Rozmowy patriotek czyli Psychosis bobolica acuta
Kneziowie Zadrugi > Kneź Przedpełk - Ludwik Gościński
Rozmowa
toczy się wśród pań, uczestniczek majowej pielgrzymki do Watykanu
na kanonizację św. Boboli. Prym wiedzie żona jednego z profesorów
uniwersytetu.
- To wstyd, kochane panie, dla
Polski, że ma mniej świętych niż taka Hiszpania, albo inna
Portugalia. Czas najwyższy wyszperać wszystkich kandydatów do tego
zaszczytu i przedstawić gdzie należy.
- A czy aby ich mamy?
- Och, proszę pani, po prostu
zatrzęsienie, tylko wejrzeć w zakamarki naszych dziejów. Taki
Skarga na przykład jeszcze nie jest na ołtarzach rzymskich, to
szkandał, jak mówią lwowianie. A świątobliwa Jadwiga?...
- Mówią, że miała romans z
Wilhelmem...
- Miejmy nadzieję, że romans z
Wilhelmem nie zaszkodzi, tylko trzeba sprawę oddać w dobre ręce.
- Kto jeszcze?
- No Żółkiewski, a Bolesław
Chrobry to też nie pies. Wprawdzie – jak mów mój mąż –
żegnać się to on jeszcze nie umiał, ale nie szkodzi, na taki
drobiazg nie zwrócą chyba w Rzymie uwagi. No i Sobieski mógłby
się posunąć wyżej w hierarchii niebieskiej, bo to Chocim, Wiedeń
i Samosierra.
- Zdaje się droga Pani, że pod
Samosierrą to wojowali byli sodalisi za ks. Józefa... i o nich
swoją drogą też należy pamiętać.
- Ach, zapomniałyśmy o
Podbipięcie, przecież to nie tylko święty, ale i męczennik.
- Ja bym i Wołodyjowskiego
kanonizowała, taki bohater... płakałam, gdy się wysadzał w
powietrze w Kamieńcu.
- Moja przyjaciółka dała na
mszę za duszę Podbipięty (1. Zaraz
jej mówiłam, że nie trzeba, bo to święty.
Policzki płoną, rozmowa się zaognia.
- To chyba będzie jeszcze dużo
pielgrzymek do Rzymu, gdy tak poczną kanonizować wszystkich
zasłużonych. Pojadę, moja pani, pojadę, choć już byłam na
kanonizacji św. Boboli. Ach, nie zapomnę tego do śmierci, tak było
pięknie, wzruszająco... ten śliczny kardynał, pamięta pani? Ci
księża uroczyście ubrani – to wszystko święci – uduchowione
twarze...
- Ale, drogie panie, jak to będzie
z cudami? Słyszałam od księży, że do kanonizacji potrzeba
przynajmniej czterech cudów, a, nie ubliżając Sobieskiemu nie
wiem, czy tam były cuda.
- Ja słyszałam, że dwóch tylko
cudów potrzeba.
- Myli się pani, bo czterech.
- Cztery czy dwa, ale trzeba, a
skąd je wziąć?
Zamyślenie.
- Proszę pań, moim zdaniem, cuda
się znajdą, byle tylko była wiara i pieniądze. Bo trzeba państwu
wiedzieć, każda kanonizacja kosztuje bardzo dużo – aż 200
tysięcy złotych, mówił mi o tym pewien zakonnik.
- 200 tysięcy złotych? Na co?
- Dzieciak z Pani. Była Pani w
Rzymie i widziała: portret świętego musi być nie byle jaki, a
artyści każą sobie słono płacić. Potem kwiaty, świece, ten
cały aparat... Któż ma ponosić te koszty?
- Miejmy nadzieję, że pieniądze
się znajdą, wstyd by był, gdyby się nie znalazły. Może Fundusz
Kultury Narodowej? Taka narodowa sprawa...
- Nie, tam nic nie dadzą, znam
stosunki.
- Zbiórkę urządzimy. Założymy
Towarzystwo Zbiórki na Kanonizację Świętych Polskich.
- Świetna myśl, pierwsza się
zapisuję.
- Naród da, nasz naród zawsze
jest hojny, gdy idzie o chwałę bożą. Nawet bezrobotni dadzą.
Trzeba przedstawić, jaka to chwała dla Polski, przewyższymy
Portugalię...
- W propagandzie - moim skromnym
zdaniem – trzeba podnieść, że Ci nowi święci nie będą
siedzieć w niebie z założonymi rękoma, ale będą orędować za
Polskę, a to też coś znaczy.
- Mówił mi jeden inżynier, że
nawet stu nowych świętych nie zmniejszy liczby bezrobotnych, ale to
na pewno bolszewik; wiemy, że nie samym chlebem człowiek żyje.
- Racja. Fabryki i tak będą
budować Żydzi, Niemcy i ten jakiś tam etatyzm. My, Polacy, musimy
myśleć o wyższych sprawach. Trzeba budować kościoły i kaplice,
jak najwięcej kościołów, to jedyna zapora przeciw bolszewizmowi i
masonerii. Każda nowa kanonizacja to nowa twierdza przeciw
bezbożnictwu.
- Przepraszam panie, lecę do
cukierni, umówiłam się... na zakończenie powiem: każdy prawy
Polak musi dołożyć cegiełkę do budowy świętej, kanonizowanej
Polski!
Rozmowy powyższe są niemal autentyczne. Połowa Polski rozprawia
od miesięcy o tych wzniosłych sprawach. Ukryta reżyseria działa
po mistrzowsku. Agencje międzynarodowego imperium watykańskiego
sugestionują. Chwała Polski u dewotek światowych rośnie. Uciech
sąsiadów z takiego stanu rzeczy w Polsce rośnie także. 200
tysięcy złotych na następne kanonizacje jest w toku zbiórki. W
Rzymie panuje zadowolenie. Sprawa C.O.P.u może obchodzić min.
Kwiatkowskiego i paru speców. Polacy mają ważniejsze i wyższe
sprawy. Z nową setką świętych przybędzie 200 nowych Kościołów,
a przy nich 2000 nowych dziadów lamentujących na swoją biedę. To
samo jota w jotę działo się w epoce saskiej, w epoce pełnych
wpływów katolicyzmu w Polsce: mnożyły się kościoły, a pod nimi
żebractwo i żebractwo w całym kraju. Beatyfikowano, poświęcano
korony na obrazach cudownych, budowano Polskę na cokole „odwiecznych
prawd”. W końcu tak poświęconą ojczyznę wzięli sąsiedzi.
Nieliczni którzy się buntowali i żyły w sobie targali, legli na
polach bitew lub szli na wygnaniem, wymyślani od jakobinów i
bezcześcicieli „narodowych świętości”, a tytułowani grabarze
pozostali na swych stolcach, lojalni i poprawni wobec nowych władców,
stosownie do „odwiecznych prawd”, a gdy wicher wojny światowej
zmiótł tumany niewoli, wzięli się znowu do budowania...
kapliczek.
Podsłuchał i skomentował
Ludomił - Ludwik
Gościński
(1 autentyczne.