Recydywa Saska hula...
Kneziowie Zadrugi > Kneź Wojsław - Bogusław Stępiński
Wyznanie rzymskie jest to wyznanie
Które się w Polsce, Irlandii, Hiszpanii
Wessało harpią i mocą dusz tyranii
W nich założyło wieczne panowanie,
któremu dzięki ludy te wciąż w stanie
Dzikim i ciemnym są, z szczęścia obrani.
Które się w Polsce, Irlandii, Hiszpanii
Wessało harpią i mocą dusz tyranii
W nich założyło wieczne panowanie,
któremu dzięki ludy te wciąż w stanie
Dzikim i ciemnym są, z szczęścia obrani.
(Adolf Nowaczyński, „Meandry”.)
Tak zwani narodowcy polscy coraz częściej i coraz głośniej akcentują katolicyzm, jako najpierwszą z cech rodzimego nacjonalizmu: Polska jest katolicka i taką być musi, czy to się komu podoba czy nie. Taka akcja apostolska pseudonacjonalistów nie napotyka na przeszkody w skatoliczałej Polsce. Ideologia „Zadrugi” nie przenika do świadomości ogółu inteligencji polskiej, ponieważ „Zadrugę” postanowiono uśmiercić przez całkowite przemilczenie istnienia pisma, które przez to bardzo powoli dociera do rąk czytelnika. Niemniej, należy zarówno w kręgu zadrużnym czytelników pisma jak i „milczków”, którzy choć ze zgrozą i zgorszeniem „Zadrugę” pilnie czytają, silnie podkreślić, że milczenie tzw. opinii i bezkarność z jaką ta ofensywa „katolicka” w Polsce się spotyka bynajmniej nie oznacza, że prawdy głoszone przez „polakatolików” są słuszne, oczywiste i powszechnie uznawane. Zapał apostolski „polakatolików” wzrasta, a hasła: oddać Polskę Chrystusowi, katolicka myśl wychowawcza dla maluczkich, obiektywizm religijny (!) dla światłych, robotnicy pod sztandary św. Józefa, rozbrzmiewają triumfalnie.
U podstaw całej tej po katolicku dynamicznej ofensywy leży dogmat o pozytywnej wartości katolicyzmu dla Narodu polskiego. Że twierdzenie to jest fałszowaniem rzeczywistości historycznej „Zadruga” dowodziła niejednokrotnie. Zbierzmy kilka zdań – opinii o tej pozytywnej dla Narodu roli Kościoła. Seweryn Goszczyński: „Katolicyzm zna tylko jedną narodowość, a mianowicie katolicką, inne albo zaciera, albo nie troszczy się o nie”.
Artur Górski: „Katolicyzm to taki typ nauki wiary, w którym na narodowość miejsca nie znaleziono. Katolicyzm nie jest świątynią polskości”. Ksiądz Jerzy Pański w miesięczniku „Pro Christo” powiada jasno i wyraźnie: „Kościół nie wiąże swej doktryny z żadnym ustrojem państwowym”. Kiedyż więc był katolicyzm tym twórczym czynnikiem życia narodowego?
Idea nacjonalistyczna budzi się przecież w polityce dopiero w czasach reformacji i jak stwierdza Bobrzyński, wówczas to czyni największe postępy. Wszak dopiero Reformacja obala mit Kościoła o boskim pochodzeniu władzy monarszej. Dopiero na zgliszczach wojny stronnictwa katolickiego z protestanckim powstaje i buduje się sprężysta administracja nowożytnego państwa, skupiająca w swym ręku siły narodu.
Katolicyzm więc nie tylko nie jest czynnikiem twórczym życia narodowego, lecz przeciwnie, idea narodowa wzrasta zawsze na gruzach wszechwładzy Kościoła, a jej społeczny, europejski renesans w Italii i Niemczech nastąpił w rezultacie zwycięskiej walki z Kościołem i jego roszczeniami do nadwładzy. Dopiero próbna „rzeź braciszków” zmitygowała Piusa XI i apetyty katolicyzmu. Mussolini zyskał nawet na dokładkę błogosławieństwo ojca świętego dla wojny z Etiopami.
