Upiór szlachetczyzny - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Upiór szlachetczyzny

Dość często rozlegają się u nas głosy, iż typ gospodarczy, reprezentowany przez przeciętnego Polaka, jest obciążony „wadami” charakteru szlacheckiego. Mówi się również o pewnym podobieństwie naszej warstwy inteligenckiej do szlachty do szlachty, pomimo iż warstwa ta posiada dość znaczną domieszkę innych warstw, szczególnie chłopskiej. W powszechnym mniemaniu „wady” szlachetczyzny trwają dzięki temu, iż szlacheckość asymiluje wydobywające się na wierzch elementy, narzucając im swój styl. W ten sposób usiłuje się tłumaczyć nikłą sprawność gospodarczą naszego społeczeństwa. W artykule tym spróbujemy podważyć ten sąd. Twierdzimy bowiem, iż siła, która stworzyła typ agodpodarczego szlachcica nie jest związana ze stanem szlacheckim, tkwi poza nim. Dzięki temu, że historycznie biorąc, agospodarczość najdokładniej została urzeczywistniona w klasie panującej XVII i XVIII wieku, najzwyklej w świecie złączono ją nierozerwalnie z tą klasą. Jesteśmy najdalsi od obrony szlachetczyzny. Uważamy jednak, iż powszechność jej potępiania za antygospodarcze cechy narodu polskiego, jest cokolwiek podejrzana.

Spróbujemy ten problem w skróceniu przedstawić.

POSTAWA NADKONSUMPCJI

Pisaliśmy już parokrotnie o zasadach, na których opiera się gospodarstwo polskie. Wbrew wszelkim pozorom przeciwnym, gospodarstwo polskie posiada własny, odrębny styl. U podstaw gospodarstwa zawsze znajdujemy człowieka. Od profilu duchowego „przeciętnej społecznej” zależy jakim będzie styl gospodarstwa społecznego. Wiemy, jaki charakter posiada homo-catolicus, którym jest przeciętny szary Polak. Zgodnie z zasadami „polskiego” typu kultury, z ideologią grupy, postawa gospodarcza charakteryzuje się „wolą minimum egzystencji”. Polskie ideały kulturalne, jednolite poprzez wszystkie warstwy i klasy, urabiają równie jednolitą postawę wobec gospodarstwa. Na przestrzeni dziesięciu ostatnich pokoleń, nie mógł rozwinąć się inny typ gospodarczy niż ten, który nas w tej chwili otacza. Wola minimum egzystencji nie jest żadnym błędem ani „wadą charakteru narodowego”. Wręcz przeciwnie: jest najbardziej prawidłowym wyrazem ducha „polskości”. „Odwieczne prawdy” z uporem wpajane w duszę Polaka od kolebki, system wychowawczy tymi prawdami przepojony, ideały moralne i etyczne, idee ogólne, język, literatura, wszystko to urabia pewien zwarty typ duchowy Polaka. Jego sylwetka duchowa jest jednolita, podobna do zwartej bryły. O tym wszak z dumą się pisze i mówi, wszak na tej zwartości stylu polskiej kultury buduje się nadzieje ekspansji na zewnątrz itp. Prawidłowy sposób ustosunkowania się do pracy gospodarczej u takiej jednostki jest określony.

My go charakteryzujemy jako „wolę minimum egzystencji”. Poniektórzy dostrzegają końcowe skutki „woli minimum egzystencji” w życiu zbiorowym narodu, stwierdzają ich ujemne strony. Chcą więc usunąć je, ale nigdy im nie przychodzi na myśli likwidacja ich źródła tj. „polskiego” typu kulturalnego. Przeciwnie chcą go za wszelką cenę zachować. Stąd to płyną zabawne próby „dynamizacji”. Konsekwencje „woli minimum egzystencji” są olbrzymie. Skoro liczne pokolenia, w skład których wchodziły miliony jednostek, zachowywały się w życiu gospodarczym według tej normy, nic więc dziwnego, iż w gospodarstwie musiały się wyżłobić pewne rysy.

