Złudy koniunktur i kryzysów - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Złudy koniunktur i kryzysów

Zagadnienie polskiego kryzysu kulturalnego i ekonomicznego już od dość dawna pasjonuje mocno naszą opinię publiczną. Te nerwowe poszukiwania jednak drogi wyjścia z impasu na razie żadnego rezultatu nie dały, no i zapewne nie dadzą; przeciwnie powiększają tylko i tak już nie małych rozmiarów mętlik coraz to nowo – odkrytych „istotnych” przyczyn i „trafnych rozwiązań. Czas już jest skończyć z bezpłodnym dreptaniem w miejscu i szukaniem wkoło siebie przyczyn polskiego kryzysu.

Sił, które zrodziły dzisiejszą naszą nędzę duchową i materialną należy szukać nie w kolo siebie, nie w warunkach zewnętrznych, ale właśnie wewnątrz siebie samych, w tych zorganizowanych treściach duchowych, które regulują nasz stosunek do świata zewnętrznego, tj. w polskim typie kulturalnym, względnie - jak to określa Zadruga – w ideologii grupy. Wyrosła z katolicyzmu i ukształtowana przez niego w skończony i niezmienny do dziś system duchowy w końcu XVI wieku, jest ona tą siłą, która decyduje o zachowaniu się w życiu codziennym milionów Polaków na przestrzeni ostatnich trzech stuleci. Struktura warunków zbiorowego bytowania narodu jest tylko jej zmaterializowaną postacią. W ten sposób powstał mechanizm polskiego życia społecznego, rozwijającego się z zastanawiającą prawidłowością według pewnych określonych linii.

Czynniki polskiego życia gospodarczego, zostały uchwycone w tryby tego mechanizmu. Postawa przeciętnej społecznej dla omawianego okresu historycznego, wobec zagadnień gospodarczych da się określić „wolą minimum egzystencji”. Można tu w pełni zastosować teorię użyteczności krańcowej z ekonomiki klasycznej, z tym jednym tylko zastrzeżeniem, iż, zważywszy na słabe napięcie potrzeb i pragnień, ładunek aktywności w ten sposób wyzwalany, w przecięciu biorąc (tj. miliony jednostek) doprowadzi do efektów całkiem mizernych. Rezultaty końcowe będą różne nie tylko ilościowo ale i jakościowo. O ile w warunkach angielskich zmiany zachodzące w życiu gospodarczym charakteryzują się ogólnie tendencją wzrostu, to kierunkowa zmiana w życiu polskim polega na grawitacji do pewnego kresu, osiągnięcie którego oznacza stabilizację wszystkich czynników życia gospodarczego na niesłychanie prymitywnym poziomie, całkowite zesztywnienie w bezruchu. Kres ten, ku któremu grawituje nasze życie gospodarcze, zespół „Zadrugi” określa terminem „bieguna tomistycznego”.

Otóż droga, którą przebywa układ wielkości gospodarczych, składający się na gospodarstwo polskie – do wyżej określonego „bieguna tomistycznego” jest niczym innym, jak tylko linią degradacji; etapy grawitacji ku biegunowi tomistycznemu, są etapami degradacji. Poziom ekonomiczny Polski w w. XVI był bardzo wysoki. Od tego poziomu rozpoczęła się (po przełomie kulturalnym w końcu XVI wieku związanym z reakcją katolicką), grawitacja ku „biegunowi tomistycznemu”. Zaznaczyła się ona upadkiem handlu, miast, stabilizacją na prymitywie średniowiecza wsi polskiej, dezorganizacją władzy politycznej, wreszcie kresem demograficznym.

Biegun tomistyczny osiągnięty został w czasach saskich. Poszczególne dziedziny życia społecznego, ewoluując po linii degradacji, doszły do pewnego, harmonijnego poziomu i na nim zatrzymały się bezwładnie. Przeciętna społeczna, zrealizowawszy w pełni niemal w systemie społecznym swe wyobrażenia i ideały wewnętrzne, pogrążyła się w słodkim błogostanie i kontemplacji.

Niewola sprzęgła nas z rytmem życia państw ościennych. Układ bieguna tomistycznego został częściowo rozładowany wolą czynników obcych; im właśnie zawdzięczamy ten strumień kapitalizmu, który spłynął na ziemie polskie. Inicjatywa i kapitał obcy stworzył przemysł śląski, bielski, łódzki i inne komórki gospodarcze w poszczególnych miastach. Kapitalizm nie przeorał życia polskiego do głębi, nie mniej jednak zróżnicował je trochę, stwarzając na marginesie kołtuńskiego nurtu stosunkowo wysoki poziom życia, związany z produkcją kapitalistyczną. Zmiany w strukturze naszego gospodarstwa, dokonane drogą czysto mechaniczną były w istocie swej całkiem obce duchowi polskiemu. Skutki tego niedługo dały na siebie czekać.

Po odzyskaniu niepodległości z chwilą przyjścia z powrotem do głosu polskiego typu kulturalnego, całokształt naszego życia wszedł na linię degradacji; z nieubłaganą konsekwencją grawituje ono znowu ku biegunowi tomistycznemu. Rysy, które niewola wyżłobiła n naszym systemie gospodarczym, zacierają się coraz bardziej.

Oto kilka cyfr ilustrujących kierunek grawitacji naszego gospodarstwa.
Udział procentowy Polski w produkcji światowej, którą przyjmujemy jako 100:
           

 
Ludność Polski wynosi 1,5% ogółu ludzkości. Tragiczna wymowa tych cyfr charakteryzuje całość naszego gospodarstwa, pomimo najróżniejszych tromtadracji optymistycznych.

Uzmysławiając sobie grawitację ku „biegunowi tomistycznemu”, nie możemy nawet dziwić się takiemu stanowi rzeczy. Jasnym się dla nas staje poziom naszego życia gospodarczego. Z zestawienia powyższego wynika z przerażającą oczywistością, iż kryzysy ogólnoświatowe czy też europejskie są tylko tłem, na którym się rozgrywa właściwy dramat narodu. Patrząc poprzez pryzmat stosunków procentowych, dostrzegamy przejmującą prawdę, iż równolegle do wszelkich przeobrażeń zachodzących w gospodarstwie kapitalistycznym świata, w którym uczestniczymy, odbywa się niezmiernie regularny proces staczania się w dół. Zostajemy coraz bardziej w tyle.

Budzą się uczucia dalekie od tego, co się nazywa chrześcijańską miłością bliźniego, wobec tych najprzeróżniejszych utytułowanych kłamliwych autorytetów hałastry wykształceniowej, bojaźliwie ukrywających prawdę, oszukujących opinię publiczną fikcjami „kryzysu światowego”, kursami akcji w Nowym Jorku, Londynie, „wahań w koniunkturze europejskiej” itp. pigułkami, usypiającymi poczucie odpowiedzialności. Nie o zawodzenia żałosne nam chodzi, ani o budzenie „odruchu spłoszonej błogości”. Strach nie może być motorem twórczości. Stając wobec „permanentnego kryzysu”, wynikającego z grawitacji do „bieguna tomistycznego”, należy skojarzyć podstawowe elementy tego zjawiska i wyciągnąć wnioski twarde, bezlitosne.
Inż. Ludwik Zasada
Wróć do spisu treści