U podstaw światopoglądu
Kneziowie Zadrugi > Lubomira - Janina Kłopocka
Często
się słyszy zdanie, pochodzące z kół katolickich, że jest
profanacją nadawanie nazwy „święto” uroczystościom świeckim,
np. „święto narodowe”, „święto morza”, „święto gór”
itp., gdyż nazwa ta jakoby przysługuje jedynie uroczystym obchodom
tajemnic chrześcijańskich. Oburzenie to jest, co najmniej, nie
uzasadnione.
Wyraz
„święto” jest prastary i był używany u Słowian, zanim ich
naturalny światopogląd został zniekształcony przez nacierające
chrześcijaństwo. „Świętymi” były dla Słowian wyobrażenia i
rzeczy zupełnie inne od tych, jakie się później w
schrystianizowanym świecie tym terminem mianowało. Tak zresztą,
jak słowu „święty” nadano zupełnie inne znaczenie, tak
wypaczoną została cała „Słowiańszczyzna”.
Rzućmy
więc okiem w dziedzinę starych słowiańskich świętości.
Przed
tym jednak, dla możliwości porównania i oceny, przypatrzmy się
pochodzeniu i pojmowania „świętości” chrześcijaństwie.
Pojęcie „świętości” chrześcijańskiej, sprecyzowane od dawna
przez teoretyków chrześcijaństwa, omawia w nr 8 jezuickiej „Wiary
i Życia” ks. Br. Bojułka T.J. Rodowód swój wywodzi ono
starozakonnego żydostwa. „Pojęcie świętości na wskroś
biblijne, jest czymś bardzo charakterystycznym w religii
chrześcijańskiej” - pisze wspomniany autor. „Świętym”
nazywa biblia Boga-Jahwe. Termin „święty” wyraża, że Jahwe
jest czymś zupełnie odrębnym od rzeczy ziemskich, od istoty tego
świata, „czymś stanowczo oddzielonym i wyróżnionym od innych,
czymś co zupełnie
jest poza ich serią”,
że „On właśnie Jedyny nie jest podobny do niczego ze znanych nam
rzeczy, jest Inny”, że „nie da się porównać z żadnym
stworzeniem”, że nie zdoła go „pojąć jakakolwiek myśl
stworzona”,
że jest „Niepojęty” i „Tajemniczy”. Ta niepojęta wielkość
Jahwe, Istoty będącej poza wymiarami wszystkiego, co stanowi istotę
tego świata, „przejmuje jakimś strachem i drżeniem. Stworzenie
czuje wobec niej swoją nicość i marność. Równocześnie jednak
ta niewysłowiona doskonałość, zupełnie inna niż te ziemskie,
znane nam wielkości, nie odstrasza i nie odpycha, ale raczej
nieodparcie pociąga, zachwyca”.
„Świętymi”
nazywa również ludzi i rzeczy. Jeśli idzie o rzeczy. Jeśli idzie
o rzeczy, to zasadnicza idea ich „świętości” polega na tym
samym, tj. że zostały one oddzielone, wyodrębnione od przedmiotów
codziennego użytku, a przeznaczone wyłącznie dla kultu Jahwe, na
jego własność oddane. Podobnie z ludźmi. W Starym Zakonie cały
Izrael nazywany bywa „świętym”,
nie ze względu na swoją wartość i zasługi,
lecz dlatego, że go wybrał sobie Jahwe na szczególnego sługę i
narzędzie, ażeby pośród morza ludów pogańskich strzegł wiary w
jedynego Boga, niósł ze sobą nadzieję Mesjasza, był zarzewiem
prawdy i światła Bożego, które miały przezeń ogarnąć później
całą ludzkość”.
Autor
rozwija dalej treść starozakonnego pojęcia „świętości”.
Pierwszym i zasadniczym momentem jest tu wybór przez Jahwe, który
czyni daną osobę swoją szczególną własnością, przeznacza
ją wyłącznie dla siebie”.