Przede wszystkim nastąpiło wydzielenie się jednostki gospodarującej w rytmu gospodarstwa społecznego. Było to zgodne z ogólnymi tendencjami stwarzanymi przez wzrastające zasięgi personalizmu w kulturze polskiej. Podobnie jak we Włoszech, Hiszpanii, tak i w Polsce w drugiej połowie XVI w. i pierwszej połowie XVII w. nastąpił zdecydowany odwrót od gospodarki wymiennej, rynkowej, do naturalnej, domowej, zamkniętej. Tę tendencję będącą konsekwencją woli minimum egzystencji, określimy grawitacją do „otoki ekonomicznej”, tj. takiego ukształtowania elementów produkcji by jednostka mogła z minimalnym wytężeniem woli, uwagi i wysiłku, zapewnić sobie minimum utrzymania. Dalszym następstwem była „skleroza otoczna”, czyli zamarcie wszelkiego postępu w dziedzinie organizacji, techniki, metod produkcji i przyrostu kapitałów. To obniżenie się sprawności było czymś prawidłowym i zgodnym z postawami duchowymi „homo-catolicusa”. Stwierdzić to możemy dziś, w postaci ciągot ku „drobnym warsztatom”, dystrybucjonizmowi itd.

Wola minimum egzystencji wyraża się w niechęci jednostki do podejmowania wysiłku większego, niż to jest potrzebne do zaspokojenia minimum egzystencji. Wysiłek gospodarczy przekraczający tę miarę, nie posiada uzasadnienia moralnego, nie jest poparty nakazami religii, etyki, idei, obyczajów.

Jednocześnie jednak czynnik potrzeb nie został zahamowany. Potrzeby istniały, dawały o sobie znać, szczególniej potrzeby rzędu wyższego niż minimum egzystencji. Ta rozbieżność zrodziła pewną trwałą duchową dyspozycję, którą nazwaliśmy „postawą nadkonsumpcji”.

Panujący system ideologii grupy doprowadził do tego, iż w psychice przeciętnego Polaka żyje niesformułowane wyraźnie przeświadczenie, iż praca, gospodarzenie, służy tylko do zdobycia środków na zaspokojenie potrzeb koniecznych do życia. Wszystko ponadto, winno się uzyskiwać na drodze zabiegów pozagospodarczych.

Jest to umysłowość antykapitalistyczna, wynikła z wiekowego, dogłębnego wychowania w ideałach katolicyzmu.

Postawa nadkonsumpcji żyje w każdym Polaku, bez różnicy klas. W ciągu dziesięciu pokoleń, postawa nadkonsumpcji zapuściła tak głębokie korzenie w duchowość polską, że jest wprost niedostrzegalną. Dostrzega się tylko jej wtórne skutki. I tak narzeka się na brak zamiłowania do pracy, przywiązania do swego zawodu u naszego chłopka, rzemieślnika, brak zrozumienia dla wytężonego wysiłku produkcyjnego, powszechna niechęć i pogarda dla „dorobkiewiczów”, w których szeregach nie może się naleźć człowiek przyzwoity, szacunek dla tych, którzy poprzez rozrzutność stracili odziedziczony majątek itp. W ogóle konsumpcja, wystawność, o ile środki na nią są zdobyte na drodze pozagospodarczej, w opinii podnosi człowieka, dodaje uroku, w przeciwieństwie do pracy „na życie”, która jest czymś właściwym.

Prawie wszystkie paradoksy w tej dziedzinie, w postawie nadkonsumpcji mają swoje źródło.

SYSTEM REALIZACJI NADKONSUMPCJI

Postawa nadkonsumpcji, wyłoniona z rozbieżności pomiędzy „wolą minimum egzystencji” a odczuwanymi potrzebami, mieszczącymi się poza sferą tych, które są konieczne dla utrzymania się biologicznego, jest tym ośrodkiem dyspozycji duchowych, który przez fakt swego istnienia stale dąży do przejawienia się. U przeciętnego Polaka w ciągu ostatnich trzech stuleci, z chwilą gdy rodziły się potrzeby wyższe niż rzędu minimum egzystencji, tym samym powstawała postawa nadkonsumpcji. W systemie duchowym, w ideologii grupy, nie tylko, że nie było nakazu zdobywania środków dla zaspokojenia tych potrzeb poprzez trud i zabiegi gospodarcze, lecz wręcz przeciwnie – zaznaczenie niewłaściwości takiego typu zachowania się. W pewnym stopniu tłumaczyć to można tradycjami rycerskimi, ale tylko w pewnym zakresie. Nie więcej niż w Anglii, Niemczech itp. Wszystko ponadto, odnieść należy do postawu nadkonsumpcji.

