Walka Kraka ze Smokiem
Zapewne niewielu czytelników „Zadrugi” może powiedzieć coś bliższego o Stanisławie Szukalskim, artyście rzeźbiarzu. Chyba rok minął już od czasu kiedy osoba jego była sensacją dla prasy literackiej. Głuche milczenie, które po tym nastąpiło trwa do dziś. Jeżeli ktoś, przy jakiejś tam okazji wspomni o Szukalskim, co to się Stachem z Warty nazwał, to nie omieszka przy tym wymownym gestem palca wskazać na czoło, często nie bez wyrazu pewnego politowania dla tego „wariata” co to wszystkim tylko wymyśla i wymyśla. W ogóle, niekulturalny człowiek! Podobno świetny nawet rzeźbiarz, ale poza tym... Poganin! Świątynie pogańskie chciał w Polsce stawiać... Światowidy!..
Taka fama o Szukalskim poszła. Tak zawyrokowała Opinia! Polska Opinia! Żydki z polskich wyszynków literackich. Koryfaryzeusze sztuki polskiej. Geszefciarze. Oni robią w Polsce Opinię. Dzieje tego Wygnańca z Ojcowizny są dla ludzi, którzy rozumieją sens i mechanizm polskiego życia jeszcze jedną ilustracją fatalnego, od kilku wieków datującego się procesu, który spycha dzieje Narodu w jakąś grząską, bagnistą otchłań nędzy kulturalnej i prymitywu cywilizacyjnego. Szukalski jest jeszcze jedną tego procesu, tragiczną w swej wymowie ofiarą.
Wyszedł, jak to się u nas mówi, z dołów społecznych, syn chłopa. Wykształcenia nijakiego nie otrzymał. Samouk. Dorwał się do rzeźby, by zadokumentować wielki talent. Pełen wewnętrznego niepokoju, bogaty w fantazję twórczą. Artysta. Potężną indywidualnością wyrasta ponad uznane kierunki w sztuce. Tworzy nowe. Sięga do legend słowiańskich. Do Wielkiej Przeszłości. Wielkość tą przekuwać chce w kamień ku opamiętaniu pełzających po ziemi rodaków.
I tu zaczyna się konflikt. Rodacy indywidualistów nie znoszą. Boją się nowości. Bo to może przerwać ich spokojną drzemkę. Leniwy nurt mącić, obniżyć obroty. A Rodacy mają skuteczną broń na takich, co to ośmielają się wyrastać nad poziom, śnić o Wielkości. Mają Opinię. Opinia zawyrokowała...
Szukalski wyjechał do Ameryki. W krótkim czasie zdobywa sławę i powodzenie. W zdumienie i zachwyt wprowadza Anglosasów swoimi rzeźbami. Spokoju jednak Szukalski tam nie zdobył. Głęboki uraz, jakiego doznał, zmuszony dla chleba opuścić Ojczyznę rodzi w Szukalskim nowego człowieka, społecznika.
Gdy Rodacy spostrzegli, że zagranica uznała Szukalskiego, wysyłają posłów. Opinia zabiera głos. „Wiadomości literackie” biadolą, że rodak na obczyźnie się tuła. Laury zbiera. Dlaczego sława nie spływa na Polskę? Szukalski sławny za granicą. Polskie snoby chcą Szukalskiego w kraju. Dają mu darmowy bilet na „Kościuszkę” czy „Batorego”. Witają w Ojczyźnie, dumni rodacy. Myślą snoby, że przyjechał taki sam, jakim był w Ameryce, sławnym, wziętym rzeźbiarzem.
Ale Szukalski nie tylko rzeźbił w Ameryce. Przede wszystkim myślał. Dużo myślał o Polsce. Właściwie o dwóch Polskach. O tej oficjalnej „Polsce” bezdziejowej, co to walczy „Opinią” i o tej drugiej, o Polsce możliwości, Polsce Jutra, o Polsce Młodych, o Polsce twórczynu dziejowego.