…,,Ludzie zaś wybrani, „święci Bogu” mają także w swym
moralnym postępowaniu okazywać się godnymi tej specjalnej
przynależności do Niego, starać się o doskonałość osobistą
taką, jaka przystoi tym, którzy są „oddanymi” Bogu. Wszakże
nie ta doskonałość stanowi właściwą świętość. Jest raczej
wynikiem,
albo też postulatem, jakiego domaga się świętość,
czyli specjalna przynależność do Boga. Człowiek ma być
doskonały, ponieważ jest „święty”, oddany Bogu! To pojęcie,
udoskonalone w swej treści wewnętrznej, przechodzi do Nowego
Zakonu. Tutaj wszyscy chrześcijanie są „święci”, co wybrani
przez Boga, stają się Jego szczególną własnością przez wiarę
i chrzest, w którym mistycznie umierają danemu grzesznemu życiu”.
Zwracamy
uwagę naszym czytelnikom na ten charakterystyczny u Żydów – a za
nimi i w chrześcijaństwie – formalizując w pojmowaniu
„świętości”, jako własności Boga, tak daleki i obcy duszy
ludów aryjskich. Nie wartość i zasługa stanowią o „świętości”
Izraela, lecz wybranie jego przez Jahwe. Tak samo obcym jest
dualistyczne pojmowanie życia, upatrujące Boga osobowego całkowicie
wyodrębnionego od świata, który jakoby jest jego dziełem, a
przecież w jakiś niezrozumiały sposób stał się jego antytezą.
Wskutek tego, jeżeli coś (osoba lub rzecz) ma być specjalną
własnością” wszechmocnego Jahwe , czyli „świętym” musi
zostać wybrane, wyodrębnione, wydzielone ze świata. I wówczas co
coś tym samym przepada dla świata. (W tym już tkwi zarodek
chrześcijańskiej negacji życia). Jako kres takiego
„przebóstwienia” „rzeczy stworzonych” rysuje się zanik
człowieka i świata. Zaistnienie i rozwinięcie takiego
światopoglądu przedstawia się jako koszmarne zbłądzenie umysłu
ludzkiego. Wyraża się w nim to, co jest w człowieku bezradnością
i nieudolnością wobec zagadnień Bytu oraz niechęć do wzięcia
odpowiedzialności za losy swoje i świata.
Na
tle pojęcia „świętości” w chrześcijaństwie, które
omówiliśmy, wystąpi tym wyraźniej pojęcie „świętości” u
naszych słowiańskich przodków. U nich wyraz „święty”
oznaczał pierwotnie to samo co jary, tj. silny (Brückner),
znaczenia kościelnego, „sanctus”, dopiero nabrał przez
chrześcijaństwo (Brückner). Naczelne bóstwo słowiańskie ognia i
słońca poza innymi nazwami (Swaróg, Dadźbóg), nosiło także
imię Jarowit, Świętowit (Brückner). W tych imionach, jednych z
nielicznych ocalałych szczątków słowiańskiego dorobku
kulturalnego sprzed tysiąca lat, zarysowuje się nam treść wiary
naszych przodków.
W
Swarogu swarzy się ogień, groźny jako żywioł pożaru
niszczycielskiego, oślepiający w błyskawicy, a dobroczynny,
twórczy, ręką ludzką wzniecany, pilnowany, czczony. Łaskawym
promieniem słonecznym błogosławi Dadźbóg pracę w pocie czoła i
wysiłek człowieka, uprawiającego ziemię. I darzy do słoneczny
Bóg szczęściem i bogactwem swoim, zbożem (Brückner). W imionach
Jarowit i Świętowit (jary=święty, wit=byt, Brückner), przejawia
się jakby pewna próba filozoficznego zbliżenia się do zagadnienia
bytu.
Dźwięczy
w nich nuta tęsknoty do siły, mocy wielkości jako do najwyższego
ideału. Stąd opowiadanie o tym, że dawni Słowianie spokojnym,
potulnym ludkiem, jakby z natury do ideałów ewangelicznych
predestynowanym, jest kłamliwą sugestią, szerzoną przez
zwolenników „cichości i pokory”.