Postawa nadkonsumpcji, jak już o tym pisano na łamach „Zadrugi”, wywiera swym istnieniem, stały nacisk na psychikę jednostek. Tak jak ptaszek odczuwa potrzebę uwicia sobie gniazdka, tak też postawa nadkonsumpcji dąży do wyładowania się, do zaspokojenia. Stać się to może dwojako: w sposób niezorganizowany, indywidualny i zorganizowany.

W pierwszym wypadku mamy sporadyczne wyładowanie się postawy nadkonsumpcji w izolowanych czynach poszczególnych jednostek. Formy tego mogą być najróżniejsze: brak szacunku dla cudzej własności, „pożyczki”, usługi natury pozagospodarczej itp.

Inaczej jest w przypadku zorganizowanego przejawienia się postawy nadkonsumpcji. Napięcie postawy nadkonsumpcji, żywione przez miliony podmiotów, w danych konkretnych warunkach, żłobi sobie ujście społeczne, wykształcając trwały system. W ten sposób powstaje społeczny system realizujący nadkonsumpcję. Cechą zasadniczą systemu realizującego nadkonsumpcję jest to , iż ciężar jego musi paść na czyjeś barki. Przy niezorganizowanym przejawianiu się postawy nadkonsumpcji koszta ponosi przypadkowa jej ofiara, w omawianym natomiast wypadku jakaś wielka grupa społeczna.

Innymi słowy: realizacja systemu nadkonsumpcji pociąga za sobą rozpadnięcie się grupy społecznej na podmiot nadkonsumpcji i na jej przedmiot. Stwarza to wyraźny podział na swoiste klasy, lub też pogłębia podział zastany. Oprócz tego warstwa będąca ofiarą systemu nadkonsumpcji , zostaje zepchnięta na poziom bytowania tak niski, iż zabiegi życiowe jej członków będą całkowicie zamykać się w kręgu trosk o zdobycie chleba codziennego, dzięki czemu potrzeby wyższego rzędu, nie będą miały dostępu do jej świadomości. Spowoduje to aktualny brak postawy nadkonsumpcji członków tej upośledzonej warstwy. Wówczas to powstaje złuda, iż postawa nadkonsumpcji jest czymś nierozerwalnie złączonym z podmiotem systemu nadkonsumpcji tj. z warstwą, która dzięki władztwu społeczno-politycznemu w sposób pozagospodarczy, lecz zorganizowany eksploatuje resztę członków grupy.

SYSTEM NADKONSUMPCJI W EPOCE SASKIEJ

Zwycięstwo katolicyzmu XVI w., olbrzymia akcja ogarnięcia świata duchowego każdej jednostki poprzez przerobienie jej na modłę katolicką, sprowadziła rychło wyłonienie się homo-catolicusa. Homo-catolicus jest czymś jednolitym, obejmuje cały naród, wszystkie jego warstwy bez różnicy. Psioczenie na kler i kpiny ze świętych, nie świadczą o czymś przeciwnym.

Z momentem skatoliczenia narodu powstał typ gospodarzenia milionów, wykwitający z „woli minimum egzystencji”. Zamykanie się podmiotów gospodarujących w wymiarach „otoki ekonomicznej”, skleroza otoczna, pauperyzacja, są to procesy, które w ten lub inny sposób zostały zarejestrowane przez naszą naukę historii. Z nadkonsumpcją natomiast nie dano sobie rady.

Pamiętając o tym, cośmy pisali o „konstelacji warunków zastanych” w XVI w. wiemy, iż z przewagi politycznej warstwy szlacheckiej wynikły bardzo doniosłe konsekwencje. Kościół szukając w Polsce ramienia świeckiego, musiał oprzeć się o stan szlachecki. Poprzez szlachtę odbywało się katoliczenie Polski. W niej też najwcześniej dojrzały owoce, które poprzez upadek dawnej sarmackiej gospodarności, doprowadziły do woli minimum egzystencji, a następnie postawy nadkonsumpcji.

Ustrój społeczno-gospodarczy Polski ówczesnej był stanowy, oparty na poddaństwie i to był obiektywny fakt. System nadkonsumpcji, wyłaniający się z podświadomych pragnień i chceń masy szlacheckiej, żłobił swoje łożysko w ramach ustroju pańszczyźnianego.

