw, mając jedyną wskazówkę w głębi swego serca, w postawie zadrużnej.

Duch języka polskiego jest przeżarty personalizmem. Dzięki temu bogaty jest w środki oddające stany psychiczne próżnującej i kontemplującej trawienie izolowanej persony. Natomiast ta sfera prawdziwie człowieczego życia, gdzie człowiek walczy, zmaga się ze sobą i z światem, tam gdzie toruje sobie drogę wśród wrogich żywiołów, obraz świata i obiektów nań się składających – tam pozbawiony jest narzędzia, którym mógłby operować. Język polski nie jest narzędziem myślenia, nie jest narzędziem pozwalającym na wgryzanie się myślą w świat rzeczy i stosunków, człowieka otaczających.

Niech ktoś spróbuje, posługując się językiem polskim, określić jakieś nowe układy, stosunki, przedmioty!... Napotka na kolosalne opory, gdyż język polski w tej dziedzinie jest sztywny, niegiętki. Nie jest on narzędziem narodu, który w ciągu wieków tworzył, zdobywał, myślał, walczył z bezwładnością oporów wewnętrznych i zewnętrznych. Wiemy dlaczego. Kazano nam to szanować; zrobiono z tego „tabu”.

W tej, jak i w innych dziedzinach, zdecydowanie odrzucić musimy wszelkie reguły. Język polski musi się stać sprawnym instrumentem myślenia, przekształcić się w miecz, z którym myśliciel rusza w straszny i tajemniczy świat żywiołów, myślące „ja” obejmujących. Pęta sklerozy muszą być w tej dziedzinie w bezwzględny sposób złamane. Kpimy z tzw. „ducha” języka polskiego, który jest niczym innym jak tyko zbiorem norm, zabezpieczającym sklerozę, życia duchowego narodu.
***
Toż samo w dziedzinie nauki. Do jej owocnego rozwoju brakło zasadniczych impulsów: potrzeb praktycznych i duchowego głodu wiedzy. Obie te pobudki w kręgu kultury przepojonej duchem katolicyzmu, nie mogły się ostać. Stąd też skandaliczny poziom naukowy naszych wyższych uczelni, jest czymś najzupełniej naturalnym. Nie zmienią tego oblicza rzeczywistości, wyczyny przypadkowych jednostek.

Musimy z gruntu montować podstawy duchowe warunkujące twórczość naukową. Naród dążący do swoich przeznaczeń dziejowych, naukę traktować musi jako narzędzie. Tę atmosferę tworzyć musimy w kręgu kultury zadrużnej, gdyż tylko w ten sposób powstanie grunt do rozwoju nauki, na dzisiejszym ugorze polskim.

Istnieje jeszcze gałąź nauk społecznych. Z największym pośpiechem trzeba gruntownie zrewidować całą „naukę” historii Polski. Nie mamy tu do czynienia tylko z produktami umysłowych tępaków, lecz i z świadomym fałszem. Uświadomić sobie trzeba wprost niepojętą prawdę – nauka historii Polski, szczególnie w ostatnich stuleciach jest sfałszowana.

Pobudką ku temu była nie tyle chętka „pokrzepienia serc”, lecz świadoma polityka ochrony interesów pewnej instytucji o światowym zasięgu. Rewizja podstaw „nauki” historii Polski jest zagadnieniem palącym. Żywa akcja badawcza, musi się rozpocząć jak najszybciej. Prawie cały dorobek rzekomej „nauki” historii Polski ma jedno tylko przeznaczenie: na szmelc i na śmietnisko.

Sztuka i literatura polska. Co o nich można powiedzieć? Gdy odrzucimy pienia kalwaryjskie, szopki mesjanistyczne, wizerunki „ukrzyżowanego” wraz z jezuickim barokiem, który jest stylem „polskim”, niewiele zostaje na placu. I to jest właśnie pocieszające. Po odrzuceniu tej płaczącej, cierpiętniczej, błogo i dostatnio się nędzy człowieczej, stajemy wobec nagiej gleby etnicznej. Wobec postawy zadrużnej, postawy patosu, mocy, ekstazy i zwycięstwa męskiego ducha nad skamlającą pokorą i małością; dystans tu widzimy największy.

Prawdą są przeżycia płynące z heroicznego pojmowania istnienia, widzenia siebie jako okruszyny życia, przyczyniającego się męką swego wytężenia, do posunięcia zegara dziejów Narodu, o ułamek sekundy. I to jest najszczytniejsze co jednostka może przeżyć. Mamy tu podstawę do wyłonienia się koncepcji artystycznej, która nadać może każdej chwili ludzkiego trwania niewysłowiony czar, otaczając je aureolą oszałamiającego piękna.

Ogromne zadanie stoi przed duszami wrażliwymi na piękno. Przystąpić doń należy już dziś. Twórcom w tej dziedzinie sądzone będzie, przeżyć najgłębsze upojenia, do jakich jest zdolne serce ludzkie.

To jest podstawa na której wznosić się będzie gmach kultury polskiej, zadrużnej. Im bardziej postępuje recydywa saska, tym korzystniejsze są warunki do wyłonienia czystego, głębokiego nurtu, nowego typu kultury, rozwijającego się z embrionu postawy zadrużnej wobec bytu. Z własnej piersi ma twórca wysnuwać obraz świata, który w przyszłości oblecze się w ciało i krew.

Na tym etapie jesteśmy dziś. I tak być powinno.
Wróć do spisu treści