Recenzja książki "Neognoza polska" Jana Skoczyńskiego
Jan Skoczyński "Neognoza polska", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2004, 214 s.
W niedługim czasie po ukazaniu się książki Bogumiła Grotta pt. „Religia - Cywilizacja - Rozwój. Wokół idei Jana Stachniuka” pojawiła się kolejna praca naukowa Jana Skoczyńskiego: „Neognoza polska” (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2004, s. 214). We fragmencie recenzji pióra J. Lipca, zamieszczonym na okładce czytamy: wydaje się, że dopiero krakowskiemu filozofowi i historykowi idei udało się dotrzeć do filozoficznego jądra koncepcji Stachniuka, postaci budzącej tyleż namiętności co kontrowersji, na pewno jednak Wciąż obecnej w polskiej podświadomości i patronującej z oddali wielu doniosłym i banalnym, ale jednocześnie narodowym z ducha czynom i gestom (..).
Obydwie prace dotyczą ruchu ideowego Zadruga, a w szczególności dorobku pisarskiego twórcy tego ruchu i jego adeptów. Różnią się one odmienną perspektywą oglądu badanego przedmiotu. O ile Grott analizuje stronę historyczno-polityczną ruchu, o tyle Skoczyński ukazuje dorobek pisarski Stachniuka od strony stricte ideologicznej, a także ideowo-kulturowej i religijno-gnostycznej. Obydwa ujęcia w zasadzie uzupełniają się wobec wielostronności zagadnień i dążeń Zadrugi. Czytelnikowi pozostaje osąd, która z kwalifikacji jest właściwsza i bardziej przydatna dla recepcji tych poglądów.
Jan Skoczyński w drugim rozdziale swej pracy zapowiada rozpoznanie idei zadrużnej na tle pojęć gnostycznych; wyjaśnia czym jest gnoza w sensie nie tylko religijno-historycznym, lecz także współczesnym i tak precyzuje jej istotę w świeckim horyzoncie myślowym: Neognoza - jako ponadczasowy schemat ludzkiego myślenia, zasadniczo koncentruje się na trzech zagadnieniach: poznania, bytu i historii. Wszystkie inne problemy, jakie wnosi, są pochodnymi tych trzech głównych wątków. W teorii poznania wiara zostaje wyparta przez wiedzę, a przeżycie transcendencji zostaje zastąpione wizją immanentnego porządku w rozmaitych jego wymiarach. W odniesieniu do bytu - gnoza wprowadza dualizm światów: istniejącego, który jest zły, i projektowanego, wyobrażonego jako dobry. Wątek trzeci odnosz4cy się do historii, wyraża się w przekonaniu, ze gnoza jest świecką soteriologią (gałąź teologii zbawienia – J.B.), w której istotną rolę odgrywa wizja nowego ładu, nowej kondycji człowieka i jego miejsca w świecie (s. 37).
Czy uda się „zmieścić" całego Stachniuka w przyjętym schemacie współczesnej gnozy, czyli w neognozie? Spodziewam się pewnych trudności. Niewątpliwą zasługą autora „Neognozy polskiej” jest analiza języka i stylu pisarstwa Stachniuka. Skoczyński niczym archeolog - spod różnych nawarstwień obiegowych w swoim czasie treści, neologizmów typowych dla tego pisarstwa, stechnicyzowanych opisów rzeczy i różnorodnych dziedzin nauki, z owego specyficznego żargonu - wydobywa istotę myśli Stachniuka.
