Zadruga po roku 1939...
Agresja niemiecka na Polskę z 1 września 1939 roku spowodowała wielkie zamieszanie w polskim społeczeństwie. Dodatkową dezorientację wprowadziła agresja sowiecka z 17. września. Rozbiciu lub czasowemu zawieszeniu działalności uległa większość inicjatyw o charakterze społecznym, politycznym, kulturalnym czy gospodarczym. Dopiero wraz z upływem czasu wszystko zaczęło odradzać się w nowych, okupacyjnych warunkach. Ten sam los spotkał również środowisko osób związanych z Janem Stachniukiem. Grupa poszła w rozsypkę i trzeba było zacząć organizować wszystko od nowa.
Informację na temat losu niektórych zadrużan w początkach wojny dostarcza nam relacja Antoniego Wacyka. Dowiadujemy się z niej, iż Ludwik Zasada w trakcie gorących wrześniowych dni został ewakuowany na wschód razem z załogą fabryki samolotów na Okęciu, w której pracował. Potem znalazł się w grupie operacyjnej gen. Kleeberga i brał udział w bitwie pod Kockiem. Po klęsce wojsk polskich przedostał się przez Węgry do Francji i tam wstąpił do polskiego lotnictwa. Na emigracji znaleźli się także A. Wacyk, T. Then, S. Opolski, J. Słonczyński, W. Kwaterniak i również oni włączyli się w szeregi armii polskiej na zachodzie. Redaktor naczelny Zadrugi, Józef Grzanka dostał się do niewoli sowieckiej, a następnie wraz z wieloma innymi Polakami został zamordowany w Katyniu. Inny zadrużanin – Henryk Szyszko wysłany na początku wojny z ramienia organizacji podziemnej na wschód, zaginął tam bez wieści.
Można więc powiedzieć, iż wraz z wybuchem wojny zwolennicy ideologii wykreowanej przez Jana Stachniuka „poszli w rozsypkę”. Przed nim samym stanęło zadanie zebrania niedobitków przedwojennych zadrużan i werbowanie nowych zwolenników. Wkrótce zgłaszają się przedwojenni działacze, tacy jak Ludwik Gościński, Janina Kłopocka, Stanisław Grzanka, Jadwiga Koniuszewska i wszyscy zamieszkują razem ze Stachniukiem w lokalu przy ulicy Dąbrowieckiej 14.
Od 1940 roku Stachniuk pozostaje w bardzo bliskich kontaktach z dawnymi znajomymi Zygmuntem Felczakiem i Feliksem Widym. Bardzo dużo dyskutowali, w wyniku czego doszło u nich do znamiennej ewolucji światopoglądowej, która przejawiała się utożsamieniem się przez nich z ideologią propagowaną przez Stachniuka. W tym samym czasie do lidera Zadrugi dołącza się także inny człowiek, który w późniejszym okresie będzie odgrywał dla niego bardzo dużą rolę. Mowa tutaj o Damazym Tilgnerze, który pod wpływem Stachniuka został zwolennikiem jego ideologii.
Nie zważając na toczące się działania wojenne, Stachniuk postanowił kontynuować swoją pracę pisarską. Już w październiku 1939 roku powstały pierwsze fragmenty „Człowieczeństwa i kultury”, najważniejszej w jego dorobku pisarskim książki i fundamentalnego dla zrozumienia myśli zadrużnej dzieła. Świadczyć o tym może data zanotowana przez autora na marginesie jednej ze stron pierwszego maszynopisu. Na początku 1940 roku część tej pracy zatytułowana „Mit dziejotwórczy”, trafiła do rąk zadrużan i była omawiana na ich spotkaniach konspiracyjnych. W ostatecznej wersji stanowi ona czwarty rozdział „Człowieczeństwa i kultury”. Dalsze rozdziały były udostępniane zadrużanom sukcesywnie do ich powstawania.
Wraz z upływem czasu pewien oddźwięk zaczęła także zyskiwać wydana na dwa tygodnie przed wybuchem wojny książka Stachniuka „Dzieje bez dziejów”. Zawarte w niej poglądy natrafiły na zaciekły opór ze strony środowisk katolickich. Przejawem tego było opublikowanie przez nie paszkwilanckich broszur, w których zarzucano liderowi Zadrugi między innymi współpracę z hitlerowcami, inspirowanie się poglądami A. Rosenberga zawartymi w „Micie XX wieku”, propagowanie rasizmu, szerzenie kultu „świętego węża” etc.. Zarzuty te mijały się jednak z prawdą i w całej swej wymowie miały na celu zdyskredytowanie środowiska osób związanych z Janem Stachniukiem.
Publicystyka Zadrugi zaczęła także odnosić pozytywne dla Stachniuka rezultaty. Z wolna rozpoczął się bowiem proces pozyskiwania nowych zwolenników, w większości młodych osób o radykalnych poglądach. Spośród nich zaczęły z czasem wykształcać się Grupy Sprawcze, które dążyły do bezpośredniego udziału w walce z okupantem. Inicjatywa ta nie spotkała się jednak z aprobatą ze strony Stachniuka. Tak jak przed wojną uważał on, iż rola Zadrugi nie polega na włączeniu się w bieżącą działalność polityczną, ale na opracowywaniu teoretycznych podstaw przyszłej rewolucji kulturowej, w efekcie której dojdzie do zmiany charakteru narodowego Polaków. Niemniej jednak, w obliczu entuzjazmu młodzieży zadrużnej, przez Stachniuka określanej mianem „kosynierów”, postanowiono odejść od pierwotnych założeń i zorganizować organizację polityczną.
Pod koniec 1942 roku w wyniku nieporozumień ideologicznych w łonie Stronnictwa Pracy doszło do rozłamu. Grupa rozłamowa powołała odrębną organizację o nazwie Stronnictwo Zrywu Narodowego, skupioną wokół pisma Zryw. Formalnym prezesem tej grupy został Jan Teska, pierwszym wiceprezesem Z. Felczak, który był zarazem faktycznym kierownikiem tej inicjatywy, drugim wiceprezesem F. Widy-Wirski. Pomimo, iż Stachniuk formalnie nie przynależał do tej partii, uważa się, iż był jej głównym ideologiem. Potwierdzeniem tego może być program Stronnictwa, w dużej mierze odzwierciedlający poglądy Zadrugi. Faktem świadczącym o tym, że za Zrywem stał Stachniuk świadczyć może również to, iż w jego szeregach znaleźli się skupieni wokół niego „kosynierzy”. Ze względów taktycznych zaniechano w Zrywie ataków na katolicyzm, gdyż mógł to być czynnik, który zniechęciłby władze emigracyjne do tej inicjatywy. W programie SZN mamy więc odwołania do haseł gospodarczego zrywu w celu podźwignięcia Polski z niżu cywilizacyjnego, narodu jako Bezklasowej Wspólnoty Tworzącej, gospodarki planowej, czy też przebudowy charakteru narodowego Polaków.
Stronnictwo Zrywu Narodowego było organizacją zbyt małą, by działać samodzielnie. Dlatego też zaczęto szukać ewentualnych sojuszników z którymi można by się połączyć. Wybór padł na powstałą w 1939 roku Kadrę Polski Niepodległej. Ta organizacja zbrojna powstała na bazie Związku Powstańców Śląskich i liczyła około 3 tysięcy zarejestrowanych żołnierzy. Rozmowy zaczęto w styczniu 1943 roku. Ustalono, że zrywowcy wygłoszą dla członków Komendy głównej KPN szereg wykładów przedstawiających ideologię SZN. Feliks Widy-Wirski referował problematykę gospodarczą, Jan Posmykiewicz wykładał historię, natomiast Damazy Tilgner zagadnienia z zakresu rolnictwa. Po zapoznaniu się z nimi Zarząd KPN uznał zgodność poglądów SZN z własnymi, w związku z czym doszło do połączenia. Jednocześnie zdecydowano, iż KPN zachowa dowództwo nad połączonymi oddziałami wojskowymi, natomiast „Zryw” zastrzegł sobie patronat ideologiczno-polityczny nad całą inicjatywą. Organami prasowymi połączonych organizacji pozostały Kadra i Zryw. W dalszej kolejności zdecydowano się na wcielenie oddziałów wojskowych zjednoczonego SZN w szeregi Armii Krajowej, zachowując jednakże nad nimi nadzór ideologiczny.
Poza wyraźnymi przejawami wpływu Stachniuka na SZN widocznymi w ideologii tej organizacji, dostrzec go możemy również na innej płaszczyźnie. Tak bowiem jak przed wojną Zadruga, tak obecnie członkowie tej grupy zaczęli przybierać starosłowiańskie imiona, jako konspiracyjne pseudonimy. Zygmunt Felczak przybrał imię „Bożydar”, Feliks Widy-Wirski – „Rosław”, Damazy Tilgner – „Jaromir”, Józef Celica „Lechicz”. Poza tym Stachniuk wielokrotnie publikował na łamach Kadry i Zrywu, lansując w ten sposób swoje poglądy i mając możliwość oddziaływania na społeczeństwo.
Pod koniec 1942 roku ukazała się 60-cio stronicowa broszura Widy-Wirskiego, dla celów konspiracyjnych opatrzona innym nazwiskiem i tytułem, a mianowicie: W. Grabski, „Zarys ekonomii. Wykład popularny”, Warszawa 1935. Autor przedstawił w niej swoje rozważania nad dziejami Polski z perspektywy klęski wrześniowej, a także próby znalezienia rozwiązań na wyjście kraju z niżu cywilizacyjnego, w którym się znalazł. Słownictwo tej broszury, jak również zawarte w niej poglądy karzą przypuszczać, iż dużą rolę w jej powstaniu musiała mieć osoba Stachniuka.
Ideolog Zadrugi bynajmniej nie zrezygnował z własnej działalności publicystycznej. W 1943 roku nakładem Stronnictwa Zrywu Narodowego, lecz za pieniądze Delegatury Rządu, ukazała się w Warszawie jego kolejna książka zatytułowana „Zagadnienie totalizmu”. Jej nakład wynosił 4 tys. egzemplarzy i z wolna zaczął rozchodzić się w podziemiu. W celach konspiracyjnych została ona wydana w zmistyfikowanej oprawie, jako praca prof. Leona Petrażyckiego „Psychologia emocjonalna” wydana w Warszawie w 1932 roku. Zabiegi takie były powszechnie stosowane w czasie okupacji, po to aby umożliwić w miarę bezpieczne funkcjonowanie w oficjalnym obiegu, jak i utrudnić zidentyfikowanie przez władze okupacyjne prawdziwego autora takiej książki. Procedura ta okazała się na tyle skuteczna, że jeszcze wiele lat po wojnie wprowadzała w błąd niektórych historyków. Uciekając się do stosowanych już wcześniej „czkawek”, Stachniuk postanowił jeszcze bardziej uniemożliwić identyfikację jego osoby, jako autora tej pracy posuwając się do zamieszczenia w niej takiego oto fragmentu: „(…) Cała ta „Zadruga" była mizerną maskaradą usiłującą skopiować coś z hitleryzmu i przenieść na grunt polski. Krocząc śladami Ludendorffa, głosiła powrót do bożków pogańskich. Winą za wszelkie nieszczęścia spadające na Polskę, w ślad za nim obciążano Żydów, masonów i chrześcijaństwo, a szczególniej kościół katolicki, który wg Ludendorffa był przemyślnym trikiem mędrców Sjonu. Zdaniem „Zadrugi” Polska upadła z powodu przyjęcia chrześcijaństwa i etyki katolickiej. Dopóki była pogańska i czciła święte węże była potężna. Etyka chrześcijańska raptem ją zgubiła. Właśnie przez swoje hałaśliwe pogaństwo, propagowanie powrotu do Światowida, kult świętego węża grupka ta stała się głośna. Szczególną popularność uzyskała po ucieczce świętego węża z lokalu redakcji. Istotnym jednak jej konikiem było głoszenie poglądów Rosenberga, propagowanie jego ideałów nordyckich, szerzenie mitu krwi i gleby. Książka wydana przez „Zadrugę” pt. „Dzieje bez dziejów”, jak udowodniono, była pospolitym plagiatem na „Micie XX wieku” Rosenberga, a właściwie zwyczajnym tłumaczeniem pod innym tylko tytułem. Pod tym względem była ona świadomym lub nieświadomym narzędziem propagandy zewnętrznej hitleryzmu. Nic więc dziwnego, jak stwierdził Front Odrodzenia Polski w wydanej przez siebie broszurze pt. „Pod dyktandem Berlina”, że przy poparciu Niemców, już po wrześniu 1939 roku wyszło dalszych siedem nakładów „Dziejów bez dziejów”, zalewając wszystkie księgarnie na terenach okupowanych. Nie chwyciło to jednak gruntu. Nikt nie dał się złapać na ideały rasy nordyckiej i „nowy ład”, nikt nie uwierzył w Polsce w wielkość Rosenberga, pomimo wysiłków „Zadrugi”. Mała ta grupka rozwiała się nie pozostawiając nawet śladu po sobie”.
