Zakres przewartościowań
Kneziowie Zadrugi > Kneź Gniewomir - Antoni Wacyk
Gdzie,
jak gdzie, ale na pewno nie w Polsce zrozumianą jest należycie
prawda, że o losie tak pojedynczej jednostki, jak i całego narodu
decyduje wyznawany światopogląd, ze co
i jak
pojedynczy człowiek, grupa, naród czyni
wypływa tylko i wyłącznie z tego jedynie,
co
i jak ten człowiek, grupa - naród - myśli,
czuje, chce, wierzy.
Jakość cywilizacji danej grupy ludzkiej tj. jej zewnętrznych form
bytowania jest zależna od jakości kultury tj. cech duchowych,
psychicznych, w danej grupie społecznej czy narodzie pielęgnowanych.
Cywilizacja jest pochodną kultury – nigdy na odwrót. Jeżeli u
dwóch sąsiadów rolników, gospodarzących na jednakowo co do
ilości, jakości gruntu, inwentarza i rąk roboczych wyposażonych
działkach stwierdzamy mimo to znaczne różnice w stanie
gospodarstw, to przyczyn złej gospodarki u jednego, a dobrej u
drugiego szukamy słusznie we właściwościach duchowych tych dwóch
ludzi. Mówimy: ten jest wałkoń, niedołęga, typ bierny i dlatego
biedak, a tamten jest pracowity, energiczny, pomysłowy i dlatego ma
się dobrze.
Jeśli
teraz to, bardzo prymitywne porównanie rozszerzymy i spróbujemy
porównać ze sobą poszczególne narody w perspektywie dziejów, to
przyczyny cofania się, zastoju, upadku jednych, a rozwoju, postępu,
potęgi drugich stają się nam jasne.
Zdawałoby
się, że na pytania – dlaczego ludność Polski przez lat prawie
200 tj. w okresie 1600 -1800 nie powiększyła się wcale, podczas
gdy ludność Prus i Rosji wybitnie wzrastała, dlaczego Polska w
XVIII wieku utraciła niepodległość, dlaczego obecny stan życia
polskiego jest, powiedzmy, inny niż Niemców, Anglików czy
Francuzów, zdawałoby się, odpowiedź na te i tym podobne:
dlaczego,
w świadomości przynajmniej naszej elity umysłowej winna być tylko
jedna, na żelaznej logice podanych wyżej stwierdzeń oparta. Wiemy,
że tak nie jest. Historia nie jest mistrzynią życia; życia
polskim zwanego – na pewno.
***
Życie
człowieka wtedy dopiero ma sens i cel, gdy jest wcielaniem w czyn
jakichś ideałów. Im bardziej ideały te są żywe, silne,
umiłowane, tym bardziej wcielanie ich w czyn, a więc życie
człowieka, jest pełniejsze, wartościowsze. Gdzie nie ma ideałów,
tam jest tylko wegetacja. Podobnie bliskim wegetacji – li tylko
chęci przetrwania – będzie stan, gdy ideał wprawdzie jest –
ale nieodpowiedni, niedopasowany do istoty ludzkiej, obdarzonej
wrodzonym impulsem twórczości. Tragedie dziejowe niejednych narodów
tym się właśnie tłumaczą.
Skoro
tedy rola ideałów jest w życiu ludzkim tak wielka, to zapytajmy
się, od czego zależy taka czy inna jakość ideałów względnie
samo ich istnienie. Ideały narzuca nam światopogląd –
zorganizowana postawa duchowa wobec bytu. Światopogląd, dając
takie, czy inne pojęcie Absolutu, Dobra Najwyższego – wyznacza
zarazem drogi, po jakich dążąc, człowiek zbliża się do swego
Boga. Jasnym jest, że tkwiący wewnątrz człowieka duchowy
potencjał pragnień, wierzeń, wyobrażeń światopoglądowych dąży
do wyładowania się, ukształtowania otaczającego świata
zewnętrznego w sposób, sobie najbardziej odpowiadający. Wracamy tu
do tego, cośmy powiedzieli na wstępie, że co
i jak
człowiek czyni
– zależne jest od tego, co
i jak myśli, chce, czuje.
Patrząc
na to,
co i jak
dzisiejszy Polak czyni w życiu prywatnym czy społecznym, łatwo
odgadniemy, co i jak Polak myśli, chce, czuje, wierzy. Lat temu
mniej więcej trzysta, jak przeciętny Polak zaczął myśleć,
chcieć, wierzyć, no i oczywiście – czynić tak, jak to, pod
rygorem utraty zbawienia wiecznego nakazuje nam znany światopogląd.