Jednak Stachniuk ewoluuje, poszerza swe horyzont z czasem ulega pewnemu wyobcowaniu, zwiększa skalę zagadnień - od narodowych aż do problemów ludzkości, wreszcie do transcendencji. Tymczasem Skoczyński ryczałtem zebrał próbki słownictwa z całego obszaru tego pisarstwa. W dalszym ciągu analizuje już nie kolejne pozycje jego prac, leci wybrane problemy w sposób dość dowolny. Wybiórczość taka mogłaby być celowa,, z uwagi na to, że Stachniuk powtarza niektóre ujęcia zagadnień. Jednak w odniesieniu - na przykład - do „Dziejów bez dziejów” Skoczyński wydobył elementy rozpoznanego układu tendencji ideowo-politycznych, które następnie omówił w rozdziale piątym, zatytułowanym Dychotomiczna wizja dziejów Polski, redukując dzieło, które liczy 415 stron do 15 stron tekstu! Czy to nie za mało? Czy nie został tu pominięty Stachniuka drastyczny osąd wpływów kontrreformacji i reakcji katolickiej, które w konsekwencji zadecydowały o późniejszej dziejowej katastrofie Polski? Pojawia się pytanie, czemu mają służyć analizy językowe? Czy nie stanowią one próby ośmieszenia, zdeprecjonowania badanego przedmiotu, poddania wątpliwości omawianych kwestii? Potwierdzeniem tej obawy jest zawarta we wstępie do tegoż rozdziału polemika Skoczyńskiego z Grotem: Badacz dorobku Stachniuka B. Grott jest zdania, że „u zarania II R2eczypospolitej pojawiają się różne publikacje dotyczące sensu naszych dziejów". Do najważniejszych zalicza się prace A. Górskiego - „Ku czemu Polska szła”, A. Chołoniewskiego - „Duch dziejów Polski”, czy J. K. Kochanowskiego - „Polska w świetle psychiki własnej i obcej”. Prace te cechuje filozoficzno-dziejowy optymizm, a wyidealizowany obraz własnego kraju i narodu nie zawsze pozostaje zgodny z rzeczywistością historyczna. Trudno też powiedzieć, czy w zgodzie z rzeczywistością historyczną pozostają pomysły Stachniuka, który w roku 1939, a więc u schyłku II RP ( ... ) wydał tom rozważań historiozoficznych pod tytułem „Dzieje bez dziejów” (s. 79-80). Skoczyńskiego nie niepokoi tytuł pracy Chołoniewskiego - „Duch dziejów Polski”, dopowiada ponadto, że prace te cechuje filozoficzno-dziejowy optymizm.
Zapowiadając sukcesywne wyjaśnianie idei Stachniuka, Skoczyński komentuje wybrane fragmenty tekstów zaczerpnięte z całego obszaru jego pisarstwa, w czym przejawia się tendencja udowodnienia z góry założonego celu - zaszeregowania badanej koncepcji w obręb zjawisk mieszczących się w pojęciu gnozy.
W podsumowaniu uwag krytycznych można by „Neognozę polską” uznać za kolejny etap badań naukowych, adresowanych do wąskiego grona specjalistów, nie spełniającego wymogów dzieła popularyzatorskiego. Jednak, jeśli czytelnik upora się z naukową aparaturą i niekiedy hermetycznym słownictwem, praca Skoczyńskiego inspiruje, prowokuje, ciekawi i... złości. Po lekturze zasadniczych dla książki rozdziałów: VII - Między naturą a kulturą, VIII - Przewartościowanie wartości, IX - Krytyka chrześcijaństwa, dochodzi się do przekonania, że autor z dużym znawstwem i swoistym wdziękiem, z rozmaitych elementów dorobku Stachniuka maluje polską wizję panteonu gnostyckiego. Poszczególne rozdziały kończą się logicznymi wnioskami. Z ostatniego z nich na uwagę zasługuje następująca konstatacja: Pojawianie się gnozy w różnych epokach historycznych wskazuje, że jest ona zależna w większym stopniu od czynników zewnętrznych aniżeli wewnętrznych. Zewnętrzne okoliczności to zazwyczaj okresy załamania się gospodarki, kryzysy społeczne, wojny, katastrofy, rewolucje i wiek innych zdarzeń tego typu, w których człowiek czuje się zagrożony w swoim istnieniu, w świecie wyznawanych wartości itp. (s. 197-198). Niewątpliwie Stachniuk i zadrużanie głęboko doświadczyli tych zagrożeń i w związku z tym świadomie określili istotę swego ruchu.
W Posłowiu do książki, szczególnie w jego końcowej partii autor pozostawia obszar możliwych wątpliwości odnośnie do swych wywodów, w myśl naukowego wymogu bezstronności w stosunku do badanego przedmiotu. Czy i na ile w stosunku do politologicznego ujęcia Grotta praca Skoczyńskiego odpowiada na retoryczne pytanie pierwszego autora: Stachniuk to wizjoner i reformator— czy szyderca i destruktor? By wydać właściwy sąd, należy uważnie przeczytać obydwie książki.
Na koniec garść osobistych refleksji wywołanych lekturą omawianej książki. Stachniuk, zapowiadając w swych pracach rewolucję kulturową, w istocie dążył do wyprostowania zwichniętej, polskiej mentalności, do ewolucji narodowego etosu. Jego zwrot ku pogańskiej przeszłości w żadnym razie nie był nawrotem ku bożkom przez katolicką interpretację wykreowanym na bałwany. Tym zmyśleniom teologów chrześcijańskich uległ jeszcze prof. Gerard Labuda w swej pracy o religii Słowian, wywodząc ich potrzebę wierzeń ze strachu przed niewiadomym, z woli oddania się pod opiekę sił wyższych. Także Henryk Łowmiański w „Religii Słowian i jej upadku” dokonuje paraleli wierzeń pogańskich rodzącego się chrystianizmu, ukazuje ich wzajemne przenikanie i gotowość przyjęcia przez Słowian rzekomo bardziej dojrzałej kulturowo doktryny oraz korzystnych doświadczeń państwowotwórczych. W ten sposób w walce z nową wiarą poległy bożki słowiańskie i „bałwochwalstwo" Słowian.