Pogląd
na świat Słowian przedchrześcijańskich, podobnie jak u innych
aryjskich ludów, był na wskroś panteistyczny, tzn., iż widzieli
oni Boga nie jako istotę wyodrębnioną, różniąca się od świata,
lecz działającą w nim i poprzez niego. Na nieszczęście przez
szczególny zbieg zdarzeń i okoliczności, chrześcijaństwo zdołało
wytrącić Słowian z drogi kulturalnej, jaką by byli kroczyli
zgodnie z założeniami swych wierzeń panteistycznych, z ich duszy
wyrastających. Od tych wierzeń bowiem, konsekwentnie musieliby
dojść do świadomości działających w człowieku boskich sił,
twórczych popędów, pchających człowieka do wielkości,
odpowiedzialnej twórczości cywilizacyjnej. Oczywistym jest dla
każdego, kto chce widzieć, że wszystko co nazywamy nauką
nowoczesną, zwłaszcza nauki przyrodnicze i wszystkie zdobycze i
postęp cywilizacyjny na nich oparty (od starożytnych Greków do
dnia dzisiejszego) wywodzą ród swój z postawy panteistycznej wobec
Bytu, a obce są zasadniczo postawie szukającej Boga, ostatecznego
celu poza światem, w którym żyjemy.
Te
sprawy nie są jasne nam, którzy od tysiąca lat znajdujemy się pod
obstrzałem semicko-małoazjatyckiej idei. Jak zaś ta ofensywa ze
wschodu idąca rozwijała się, osiągała swoje zamierzenia, możemy
widzieć namacalnie na losach, jakie spotkały pojęcie „święty”.
Wymawiamy to słowo jak nasi przodkowie tysiącem lat i dawniej, a
jednak oznacza ono dziś co innego. Pierwotny jego sens: jary, silny
– został zatracony i dziś wyraz ten służy do określenia
cnotliwości chrześcijańskiej. Akcja niszczenia starych wierzeń i
świętości słowiańskich, względnie podkładania im obcych
treści, szła nieraz wielce osobliwymi drogami.
Nie
mogąc np. wykorzenić wśród ludu czci dla Boga słońca i wojny
Świętowita,
podsunięto na miejsce zniszczonego bożka relikwie „świętego
Wita”,
patrona epileptyków. Po przeprowadzeniu tej „małej zmiany”,
łatwiej było przyzwyczaić opornych pogan do kultu
chrześcijańskiego, zwłaszcza, jeśli uroczystość nowego
„świętego” ustalono na dzień, albo w pobliżu święta jego
poprzednika i atrybuty – symbole pogańskiego Bóstwa (kogut)
dostały się „świętemu”. Cześć należną Bogu Świętowitowi
oddawano odtąd „świętemu Witowi”. (Wg W. Bogusławskiego
uroczystość Świętowita obchodzono w dzień przesilenia letniego,
dzień najwyższego podniesienia słońca. Wizerunek Świętowita
zburzony został w dzień św. Wita, przypadający dziś na 15
czerwca, przed wprowadzeniem jednak kalendarza gregoriańskiego, był
to najdłuższy dzień lata. Że zaś dzień ten był dniem tryumfu
słońca i ziemi, tj. ognia i wody, więc obchodzono go paleniem
ognisk i kąpielą religijną, kościół zastosował do tego dnia
także swoje „święto” - Jana Chrzciciela).
U
Słowian bałkańskich i na Rusi gromowładny Perun (litewski
Perkunas) „następcę” znalazł w św. Eliaszu, proroku
żydowskim, po swojskiemu św. Ilią zwanym. Bliski Bałkanom Helios
grecki niemało się przyczynił do ułatwienia Eliaszowi wjazdu ze
swoim wozem ognistym na ziemie południowo-wschodniej Słowiańszczyzny
(Brückner). Podobny los spotkał wszystkich bogów pogańskich.
Częściowo dostali się na ołtarze kościołów chrześcijańskich,
ukrywając się pod postaciami różnych „świętych”, których
lud wierny wyposażył w moce i symbole dawnych swych bogów.