W przytoczonym fragmencie nie ma oczywiście odrobiny prawdy. Nigdy bowiem Zadruga nie głosiła zasad „krwi i ziemi”, nie propagowała także ideologii rasistowskiej, a tym bardziej w hitlerowskim wydaniu. Wierutnym wymysłem jest też informacja, jakoby władze okupacyjne dopuściły się opublikowania, i to w siedmiu wydaniach, „Dziejów bez dziejów” Stachniuka. Niemniej jednak, jak już wcześniej wspominałem, informacja o tym ostatnim fakcie była w czasie wojny rozpowszechniana przez środowiska wrogie Zadrudze, w związku z czym mogła w tym okresie wydawać się dla niektórych wiarygodna. Stachniuk zdecydował się na zamieszczenie tych samooskarżających słów po to, by oddalić wszelkie konotacje identyfikujące go jako autora tej książki. Według niego, potrzebne to było także po to, aby oddalić wszelkie skojarzenia „Zrywu” z jego osobą. Pamiętać także musimy, iż książka ta wydana została nakładem Delegatury Rządu, a w środowisku tym żywe było przywiązanie do tradycji katolickiej i w związku z tym niezbyt przychylnie musiałaby ona patrzeć na wydawanie książek antykatolickiego autora. Po wojnie, we wstępie do „Człowieczeństwa i kultury”, Stachniuk wyjaśnił mechanizm zamieszczenia tej, jak on to określił „czkawki”, a także przeprosił wszystkie osoby, które dały się na nią nabrać. Jednocześnie stwierdził: „Gdybyśmy jej nie stosowali, po „Zadrudze” nie byłoby dziś śladu”.
Propagowane przez Zadrugę poglądy spotykały się ze zdecydowanym sprzeciwem w kręgach katolickich. Były one na tyle kontrowersyjne, iż – jak wspomina Stachniuk we wstępie do wydanej po wojnie książki „Człowieczeństwo i kultura” – miano w tych kręgach myśleć nad zgładzeniem ideologa Zadrugi. Z tego też powodu doszło między zwolennikami Stachniuka do tragedii. Na początku 1943 roku jeden spośród młodych zadrużan nazwiskiem Henryk Rybka, przeszedł na pozycje katolickie i z ramienia organizacji, do której się przyłączył, miał zlikwidować Stachniuka i innych czołowych zadrużan, doprowadzając w ten sposób do rozbicia grupy. Próbował przy tym przekonać do całego przedsięwzięcia innego młodego zadrużanina, który pozostał jednak lojalny względem kolegów i poinformował ich o wszystkim. Postanowiono przeciwdziałać i po upewnieniu się, co do zamiarów Rybki, zdecydowano się go pozbyć. Zwabiwszy go podstępem do lasu w okolicy Podkowy Leśnej pozbawiono go życia. By nie zwracać uwagi okolicznej ludności wystrzałem z pistoletu postanowiono ofiarę udusić. Wykonawcą wyroku był Teodor Jakubowski, a towarzyszyli mu Remiszewski, Chwalbogowski i Majewski.
Należy jednak zaznaczyć, iż zabójstwo H. Rybki było inicjatywą oddolną młodych zadrużan. Stachniuk dowiedziawszy się o wszystkim po fakcie wpadł w złość i nie chcąc słuchać żadnych tłumaczeń, usunął sprawców z szeregów swoich zwolenników i zakazał im pokazywać się w jego mieszkaniu na Dąbrowieckiej.
O planowanym wybuchu Powstania Warszawskiego Komenda Główna KPN dowiedziała się 29 lipca. W efekcie tego 1 sierpnia, w dniu rozpoczęcia działań zbrojnych, większość oddziałów nie walczyła razem, ale tam gdzie zastała ich godzina „W”. Stachniuk przebywa w czasie wybuchu Powstania na ulicy Marszałkowskiej. Wieczorem tego samego dnia wznosił wraz z Feliksem Widy-Wirskiem barykady na ulicy Wilczej, a następnego dnia przyłączył się wraz z nim się do walczącego na tej ulicy oddziału AK. Kompanią, do której się przyłączyli, dowodził „Halama”. Walcząc z okupantem w okolicach tych ulic, spotkali tam Z. Felczaka i wraz z nim 19. sierpnia przeszli do oddziału KPN dowodzonego przez Józefa Celicę „Lechicza”. Grupa ta walczyła w okolicach ulic Mazowieckiej i Kredytowej, gdzie miała za zadanie obronę gmachu Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. W budynku tym mieścił się w tym czasie sztab polityczny KPN w składzie: F. Widy-Wirski, Z. Felczak, J. Celica i A. Tomaszewski.
W obliczu wyczerpania się zapasów żywności i amunicji, na jednym z zebrań sztabu politycznego KPN zapadła decyzja, iż Stachniuk wraz z Felczakiem mają przedostać się do Śródmieścia, po to by w ten sposób utrzymać ciągłość działań ideologicznych „Zrywu”. M. Piotrowski sugeruje, iż postąpienie w ten sposób równało się dezercji, bowiem ich obowiązkiem było pozostanie na stanowisku do samego końca. Równocześnie powołuje się na przykład żołnierzy Socjalistycznej Organizacji Bojowej walczącej na Żoliborzu, którzy nie oglądając się na ciągłość polityczną SOB, pozostali w komplecie na stanowisku, gdzie zostali wybici do nogi razem z dowódcą Wł. Kaczanowskim. Teza ta wydaje mi się jednak dyskusyjną. Czy więcej realizmu jest bowiem w wycofaniu się w obliczu przeważających sił wroga, po to by móc działać w dalszej przyszłości, czy też dać się zabić po to tylko, by inni mogli wynosić ich na piedestały? Zagadnienie to jest z pewnością trudne do rozstrzygnięcia, tym bardziej, że opisywane tu osoby od dawna nie żyją, w związku z czym nie możemy dowiedzieć się, jakimi intencjami kierowały się w swoim postępowaniu.
Niemniej jednak z zachowanych relacji możemy dowiedzieć się co nieco o postępowaniu Stachniuka w czasie powstańczych walk na ulicach Mazowieckiej i Kredytowej. Antoni Wacyk w ten sposób opisuje udział lidera Zadrugi w tych działaniach: „Na tym odcinku walczył Stachniuk, jako prosty szeregowiec. Dawał też dowody junackiej brawury, gdy w przerwach strzelaniny z obu stron walczących wychodził przed pozycje powstańcze i przechadzał się na oczach Niemców, w pełni świadomości, że ma wycelowane w siebie dziesiątki luf karabinowych. Równocześnie gotowe do strzału były karabiny po stronie polskiej. Wystarczyło, by ktoś nie wytrzymał nerwowo i pociągnął za spust: rozpętałaby się strzelanina, a śmiałek zostałby podziurawiony kulami jak sito. Podobne brawurowe spacery przed frontem notowane były na tym odcinku również po stronie niemieckiej i były wzajemnie respektowane przez Polaków”.
Postępowanie Stachniuka możemy odebrać jako zewnętrzną manifestację jego poglądów, w których istotną rolę odgrywał kult siły, w tym także psychicznej. Bogumił Grott podkreśla, iż praktyczna demonstracja tej ideologii przez Stachniuka świadczy o autentyzmie zadrużnej wizji człowieka, dla którego życie powinno być areną walki z wrogimi siłami i własnymi słabościami, które należy przezwyciężać.
W trakcie powstańczych walk Stachniuk został kilka razy ranny, lecz generalnie wyszedł z tych potyczek bez większego uszczerbku. Po wojnie, w 1946 roku za udział w Powstaniu Warszawskim odznaczony został medalem „za obronę Warszawy” na nazwisko Mieczysław Adamek, pod którym występował w trakcie Powstania Warszawskiego.
Po upadku Powstania Stachniuk nie poszedł do niewoli, lecz udał się do znajdującego się w Pruszkowie obozu dla wysiedlonej z Warszawy ludności cywilnej. Spośród przebywających tam osób okupanci formowali transporty kolejowe i wysyłali do Niemiec jako darmową siłę roboczą. Z narażeniem życia Stachniukowi udało się stamtąd zbiec i po wielu perypetiach dotrzeć do Częstochowy, w której przebywały w tym czasie zadrużanki Felicja Wacykowa i Janina Kłopocka. Tam też zastała go wiadomość o oswobodzeniu stolicy z rąk niemieckich. Na wieść o tym postanowił udać się do Warszawy, by zacząć gromadzić tam ocalałych z działań wojennych zwolenników jego ideologii, jak i podjąć próby działalności w nowych warunkach.
Po zakończeniu działań wojennych Stachniuk postanowił wrócić do zniszczonej stolicy. Dotarł tam już 5 lutego 1945 roku Postawił przed sobą trzy cele: zdobycie środków potrzebnych do życia, zgromadzenie rozproszonych w wyniku wojny zadrużan oraz prowadzenie dalszej działalności publicystycznej. Zatrudnienie znalazł w Wydziale Operacyjnym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, w którym Pełnomocnikiem Głównym do spraw Gospodarki na Pomorzu był jego przyjaciel i zwolennik ideologii zadrużnej dr Damazy Tilgner. Zadaniem Wydziału było przejmowanie po Niemcach zakładów przemysłowych, ich inwentaryzacja i rozruch. Stachniuk występował tam pod okupacyjnym pseudonimem Mieczysław Adamek i ze względu na swoje ekonomiczne wykształcenie zajął się prognozami gospodarczymi. Grupa Operacyjna do spraw Gospodarki na Pomorzu ulokowała się w Bydgoszczy i tam rozpoczęła swoją działalność. W marcu 1945 roku, po zrealizowaniu swoich zadań Grupa została rozwiązana, a część personelu, w tym Stachniuka, przeniesiono do Wojewódzkiego Wydziału Przemysłu. W tym okresie Stachniuk zamieszkiwał przy ulicy Staszica 1/6, wynajmując pokój od pani Węglewskiej.
Jak dowiadujemy się z jednego z listów lidera Zadrugi, w czerwcu 1945 roku zrezygnował on z pracy w Wojewódzkim Wydziale Przemysłu i wyjechał na wybrzeże prowadzić prywatną działalność gospodarczą. W kolejnym liście donosi, iż interesy nie powiodły się, w związku z czym postanowił wrócić do Bydgoszczy, gdzie Zygmunt Felczak zapewnił mu posadę w redakcji Ilustrowanego Kuriera Polskiego. Publikował tam pod pseudonimem dr Mieczkowski. Ilustrowany Kurier Polski był kierowany przez grupę Felczaka i Widy-Wirskiego, ale pod pełną kontrolą władz komunistycznych. Nowe pismo otrzymało dobre wyposażenie techniczno-drukarskie oraz duże środki finansowe. Miało stanowić oficjalny organ Stronnictwa Pracy. Debiutancki numer gazety ukazał się 22 października 1945 roku. Stachniuk publikował także w innym organie SP, a mianowicie w piśmie Zryw. Felczak w tym czasie pełnił funkcję wicewojewody bydgoskiego i, jako kolega Stachniuka i sympatyk jego ideologii, był mu bardzo pomocny w lansowaniu jego poglądów. Od niego dowiedział się także, iż inny ich znajomy dr F. Widy-Wirski przebywa w Poznaniu, gdzie został mianowany wojewodą. W czerwcu 1945 roku Stachniuk wybrał się do Poznania i odwiedził Widego w jego gabinecie w Urzędzie Wojewódzkim. Wojewoda był jednak w tym czasie zajęty sprawami służbowymi, postanowiono więc przełożyć rozmowę na wieczór. Do spotkania doszło w prywatnym mieszkaniu Widy-Wirskiego. Podczas dyskusji, jaka się wywiązała, Stachniuk pogardliwie ustosunkował się do działalności politycznej wojewody, zarzucając mu, iż zupełnie zatracił autonomię działań politycznych i stał się zbiurokratyzowanym urzędnikiem administracyjnym. Krytycznie ocenił też ówczesną rzeczywistość polityczną kraju, a także współpracę polsko-radziecką. Równie niechętnie odniósł się do rozwiązania i zdekonspirowania przed nowymi władzami organizacji „Zryw”. Po tej rozmowie panowie rozstali się w dość chłodnej atmosferze i Stachniuk wrócił z powrotem do Bydgoszczy. Nie oznaczało to bynajmniej całkowitego zerwania stosunków pomiędzy nimi. Jeszcze w 1945 roku ukazała się książka Widy-Wirskiego „Polska a rewolucja”, pracę nad którą rozpoczął jeszcze w czasie okupacji. Za nieoficjalnego współautora tego tekstu uznaje się Stachniuka, o czym świadczyć może nie tylko jego tematyka, ale również analiza treści, jak i charakterystyczne dla niego słownictwo.
Znacznie lepiej układały się stosunki Stachniuka z Felczakiem. Efektem współpracy, jaka się między nimi nawiązała, było wydanie na początku 1946 roku książki wicewojewody „Droga wielkiej odnowy”. Ukazała się ona w Bydgoszczy nakładem Spółdzielni Wydawniczej „Zryw”. I tym razem Stachniuk przyczynił się w znacznym stopniu do powstania tego dzieła. Sam Felczak pisze zresztą we wstępie: „przemyślenia tej pracy nie są wyłączną własnością autora, lecz dorobkiem całej grupy ‘Zrywu’, organizacji konspiracyjnej, która w latach 1939-1945 działała na terenie Warszawy i która następnie stała się częścią składową Stronnictwa Pracy”. Praca spotkała się z krytycznym przyjęciem publicystów, którzy zarzucili jej zapożyczenia od Stachniuka, bałamutną treść, niedojrzałość i hermetyczny styl napuszony pustą frazeologią.