Stachniuk odciął się jednoznacznie od powyższego stanowiska w słowach: Bałwany zostawmy bałwanom. Rozbudzenie sympatii do panteonu bogów słowiańskich miało być remedium na przejściową pustkę mentalną umysłu odstępującego od bałamutnej doktryny chrześcijańskiej, miało stanowić kładkę nad przepaścią. Założyciel Zadrugi akcentował jednocześnie filozoficzno-symboliczną stronę naturalistycznych wyobrażeń naszych przodków, ich szacunek dla groźnych żywiołów jaki pioruny (gromowładny Swaróg), odporne na nie mocarne, wiekowe dęby, wszechwidzący i wszechwiedzący Światowid - Świętowit czy Trygław. Słońce symbolizował Swarożyc (syn Swaroga). Inni pomniejsi reprezentowali kwieciste, pełne ziół polany, uprawy i hodowle. Świętowano zjawiska astronomiczne, pory roku, przesilenie dnia i nocy, najkrótszą noc Kupały... Składano bóstwom symboliczny poczęstunek w rogu obfitości, przepijano do nich, radując się życiem.
Zwrócenie się do pogańskiego etosu to jedynie nawiązanie do ciągłości postaw moralnych i kulturowych, które stworzyły wspaniałe wzory strojów ludowych, drewnianą architekturę domostw, zdobnictwo, wycinanki, wyszywanki, tkactwo artystyczne, wielobarwne suknie kobiet, dożynkowe wieńce czy okazałe sploty kwiatów dziś zwane palmami. Święta słowiańskie były radosne, pełne życia. Prymat miały cenione przez przodków wartości: Sława, mir (uznanie), woja (męstwo), władyka (wodzostwo) - pobrzmiewają one jeszcze w rodzimych imionach męskich i żeńskich: Jarosław(a), Sławomir(a), Mirosław(a), Wojsław(a), Wodzisław(a). A właściwie - czy jesteśmy rzeczywiście Słowianami, a nie Sławami - Les Slav, jak powie Francuz. Slavon z rzymska, albo Sklavon znaczy przecież niewolnik - jak to rozważa Jan Otrębski w pracy „Słowianie - Rozwiązanie odwiecznej zagadki ich nazw” (Poznań 1947). To z ciągłości tego etosu wylania się idea kulturalizmu - rozwojowej wizji współczesnej kultury humanistycznej i jej kolejnych stadiów, którą stworzył Stachniuk.
Prof. Grott napomknął w swej pracy, o Instytucie Rekonstrukcji Kultury Polskiej, jaki pragnął powołać Jan Stachniuk - Stoigniew. Jeśli do dzisiaj nikt nic odpowiedział Grottwi na pytanie z zakończenia jego książki: „Religia - cywilizacja - rozwój”, odpowiem mu w tym miejscu. Tak, Stachniuk to wizjoner, polski prekursor nowej wizji humanistycznego światopoglądu, twórca kulturalizmu. Czy reformator? Nie starczyło mu życia, została po nim jego ideowa spuścizna.
Zaś profesorowi Skoczyńskiemu wyrażam uznanie za objaśnienie ideowego sensu przesłań Stachniuka i kształtu jego gnostyckiej religijności. Jestem przekonany, że znajdzie się zespół interdyscyplinarnych uczonych, który podejmie dyskusję wokół stachniukowych diagnoz i postulatów, a jego teoretyczne myślenie przekształci się w działania praktyczne.
Józef Brueckman
Józef BRUECKMAN- rocznik 1921, dzieciństwo spędził we Francji, gdzie rodzice wyemigrowali w celach zarobkowych. Po powrocie do Polski w roku 1928 zamieszkał w Kaliszu, gdzie go zastała wojna. Przeszedł przez cztery obozy koncentracyjne: Oświęcim, Gross-Rosen, Sachsenhausen i Oranienburg. Tam zetknął się z najbliższym współpracownikiem Jana Stachniuka - Bogusławem Stępińskim, a za jego pośrednictwem z innymi członkami Zadrugi. Po wojnie osiadł we Wrocławiu, gdzie pracował przy odbudowie miasta. Ukończył studia inżynierskie, współpracował z wieloma instytucjami związanymi z przemysłem materiałów budowlanych. Na emeryturę przeszedł z odznaką „Zasłużony dla budownictwa Dolnego Śląska".