„Świętym”
o wybitnie mitycznym charakterze (nigdy też nie żył rzeczywiście)
jest św. Jerzy, rycerz kapadocki, pogromca smoka, który wykazuje
rysy Apollona Greckiego i Zygfryda germańskiego, zarówno jak Marsa
- słowiańskiego Jarowita i Krakusa. Jak Jaryło
(wschodniosłowiańska nazwa Jarowita), tak i św. Jerzy na białym
koniu jeździ. Według świadectw pisarzy chrześcijańskich z XII
wieku, uroczystość Jarowita obchodzono w Hawelbergu (Hawolionie) w
drugiej połowie kwietnia, w okresie więc na który przypada dzień
św. Jerzego. Mimo swego bohaterskiego charakteru św. Jerzy jest
patronem pasterzy i rolników, podobnie jak Jarowit który był
jednocześnie bogiem urodzajów i walecznym obrońcą kraju. I
Apollon boskim pasterzem był, a Mars rzymski, zanim się stał Panem
wojny, również rolnictwem się opiekował.
Częściowo
więc pogańskie bóstwa ocalały pod postaciami niektórych
„świętych”, częściowo jednak zostały one zdegenerowane i po
dzień dzisiejszy jako „siły nieczyste”, czarty i diabły
niepokoją kraje słowiańskie.
Czcili
Słowianie (jak inne ludy aryjskie) wielkich Bogów, objawiających
się w potężnych żywiołach przyrody, w słońcu, ogniu niebieskim
i ogniu ziemskim, krzesanym ręką ludzką; w błyskawicy i wilgoci
nieba, w chmurach i obłokach zraszających pola, uprawiane wysiłkiem
człowieczym. Świętymi były Słowianom ogień i woda, pierwiastki
boskie, z których wszystko życie powstało. Świętymi były drzewa
i gaje, morza, rzeki i źródła, gdyż były przybytkiem boskim.
Wszystko życie świętym im było, bo w nim moc boska się
objawiała.
I
czcili Słowianie umarłych swoich; śmierć więzów rodowych nie
zrywała. Dusze przodków były opiekunami żyjących.
Dawno
padły pod siekierą misjonarską drewniane słupy z wyobrażeniami
Bogów pogańskich. Tam gdzie przed wiekami Słowianie czcili swych
Bogów świętych i jarych, dziś modlą się ich potomkowie do
„świętych” proroków, pustelników i męczenników i wyznawców
staro- i nowo-zakonnych. Na miejsce sił kosmicznych, czczonych
godami w różnych porach roku, wyznaczonych biegiem ciał
niebieskich, w szczególności słońca, podsunięto Chrystusa i
Trzech króli, Matkę Boską i różnych „świętych”.
Wypędzeni
ze swych poczesnych miejsc w izbach i domach słowiańskich dusze
przodków, opiekunów zagród rodzinnych, ukryły się w „świątkach”
i tak nadal strzegą domostw i pól w kapliczkach przydrożnych (W.
Bogusławski).
Na
ogół nie jest wiadomym, że to, co przywykliśmy uważać za
dorobek kulturalny względnie estetyczny chrześcijaństwa, to, do
czego się przywiązali, odczuwając w nim piękno i poezję:
wierzenia i święta i obrzędy z nimi związane prawie wszystko to
jest nasze, jest naszym własnym, prastarym dorobkiem. Ale w formach
naszych wierzeń dawnych, w tych naczyniach naszego domu podawano
Słowianom przez wieki obcą strawę, która miała powoli zatruć
ich dusze.
Bogowie
są upostaciowionymi ideałami ludzkimi. Przymioty, w które zostali
wyposażeni przez człowieka są wyrazem dążeń i pragnień tegoż.
W mitycznych postaciach bogów zarysowany jest obraz świata,
powstały w duszy człowieczej. Tam, gdzie człowiek nie zdołał
uporać się z żywiołami życia i przyrody, bogowie są demonami,
władcami groźnymi, do których człowiek zbliża się ze strachem.
Są Bogowie odstraszający i wzniośli, rozwiąźli (nietwórczy) i
twórczy. Zjawiają się w zwierzęcych kształtach i w postaci
ludzkiej o promiennym obliczu. W
postaci boga i bohatera mitycznego, których człowiek uwielbia,
odzwierciedla się sam i postawa jego wobec bytu.
Wśród
mnogości bóstw i podań mitycznych, stworzonych w ciągu
wielotysięcznego bytowania ludzkiego na ziemi, mało jest takich,
które nie są wyobrażeniem czystej wegetacji ale wyrazem dążności
i tęsknot twórczych człowieka. Dwie charakterystyczne pod tym
względem postacie spotykamy u starożytnych Greków, twórców
pierwszej wielkiej cywilizacji, Apollina i Athenę.