Nie tu miejsce na wyjaśnianie, w jaki sposób ów system duchowy,
owoc ducha proroków z Małej Azji, został zaszczepiony na gruncie
biopsychicznym polskim. Skutki – widzimy je wokół siebie.
Przerażenie ogarnia, do jakiego stopnia można doprowadzić proces
kastracji duchowej człowieka. Na oko osobnik taki przedstawia się
całkiem normalnie: ma ręce, ma nogi, ma głowę. Spróbujmy
jednak zajrzeć mu do duszy – małość i nędza!
Chcemy
zerwać z tym wszystkim! Chcemy uczłowieczyć Polaka, chcemy wydobyć
spod obcego nalotu właściwe, pradawne, męskie i słowiańskie siły
twórcze Narodu. Głosimy światopogląd zadrużny.
Ogrom
czekających nas przemian jest bezmierny. Przewartościowaniu ulec
musi przede wszystkim to, co jest podstawą wszelkich kultur, jakie
dotychczas zna historia – wyobrażenie Absolutu i stosunek doń
człowieka. Pojęcie Absolutu takie, jakie daje panujący dziś w
Polsce system religijny nam nie odpowiada. Nie do przyjęcia jest dla
nas wiara, cieniem logiki nawet niepoparta, że droga do Absolutu
wiedzie przez negację życia, wyrzeczenie się wszelkiego wysiłku.
Absolut zadrużny postawi człowiekowi cel wręcz odmienny: wyzwoli,
aureolą obowiązku religijnego opromieni twórczy pęd do
potęgowania życia. W układzie jednostka – Absolut – znajdzie
się nowe ogniwo, dla którego dotychczas nie było miejsca w
istniejących systemach religijnych, a mianowicie Naród.
Naród
– jako wartość nadrzędna, dla której jednostka, poświęcając
codzienny swój wysiłek:
a) czyni zgodnie z wrodzonym sobie impulsem twórczości;
b) za życia zdobywa największą radość człowieka – radość tworzenia, a po śmierci, swoim wkładem w dorobek Narodu uczestniczy w Jego Nieśmiertelności;
c) tak postępując, jest w zgodzie z zasadami regulującymi jej stosunek do absolutu.
Jakże
dalekim, niedostępnym jest takie, heroiczne pojmowanie sensu
istnienia dla umysłów, wyhodowanych w dusznej atmosferze ciasnego
personalizmu!
Nowy
światopogląd przeobrazi całą sferę duchową człowieka.
Powstanie nowa moralność, etyka, nauka, sztuka. W nowej etyce nie
może istnieć problem, tak ważny dzisiaj, zgodności czy nie
zgodności interesu jednostki z interesem Narodu, ponieważ nie
istnieje przeciwstawianie sobie tych dwóch podmiotów. Wszystko, co
interesom narodu służy – jest dobrem – co się sprzeciwia –
jest złem.
Wiąże
się to z kwestią ideałów wychowawczych. Jak cała kultura polska,
tak i ta dziedzina jest doszczętnie przepojona personalizmem
katolickim. W światopoglądzie nacjonalistycznym zawierającym
ideały wychowawcze, na miejscu dzisiejszych wzorców, tkwiących
korzeniami w epoce Habakuków, Abrahamów, Jonaszów i Jakubów, z
Dawidami włącznie, postawi się ideał człowieka wtopionego w
naród, w jego wielkości upatrującego swój najwyższy cel. Typ
człowieka, hodowanego przez dzisiejszy system wychowawczy w Polsce,
to odbitka „przeciętnej semickiej” zarówno z epoki Noego, jak i
Szawła, jak to z rozrzewnieniem stwierdził ostatnio Ojciec Święty
Pius XI w słowach: „przez Chrystusa i w Chrystusie jesteśmy
potomstwem duchowym Abrahama”.
Ideałem
człowieka, który będzie nam przyświecał, może być tylko to, co
z rodzimej, polskiej i słowiańskiej gleby etnicznej wyrasta. Będzie
to typ duchowy, najżywiej odczuwający rytm życia Narodu, każdym
drgnieniem serca uczestniczący w wytężonym trudzie milionów
braci, realizujących pospołu wielkość i potęgę. Jednostka
zdolna myślowo do związania swego szarego, codziennego życia z
rzutem dziejowym zamierzeń narodu, oddychająca atmosferą
Wielkości, zdolna do pełnego odczucia olbrzymiego piękna
przepajającego życie zbiorowe narodu, w którym ona bezimienne,
lecz w nieustającym wytężeniu woli i myśli w każdej chwili swego
istnienia, każdym uderzeniem serca uczestniczy.