Kilkuletni pobyt w Ameryce dał mu perspektywę dla właściwej oceny wielu zjawisk życia polskiego, dotychczas niepojętych. To też kiedy po raz wtóry otrzeć się musiał o to targowisko oficjalnej sztuki, kiedy po raz wtóry zetknął się z szafarzami polskiej kultury urzędowej i trafił jak poprzednio, na grząskie, cuchnące bagno, to już wiedział wtedy, że tylko walka bezwzględna, walka młodzi, przeciwko obrosłym w sadło filistrom może duszną, strupiałą atmosferę oczyścić. W walce tej dojrzał swoje posłannictwo. Chwyta za pióro. Ukazują się artykuły Szukalskiego, pisane jędrną polszczyzną. Słowa ciężkie, pełne treści głębokiej. Przypominają rzeźbę Szukalskiego. Równie silne i trafne w obrazie. Sądy o Polsce i Polakach uderzają wielką wnikliwością oceny. Świadczą o nadzwyczajnej intuicji autora, który choć nie posiada dyplomów wykształcenia, wiele naszych kulturalnych i społecznych problemów rozcina bajecznie prostą i zadziwiająco trafną syntezą. Nie wiele jednak artykułów zdołał w polskiej prasie ogłosić. Polska Opinia orzekła, że Szukalski jest niepoprawnym wariatem. Wydala wyrok. Skazała na przemilczenie.
Postanawia wtedy Szukalski z gronem uczniów wznowić wydawanie „Kraka”, którego kilka numerów wydał w latach swego wygnania. Pierwszy numer wychodzi w grudniu 1937 r. w Katowicach. Dziwne to czasopismo o symbolicznej nazwie „Krak”(1. Krak, mówi legenda, uwolnił miasto od straszliwego smoka. Walka Kraka ze Smokiem jest symbolem dla Szukalskiego. Symbolem walki młodych, zapalonych idealistów ze starymi, obrońcami zastałego porządku i tłustych posad. Symbolem walki przyszłości z przeszłością.
„Krak i jego młódź są wysłannikami i obrońcami ludu-Narodu. Ich przywilejem jest umierać za wolność Ojczyzny, lecz wedle zarządzeń starczego pokolenia wyzuci są z wszelkich praw do samoobrony i głosu w sprawach tejże Wolności, Ojczyzny i dziejów. Umierać by wolność dać. Smok i jego starcze pokolenie są obrońcami swych instytucji próżniaczego oportunizmu. Ich przywilejem jest: żyć i zysk mieć z tej wolności i Ojczyzny i uzurpować sobie prawo nad życiem i śmiercią, wypędzeniem i niedolą młodych. Ich prawa i „patriotyzm” są tylko narzędziem obrony swych przywilejów. - Żyć by zyskać i tyć. -” (str. 1)...
„Krak jako bohater słowiański jest jakoby sobowtórem Heliosa wywożącego słońce na czwórkonnym rydwanie, jakoby pogromcą ciemności”... ...„Pismo „Krak” jest zatem hołdem prawiecznemu bohaterowi nieśmiertelnej sprawy tj. walki Młodych ze Starymi, Życia z Martwotą, Zdrowia z Chorobą, Światła z Ciemnotą i wysłanników Ludu-Narodu z imienną „Polską” zwapniałego społeczeństwa. Krak jest patronem młodych i nabrzmianem dziejów walczących z bezdziejami”. (str. 8-9).
Mechanizm trwania ideologii grupy sprawia, że ciągłość typu kulturalnego Narodu jest zachowana mimo coraz to nowych, narastających pokoleń. Jest to niezmiernej wagi problem. Przewrót kulturalny może nastąpić jedynie z wątku zupełnie nowej koncepcji kulturalnej. Dlatego zasadniczą rzeczą jest, by wątek ten rósł i potężniał z dala od wpływów dotychczasowego kręgu kulturalnego. Szukalski ujmuje to w następujący sposób: ...„Po narodzeniu się noworodka ważnym zabiegiem, do zapewnienia życia dziecku jak i matce jest przerwanie ciągłości pępowinowej, która jeżeli nie przerwana może spowodować śmierć obu. W życiu społeczno-dziejowym tą pępowiną – łącznością jest tradycyjny sposób życia i bycia, jak i poglądowość na wszelkie ważniejsze zadania natury kulturalno-społecznej, byłe metody działań i tempo pracy. Jesteśmy związani takim łącznikiem pępowinowym, na którym nadal starcze pokolenie więzi młode pokolenie, nierozważnie przekazując nam przesytą krew z obiegu starczego organizmu w organizm tych, co teraz nadchodzą z rasowym sprawunkiem w sercu i twórczym zamiarem w mózgu”. (str.2).