W listopadzie 1945 roku ukazał się w Bydgoszczy pierwszy numer inspirowanego przez Felczaka pisma "Arkona". Było ono poświęcone kulturze i sztuce. Jak sugeruje historyk M. Piotrowski, komentowanie wszelkich wydarzeń społeczno-kulturalnych na łamach Arkony odbywało się poprzez „okulary Zadrugi”. Świadczyć miał o tym także tytuł pisma, będący nazwą słowiańskiego grodu na wyspie Rugii, znanego jako ośrodek kultu Świętowita, główny bastion pogaństwa Słowian nadbałtyckich zdobyty w 1168 roku przez władcę duńskiego Waldemara I. W artykule wstępnym do debiutanckiego numeru Felczak pisał: "W tym miejscu nasze spojrzenie zwraca się ku rugiańskiej ‘Arkonie’, będącej symbolem zupełnie innego doznawania tajemnicy życia. Musimy czerpać z przebogatych źródeł dawnej Słowiańszczyzny, z ich ożywczej wiary w pełny sens istnienia człowieka i radosnego upojenia się bujnym przepływem życia. (…) Aby rozwinąć rozpoczęte dzieło rewolucji kulturalnej w Polsce koniecznością się staje nawiązanie do tej postawy życiowej, jaką przed setkami lat reprezentowała >Arkona<".
Należy zaznaczyć, iż Stachniuk nigdy nie starał się wykorzystywać znajomości z wysoko postawionymi przyjaciółmi do celów prywatnych. Nie ma żadnych danych mówiących o tym, by ubiegał się o jakiekolwiek wysokie stanowiska urzędnicze czy też angażował się bezpośrednio w bieżącą działalność polityczną. Jedyne, co od nich oczekiwał, to pomoc w wydawaniu i rozpowszechnianiu jego dokonań pisarskich. Stachniuk wolał, tak jak w poprzednich latach, pozostawać w cieniu i drogą odpowiedniej perswazji inspirować eksponowanych przyjaciół do działania. Nie oznacza to bynajmniej, by uważał Felczaka czy Widego za ideowych towarzyszy. Wręcz przeciwnie, nie uznawał ich nawet za zadrużan. Bardzo krytycznie wypowiadał się o ich zaangażowaniu w działalność Stronnictwa Pracy, które uważał za „środowisko kołtuńskie”. Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, iż Stronnictwo Pracy było partią chadecką, a co za tym idzie opartą na chrześcijańskich zasadach społecznych, których Stachniuk był zadeklarowanym przeciwnikiem.
W postępowaniu ideologa Zadrugi nie widać skrajnie opozycyjnej postawy wobec nowej władzy, tak charakterystycznej dla większości środowisk o nastawieniu patriotycznym. Twierdził wręcz, iż stan jaki się wytworzył, pomimo ograniczenia suwerenności i zagrożenia bytu narodowego, ma także pozytywne strony. Uważał bowiem, że nowy system uderza w wartości, z którymi przed wojną walczyła Zadruga, a także, iż w czasie wielkich transformacji ustrojowych można będzie zaangażować się w takie pokierowanie zmianami, aby poszły one w pożądanym przez niego kierunku. W zachowanym z tego czasu maszynopisie dostrzec możemy słowa aprobaty pod kierunkiem zachodzących w tym czasie zmian. Jednocześnie jednak bardzo krytycznie odniósł się do wstępowania przez niektórych zadrużan w szeregi Polskiej Partii Robotniczej. Według Stachniuka, czyniąc w ren sposób „zagalopowali się”. Jedną z takich postaci był przedwojenny zadrużanin Ludwik Gościński, który po wstąpieniu do PPR został z ramienia partii wicestarostą Krosna, a następnie prezydentem Przemyśla i lektorem Partii.
Jedynym wyjściem było więc odpowiednie wpasowanie się w nowe realia. Pisał o tym w ten sposób: „dążąc do czegoś muszę działać w konkretnych warunkach”. Łudził się, iż komuniści, świadomi braku odpowiednich kadr, zwrócą się do niego, jako specjalisty od spraw kultury. W liście do angielskich zadrużan pisał o tym wprost: „My chcemy zostać specjalistami, i to czołowymi, niedoścignionymi w sprawie rewizji podstaw kultury, podstaw wartości. Tu [to znaczy w Polsce – przyp. KO] nawet nie ma specjalistów, nikt nie pretenduje do znawstwa. Wszystko inne to są środki wyrazu – lepsze gorsze, i tak rzecz ujmuję”. Z tego też powodu zalecał przebywającym na emigracji zadrużanom powrót do kraju. Tylko tutaj bowiem, na miejscu, dojść mogło do zrealizowania stawianych sobie przez nich planów.
Bardzo ważnym elementem w propagowaniu myśli zadrużnej, była działalność publicystyczna. Nie dziwi więc fakt, iż Stachniuk od samego początku zaczął zabiegać o publikację kolejnych książek. Rok 1946 przyniósł wydanie najważniejszego w jego dorobku ideologicznym dzieła, jakim bez wątpienia jest „Człowieczeństwo i kultura”. Pomocni w jej wydaniu okazali się przyjaciele Stachniuka. Widy-Wirski skierował autora do kierownika Wojewódzkiego Zarządu Przemysłu Graficznego w Poznaniu – Orłowskiego, a ten wyznaczył mu drukarnię, w której książka ta została wydrukowana. Jej nakład wyniósł dwa tysiące egzemplarzy. Równie pomocni okazali się Felczak i Tilgner, którzy zasiadali we władzach Spółdzielni Wydawniczej „Zryw” – oficyny, która wydała tę pracę. Pierwszy był prezesem Rady Nadzorczej Spółdzielni, drugi natomiast sprawował funkcję Sekretarza. We wstępie do niej Stachniuk pisał, iż „treść niniejszej pracy jest wynikiem długiej ewolucji. Zaczęło się od buntu przeciw istniejącej rzeczywistości polskiej. Nie mogłem pogodzić się z tym, co było panującą normą w stosunkach społecznych i umysłowych Drugiej Rzeczpospolitej. (…) Od lat chłopięcych czułem, że motor poruszający całokształt życia narodowego obraca się z przedziwną sennością. Odruchowo przeciw temu protestowałem. Pragnąłem bardziej wytężonego rytmu, bliższemu temu, który wydawał się dla mnie miarą normalności. (…) Po napisaniu „Dziejów bez dziejów” jasne już było dla mnie, że choroba która wycieńczyła naród polski posiada rodowód sięgający podstaw człowieczeństwa i kultury. Trzeba było sięgnąć do korzeni, do najbardziej podstawowych popędów człowieka i na tej podstawie wyjaśnić świat ludzkich dokonań i równie brzemiennych klęsk. Sformułowanie teorii kultury stało się koniecznością”.
Pomimo wielkich nadziei, jakie pokładał Stachniuk w ukazaniu się tej książki, przeszła ona praktycznie bez echa, doczekując się zaledwie kilku, niezbyt zresztą pochlebnych recenzji. Zadrużanie byli jednak przekonani o epokowym znaczeniu tej pracy. Chcąc by trafiła ona do jak najszerszego grona czytelników, postanowili propagować ją poza granicami kraju, starając się o jej wydanie w języku niemieckim lub angielskim. Zabiegi te zostały jednak storpedowane przez władze i do ich realizacji nigdy nie doszło. Niemniej jednak po latach maszynopis angielskiego tłumaczenia zdeponowany został w jednej z londyńskich bibliotek.
3 sierpnia 1946 roku zmarł Z. Felczak. Był to wielki cios dla Stachniuka, który stracił nie tylko oddanego sobie przyjaciela, ale i protektora, który mógł mu zapewnić w miarę swobodną działalność publicystyczną. W tej sytuacji postanowił bardziej zbliżyć się do F. Widy-Wirskiego, który w tym czasie pełnił funkcję wiceministra Informacji i Propagandy. Wyrazem tej współpracy może być opracowany dla Widego konspekt zatytułowany „Ideograf”.
Niedobitki zadrużan, którym udało się przeżyć kataklizm wojenny, zgromadziły się w 1947 roku, by uczcić przypadającą na ten rok 900-tną rocznicę bitwy pod Płockiem, w której zginął pogański bohater Miecław. W trakcie uroczystych obchodów odśpiewano m.in. taką pieśń:
Z czasem wśród zwolenników Stachniuka zaczęła kiełkować myśl powołania Zadrużnego Instytutu Rekonstrukcji Kultury Narodowej. Był to już jednak czas zacieśniania swobód dla wszelkich niekomunistycznych inicjatyw, więc do realizacji tego pomysłu nigdy nie doszło. Ślady tej koncepcji możemy dostrzec w niepublikowanej do dzisiaj książce Stachniuka z 1948 roku „Droga rewolucji kulturowej – studium o rekonstrukcji psychiki narodowej”. W innej pracy z tego okresu, wydanej w 1947 roku książce „Walka o zasady. Drugi front Trzeciej Rzeczpospolitej” Stachniuk wyraża przekonanie, iż korzystając z zachodzących przemian będzie mógł oddziaływać na społeczeństwo. Pisał o tym w ten sposób: „współczesne przeobrażenia społeczno-ustrojowe są szczęśliwym zbiegiem okoliczności historycznych, sprzyjających zamierzonemu dziełu radykalnej odnowy Polski. Trzeba je uzupełnić na „drugim froncie”, a tym jest rewolucyjne przeistoczenie naszej tradycji kulturowej”.
Nadzieje na włączenie się w zachodzące zmiany zawiodły go jednak. Przedstawiciele nowych władz zaczęli patrzeć coraz mniej przychylnie na działalność Stachniuka i rozpoczęły piętrzyć się przed nim przeszkody. Najpierw nie został przyjęty w szeregi Związku Zawodowego Literatów Polskich, co dawałoby mu zarówno możliwość w miarę swobodnego wydawania kolejnych książek, jak i zapewniało przypływ środków finansowych niezbędnych do życia. Następnie odrzucono jego wniosek o wznowienie emisji magazynu Zadruga. Urzędnik, który rozpatrywał wniosek miał wyrazić się w następujący sposób: „ja czuję, że w tym [w poglądach Zadrugi – przyp. KO] jest coś obcego, ale nie wiem co to jest”, dodając w dalszej rozmowie, iż „z tego wyjdzie jakiś faszyzm”. Również na niczym spełzła rozmowa z Władysławem Gomułką, w czasie której próbował Stachniuk przekonać go o potrzebie zasilenia nowych władz ideami zadrużnymi. W trakcie tej rozmowy Stachniuk miał powiedzieć: „Ja jestem zwolennikiem zaprowadzenia systemu socjalistycznego w Polsce, ale jako filozof jestem przeciwny bazowaniu go na filozofii materialistycznej marksizmu. Istnieje wielka potrzeba, aby tę ostatnią zamienić na inną, opartą o ideologię irracjonalną. Innymi słowy, jeżeli ustrój socjalistyczny ma się w Polsce utrzymać, trzeba stworzyć coś w rodzaju ‘religii komunistycznej’, odmiennej od innych religii, ale uznającej najwyższy autorytet pochodzący od Boga. Jako filozof, mogę się podjąć tego ważnego zadania. Równocześnie ostrzegam, że jeżeli nie dokonacie tej zmiany, wszystkie wielkie plany budowy socjalizmu prysną jak bańka mydlana, a za 40 lat komunizm przestanie istnieć”. W grudniu 1947 roku doszło także do spotkania z innym komunistycznym prominentem, Bolesławem Bierutem i jego doradcami. Niemniej jednak i ta próba porozumienia się z przedstawicielami nowej elity politycznej nie przyniosła dla Zadrugi żadnych wymiernych korzyści.
W związku z powyższym Stachniuk skoncentrował się na dalszej działalności publicystycznej. Rok 1948 przyniósł wydanie kolejnej w jego dorobku książki, którą była „Wspakultura”. Praca ta została opublikowana przez znaną oficynę wydawniczą „Trzaska, Evert i Michalski”. Precyzując odbiorcę, do którego powinna ona trafić, pisał, iż „książka jest przeznaczona dla tych, którzy żyją czujnym i napiętym rytmem wewnętrznym; dla tych którzy z ostrą wyrazistością doznają mijające sekundy istnienia. Tylko tacy doceniają tragiczny ciężar nieproduktywnych chwil i z upiornością ich toczą walkę. Narzędziem do skutecznej walki z tym złem są analizy zawarte w tej książce”. Nie spotkała się ona jednak z oczekiwanym przez zadrużan oddźwiękiem. Oznaką tego może być fakt, iż nie doczekała się żadnej recenzji w prasie, polemiści Stachniuka milczeli, a cenzura zaczęła wywierać na niego coraz większe naciski. Na wydanie kolejnej książki, napisanej w 1949 roku pracy „Chrześcijaństwo a ludzkość”, nie znalazł już żadnego wydawnictwa, które byłoby zainteresowane jej publikacją. Przeczuwając zbliżającą się konfrontację z władzami przekazał Stachniuk do przechowania maszynopisy swoich trzech niepublikowanych dotychczas prac Damazemu Tilgnerowi.