Apollon
– Phoibos – promienny, nie tylko jest nosicielem światła; jest
zwycięzcą chaotycznych sił na ziemi, ustawodawcą, bogiem śpiewu
i muzyki, wzlotów i uniesień duchowych. To najczystsza postać
boska na Olimpie i Grekom najświętsza. Athena w uzbrojeniu
wyskakuje, niby myśl – błyskawica z głowy swego ojca,
słonecznego Zeusa. Jest boginią mądrości politycznej, uczy
rzemiosł, sztuki i nauk, opiekuje się życiem i rozwojem miast.
Oboje, Apollon i Athena, pobudzają twórczość umysłową.
Niezapomnianą też jest półboga Prometeusza, który wykradł ogień
z Olimpu, niosąc go ludziom, czym dał początek twórczości
cywilizacyjnej.
U
Słowian przedchrześcijańskich jako ludów młodych, dziecinnych,
bogowie są jeszcze wyobrażeniami potężnie oddziałujących na
nich sił przyrody. Ale są – jak zresztą u wszystkich ludów
aryjskich – bogami dobroczynnymi, przyjaznymi człowiekowi, co jest
– należy o tym pamiętać – wyrazem i dowodem jak najbardziej
pozytywnego stosunku do życia i przyrody. Na czoło kultu
religijnego wysuwa się cześć ognia–słońca, tego elementu który
zawsze odczuwany był jako najwyższa moc w kosmosie i jako symbol
impulsu twórczego w człowieku.
Chrześcijaństwo
nie mogąc zniszczyć w Słowianach wiary słonecznej, zamiast słońca
podstawiło Chrystusa i różnych świętych (Brückner); nie mogąc
wykorzenić kultowych zwyczajów rodzimych, „uświęciło” co się
dało, wprzęgając je do swoich praktyk religijnych. Tak z czasem,
pod ciągłym naciskiem „wychowawczym” chrześcijaństwa, zbladły
wspomnienia o świetlistych i rycerskich bogach. Wierzenia pierwotne
zeszły do rzędu zwykłych zabobonów i przesądów. Światopogląd
chrześcijański powoli opanował życie słowiańskie. Schyliły się
głowy, spokorniały serca. Przebrzmiały radosne śpiewy, miast nich
z kościołów dochodzą żałosne zawodzenia, kajanie się,
gorzkożalizm. Piękna, zamieszkała przez bogów ziemia zamieniła
się w „dolinę łez” i „padół wygnania”.
Zapanowanie
wszechwładnie światopoglądu chrześcijańskiego zepchnęło
Słowian z linii rozwojowej, prowadzącej od kultu bogów słonecznych
ku własnej, wielkiej twórczości słowiańskiej. A jednak – choć
duch słowiańskich miłujący Życie, został spętany i wzgardzony,
ostał się. Gdziekolwiek się rozejrzeć, wszędzie z poza
„świętości” chrześcijańskich wygląda milcząco twarz
przeszłości słowiańskiej. Pod gruzami zburzonych kącin,
zrąbanych gajów i lasów świętych tli się Ogień-Swarożyc. Tli
się buntem, chce zerwać pęta duchowe krępujące jego instynkty
życiowe, chce się spalać w wysiłku twórczym milionów ramion i
mózgów ludzkich. Chce w ziemi, nie „padół wygnania i płaczu”
widzieć, ale radosną Świątynię Tworzenia. Chce przebóstwić
świat, ale nie oddając go Bogu dalekiemu i odrębnemu, Istocie,
której cała natura tego świata jest przeciwną, ale chce sprawić,
by Impuls Boski przenikający Wszechświat-Materię, potężniał i
wypełniał senną wegetację sobą, swą twórczą wolą i
świadomością. Chce by jego Naród uśpiony zbudził się i zerwał
do dzieła Boskiego nań czekającego.
Buntem
tli się Ogień-Swarożyc, szerzy się, rośnie, by – gdy dzień
nadejdzie – wybuchnąć potężnym płomieniem Świętej Woli
Twórczej Narodu.