Nacjonalizm polski, reprezentowany przez „Zadrugę” trzonem swoim opiera się o filozofię heroizmu, który jest właściwie antytezą personalizmu. O to jak głęboko pojął Szukalski właściwą treść – istotę heroizmu: (Szukalski używa słowa „Idealizm”, „Zadruga” w miejsce tego wyświechtanego terminu używa słowa „Heroizm”): „Idealizm w życiu jednostki jest symptomatem jej młodości i rasowej tężyzny. Niektórzy ludzie nigdy się nie starzeją, więc i nie zatracają tego pierwiastka samooświetleniowej duszy”. (str. 3). „Idealizm jest raczej tęsknotą do służenia „czemuś, komuś i kiedyś” często nieokreślonemu, lecz w każdym razie czemuś co nie spłaca dywidend”.
„Jest to pragnienie oddania się i płacenia miłością, krwią, a często i życiem choćby tylko za to, by odczuć w sobie można było to samo poczucie, że się jest pożądanym, niezbędnym, a przez to stanowić dowód, że się jest szlachetnym, niecodziennym, a więc godnym miłości ogólnej”. „Idealizm jest symptomem często biologicznej tężyzny i jurności, jak jest śpiewanie słowika w miesiącu miłosnej pobudliwości, znajdującej upust w altruistycznej skorości”. (str. 70-71).
Tak pojęty „idealizm” jest dla Szukalskiego i jakże słusznie, najbardziej istotnym znamieniem ducha nowych czasów. Heroizm i głód Wielkości wypełniają duchową postawę przeciętnej społecznej narodów, ożywionych wolą ku potędze. „Żyjemy dziś w innej epoce i to nie własnej. Epokę robią ci co się ważą Opatrzność chwytać za pysk, lejce jej nakładać i wedle swej wszechmożnej woli kierować tam, gdzie dobro ich własnej rasy. Każda epoka ma swe prawa i swą moralność. Dziś obowiązuje moralność pogańskiej tężyzny samowierczej, a nie chrześcijańskiej ustępliwości i semickiego jęczenia wobec Ligi Narodów i sentymentaliów uniwersalnych serc. Dzieje są olimpiadą ras i Narodu. Dziś własny cel jedynie uświęca sposoby. Dziś własne marzenia formują własną moralność.”
„Słyszy się i czyta niebywałe historie o straszliwościach dokonanych w tych krajach, „jęczących pod jarzmem” faszyzmu, kemalizmu, komunizmu, hitleryzmu i amerykanizmu. Było wygodniej kiej to komunistyczna Moskwa, była tylko jedną „plamą” na mapie szlacheckiego świata. Wszyscy się od niej z oburzeniem odwracali. Dziś jednak znikło to centrum „zła”, przewrotu i zdziczenia”. Zbyt wiele plam takich ukazało się na karcie parcel żywotnego odradzania się narodów”... „Każdy sąsiad handlujący swój „izm” państwórczy jest określany jako coś „piekielnego”, co zagraża cywilizacji, Boga prawom no i wygodnym stanowiskom tych, co czynią ową nagonkę... Bardzo dogodnymi stały się te wszystkie komunizmy, faszyzmy, hitleryzmy, kemalizmy i amerykanizmy naszemu ołowianemu społeczeństwu krochmalonych kołnierzykowców, lakierkowiczów, doktorowanych zer i bezjędrnych ichmościów. W ten to sposób wyłupuje się ta współczesna „Polska” (oficjalna) z łupin, o aspołecznym usposobieniu ze swej odpowiedzialności za beztwórczą gnuśność w półdrzemce uprawianą. Ci karierowicze drobnego kalibru, zdolni zaledwie wyłechtać mizerną prozaiczność codziennego spożytku, pływają na pęcherzach wydętych frazesów pseudowykształcenia by odrzucić od się uwagę otumanionej Publiki, a z nią i Narodu, tłumaczą się i wykręcają, oczerniając inne społeczeństwa”...
„Obrzydzenie we własnej młodzieży wszelkich odruchów dążących ku „Odrodzeniu”, budującego się narodowego Ducha umożliwia owej sławetnej „Polsce” imion znanych to, że nadal utrzymuje się ugornie rządzeniem swych recept teologicznych i politycznych, nie przylegających wcale do życia w tym dwudziestym stuleciu i że nadal bujdą swej intelektualnej abrakadabry ślą w wątpliwą przyszłość nowe, a skore pokolenia i mnożą pokornie nowych niewolników dla potężniejących z dnia na dzień bo żywotnych i nieugiętych sąsiadów”...