Był to okres postępującego stalinizmu, ograniczającego w coraz większym stopniu wszelkie swobody i atakującego ideologie odbiegające od ogólnie przyjętej linii ideologicznej reprezentowanej przez rządzącą partię komunistyczną. Nie mieszcząc się w tolerowanym przez władze marginesie, Stachniuk wchodził w narastający konflikt z komunistami, którzy coraz bardziej interesowali się jego osobą. W 1949 roku Antoni Alster, pierwszy sekretarz PPR w Bydgoszczy „zaprosił” Stachniuka na wczasy do prominenckiej, ekskluzywnej rezydencji w Stawigudzie na Mazurach, gdzie przesłuchiwał go przez kilka godzin na temat jego koncepcji. Niedługo po tym przywódca Zadrugi został wezwany do bydgoskiej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie był przesłuchiwany przez szefa tej instytucji.
Jeszcze jedną próbą nawiązania kontaktu z władzami był napisany przez ideologa Zadrugi memoriał zatytułowany „Tragifarsa Polski Ludowej”. Dokument ten liczył sześć stron tekstu, a zawarta w nim treść dotyczyła reaktywacji Zadrugi i stworzenia przez nią drugiego, ideologicznego frontu III Rzeczpospolitej. W obecności B. Stępińskiego próbował Stachniuk wręczyć ten dokument Widy-Wirskiemu, by ten doręczył go Gomółce. Po zapoznaniu się z jego treścią, Widy-Wirski oddał go autorowi, odmówił doręczenia i zerwał z nim wszelkie stosunki. Ostatecznie w sierpniu 1949 roku Stępiński doręczył go działaczce harcerstwa i członkini KC, Pelagii Lewińskiej, która, pomimo początkowych oporów, zobowiązała się dostarczyć go przedstawicielom władz. Jak sugeruje jeden z zadrużan, to właśnie dostarczenie tego dokumentu miało spowodować aresztowanie jego towarzyszy. Moim zdaniem nie był to jednak decydujący czynnik, jeśli w ogóle był brany przez władze pod uwagę. Był to czas likwidowania wszelkich inicjatyw niekomunistycznych i tak naprawdę już sam fakt, iż było się w opozycji do systemu prowokował groźbę represji. Potwierdzeniem tego może być fakt, iż memoriału tego nie było wśród dowodów rzeczowych w wytoczonym zadrużanom procesie, jak i nie ma o nim mowy w przedstawionym im tam akcie oskarżenia.
W końcu doszło do bezpośredniej konfrontacji. Dnia 3 września 1949 roku do bydgoskiego mieszkania Stachniuka przy ul. Stalina 71/3 (obecnie ul. Jagiellońska) przybyli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa w celu przeprowadzenia rewizji. Efektem jej było zakwestionowanie kilku książek, 84 listów, notatnika, legitymacji kasy chorych oraz ałzwajsu (pisownia oryginalna z protokołu rewizji!). Następstwem tego został aresztowany i przewieziony do warszawskiego aresztu. Represje władz zaczęły rozszerzać się także na środowisko osób związanych ze Stachniukiem, bowiem już 7 września doszło do aresztowania innych zadrużan. Byli to: Janina Kłopocka, Bogusław Stępiński i Teodor Jakubowski. Pomimo tego, że Stachniuka zatrzymano na początku września, postanowienie o tymczasowym aresztowaniu przedłożono dopiero 19 października. Była w nim mowa o przetrzymaniu aresztanta do 3. grudnia, jednakże postanowienie to przedłużano kilka razy w efekcie czego spędził kilka lat w warszawskim areszcie tymczasowym przy ul. Rakowieckiej i Koszykowej. Wniosek o przedłużenie aresztu dla Stachniuka popierał osobiście szef Wydziału VII ppłk Helena Wolińska.
Oficjalny akt oskarżenia przedłożono 2,5 roku po zatrzymaniu, przedstawiono go bowiem dopiero 5. lutego 1952 roku. Oskarżono w nim Stachniuka o to, że:
„1. Od 1935 roku do września 1939 r. w Warszawie idąc na rękę ruchowi faszystowskiemu publicznie działał na szkodę Narodu Polskiego przez osłabienie jego ducha obronnego w ten sposób, że stworzył organizację polityczną p.n. „Zadruga” oraz kierował tą organizacją propagującą ideologię narodowo-socjalistyczną, zaczerpniętą ze wzorów hitlerowskich;
2. Od 1932 r. do września 1939 r. w Poznaniu i Warszawie sporządzał w celu rozpowszechniania pisma propagujące hasła mające na celu faszyzowanie życia w Polsce w ten sposób, że pisał oraz wydawał książki i publikacje o treści faszystowskiej, między innymi „Kolektywizm a naród”, „Heroiczna wspólnota narodu” oraz kierował nacjonalistycznym pismem miesięcznym „Zadruga” zamieszczając w nim również swoje artykuły;
3. Od 1943 r. do stycznia 1945 r. w Warszawie idąc na rękę hitlerowskiej władzy państwa niemieckiego rozpowszechniał oszczerczą propagandę przeciw podziemnym ugrupowaniom antyfaszystowskim, jak PPR oraz Związkowi Radzieckiemu, współdziałając w kierowaniu reakcyjnym pismem podziemnym „Zryw” oraz wydając nakładem „Stronnictwa Zrywu Narodowego” książkę p.n. „Psychologia emocjonalna” (Zagadnienie totalizmu)”.
Akt oskarżenia przedłożono również pozostałym zadrużanom. Bogusława Stępińskiego i Janinę Kłopocką obwiniono o to, iż „sporządzali w celu rozpowszechniania artykuły o treści faszystowskiej i zamieszczali je w nacjonalistycznym piśmie „Zadruga”, którego byli współredaktorami”. Najpoważniejsze zarzuty z wszystkich przedstawiono jednak Teodorowi Jakubowskiemu. Oskarżono go bowiem o zabójstwo w 1943 roku Henryka Rybki (sprawa została dokładniej opisana powyżej) oraz współudział w dwóch innych zabójstwach na nieustalonych (!) osobach w 1943 roku i napady rabunkowe na nieustalone (!) osoby w ramach działalności „reakcyjnej” organizacji podziemnej Stronnictwo Zrywu Narodowego.
Stachniuk postanowił się bronić. 15 kwietnia 1952 roku z mokotowskiego aresztu wysłał do Sądu Wojewódzkiego list, w którym zaskarżył akt oskarżenia. Wytknął w nim absurdalność zarzutów i zawarte w nich nieścisłości. Pisał tam m.in.: „Akt oskarżenia mówi o tym, że „idąc na rękę władzy hitlerowskiej” rozwijałem „zdradziecką propagandę” itd. Wyjaśnić muszę, że w interesie Niemiec kierunek mojej pracy musiał być sprzeczny z dążeniami „władzy hitlerowskiej” w Polsce. Ja dążyłem do podważenia wpływów Kościoła katolickiego, natomiast Niemcy byli żywotnie zainteresowani w tym by było wręcz odwrotnie”. Na poparcie swych słów powołał się na okupacyjną prasę gadzinową, m.in. Nowego Kurjera Warszawskiego „pełnego – jak dalej pisał Stachniuk – apelów do katolickiego społeczeństwa, wzywającego do współpracy w imię cywilizacji chrześcijańskiej, misji katolickiej narodu polskiego, zadań na wschodzie Kościoła, listów otwartych o konieczności zachowania wiary chrystusowej, do którego to zadania są powołani katolicy-polacy itd.”. Jeszcze dalej posunął się wręcz do stwierdzenia: „ponieważ moje stanowisko antykatolickie było znane, dążono do zniszczenia mnie”.
W piśmie tym przypominał również, że już przed wojną oskarżano Zadrugę o „działania na szkodę narodu polskiego, poprzez osłabianie jego ducha obronnego”, z tym, że wtedy dopatrywano się inspiracji… komunistycznej i masońskiej.
Odpierając zarzut, iż wydając „Zagadnienie totalizmu” starał się udowodnić tezę, że ustrój ZSRR jest totalistyczny i faszystowski, a jednocześnie, że jest faszystą z charakterystyczną dla siebie ironią pisał: „Jeśli prawdą jest, że jestem faszystą, to w takim razie, udowadniając tezę, że ustrój radziecki jest faszystowski i totalistyczny, muszę mieć doń uczucie sympatii i życzliwości jako do czegoś co jest mi bliskie i swojskie. Akt oskarżenia zarzuca mi jednak, że „szkalowałem Związek Radziecki”, kierując się uczuciami nieprzyjaźni doń. Byłem więc nieprzychylnie nastawiony. Nieprzychylność moja wynikała z założenia, że Związek Radziecki jest rzekomo totalitarny i faszystowski. Jeśli takie było uzasadnienie niechęci, to prosty stąd wniosek, że byłem przeciwnikiem totalizmu i faszyzmu. Albo jedno albo drugie. Albo jestem faszystą i totalistą i wówczas musiałem żywić uczucie sympatii do Związku Radzieckiego, albo jestem jego przeciwnikiem i nie mogę być faszystą”.
Wyjaśnienia te na nic jednak się nie zdały. Władze komunistyczne, przeprowadzając wszelkie procesy polityczne, nie kierowały się bynajmniej poczuciem sprawiedliwości tylko dążyły do wyeliminowania wszelkich ośrodków myśli niezależnej od płytko pojmowanego marksizmu. Dlatego też doszło do rozprawy sądowej, która odbyła się 25. czerwca 1952 roku w Sądzie Wojewódzkim dla m. st. Warszawy. Była to rozprawa tajna, a przewodniczył jej sędzia M. Stępczyński. Ewidentnie był to proces polityczny, o czym świadczyć mogą zgromadzone przeciw oskarżonym dowody rzeczowe, którymi były: książki Stachniuka, pisma Zryw i Zadruga, kartoteka z nazwiskami sympatyków Zadrugi, notes Jakubowskiego oraz rysunki (!) Kłopockiej. Po dwóch kolejnych rozprawach, które odbyły się 26 czerwca i 9 lipca, ostatniego dnia prokurator Beniamin Wejsblech wniósł o wymierzenie Stachniukowi kary śmierci, Teodorowi Jakubowskiemu dożywotniego więzienia, a pozostałym zadrużanom wieloletniego więzienia. W wyniku tak surowego potraktowania Jakubowski i Stępiński załamali się, efektem czego było wyrażenie przez nich skruchy i prośba o niskie wyroki. Postawa Stachniuka i Kłopockiej do samego końca była nieugięta. Nie przyznali się do niczego, ani nie wyrazili skruchy za swoje postępowanie. Ostatecznie tego samego dnia Sąd wydał wyrok, w którym ideologa Zadrugi skazano na 15 lat więzienia, pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na lat 10 oraz przepadek mienia. Bogusława Stępińskiego i Janinę Kłopocką skazano na 7 lat więzienia, lecz karę tę na mocy art. 6 i 10 ustawy o amnestii z dnia 22 lutego 1947 r. złagodzono do 4 lat i 8 miesięcy. Ostatni z oskarżonych Teodor Jakubowski otrzymał wyrok dożywotniego więzienia złagodzony na mocy art. 5 dekretu o amnestii z dnia 2.08.1945 r. i art. 6 i 8 ustawy o amnestii z dnia 22.02.1947 r. do 12 lat i 6 miesięcy więzienia. Jednocześnie wszystkim oskarżonym na poczet wymierzonych kar zaliczono okres tymczasowego aresztowania.
Na odsiadywanie wyroku został Stachniuk odesłany do mazurskiego więzienia w Barczewie. Był to jeden z najcięższych ośrodków odosobnienia w Polsce, ulokowany na półwyspie otoczonym z trzech stron wodą, co powodowało, że panował w nim malaryczny klimat, źle wpływający na odsiadujących w nim skazańców. Regułą w nim było osadzanie więźniów politycznych w jednych celach z pospolitymi kryminalistami i bicie przez strażników. Stachniuk poddany został torturom. Funkcjonariusze więzienni bili go mówiąc przy tym, iż „wybiją mu jego przedwojenne nacjonalistyczne poglądy oraz krytykę ustrojów totalitarnych, w tym ZSRR”.
W czasie pobytu w barczewskim więzieniu został Stachniuk zatrudniony w stolarni. Jak zanotowały władze więzienia, nie wyrabiał on tam jednak norm produkcyjnych, ponieważ nie wykazywał chęci do pracy. W 1953 roku był również karany dyscyplinarnie za kontaktowanie się z Teodorem Jakubowskim i niepochlebne wypowiadanie się o Polsce Ludowej i ZSRR.
24 grudnia 1953 r. odbyła się odbyła się rozprawa apelacyjna, w wyniku której Stachniukowi zmniejszono wyrok do 8 lat więzienia, przy czym na mocy art. 14 § 2 ustawy o amnestii z dnia 22.02.1947 roku złagodzono ją do lat siedmiu. Stępińskiemu i Kłopockiej zmniejszono wyroki do lat czterech. Jako, że w poczet ich kary zaliczono okres tymczasowego aresztowania Sąd uznał ich karę za odbytą. Natomiast w stosunku do Jakubowskiego Sąd utrzymał w mocy zaskarżony wyrok.
Kolejną próbę złagodzenia swego losu podjął Stachniuk na fali „odwilży” spowodowanej śmiercią Stalina. Na jego prośbę adwokat doprowadził do drugiej rozprawy apelacyjnej, która odbyła się 8. lutego 1955 roku. W jej wyniku Stachniuk odzyskał wolność, bowiem Sąd złagodził mu wyrok do 5 lat i 3 miesięcy uznając jednocześnie karę za odbytą.