Mamy tu wytłumaczenie straszliwych skutków poddaństwa w Polsce. Istniało i gdzie indziej w Europie, tylko w krajach katolickich ten ustrój okazał się niespodziewanie zabójczy dla rozwoju demograficznego. Ilustruje to zestawienie zmian ludnościowych w ciągu dwóch wieków realizowania systemu nadkonsumpcji:
Rok
1580
1772
wzrost w % w stosunku do 1580 r. =100
Polska
10 mln. głów
11,0 mln. głów
10%
Włochy
10,4 mln. głów
12,8 mln. głów
23%
Hiszpania
8,1 mln. głów
9,8 mln. głów
13%
Anglia
4,6 mln. głów
9,6 mln. głów
109%
Prusy
1,0 mln. głów
4,0 mln. głów
300%
Rosja
4,3 mln. głów
19,0 mln. głów
344%

Nawet uwzględniając specjalne warunki poszczególnych krajów, nie możemy jednak nie dostrzec pewnej prawidłowości. System realizacyjny nadkonsumpcji, na tle otoki ekonomicznej, sklerozy otocznej, musiał doprowadzić do niesamowitej pauperyzacji, która odbiła się na rozwoju demograficznym. Pod przykrywką rozwoju pańszczyźnianego działały więc specjalne siły, po dziś dzień niepostrzeżone. Komuś o to chodziło, by ten sposób pojmowania naszej rzeczywistości, jedynie naszym zdaniem owocny, nie zaistniał w ogóle.

SYSTEM NADKONSUMPCJI W POLSCE ODRODZONEJ

Założenia tego artykułu muszą się sprawdzać również w odniesieniu do rzeczywistości współczesnej. Od opieki saskiej zaszły wielkie zmiany. Polska ideologia grupy natomiast pozostała bez zmian. Muszą więc w Polsce dzisiejszej wystąpić konsekwencje aktywności codziennej homo-catolicusa postawy woli minimum egzystencji: grawitacja do otoki ekonomicznej (idea dystrybucjonizmu, tomizmu u naszych „narodowców”), skleroza otoczna, no i postawa nadkonsumpcji.

Jesteśmy w trakcie bardzo usilnego realizowania systemu nadkonsumpcji.

Postawa nadkonsumpcji wywierała swój nacisk na umysłowość „przeciętnej społecznej” z równą intensywnością, tak jak to było u bram epoki saskiej. . Strumień tych chceń w pierwszych latach niepodległości szukał ujścia , lecz nie mógł go znaleźć.

Nastąpił przewrót majowy. Ciąg reformistyczny porządkował rzeczywistość polską, rugując „wady” i „błędy”. Konieczność pokonywania oporu stawianego przez ciąg harmoniczny, spowodowała powolne lecz stałe rozbudowywanie aparatu biurokratycznego państwa. Wezbrana fala postaw nadkonsumpcji, żyjąca w milionach Polaków, popłynęła w to łożysko.

Odtąd mamy zjawisko szybkiego montowania systemu realizującego nadkonsumpcję, w którym warstwa biurokracji odgrywa rolę podmiotu, reszta społeczeństwa przedmiotu. Element ludzki, składający się na naszą biurokrację, jest w znacznym stopniu pochodzenia nieszlacheckiego, ożywiony jednak tym samym pragnieniem.

Istotą rzeczy jest napięcie wewnętrzne, stwarzane przez postawę nadkonsumpcji. Stąd to mamy różnicowanie społeczeństwa, usilne dążenie do wsunięcia się w szeregi tych, którzy, na mocy pewnych czynności pozagospodarczych, szlachetnych, uzyskują możność zaspokojenia swych licznych potrzeb natury zbytkowo-materialnej.

Powtarza się więc znów znajomy obraz z epoki saskiej. Wszystko to jest bardzo prawidłowe, lecz nie w ten sposób w jaki usiłują nam niektórzy prostodusznie tłumaczyć. W dzisiejszej biurokracji polskiej, z jej zachłannością, niechęcią do elementów produkcyjnych społeczeństwa, pogardą dla pracy wytwórczej, szczególnie fizycznej, przeświadczeniem, iż zaspokojenie jej osobistych „potrzeb” materialnych jest kwestią „państwową”, nie przebija się „szlachetczyzna”, lecz coś, co leży znacznie głębiej. To „coś”, to wzorzec duchowy, który sprawia karlenie, wyradzanie się narodu we wszystkich dziedzinach, czego efekty nazywamy raz „szlachetczyzną”, raz „błędami”, lub innymi równie nic nie znaczącymi, pustymi określeniami.
Wróć do spisu treści