„Wszelkie „izmy” są tylko przemijającymi narzędziami, przy pomocy których dany naród odradza się na nową, a wielorako wzmożoną Potęgę, zaś porzuca je, bez zbytniego sentymentu po wynalezieniu skuteczniejszych na ich miejsce. Zwykła bujda to i tradycyjne strachy na Lachy te komunizmy i hitleryzmy. Lecz! - to nie drobnostka te narody, które tymi „izmami” dla siebie wśród cudzych rasowych wymoczków działają.
Na tle tych wezbranych energii i pulsującego gwałtownie życia władczych narodów, obraz Polski ukazuje się Szukalskiemu w ponurych barwach. - To też szczególnie mocnych słów używa w ustępach, kiedy mówi o Polakach. (Przypomina tu kogoś). Z pasją ciska gromy na skostniałe w trupiej martwocie polskie społeczeństwo. „Polska” (cudzysłowu używa Szukalski dla odróżnienia oficjalnej Polski od Narodu Polskiego) zaczyna być po trochu obdarzana tytułem, - zrzuconym już dawno przez odrodzoną Turcję, - „chorego serca Europy”... „Cóż to „Polska” doktorowana uczyniła od chwili zyskanej z powrotem Wolności? Jakież to ambicje ma ta „Polska” nazwisk wydrukowanych na wizytówkach i twarzach, tak wzniośle filatelistycznych? Żadne! Byle tylko uskomleć Pokój w Lidze Zjednoczonych Łotrów, byle umodlić u Opatrzności Boskiej jaką taką egzystencję, byle nie odebrano jej Śląska lub Gdańska, byle tylko Ukraińce masła więcej nie sprzedawali w swych dzielnie zorganizowanych kooperatywach, „byle tylko polska wieś spokojna”, koalicyjka z różnymi falbankami, nieprzerwana i błoga drzemka blagi w ciepłocie własnego bżdżenia nieukrócona”... „Cóż wy tam robicie panowie z Warszawy, Krakowa, Ciechocinka w swoich biurkach przepoważnych, kawiarniach, dusznych bur....ch i innych światłowych ogniskach społecznych instytucji, by przeciwstawić się nową ideologią tym co parci duchem odrodzonych narodów stosują własne prawa dla swych czynów, co prowadzą swe ludy tam gdzie wiedzie je własna i Wielka Wola. Czy sposobicie Narodowi swojemu nowe klęski jak to było zwyczajem Polski I? Czy może będziecie niedługo śpiewali wasze fatalistyczne „Boże zbaw Polskę”, palili woskówki przed bohomazami i żalili się przed tą sławetną Ligą Narodów, a Ojca Św. prosili o słówko z Jehową?”
Moglibyśmy mnożyć jeszcze długo cytaty z „Kraka”. Zawiera stron 80. Wszystko – artykuły Szukalskiego. Sam wypełnił pierwszy numer, bo jak powiada, „chodzi mu o nadanie orientacyjnego tonu, takiego kamertonowego „A” przed chóralnym śpiewem”. Wiele znajdujemy w „Kraku” cennych myśli. Ale specjalnie bliską jest nam postawa duchowa Szukalskiego.
Szukalski nie bawi się w analizę. Czuje do niej niejako wstręt. Jest artystą. Twórcze dzieło może tylko mu zaimponować! Pragnienie pozytywnego działania, głód czynu budzi wolę w tym tylko bezpośrednim kierunku. Tu się poczyna tragedia Szukalskiego. Już chociażby w tym widzimy ją, że zaledwie jeden numer „Kraka” (grudniowy) Szukalski zdołał wydać. Bezwładność polskiej rzeczywistości jest tak silna, że gdy Szukalski uderzył w nią, ożywiony wolą działania, odbił się sam jaki piłeczka i wylądował... w Ameryce. Po raz wtóry, by znów na wygnaniu zarabiać na chleb.