Okres reformacji Polska zmarnowała bezpowrotnie, jak świadczy Bobrzyński i na nowy prąd dziejowy którym była rewolucja francuska musiała czekać 200 lat. Zniewieściały Zygmunt August ugiął się przed nuncjuszem Commendonim, niezwykle przebiegłą jednostką. Szalę na rzecz katolicyzmu przechylili wezwani przez Hozjusza jezuici. Cierpliwe syny Loyoli rychło spętali pajęczą siecią., budzącego się ducha Narodu.
„Narodowcy” kochają Prusa, obrońcę religii rzymskiej na nowo modnego w dobie powrotu „nowego bierdiajewskiego średniowiecza”. Nie od rzeczy więc będzie zacytować „argument”, jakiego ku pognębieniu ateistów użył Prus w „Bez tytułu”, cytując Payota: „ludzie słabej woli, namiętni, pozbawieni energii, roztargnieni, niespokojni, chore dusze... znajdują w wierze podporę, pewność, bezpieczeństwo i ukojenie... W ich bezsilności bolesnej, w ich nieumiejętności rządzenia sobą, ta podpora obca jest pomocą, która w prawdzie nie leczy, ale przynajmniej uspokaja, niby opium dobroczynne.”
Jakże więc smutnym rezultatem polskiej ideologii grupy jest dzisiejsza atmosfera kadzideł i religijnych pieśni. I ten rytm ma jednoczyć Naród do „twórczej pracy” żołnierskiego marszu ku wielkości, ta atmosfera ma wyhodować sztab „trzeźwych mózgów i ochoczych ramion”? Na to nie zdobędzie się skatoliczały naród, traktowany jako zbiorowisko „martwych dusz”, „niedołęgów”, „nieuleczalnych pacjentów” katolicyzmu. Naród nie mogąc wyjść z fazy wyznaniowej nie może sprecyzować sobie swoich potrzeb „doczesnych”, ani linii swego ziemskiego rozwoju.
Powszechność katolickiego wyznania wśród Polaków wynika przecież tylko z faktycznego przymusu chrzczenia, dla otrzymania metryki. Wyprowadzony przeto wniosek, iż każdy Polak to katolik, jest fikcją. Mieniący się „nacjonalistami” przymykają na to pobożnie oczy, bo przecież nie chcą wyzwolenia narodowej myśli spod wyznaniowego przymusu.
Porozumienie prasy narodowej katolickość uczyniło sprawdzianem wszelkich wartości narodowych i ludzkich Polaka. Oni widzą, że okupacja katolicka i jej kramiki, zionące dla prawdziwego Polaka beznadziejną obcością, bezdenną pustką i nudą, nie wnoszą nic żywego, nic atrakcyjnego, nic swojskiego w życie polskie. Widzą, że doktryna watykańska dawno zmaterializowała się w gruby zabobon i tępe bałwochwalstwo na wsi (Chusty z „krwawiącą” Matką Boską), a w mieście w naiwną dewocję i bezduszny indyferentyzm. Ten obraz budzi jednak w ich „narodowym” i „polskim” sumieniu reakcję zgoła osobliwą. Miast wkroczyć na drogę narodowego odrodzenia postanawiają brnąć dalej w tym samym kierunku, pod nową nazwą „katolicyzmu dynamicznego”. Czyż więc dziwić się należy, że Naród tłumić w sobie musi instynkt poświęcenia i bohaterstwa czynu i pracy twórczej, drzemiąc w oparach kadzidła i usypiającym rytmie religijnych pieśni.
Anemiczna i blada Polska, skuta duchowymi petami, z nieletnim, rachitycznym „katolickim” nacjonalizmem u boku, słania się bojaźliwie przed hałaśliwym, po raz drugi od soboru trydenckiego „dynamizowanym” katolicyzmem. Młodzież polska urządza pielgrzymki do Ciemnogrodu. Recydywa saska huczy...
Naszą reakcją jest praca nad rozszerzeniem kręgu zadrużnego i uświadamianiem przyszłych „konkwistadorów” i przyszłych „promienistych” rzetelnego zadrużnego nacjonalizmu polskiego. Formujmy ciąg zadrużny! Formułujmy pozytywną ideologię ciągu zadrużnego.
Bogusław Stępiński