Zręby
tego ideału wychowawczego i systemu muszą być stopniowo
przygotowywane dziś, musimy przygotowywać się do roli w dniu
jutrzejszym.
Nie
inaczej jest z treścią świadomości narodowej. To, co nazywamy
ideą narodową w Polsce, istnieje, ale tylko z nazwy. Idea narodowa
jest to wyobrażenie własnej grupy, rysujące się w umyśle
przeciętnego członka i zarys akcji dziejowej przed tą grupą
narodową stojący. Z naciskiem podkreślamy, iż treść „idei
narodowej” jest anarodowa, a nawet antynarodowa. Treści ją
wypełniające są treściami właściwymi terytorialnej grupie
międzynarodowego związku religijnego. Tą samą treść posiada
„idea narodowa” katolików-Chińczyków, katolików-Buszmenów,
katolików-Hiszpanów. Streszcza się w postulacie spełnienia
warunków społecznych, w których jednostka będzie mogła łatwiej
uzyskać zbawienie swej duszy. Jednostka dążąca do zbawienia,
będzie nią Chińczyk, Murzyn, Polak, Hiszpan, ma różne trudności
w swoim środowisku lokalnym. To jest podstawą „nacjonalizmu”
katolickiego.
Jakimż
kolosalnym przemianom ulegnie idea narodowa w systemie zadrużnej
kultury! Mit zadrużny, wytyczający cele nacjonalizmu polskiego,
musi wznosić swoje rusztowanie w całkowitej izolacji od tego
wszystkiego, co dzisiaj fałszywie nazwę „narodowego” nosi.
Idee
ogólne, społeczne, polityczne, socjalne, wynikają z rozwoju
organizmu narodowego. To co w tej dziedzinie w ciągu ostatnich
stuleci powstało, skazane jest na szmelc.
Cokolwiek
jest „polskiego” w ideach społecznych, to samo znajdujemy w
katolicyzmie: idea nadrzędności jednostki, jako zasada
anarchicznego indywidualizmu, tj. wolności, stanowi rzekomo coś
najbardziej „polskiego”, „słowiańskiego”. To co w kręgu
zadrużnym wyrośnie, będzie najdalsze od łatwizny personalizmu i
od jego pochodnych.
Literatura
polska jest wiernym odbiciem spersonalizowanej kultury polskiej.
Słusznie powiedziano, iż duch literatury polskiej jest do głębi
katolicki.
Najgłębszy
ton dzisiejszej literatury polskiej, jest polski tylko dzięki szacie
językowej, poza tym zaś zawiera treści, które są właściwe 220
milionom różnokolorowych członków powszechnego związku
religijnego z siedzibą w Rzymie. Kazano
nam z tego się pysznić.
Już
dziś, staje przed nami zadanie zapoczątkowania całkiem nowego
wątku, prawdziwie polskiej literatury, oddającej prawdziwe,
tragiczne i wielkie przeżycia, które są udziałem narodu
polskiego. W zupełnej izolacji do aktualnej literatury „polskiej”,
w najbardziej zasadniczym odcięciu się od niej musi zrodzić się
embrion literatury zadrużnej. Ziarnem, z którego zakiełkuje,
glebą, w której puści korzenie i będzie czerpać soki żywotne są
uczucia składające się na postawę zadrużną. Tylko w tym
wypadku, będzie to twór żywy i skończenie oryginalny, bo z
embrionu żywego, ciąg swój rozpoczynający. Od twórców
literatury zadrużnej, wymagać się będzie genialności, gdyż
żadne wzory przed nimi nie stoją. Wszystko będą musieli tworzyć
od podstaw, mając jedyną wskazówkę w głębi swego serca, w
postawie zadrużnej.
Duch
języka polskiego jest przeżarty personalizmem. Dzięki temu bogaty
jest w środki oddające stany psychiczne próżnującej i
kontemplującej trawienie izolowanej persony. Natomiast ta sfera
prawdziwie człowieczego życia, gdzie człowiek walczy, zmaga się
ze sobą i z światem, tam gdzie toruje sobie drogę wśród wrogich
żywiołów, obraz świata i obiektów nań się składających –
tam pozbawiony jest narzędzia, którym mógłby operować. Język
polski nie jest narzędziem myślenia, nie jest narzędziem
pozwalającym na wgryzanie się myślą w świat rzeczy i stosunków,
człowieka otaczających.
Niech
ktoś spróbuje, posługując się językiem polskim, określić
jakieś nowe układy, stosunki, przedmioty!... Napotka na kolosalne
opory, gdyż język polski w tej dziedzinie jest sztywny, niegiętki.