Po wyjściu z więzienia ideolog Zadrugi dostał zakaz oficjalnego zamieszkania w Warszawie. Obchodząc tą sankcję zameldował się u znajomego w Józefowie koło Otwocka i jednocześnie nielegalnie przebywał w stolicy. Z powodu nacisków cenzury, a także złego stanu zdrowia nie był już zdolny do żadnej pracy naukowej. Odżyły plany napisania powieści historycznej, ale nic z tego nie wyszło. Również próby uzyskania rehabilitacji i ewentualnego odszkodowania spełzły na niczym. W związku z beznadziejną sytuacją zdecydował się Stachniuk na opuszczenie kraju i udanie do Kanady, gdzie przebywał T. Then, czy też do Niemiec. Nie uzyskał jednak zezwolenia na wyjazd, w związku z czym plan ten upadł. Również na niczym spełzła próba nielegalnego przedostania się kajakiem do Szwecji, ponieważ w ostatniej chwili zrezygnował z całego przedsięwzięcia jego współtowarzysz. Wskutek tortur, którym został poddany w więzieniu, dostał pomieszania zmysłów i musiał poddać się leczeniu w szpitalu psychiatrycznym w Radości koło Warszawy. Miejsce w tej placówce miał załatwić F. Widy-Wirski. Cały czas był pod opieką przyjaciół i zwolenników jego ideologii, którzy do samego końca pozostali mu oddani. Szczególnie troskliwie opiekowała się nim towarzyszka jego życia Franciszka Stembrowicz.
Choroba okazała się nieuleczalna. W jej efekcie Stachniuk zmarł 14 lipca 1963 roku i dwa dni później został pochowany na Cmentarzu Komunalnym na Powązkach – kwatera F2, rząd 8, mogiła 7 w alei prowadzącej do żołnierzy września 1939 roku. Z inicjatywy Janiny Kłopockiej i innych zadrużan w 1966 roku wzniesiony został okazały nagrobek, na którym wyryto następujące epitafium: „Jan Stachniuk Stoigniew, 13.I.1905-14.VIII.1963, teoretyk kultury, twórca narodowych zasad rozwoju Polski, wierny syn Narodu Polskiego. Cześć i sława Jemu i Jego dziełu. Zadruga”.
W wyniku działań wojennych niektórzy z zadrużan znaleźli się poza granicami kraju, by tam włączyć się w szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Etapami przez Francję znaleźli się w Wielkiej Brytanii, gdzie podobnie jak inni Polacy czynnie włączyli się w walkę o wolną ojczyznę. Byli to: Antoni Wacyk, Tadeusz Then, Stanisław Opolski, Józef Słonczyński, Wilhelm Kwaterniak i inni. W gronie tym w latach wojny redagowano odbijane na powielaczu pismo Goreją Wici. W głównej mierze było ono przedłużeniem przedwojennej Zadrugi i zawartych w niej treści. Jednakże ze względu na brak dostępu do różnorakich źródeł wiedzy, jak i ograniczone zaplecze osobowe pismo to stało na niższym poziomie niż pierwowzór i w dużej mierze ograniczało się do powielania tez wylansowanych przez Zadrugę jeszcze przez wojną, bez wnoszenia czegokolwiek własnego. Niemniej jednak, ze względu na swoją kontrowersyjność i krytykowanie polskiego charakteru narodowego poglądy tej grupki spotykały się z wielką podejrzliwością i niechęcią kręgów emigracyjnych. Kwestionowanie powszechnie akceptowanych wartości odbierane było w tych ciężkich czasach jako przejaw wrogości i próba szerzenia defetyzmu.
Pomimo niechęci otoczenia, zadrużanie kontynuowali rozpowszechnianie lansowanych przez siebie idei. W 1945 roku zdołali wydać własnym sumptem książkę Antoniego Wacyka „Kultura bezdziejów”. Był to popularny wykład tez zawartych przez Stachniuka w jego przedwojennej pracy „Dzieje bez dziejów”. Jak łatwo przewidzieć, również ta książka nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem wśród polskich emigrantów. Pewien oddźwięk zyskała natomiast w kraju, gdzie pochlebną recenzję P. Hulki-Laskowskiego zamieścił Głos Wolnych. Równie krytycznie, jak do książki Wacyka, środowiska emigracyjne ustosunkowały się do wydanej w 1946 roku pracy Stachniuka „Człowieczeństwo i kultura”. Można odnieść wrażenie, iż w ideach zadrużnych starano się jedynie doszukiwać i podkreślać te elementy, które mogłyby świadczyć o ich pokrewieństwie z komunizmem. W tym czasie w prasie emigracyjnej ukazało się kilkadziesiąt wzmianek i artykułów o Zadrudze, jednakże wszystkie z nich napisane były w nieprzyjaznym tonie. Na przykład T. Jantar recenzując „Człowieczeństwo i kulturę” zarzucał Zadrudze i Zrywowi, iż podjęły współpracę z komunistami. Inne pismo zatytułowało swój artykuł „Zadruga na usługach komunistów”.
Grupa brytyjska była w korespondencyjnym kontakcie z zadrużanami przebywającymi w kraju. Właśnie tą drogą Stachniuk nakłonił część z niej do powrotu do Polski. W wyniku tego w czerwcu 1946 roku do kraju powrócili Antoni Wacyk i Józef Słonczyński, którzy od razu włączyli się w działalność swoich towarzyszy. Zgodnie bowiem z twierdzeniem Stachniuka, tylko tutaj, na miejscu, można było realizować stawiane sobie przez nich cele.
Nie wszyscy jednak wrócili, a powody tego były różnorakie. Ludwik Zasada zmarł 11 listopada 1941 roku w Szkocji na zawał serca i tam też został pochowany. Wilhelm Kwaterniak pozostał na stałe w Wielkiej Brytanii, gdzie włączył się w działalność tamtejszej Polonii. Był on między innymi jednym z redaktorów emigracyjnego pisma Samoobrona. Inny zadrużanin Tadeusz Then udał się do Kanady, gdzie założył rodzinę i zamieszkał. Będąc ze Stachniukiem w korespondencyjnym kontakcie planował pomóc mu w wydostaniu się z Polski, ale ostatecznie próby te nie powiodły się. Jeszcze inny członek przedwojennej Zadrugi Walenty Nowacki wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie podjął praktykę prawniczą. Tam też starał się propagować idee wykreowane przez ideologa Zadrugi. Rezultatem tej działalności było wydanie przez niego reprintu książki Stachniuka „Człowieczeństwo i kultura”. W napisanym przez niego wstępie do tego wydania starał się lansować również wykreowaną przez siebie koncepcję „Centropy”, czyli sojuszu państw środkowoeuropejskich. W ramach tej Unii dojść by miało do likwidacji armii i przemysłu zbrojeniowego, a kierownictwo ekonomiczne spocząć miało w rękach ekonomistów niemieckich. Resztki potencjału nuklearnego wraz z siłami nuklearnymi innych państw miałyby podlegać Narodom Zjednoczonym i stanowić gwarancję pokoju na całym świecie. Koncepcja ta nie spotkała się praktycznie z żadnym odzewem, z ideologią zadrużną nie ma nic wspólnego i może być potraktowana jako tylko i wyłącznie swego rodzaju ciekawostka.
Ideologię zadrużną propagowano także w innych częściach świata. Przedwojenny zadrużanin sędzia T. Matula w czasie wojny trafił do Turcji, gdzie lansował poglądy Stachniuka i rozprowadzał „Dzieje bez dziejów” wśród innych uchodźców z Polski. W czasie wojny zginął on jednak z rąk Niemców.
Jeszcze inna grupa zadrużna działała na terenie powojennych Niemiec. Składała się głównie z zadrużan, którzy trafili w czasie wojny do obozów koncentracyjnych oraz z osób, które zostały tam przez nich zwerbowane. Na czele grupy stał szef przedwojennego oddziału Zadrugi w Łodzi Bogusław Stępiński, który w czasie wojny trafił do obozu w Oranienburgu. Poza nim w szeregi grupy wchodzili także: przedwojenny zadrużanin Edward Olczyk, Józef Flis, Jerzy Juźwiak z żoną, były student Uniwersytetu Warszawskiego Stanisław Kubica, Zbigniew Kwiatkowski, Feliks Bator i Jerzy Surowiecki. To właśnie wśród tych osób zrodziła się inicjatywa wydawania pisma, które lansować miało idee wykreowane przez Stachniuka. Na siedzibę redakcji wybrano Lubekę leżącą w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Pierwszy numer stworzonego przez nich pisma wydano w październiku 1945 roku. Nosiło ono nazwę Arkona, w podtytule „Organ Lechitów”. Redaktorem naczelnym został Jerzy Juźwiak. Objętość wynosiła 10 stron formatu A4, nakład 200 egzemplarzy, cena jednego egzemplarza 50 fenigów. W zamierzeniu miał to być dwutygodnik, jednakże na skutek sprzeciwu władz alianckich po opublikowaniu debiutanckiego numeru musiano zaniechać dalszego wydawania tego tytułu. Nie zrażeni tym zadrużanie 1 listopada 1945 roku wydali kolejne pismo zatytułowane Zaranie. Również tym razem miał to być dwutygodnik poświęcony zagadnieniom kulturalnym, społecznym i naukowym. Objętość i format pozostały niezmienione w stosunku do poprzedniego tytułu, zmianie uległo jedynie stanowisko redaktora naczelnego, którym został Józef Flis. Wybieg ten nie przyniósł jednak pożądanych rezultatów, tak jak poprzednio doszło bowiem do zamknięcia pisma.
Powodem decyzji władz alianckich mogła być kontrowersyjność tekstów zamieszczanych w zakazanych pismach jak i negatywny oddźwięk, z jakim spotykały się w kręgach emigracyjnych. Z artykułu redakcyjnego zamieszczonego w Arkonie noszącego tytuł „Nasza droga”, dowiedzieć się możemy o założeniach programowych grupy. Autor tego tekstu wyraża w nim zaniepokojenie faktem, iż elity rządzące Polską mogą chcieć poprowadzić kraj w niewłaściwym kierunku. Przestrzega jednocześnie przed powrotem do „starej drogi”, gdyż mogłoby to okazać się równie zgubne. W innym artykule poddano krytyce tradycyjne wartości polskiej kultury, rozpatrując je na tle refleksji nad zakończoną niedawno wojną. Podobna tematyka poruszana była na łamach Zarania. We wszystkich tekstach, zamieszczanych w obydwu pismach, możemy doszukać się ataków na katolicyzm i lansowane przez niego postawy. Autorzy robią to w sposób zakamuflowany, ale terminologia przez nich użyta, jak i zwroty typu „ideały ojczenaszowe” czy też „nabożny gorzkożalizm” nie pozostawiają czytelnikowi wątpliwości co do prawdziwego adresata zarzutów.
Postawa władz alianckich wobec zadrużnych inicjatyw wydawniczych zmusiła zwolenników Stachniuka do zmiany taktyki. Redakcja zamkniętych pism postanowiła bowiem włączyć się w działalność Zrzeszenia Polskich Organizacji Zawodowych, aby w ten sposób mieć dostęp do jego organu prasowego, którym była Kuźnia. Tym razem mamy do czynienia z ewolucyjnym przejmowaniem pisma. O ile bowiem w początkowych numerach nie widać wpływów zadrużnych, o tyle wraz z upływem czasu są one coraz bardziej widoczne. Znamiennym jest również fakt, iż od numeru czwartego zaniechano podtytułu sugerującego reprezentowanie przez pismo ruchu związkowego i zastąpiono go nowym, który brzmiał „Kuźnia walki o lepszą przyszłość narodu polskiego”. W numerze jedenastym z 1 kwietnia 1946 znaleźć można informację, iż B. Stępiński wybrany został II wiceprezesem Związku w Lubece, jak i kierownikiem wydziału wykonawczego. Redaktorem Kuźni został natomiast Feliks Bator. Pismo ukazywało się do sierpnia 1946 roku. W numerze z tego miesiąca znalazła się notka informująca, iż „zespół redakcyjny „Kuźni” wraca do Kraju, wobec czego numer bieżący jest zarazem numerem ostatnim”.
I tym razem pewien wpływ na decyzję o powrocie miał Stachniuk, który w korespondencji do przebywających w Niemczech przyjaciół sugerował, iż prawdziwa działalność zadrużna może być prowadzona jedynie w kraju. Nie wszyscy jednak usłuchali namów swojego lidera. Osoby, które pozostały w Niemczech postanowiły kontynuować działalność wydawniczą. Feliks Bator rozpoczął wydawać pismo "W drodze" z dopiskiem „Dawniej Kuźnia” i podtytułem „Głos Nacjonalistów Polskich za Krajem”. W zamierzeniu redakcji nowy tytuł miał być kontynuacją Kuźni, o czym świadczyć może nie tylko widniejący na winiecie dopisek, ale i sygnatura debiutu wydawniczego, który nosił kolejny numer w stosunku do ostatniego wydania Kuźni. Pomimo wielkiego zapału, zdołano wydać zaledwie jeden, liczący 12 stron numer, datowany na październik 1946.