Powie ktoś, że to tylko bojkot zastosowany przez ludzi, ograniczone grono ludzi oficjalnych, którym się Szukalski naraził brakiem taktu, zbyt ostrym, a prawdziwym słowem itd. Wypadek sporadyczny, że wielki artysta, ale „wariat” nie znalazł w kraju poklasku i powodzenia. I tyle tylko. Nonsens! Istota rzeczy tkwi głębiej. Ma szerszy podkład. Sprawa Szukalskiego zahacza o centralne zwoje nerwowe polskiej rzeczywistości. Urasta do problemu zasadniczego. Tylko trzeba trochę... analizy, dla której Szukalski artysta wyraża swoją zdecydowaną niechęć.
Szukalski oceniany kategoriami aktualnej polskości wydaje się najmniej dziwakiem, jeżeli już w ogóle nie szkodnikiem jakimś, godzącym w ideały narodowe. Jego niespokojna, twórcza, szukająca na gwałt wyładowania postawa duchowa nie przyrasta do otoczenia. Rodzi antagonizm, który wyrażał się czasem w groteskowej postaci. Ale to nie ważne. Szukalski w warunkach polskich wydaje się Don Kichotem. Ten sam Szukalski w ramach innej – rozpędzonej w ramach wytężonego życia społeczności dałby z siebie na jej pożytek potężne walory swej twórczej i potężnej indywidualności. W Polsce zaś – w Polsce bezdziejowej jest trupem, gdyż: „człowiek bez możliwości użycia swych szczytnych zdolności jest trupem, któremu wampir starczego życia społecznego odebrał prawo bycia użytecznego”, jak sam pisze.
Istota problemu tkwi więc w tym, że osiągnięty przez Polskę, zresztą trwający od kilku wieków, ideał cywilizacyjny marnotrawi te ładunki genialności, które rasa, czyli gleba etniczna w wielkiej obfitości z siebie wydaje. Te stale wskazywane cechy naszego społeczeństwa „owe wieczne tępienie i niszczenie ludzi twórczych, jego cynizm w stosunku do wielkich jednostek, ta skłonność do sceptycyzmu, drwin, poniżania autorytetu zasługi” nie mają źródła w jakiejś zamierzonej złej woli. To są jakieś drugorzędne i trzeciorzędne cechy charakteru narodowego. Rozwiązania szukajmy głębiej, a dojrzymy właściwy, skrystalizowany nurt kulturalny i cywilizacyjny, przykrojony na miarę miernoty, w którym nie ma miejsca na żaden poryw wielkości.
Zastanówmy się ileż twórczych jednostek w ciągu ostatnich wieków polskie życie wyrzuciło poza nawias swego zasięgu duchowego. A ile zniszczyło, wyjawiło, wykastrowało. Nie ma bodaj bardziej dla mnie wstrząsającego przykładu od tego jaki nam daje Conrad – Korzeniowski, który zupełnie świadomie porzucił polskość, wcielając się zamienioną osobowością w naród angielski. Przewidując zagładę narodowego bytu, lub jego bliski upadek do poziomu odrażającej małości, stapia się duchowo z ideałem kulturalnym angielskim, tylko dlatego, by swym potężnym niepokojom twórczym móc dać ujście. By zaspokoić swe pragnienia wielkości. Zyskał za życia sławę największego prozaika... angielskiego. W Polsce w najlepszym wypadku spotkałby go los... Norwida. A Höene – Wroński! A tysiące innych, których kości po świecie walają się. Ileż narodowego marnotrawstwa!
Szukalski wyjechał do Ameryki. Już podobno na zawsze tym razem. Jak słychać stara się o obywatelstwo amerykańskie. Szczęśliwi ci co mogą wyjechać! Po stokroć straszliwszy jest los tych nieszczęśliwców, co nie mieli szczęścia urodzić się i ułożyć za młodu na miarę polskiego życia, a z kręgu tego życia nie mogli się wyrwać. Szarpią się bezsilnie. Porywają się do wzlotu, by wpaść natychmiast w sieci potwornego pająka, który omotał życie polskie. Padają zawiedzeni w porywach młodzieńczego idealizmu, odurzeni trującymi wyziewami Smoka.
Który z Czytelników nie zastanawiał się nad tragizmem losu Henryka Dembińskiego. Historię Dembińskiego, życie polskie wydało w wielu tysiącach egzemplarzy. Ono! To polskie życie, z Szukalskiego zrobiło „wariata”, z Dembińskiego - „Komunistę”, a Korzeniowskiego – Conrada.
Stanisław Grzanka
(1 „Krak” Nr 1 grudzień 1937 – Red. Admin. Katowice, Mariacka 33