Nie jest on narzędziem narodu, który w ciągu wieków tworzył,
zdobywał, myślał, walczył z bezwładnością oporów wewnętrznych
i zewnętrznych. Wiemy dlaczego. Kazano nam to szanować; zrobiono z
tego „tabu”.
W
tej, jak i w innych dziedzinach, zdecydowanie odrzucić musimy
wszelkie reguły. Język polski musi się stać sprawnym instrumentem
myślenia, przekształcić się w miecz, z którym myśliciel rusza w
straszny i tajemniczy świat żywiołów, myślące „ja”
obejmujących.
Pęta
sklerozy muszą być w tej dziedzinie w bezwzględny sposób złamane.
Kpimy z tzw. „ducha” języka polskiego, który jest niczym innym
jak tyko zbiorem norm, zabezpieczającym sklerozę, życia duchowego
narodu.
***
Toż
samo w dziedzinie nauki. Do jej owocnego rozwoju brakło zasadniczych
impulsów: potrzeb praktycznych i duchowego głodu wiedzy. Obie te
pobudki w kręgu kultury przepojonej duchem katolicyzmu, nie mogły
się ostać. Stąd też skandaliczny poziom naukowy naszych wyższych
uczelni, jest czymś najzupełniej naturalnym. Nie zmienią tego
oblicza rzeczywistości, wyczyny przypadkowych jednostek.
Musimy
z gruntu montować podstawy duchowe warunkujące twórczość
naukową. Naród dążący do swoich przeznaczeń dziejowych, naukę
traktować musi jako narzędzie. Tę atmosferę tworzyć musimy w
kręgu kultury zadrużnej, gdyż tylko w ten sposób powstanie grunt
do rozwoju nauki, na dzisiejszym ugorze polskim.
Istnieje
jeszcze gałąź nauk społecznych. Z największym pośpiechem trzeba
gruntownie zrewidować całą „naukę” historii Polski. Nie
mamy tu do czynienia tylko z produktami umysłowych tępaków, lecz i
z świadomym fałszem. Uświadomić sobie trzeba wprost niepojętą
prawdę – nauka
historii Polski, szczególnie w ostatnich stuleciach jest
sfałszowana.
Pobudką
ku temu była nie tyle chętka „pokrzepienia serc”, lecz świadoma
polityka ochrony interesów pewnej instytucji o światowym zasięgu. Rewizja
podstaw „nauki” historii Polski jest zagadnieniem palącym. Żywa
akcja badawcza, musi się rozpocząć jak najszybciej. Prawie cały
dorobek rzekomej „nauki” historii Polski ma jedno tylko
przeznaczenie: na szmelc
i na śmietnisko.
Sztuka
i literatura polska. Co o nich można powiedzieć? Gdy odrzucimy
pienia kalwaryjskie, szopki mesjanistyczne, wizerunki „ukrzyżowanego”
wraz z jezuickim barokiem, który jest stylem „polskim”, niewiele
zostaje na placu. I to jest właśnie pocieszające. Po odrzuceniu
tej płaczącej, cierpiętniczej, błogo i dostatnio się nędzy
człowieczej, stajemy wobec nagiej gleby etnicznej. Wobec postawy
zadrużnej, postawy patosu, mocy, ekstazy i zwycięstwa męskiego
ducha nad skamlającą pokorą i małością; dystans tu widzimy
największy.
Prawdą
są przeżycia płynące z heroicznego pojmowania istnienia, widzenia
siebie jako okruszyny życia, przyczyniającego się męką swego
wytężenia, do posunięcia zegara dziejów Narodu, o ułamek
sekundy. I to jest najszczytniejsze co jednostka może przeżyć.
Mamy tu podstawę do wyłonienia się koncepcji artystycznej, która
nadać może każdej chwili ludzkiego trwania niewysłowiony czar,
otaczając je aureolą oszałamiającego piękna.
Ogromne
zadanie stoi przed duszami wrażliwymi na piękno. Przystąpić doń
należy już dziś. Twórcom w tej dziedzinie sądzone będzie,
przeżyć najgłębsze upojenia, do jakich jest zdolne serce ludzkie.
To
jest podstawa na której wznosić się będzie gmach kultury
polskiej, zadrużnej. Im bardziej postępuje recydywa saska, tym
korzystniejsze są warunki do wyłonienia czystego, głębokiego
nurtu, nowego typu kultury, rozwijającego się z embrionu postawy
zadrużnej wobec bytu. Z własnej piersi ma twórca wysnuwać obraz
świata, który w przyszłości oblecze się w ciało i krew.
Na
tym etapie jesteśmy dziś. I tak być powinno.