Jeszcze jedną inicjatywę wydawniczą podjął Jerzy Juźwiak, wydając niedatowane pismo Stanica. Również tym razem próbowano zasugerować czytelnikowi, iż jest to kontynuacja Kuźni. Świadczyć miał o tym napisany małymi literami podtytuł brzmiący właśnie „Kuźnia” i zamieszczony pod właściwym tytułem. I tym razem inicjatywa ta nie powiodła się. Zdołano wydać jedynie jeden, liczący 16 stron numer, który nie spotkał się zresztą z przychylnym przyjęciem kręgów emigracyjnych.
Z powodu niemożliwości działania w oficjalny sposób zadrużanie przerzucili swoje poczynania na inne płaszczyzny. Koniec lat 80-tych przyniósł na przykład wypracowanie przez nich obrzędów neopogańskich uświęcających ważne w życiu każdego człowieka wydarzenia. Odprawienie pierwszego z nich, postrzyżyn Maurycego Słowińskiego, miało miejsce 5.VI.1988. roku na Górze Ślęży nieopodal Wrocławia. Lokalizacja ta nie została wybrana przypadkowo, tam bowiem mieściło się w starożytności miejsce pogańskiego kultu. Odprawiono rytuał według scenariusza Antoniego Wacyka i nadano postrzyżonemu młodzieńcowi imię Wojsław. Dwa lata później, 2.VI.1990 roku, odbyły się kolejne postrzyżyny, tym razem Tymoteusza Słowińskiego, któremu nadano imię Niklot. Obrzęd spotkał się z dużym zainteresowaniem ze strony mediów – cała sprawa została opisana w kilku artykułach prasowych. Wydarzenie to zostało także zarejestrowane przez kamery wrocławskiego oddziału Telewizji Polskiej, lecz, co trzeba dodać, materiał ten nie został nigdy wyemitowany.
Po przełomie, jakim był rok 1989, działania niedobitków Zadrugi, jak i ich nowych zwolenników mogły przybrać jawny i zorganizowany charakter. Jednym z przejawów tych działań było powołanie przez dr Zdzisława Słowińskiego (ojca opisywanych przed chwilą Wojsława i Niklota) wydawnictwa „Toporzeł”. Oficyna ta wydała m.in. cztery książki Antoniego Wacyka, w których propaguje on swoją wykładnię myśli Stachniuka, a także dzieła samego ideologa Zadrugi. Do tej pory zdołali oni wydać następujące prace Stoigniewa: „Dzieje bez dziejów”, „Zagadnienie totalizmu”, „Człowieczeństwo i kultura” oraz po raz pierwszy, pozostającą do tej pory w maszynopisie książkę „Chrześcijaństwo a ludzkość”. Co ciekawe, pozostałe książki, wraz z dwoma dotychczas nie publikowanymi pracami (chodzi o następujące opracowania: „Mit słowiański”, oraz „Droga wielkiej odnowy. Drugi front trzeciej Rzeczpospolitej”), znaleźć można na internetowych stronach wydawnictwa.
Zdzisław Słowiński założył także Stowarzyszenie na rzecz Świeckości Szkoły sprzeciwiające się wprowadzeniu nauki religii do szkół. Jednym z przejawów jego działalności było wydanie (w ramach akcji propagatorskiej wydawnictwa „Toporzeł”) reprintu głośnej przed wojną książki Janiny Baryckiej pt. „Stosunek kleru do państwa i oświaty”. Zawartość tej pracy to materiały zebrane przez członków Związku Nauczycielstwa Polskiego na temat ingerencji kleru katolickiego w życie szkoły, państwa i innych instytucji w okresie międzywojennym, a w intencji wydawców wznowienia było pokazanie, iż do tych samych metod ucieka się Kościół w czasach obecnych.
Innym przejawem działalności zwolenników Jana Stachniuka było powołanie w 1992 roku partii politycznej o nazwie Unia Społeczno-Narodowa. Jej założycielami byli: biznesmen Antoni Feldon (stał on na czele partii), działacz antykomunistycznej opozycji prawicowej z lat 80-tych Andrzej Wylotek, Zbigniew Bujalski oraz Andrzej Röhm. Doktryna USN była w prostej linii przełożeniem myśli zadrużnej na płaszczyznę polityczną. Jedyną istotną różnicą dzielącą ich od oryginalnej ideologii Stachniuka był stosunek do kwestii gospodarczych. Odrzucili oni bowiem kolektywistyczne koncepcje Stoigniewa i opowiedzieli się w pełni za zasadami wolnego rynku. Swoiste credo, na zasadach którego funkcjonował USN, wyraża napisany przez Antoniego Wacyka manifest zatytułowany „Wyznanie Polskiej Wiary”. Partia ta w swoich poglądach propagowała panslawizm, geopolityczną orientację na Rosję i akcentowanie zagrożenia ze strony Niemiec, co upodobniało ją w tym punkcie do endecji. W swoich koncepcjach USN odwoływał się do zadrużnego hasła zmiany charakteru narodowego Polaków, która miała dać podstawy przyszłemu rozwojowi Polski na płaszczyźnie gospodarczej i kulturowej. Wielokrotnie podkreślała też ujemny wpływ Kościoła katolickiego na przeszłość i teraźniejszość naszego kraju. Unia wydawała profesjonalnie drukowane, kolorowe pismo o nazwie "Militaria. Racja Stanu" (pierwotnie jako "Militaria"), w którym popularyzowała swoje poglądy. Pomimo dalekosiężnych planów i wielkich ambicji działania partii nie przyniosły pokładanych w niej nadziei. W 1998 roku część członków zarządu, wraz z Andrzejem Wylotkiem na czele, doszła do wniosku, że dalsza działalność pozbawiona jest celowości i zawiesiła działalność statutową ugrupowania, co równało się jego rozwiązaniu. Reasumując można powiedzieć, że USN była partią niewielką, zaliczaną do rzędu tzw. partii kanapowych, pozbawioną zaplecza i wpływów. W związku z powyższym jej funkcjonowanie można potraktować jedynie jako pewną ciekawostkę na wielobarwnej mozaice politycznej III Rzeczpospolitej.
Wspomniany wcześniej Andrzej Wylotek od 1991 roku prowadzi także własną inicjatywę o nazwie Narodowy Zespół Koncepcyjno-Studyjny, w zasadniczej swej treści nawiązującą do ruchu Nowej Prawicy. W jego ramach wydawany jest biuletyn "Żywioł", propagujący tradycję i tożsamość słowiańską. Na łamach tegoż pisma wielokrotnie prezentowana była sylwetka twórcy Zadrugi i jego dokonania. Do osób związanych z działalnością NZKS należeli między innymi zadrużanin prof. M. Czarnowski, profesor archeologii i historii M. Szafrański, specjalizujący się w badaniach nad religijnością dawnych Słowian, czy też członek grupy artystycznej Szczep Rogate Serce M. Konarski.
Innym projektem o ewidentnie neozadrużnym charakterze jest powołany do życia w 1994 roku (chociaż do oficjalnej rejestracji przez władze doszło dopiero w 1995 roku) związek wyznaniowy o nazwie Zrzeszenie Rodzimej Wiary. Jego założycielem i przywódcą jest dr Stanisław Potrzebowski, autor wydanej w 1981 roku w Bonn niemieckojęzycznej monografii poświęconej Zadrudze. Główna siedziba tej grupy znajduje się we Wrocławiu, gdzie zamieszkuje pełniący funkcję Naczelnika S. Potrzebowski, jednakże można powiedzieć, iż ma ona zasięg ogólnopolski, bowiem jej oddziały terenowe istnieją praktycznie w całym kraju i można je spotkać m.in. w takich miastach jak Warszawa, Szczecin, Poznań, Koszalin, Kraków i wielu innych. Założenia programowe Zrzeszenia noszą nazwę „Wyznanie Wiary Lechitów” i w swej zasadniczej formie tożsame są z „Wyznaniem Polskiej Wiary” USN. Jedyną różnicą, odróżniającą obydwa, jest odwoływanie się przez ZRW do szeroko rozumianego dziedzictwa ludów aryjskich. Działalność tego związku skupia się w głównej mierze na propagowaniu rodzimych wierzeń słowiańskich (lecz w nowym, przystającym do obecnych czasów wydaniu), jak i praktykowanie cyklicznych świąt w kluczowych momentach roku oraz obchodzenie ważnych w życiu każdego człowieka wydarzeń (narodziny, śmierć, zaślubiny - swadźba czy inicjacja w dorosłość - postrzyżyny). Poglądy propagowane przez Zrzeszenie możemy określić mianem panteizmu, postrzegają oni bowiem boski pierwiastek w otaczającej ich Naturze (Stachniukowa Wola Tworzycielska) i wszelkich jej aspektach. W roku 1999 Zrzeszenie skróciło swoją nazwę i w chwili obecnej nazywa się po prostu Rodzima Wiara (sami zwolennicy określają siebie mianem rodzimowierców). Ich zdaniem bowiem nazwa poganie czy też neopoganie ma pejoratywny oddźwięk i poza tym nie wywodzi się z rodzimej tradycji – w ten sposób chrześcijanie określali wszystkich niechrześcijan, a więc – w ich mniemaniu – słowa te mają pochodzenie chrześcijańskie, a zatem nie mogą być przez nich używane na określenie własnego wyznania. Grupa ta wchodzi też w skład Zrzeszenia Rodzimych Wiar Europy, organizacji skupiającej w swoich szeregach grupy o podobnych poglądach z całego kontynentu.
11.09.1998 roku zarejestrowano kolejną grupę, która w swoich deklaracjach odwołuje się do dorobku Jana Stachniuka. Jest to Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury „Niklot” z Warszawy. Jego założycielem i przywódcą jest Tomasz Szczepański, redaktor naczelny wychodzącego od jesieni 1997 roku kwartalnika metapolitycznego Trygław, były radny jednej z warszawskich gmin, były członek władz Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego, publicysta, historyk. Jest on również autorem dedykowanego Stachniukowi utworu literackiego zatytułowanego „Xsiądz Marek” w którym widoczne są inspiracje historiozoficznymi koncepcjami twórcy Zadrugi. Stowarzyszenie zgodnie ze swoją nazwą wzięło sobie za zadanie obronę i propagowanie rodzimej tradycji i kultury, chociaż nie są mu także obce akcje o charakterze politycznym. 19.09.1999 roku Stowarzyszenie zorganizowało w Szczecinie manifestację przeciw tworzeniu w tym mieście międzynarodowego Eurokorpusu, a miesiąc później, 23. października, urządziła kolejną pikietę, tym razem pod kancelarią premiera, przeciwko wejściu Polski w struktury Unii Europejskiej. „Niklot” udzielił również swojego poparcia gen. Tadeuszowi Wileckiemu w ostatnich wyborach prezydenckich a także potępił ataki NATO na Jugosławię.
Zainteresowanie Zadrugą widoczne jest także w różnej maści drugoobiegowych czasopismach młodzieżowych. Co ciekawe, występuje wśród tych czasopism dość duże zróżnicowanie ideologiczne, od skrajnej lewicy, poprzez periodyki ekologiczne, neopogańskie, aż po pisma skrajnej prawicy. Co warto zaznaczyć, różny jest też stosunek poszczególnych autorów i redakcji do zagadnienia Zadrugi, jak i osoby Jana Stachniuka, poczynając od wyważonych i rzeczowych czy nawet krytycznych po skrajnie hagiograficzne peany na cześć Stoigniewa.
Twórcy rzeczonych pism, jak i inni młodzi zwolennicy myśli Stachniuka propagują również ideologię zadrużną na stronach Internetu. Tutaj jednakże również występuje duże zróżnicowanie, co do poziomu prezentowanej myśli i często, poza powoływaniem się na Zadrugę czy Stachniuka, z istotą zagadnienia nie mają one tak naprawdę nic wspólnego...
Przeglądając współczesną prasę o prawicowej proweniencji dostrzec w niej możemy pojawiające się na jej łamach wzmianki na temat Zadrugi. W przeważającej większości reakcje współczesnych publicystów katolickich na zjawisko, jakim była (czy też jest, jeśli wliczyć działalność wszelkich grup neozadrużnych) Zadruga są negatywne. Przeważnie publikacje te odwołują się do powielania przedwojennych plotek zamieszczanych w ówczesnej prasie, z tym, że tak jak i wtedy zdają się oni wierzyć w lansowane tam informacje. W dużej mierze można odnieść wrażenie, iż publicystom tym chodzi bardziej o próbę zdyskredytowania tego ruchu ze względu na jego antychrześcijanizm, niż na podjęcie rzeczowej polemiki z jego poglądami.
Pewne zainteresowanie zjawiskiem, jakim jest Zadruga, dostrzec można również poza granicami naszego kraju. Duża w tym zasługa współczesnych zwolenników myśli Jana Stachniuka, którzy zamieszczając w zagranicznych pismach artykuły na ten temat chcą rozpropagować jego dokonania. Szczególnie aktywny na tym polu jest Jarosław Tomasiewicz, który opublikował wiele artykułów na ten temat w prasie zarówno francusko, niemiecko jak i anglojęzycznej.
Przegląd zagranicznych pism pozwala dostrzec rosnące zainteresowanie tym zagadnieniem. Niemiecki periodyk Junges Forum wydawany przez tamtejszych politologów poświęcił cały numer Zadrudze. Artykuły na ten temat znaleźć można także w magazynach z Rosji, Ukrainy, Francji i wielu innych krajów. W wywiadzie dla jednego z polskich pism przywódca i ideolog rosyjskich narodowych bolszewików Aleksander Dugin wykazał się znajomością osoby i poglądów Jana Stachniuka. Jak więc widać, zainteresowanie tym tematem rozprzestrzenia się coraz bardziej i widoczne jest zarazem na zachodzie, jak i na wschodzie.
Mówiąc o poglądach omawianego ruchu, musimy pamiętać, iż w dużej mierze zostały one wykreowane przez Jana Stachniuka – autora 11 książek, współautora 3 kolejnych, publicystę, który na przestrzeni kilkunastu lat opublikował szereg artykułów. Ideologiczna działalność innych zadrużan była jedynie uzupełnieniem i rozwinięciem tez wykreowanych przez Stachniuka, niemniej jednak przy omawianiu całości i ona musi być wzięta pod uwagę.
Przy rozległości dorobku pisarskiego Stachniuka i jego towarzyszy trudno jest omówić go całego zaledwie na kilkunastu stronicach. Dlatego też rozdział ten stanowi jedynie próbę zarysowania problemu, a nie jego wyczerpującego omówienia. Z tych samych powodów omówione zostały tylko pewne wybrane elementy ideologii zadrużnej. Poglądy te w całej swej postaci wzbudzały wiele kontrowersji. Można odnieść wrażenie, że adwersarze Zadrugi prowadząc z nią polemiki dostrzegali, świadomie lub nie, tylko wybrane fragmenty tej ideologii. Podczas gdy jedni akcentowali jej wątki kolektywistyczne i zarzucali komunizowanie, inni dostrzegali jedynie konsekwentny nacjonalizm i tym samym pomawiali o faszyzm. Dla jeszcze innych widoczne były jedynie wątki antykatolickie, a cała reszta pozostawała bez znaczenia. Przyjrzyjmy się więc temu jak wyglądały poglądy Zadrugi.
Większość ludzi twórczych przekonanych jest o własnej wyjątkowości i całkowitej oryginalności wykreowanych przez siebie rzeczy. Podobnie rzecz ma się ze Stachniukiem, który w jednej ze swoich książek posunął się nawet do stwierdzenia: „Prawie wszystkie systemy myślowe, które już istniały do niczego pomocne mi nie były”. Stwierdzenie to jednak nie może być brane całkiem poważnie. Tak, jak i inni ludzie, również Stachniuk ulegał różnym wpływom, stykał się z poglądami rozmaitych myślicieli czy też publicystów i świadomie, czy też nie, inspirował się ich dokonaniami.
Chcąc więc przybliżyć źródła inspiracji Stachniuka, musimy czynić to niejako poprzez analogię jego poglądów z opiniami głoszonymi przez innych ludzi. Z przedstawionego powyżej powodu, w bardzo niewielu miejscach powołuje się on bowiem na jakiekolwiek nazwisko.
Z pewnością możemy dostrzec pewne zbieżności poglądów Stachniuka z tezami głoszonymi przez ideologa narodowej demokracji Zygmunta Balickiego w jego fundamentalnym dziele „Egoizm narodowy wobec etyki”. Szczególnie widoczne jest to w propagowanym przez zadrużan postulacie kierowania się w polityce państwa zasadą przedkładania własnego interesu narodowego kosztem innych. W związku z lansowanym przez Zadrugę nacjonalizmem dostrzec możemy również pewne zbieżności z poglądami innego ideologa endecji Romana Dmowskiego, szczególnie jeśli chodzi o jego wcześniejszą twórczość znaną z „Myśli nowoczesnego Polaka”. Jak jednak zastrzegają sami zwolennicy Stachniuka, odrzucają oni w całości późniejsze dokonania tego ideologa, gdyż według nich zarzucił on w swoich poglądach zasadę prymatu narodu i przesunął akcent najwyższej wartości na rzecz katolicyzmu. Równie istotny wydaje się wpływ na Stachniuka idei wykreowanych przez Stanisława Brzozowskiego, autora „Legendy Młodej Polski”. Szczególnie widoczne jest to w obecnym u obydwu kulcie dla pracy i produktywizmu. U Stachniuka to praca i, ogólnie rzecz biorąc, twórczość nadaje sens ludzkiemu życiu; poprzez pracę człowiek ulega swego rodzaju uświęceniu.
Równie widoczny wpływ na ideologię zadrużną bez wątpienia wywarli tacy filozofowie jak A. Schopenhauer (koncepcja woli kosmicznej, u Stachniuka sparafrazowana w postaci Woli Tworzycielskiej), F. Nietzsche (wykorzystanie jego teorii nadczłowieka i propagowanie konceptu człowieka jako jednostki heroicznej), G. Sorel (koncepcja mitu jako czynnika mobilizującego ludzi do działania), M. Weber (przejęte od niego przekonanie o wyższości cywilizacyjnej protestantyzmu nad katolicyzmem, jak i przypisywanie elementów kulturotwórczych jedynie temu pierwszemu). Niewątpliwie można doszukać się w ideologii Stachniuka również wpływów innych filozofów, by wymienić zaledwie kilku jak: Protagoras, Bergson czy Kant. Niezaprzeczalnym wydaje się również wpływ literatury pięknej na kształtowanie się pewnych postaw i poglądów Stachniuka. Szczególnie jeśli chodzi o autorów, którzy w swojej twórczości zawarli pewne elementy antykatolickie, które mogły inspirować, jak i utwierdzać zadrużan w ich postawie. Wymienić tu można chociażby Stanisława Wyspiańskiego, Zoriana Dołęgę-Chodakowskiego, Seweryna Goszczyńskiego czy Narcyzę Żmichowską. Równie istotną inspiracją mogą okazać się także dokonania plastyczne propagujące tematykę słowiańską i pogańską takich artystów, jak chociażby Stanisław Szukalski, Stanisław Jakubowski czy Zofia Stryjeńska.
W różnych publikacjach Zadruga nazywana jest, a także sama przyjmuje miano ruchu neopogańskiego. Przyjrzyjmy się zatem przez chwilę, co się za tym pojęciem kryje. Zanim jednak przejdziemy do omówienia stosunku Zadrugi do tej kwestii, tytułem wstępu zobaczmy czym jest w ogóle to zjawisko.
Sam termin „neopoganizm” oznacza, ni mniej ni więcej, system wierzeń odwołujący się do dawnych, przedchrześcijańskich wartości. Według definicji opracowanej przez religioznawców, jest on „zjawiskiem religijno-społecznym charakteryzującym się bądź to negacją ortodoksji chrześcijańskiej, bądź też chrześcijaństwa w ogóle, na rzecz powrotu do – niekoniecznie konsekwentnie ujmowanych – religii pogańskich dominujących na danym terenie (lub nawet obcych) przed przyjęciem chrześcijaństwa”.
Początki tego nurtu sięgają przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy to zaczęto realizować zasadę rozdziału kościołów i związków wyznaniowych od państwa oraz wolności religijnej i tolerancji. Dodatkowo tendencje te spotęgował romantyzm ze swoim uwielbieniem ludowości i odwoływaniem do zamierzchłej przeszłości.
Ruchy neopogańskie pojawiły się praktycznie w całej Europie. Do największego znaczenia doszły jednakże w krajach niemieckojęzycznych, gdzie w wielu przypadkach silnie były związane z tamtejszą polityką i kulturą. Za sympatyków lub uczestników niemieckich grup neopogańskich uznaje się między innymi H. Himmlera, M. Heideggera czy też E. von Ludendorffa. Ten ostatni w jednym z wywiadów powiedział: „Jestem przeciwnikiem chrześcijaństwa i poganinem i jestem z tego dumny. Dawno już pożegnałem chrześcijaństwo. (…) My Niemcy jesteśmy w tej chwili ludem, który najbardziej odłączył się od chrześcijańskiej nauki. Dopiero wskutek zupełnego odrzucenia chrześcijaństwa nabędzie lud niemiecki zwartości, której potrzebuje i której byłby potrzebował w ciężkich chwilach roku 1918”.
Zjawisko to nie może być jednak identyfikowane wyłącznie z Niemcami. Renesans poganizmu wystąpił bowiem praktycznie we wszystkich krajach Europy, zarówno w jej wschodniej jak i zachodniej części. Oczywiście nie ominął również Polski, gdzie poza Zadrugą działały równolegle inne inicjatywy, które możemy zakwalifikować do grona ruchów neopogańskich. Były to m.in. propagująca idee panslawistyczne Grupa Demiurga, „Święte Koło Czcicieli Światowida”, któremu przewodził Władysław Kołodziej, czy też grupa artystyczna Stanisława Szukalskiego „Szczep Rogate Serce”. Tendencje te żywe są również w czasach obecnych o czym świadczyć może m.in. działalność epigonów Zadrugi.
Jeden z zadrużan zapytany o swój stosunek do poganizmu odpowiedział: „Pogaństwo – sam jestem poganinem; Zadruga to pogaństwo XX/XXI wieku. Ale pogaństwo nasze – to koncepcja światopoglądowa, to embrion przyszłego systemu kulturowego. To nie obrzędy i nic poza tym”. Uzupełnienie tych słów odnajdujemy w jednej z jego książek, gdzie stwierdza: „Do starożytności słowiańskiej sięgamy nie po to, by wskrzeszać prymitywne wierzenia, odświeżać formy dawno już zamarłe, zwracamy się do naszej pogańskiej przeszłości jako do kolebki duchowej dlatego, że w naturalizmie pierwotnej słowiańszczyzny widzimy prawidłowy, zdrowy etap historycznego rozwoju polskiego człowieka”. Dalej stwierdza wręcz: „Wszystko co słowiańskie i pogańskie jest nam drogie. Stamtąd wyrastają nasze korzenie duchowe. Wiele z tego, co chcemy widzieć w charakterze nowoczesnego Polaka, w jego zwyczajach i obyczajach, łatwiej się zaleci jego chłonnej wyobraźni, jeśli przemówi do niej poprzez symbolikę słowiańską. Uważamy za wskazane, by dziecko polskie z imieniem Swaroga łączyło w swej wyobraźni obraz najwyższego dobra, mowy i piękna. Tysiąc razy bliższe winno się stać dziecku polskiemu pojęcie Swaroga niż obcego, katolickiego Jahwe. W miarę dorastania dziecka Swarog przybierze nazwę Woli Tworzycielskiej; w dalszej kolejności upostaciuje się ona w Narodzie”.
Ze słów tych wyłania się stosunek zadrużan do religii jako takiej, która traktowana jest przez nich w sposób pragmatyczny, by nie rzec nawet instrumentalny. Stachniuk posuwa się do stwierdzenia „bałwany zostawmy bałwanom”. Religia to dla niego nic innego, jak środek do celu, coś co pomoże mu zaprząc ludzkość do twórczego działania. Wyraził to w słowach: „w walce (…) lepszym sprzętem bojowym jest system emocyj religijno-artystycznych i światopogląd artystyczny”. Aby spotęgować te uczucia, zadrużanie opracowali i odprawiali także specjalne obrzędy, czego przykładem może być świętowanie przez nich Szczodrych Godów w 1938 roku, obchodów 900-nej rocznicy bitwy pod Płockiem stoczonej przez Miecława, czy wreszcie odprawianie obrzędu postrzyżyn na górze Ślęży na przełomie lat 80-tych i 90-tych.
Według Stachniuka, „religia jest uorganizowanym stosunkiem jednostki do ewolucji tworzycielskiej świata”. Twórczość jednostek ma skupiać się na narodzie po to, by doprowadzić do jego wielkości. Według zadrużan, „stosunek jednostki do narodu nosi charakter kultu”. Nic więc dziwnego, że zajmuje on w ich koncepcjach tak poczesną rolę.
W obliczu konfrontacji z katolicyzmem, który w oczach zwolenników Stachniuka jest Polakom kulturowo obcy, jak i niesie ze sobą negatywne wartości, odwoływanie się do rodzimego pogaństwa jawi się jako swego rodzaju alternatywa mająca zmobilizować naród do aktywizmu.
Spoglądając na ideologię wykreowaną przez Stachniuka możemy dostrzec, iż jest ona ze wszech miar antropocentryczna. Człowiek w jego ujęciu to najdoskonalszy twór natury. Na biologicznej płaszczyźnie jest on podobny do innych istot żywych, jednak „to czym człowiek zasadniczo wyróżnia się spośród innych gatunków żyjących, jest jego zdolność tworzenia, tajemniczy pierwiastek tworzycielski. Tylko człowiek jest zdolny do postępu, do rozwoju, do stwarzania coraz doskonalszych i sprawniejszych form życia materialnego, społecznego i duchowego”. Tak więc czynnikiem odróżniającym go spośród innych istot jest jego chęć doskonalenia się, dążenie do stawania się czymś więcej, niż się jest. Zdolność tworzenia nazywa Stachniuk „geniuszem tworzycielskim” i wszelkie inne cechy charakterystyczne dla człowieka uważa za wtórne względem niego lub też całkowicie mu przeciwstawne. Według niego, za istotę człowieka nie mogą być brane ani rozum, ani wiara w „inny świat”, ani wszelkiego rodzaju uczucia wyższe typu miłość, litość itp..
Z takiego pojmowania istoty człowieka wynika szersze zagadnienie, jakim jest człowieczeństwo, przez Stachniuka utożsamiane z humanizmem. Jak zauważa jeden z publicystów „humanizm [zadrużny – przyp. KO] nie polega (…) na apoteozie człowieka takim jakim jest, ale na wydobywaniu i potęgowaniu cech dla człowieczeństwa specyficznych. W ten sposób Stachniukowski ‘humanizm’ okazuje się antytezą humanitaryzmu; ba, odbiega nawet od humanizmu renesansowego z jego hasłem ‘nic co ludzkie nie jest mi obce’ ”. Według ideologa Zadrugi, pojęcie humanizmu należy rozumieć, jako „rozmach tworzycielski w naturze człowieka, zdążający do całkowitego przeistoczenia ładu naturalnego świata w nową postać związanych sił”. Ciągle wzmagająca się w człowieku wola panowania nad wszelkimi istniejącymi w świecie żywiołami powinna stać się wyznacznikiem jego działania. Kresem „ewolucji tworzycielskiej” jest „całkowite opanowanie żywiołów naszej psychiki”. Poprzez pryzmat tych poglądów przebija się cel człowieka zadrużnego, którym jest stwarzanie samego siebie, jako realizacja swojego człowieczeństwa. Odwrócenie się od tego procesu równoznaczne jest z wyparciem się istoty humanizmu. Mamy więc tutaj do czynienia ze swego rodzaju kultem produktywizmu. W jednej ze swych prac Stachniuk wyraził to w ten sposób: „Stan łaski, odblask Wielkości opromienia tych, którzy swoje ‘ja’ przetapiają na kruszec czynów w kręgu mitu”. Uświęcenie człowieka poprzez pracę odzwierciedla także zadrużne hasło: „tyleś wart ile stworzysz”.
Jednocześnie człowiek w ujęciu Stachniuka to jednostka heroiczna, bez zmrużenia okiem przetwarzająca otaczający ją świat. Pisał on: „pojęcie heroizm – w naszym rozumieniu – wiąże się z pogłębionym życiem, z wysiłkiem całej osobowości, wdrażającej się w rdzeń problematyki istnienia”. Wychodząc z tych pozycji, stwierdza wreszcie: „Ogniskiem wiedzy o prawdzie świata i życia nie jest mędrzec, lecz bohater. Nie szukajmy więc prawdy u wyziębionej hałastry wykształceniowej, lecz tam, gdzie ona goreje jasnym płomieniem – w doznaniach, które daje heroiczny stosunek do problematyki istnienia”.
Najwyższym tworem człowieka jest kultura. Nie dziwi więc, że pojęcie to zajmuje centralne miejsce w ideologii zadrużnej. Według Stachniuka, „kultura jest procesem spełniania się naszego posłannictwa, polegającego na reorganizacji pola żywiołów”. Poprzez kulturę realizują się zadania wyznaczone woli tworzycielskiej polegające na przetwarzaniu świata przez człowieka w ten sposób, aby powstał nowy typ mocy całkowicie jemu podległy. W tym sposób postrzegamy kulturę w ujęciu dynamicznym, jako proces reorganizacji świata. Efektem tego przekształcania są kulturowytwory, a jak stwierdza autorytarnie Stachniuk „związana w kulturowytworach moc to nasz jedyny świat”. Według Stachniuka, można podzielić je na:
a) kulturowytwory duchowe, które z kolei dzielą się na:
- sztukę;
- religię;
- teorię (światopoglądy, filozofia);
- etykę;
- naukę;
b) kulturowytwory społeczne - do których należą narzędzia służące do pokonywania oporów, jakie stawia środowisko społeczne. Innymi słowy są to narzędzia socjotechniki;
c) kulturowytwory materialne (technika), dzielące się na: mechanotechnikę (dzięki niej człowiek może zapanować nad energią mechaniczną, termiczną i chemiczną); biotechnikę (dzięki niej można ingerować w sferę biologii); gospodarstwo, będące efektem społecznego zastosowania dwu powyższych.
Jak stwierdziliśmy wcześniej, posłannictwo człowieka spełnia się poprzez jego czyny. Logicznym stąd wydaje się wniosek, iż dla Stachniuka człowiek spełniony to ten, który czynnie uczestniczy w dziele tworzenia kultury. Wyraził to dobitnie w jednej ze swych książek, pisząc: „człowiek nie jest nudną do mdłości kreaturą szukającą dosytu, spokoju, liryki trawienia i karmelkowych wzruszeń umysłowych na bazie szczęścia fizjologicznego, jak tego chcą laickie bezdzieje, ani „dóbr wiecznych” i obcowania z „prawdą” objawioną przez różnych „odkupicieli”. Człowiek – to kipiąca energia kosmiczna, szukająca coraz wspanialszego wyrazu w naładowanych tragizmem tworzycielskim dziełach kulturowych”.
Zjawiskiem odwrotnym do kultury jest wspakultura, określana przez Stachniuka mianem „schorzenia humanizmu”. Proces rozpadu rozpoczyna się wraz z narodzinami w świadomości ludzkiej poczucia nieważności dzieła kultury. Tragedia zaczyna się, gdy poczucie to utrwali się w systemie tradycji, dochodzi wtedy bowiem do zakorzenienia tego zjawiska i powielania go poprzez kolejne pokolenia.
Degradacja zainicjowana zostaje wraz z zanikiem w człowieku woli tworzycielskiej i opanowaniu go przez poczucie biowegetacji. Trwa on wtedy dla samego trwania, nie robiąc nic w celu zrealizowania swego człowieczeństwa. Efektem rozkładu jest sześć elementów, przez Stachniuka plastycznie nazwanych kikutami. Są to: personalizm, wszechmiłość, nihilizm, hedonizm, moralizm, spirytualizm.
Pierwszy z nich to „system życia, w centrum którego stoi nieruchomie beztwórcze, wsłuchane w odgłosy liryki trawienia, izolowane indywiduum ludzkie. Persona taka, wyrwana z rytmu stawania się, pogrążona w słodyczy wegetacji, jest jakby celem samym w sobie”. Jednostka opanowana tym elementem odcina się całkowicie od działań twórczych, tłumacząc to wolnością wyboru. Personalizm jest wynikiem pracy intelektu, pozbawionego oparcia o określony system wartości kulturowych. Przeważnie opanowani są nim laicy, teoretycy, czy też osoby o przewadze postaw spekulatywnych, w których wygasł poryw tworzycielski.
Kolejny element rozkładu to wszechmiłość, zawsze występująca w parze z personalizmem. Jest to próba zanegowania w człowieku walki o byt w fałszywym przeświadczeniu, że wtedy dozna on niewysłowionego szczęścia, absolutnego spokoju. Postawa taka wynika, według Stachniuka, z fałszywego odczucia solidarności z całym światem. W wyniku tego człowiek przestaje walczyć o byt, popada w biedę, zaprzestaje cokolwiek tworzyć i pogrąża się w kwietyzmie.
Nihilizm z kolei jest w swej postaci zaprzeczeniem istoty człowieczeństwa. Człowiek, a szczególnie jego cielesność i tężyzna, w ujęciu tego członu uznawany jest za zło. Stąd wyłania się ideał pierwiastka nihilistycznego: „schorzałe, wycieńczone, osłabione ciało, typ abnegata, masochisty, cierpiętnika, nieufnego w stosunku do świata pustelnika, razem jako wzorzec doskonałości człowieka: święty”. Na podbudowie takiego pojmowania świata doszło do wykształcenia się chrześcijaństwa, buddyzmu, islamu i szeregu współczesnych szkół filozoficznych.
Pochodną nihilizmu jest pierwiastek hedonistyczny. Jest on efektem opanowania człowieka przez te elementy wegetacyjne, które kierują jego poczynania na konsumpcję, przy jednoczesnym odsunięciu się od tworzenia kultury. W efekcie tego dochodzi do pewnego rodzaju żerowania na efektach pracy innych osób, przez Stachniuka określonego mianem jadowitego pasożytnictwa. Bierze się bowiem owoce wytworzone przez innych negując jednocześnie, albo nawet zwalczając, pracę i wysiłek, które te owoce wytworzyły.
Moralizm w ujęciu zadrużnym to puste dążenie do samodoskonalenia się. Jednocześnie jednak rozwój ten charakteryzuje się postawą kontemplacyjną, doprowadzając tym samym do zaniedbania sfery cielesnej, a skoncentrowanie się tylko i wyłącznie na duchowej. Tym samym obojętne stają się wartości materialne i dochodzi do zubożenia tej sfery.
Ostatni z elementów to spirytualizm. Charakteryzuje się on ucieczką od świata rzeczywistego i przekonaniem o istnieniu świata wiecznego, boskiego, duchowego. W obliczu zainfekowania jednostki spirytualizmem dochodzi u niej do upatrywania szczęścia i celu życia w „zaświatach”. Oddanie się temu mirażowi likwiduje wysiłek, jaki niesie ze sobą pracowite życie tu i teraz. Do szczególnego zintensyfikowania tego uczucia dochodzi w chwili uświadomienia sobie przez człowieka przemijalności życia i nadchodzącej śmierci.
Opisane przed chwilą elementy wspakultury mogą występować suwerennie, lub też łączyć się razem tworząc przeróżne konstelacje. Z połączenia wszystkich razem powstaje nowy element nazywany przez Stachniuka „wspakulturą totalną”. W zależności od tego, który z elementów składowych nowego tworu odgrywa przewodnią rolę, wspakultura ta nakierowana jest na charakterystyczne jej cechy.
Pojęcie narodu, jak i nacjonalizmu, pojawia się u Stachniuka od początku jego twórczości. Nie przypadkiem pierwszą swoją książkę zatytułował „Kolektywizm a naród”. Również podtytuł wydawanego od listopada 1937 roku pisma Zadruga nosił nazwę „Pismo nacjonalistów polskich”, co świadczyć może o dużej roli, jaką przypisywał on tym terminom. Musimy jednak pamiętać, iż wraz z upływem czasu jego podejście do tych wartości uległo pewnym przewartościowaniom.
Na łamach Zadrugi znaleźć można wypowiedzi świadczące o tym, iż wydający ją ludzie uważają siebie za jedynych przedstawicieli konsekwentnego nacjonalizmu w Polsce. Według nich bowiem, endecja na przykład za najwyższą wartość uznawała religię katolicką, a co za tym idzie naród postrzegany był przez nią jako coś wtórnego w stosunku do niej. Zadruga postulowała odrzucenie katolicyzmu, nie tylko jako coś obcego, narzuconego Polsce z zewnątrz, ale również ze względu na propagowane przez niego treści. W wyniku tego niejako automatycznie naród stanie się czynnikiem pierwotnym względem innych wartości wyznawanych przez Polaków. „(…) Albo szczęście jednostki w niebiesiech, albo wielkość narodu na ziemi” – taki wybór proponuje Stachniuk rodakom.
Dla Stachniuka naród jawi się jako jedyna wspólnota zdolna do zrealizowania założeń „kultury heroicznej”. Nacjonalizm zaś „jest tym ognistym rumakiem, który wyciągnie z zastarzałego błota wóz naszego życia narodowego”. Czynnikiem decydującym o wielkości narodu miał być, według ideologa Zadrugi, jego charakter narodowy. Wyraził to w słowach: „O losach narodu, jego wielkości i upadku decyduje charakter tegoż narodu”. W oczach Stachniuka na kształtowanie się polskiego charakteru narodowego negatywny wpływ wywarło chrześcijaństwo. Aby uwolnić się od jego zgubnych wpływów, postulował dokonanie swego rodzaju rewolucji kulturowej, która miałaby te zgubne wpływy wyrugować. Stachniuk świadomy, iż są one zbyt głęboko zakorzenione w świadomości ludzkiej, posunął się wręcz do propozycji uformowania narodu na nowo.
W napisanej w czasie II wojny światowej pracy zatytułowanej „Mit słowiański” dochodzi u Stachniuka do znamiennej ewolucji. Widoczne jest w niej odejście od głoszonego przez niego wcześniej prymatu narodu na rzecz idei „nadnarodu sławskiego”. Proponuje w niej powołanie wspólnoty słowiańskiej, a - co za tym idzie - przedmiotem jego rozważań staje się cała Słowiańszczyzna. Według Stachniuka powstać powinno „imperium sławskie [tj. słowiańskie] jako wynik inwazji zadrużnej kultury na całość ludów sławskich”.
Kilka lat później dochodzi do kolejnego zwrotu w kwestii postrzegania roli narodu. W wydanej bowiem po wojnie książce „Człowieczeństwo i kultura” odszedł od lansowanych wcześniej koncepcji prymatu narodu, czy też wspólnoty słowiańskiej na rzecz upodmiotowienia całej ludzkości. Jak więc widzimy, odszedł on od wcześniejszych tez po to, by skierować swe rozważania na tory wartości uniwersalnych. Od tego czasu postrzega on proces dziejowy, nie jako arenę zmagania się narodów, czy też ras, ale jako pole walki pomiędzy kulturą i wspakulturą.
Niektórzy dopatrują się w tej zmianie pójścia przez Stachniuka na kompromis z komunistami i dostosowania swojej ideologii do ówczesnych warunków w kraju, jednocześnie jednak inni publicyści uważają, iż zmiana ta nie miała nic wspólnego z koniunkturalizmem, a była jedynie naturalną konsekwencją dalszej ewolucji światopoglądowej Stachniuka.