Polityka wewnętrzna Polski niepodległej
Polityka wewnętrzna Polski niepodległej (szkic I)
Założenia
Polityka wewnętrzna obejmuje zakres problemów tworzących niejako piramidę, podstawą której są odczuwane przez obywateli potrzeby polityczne, wierzchołkiem zaś formalny ustrój państwa – forma rządów. Możemy przyjąć jako zasadę, że wierzchołek tej społecznej piramidy powstaje pod działaniem sił idących od dołu poprzez szereg funkcjonalnych ogniw. Jakość i ilość potrzeb politycznych, cechujących daną grupę społeczną, przesadzają i określonej, naturalnej tendencji ustrojowej, stwarzają grunt i zręby organizacji państwowej.
Potrzeby polityczne wywodzą swój rodowód ze sfery duchowej człowieka. Jego światopogląd społeczny powstaje jako produkt ideologii grupy, w kręgu której stwarzana jest duchowa osobowość członka grupy od najwcześniejszych lat jego życia. Panująca ideologia grupy stwarza harmoniczny ciąg ustrojowy, rodzi trwałe tendencje, które mając niezakłóconą od zewnątrz możność oddziaływania, przybiorą konkretne kształty w sobie właściwych urządzeniach społecznych, w instytucjach politycznych i wreszcie w zasadniczych formach ustrojowych.
Tak powstaje forma polityczna grupy społecznej, ustrój państwowy, o którym następnie mówimy, że wypływa z „głębokich pokładów duszy zbiorowej”, że jest zgodny z „duchem Narodu”, że wreszcie odpowiada jego „tradycjom” czy „narodowym ideałom”. Każdy naród o skrystalizowanej ideologii grupy posiada swój ustrój – ideę, tzn. ustrój idealny, który w zasadniczych liniach odtworzyć można myślowo z zasad tej jego ideologii. Zaobserwowane zaś odchylenia ustroju rzeczywistego od jego ideału mogą posłużyć jako miara, jak bardzo rozwój ciągu harmonicznego uległ zakłóceniu.
Tych kilka uwag skreśliliśmy, by wskazać, że polityczna sfera życia zbiorowego powiązana jest ścisłymi więzami współzależności z podłożem socjalnym, w szczególności z jego obliczem duchowym. Nie można oddzielać polityki od socjologii, jeżeli chce się pojąć sens tej pierwszej, jej rozwój i kształtowanie się w danej grupie społecznej.
Wydaje się nam, że u nas nie docenia się zupełnie zjawiska będącego regułą, a mianowicie, że skoro naród posiada już zdecydowany profil duchowy, swą wyraźnie zarysowaną ideologię, to tym samym jego wewnętrzny rozwój polityczny jest już w decydującym stopniu zdeterminowany, gdyż, jak to już wyżej nadmieniliśmy z ideologii grupy wyrastające tendencje, swoim ustawicznym naciskiem od dołu stwarzają pewien automatyzm ewolucji. Dlatego mówimy o ciągu harmonicznym.
Nowoczesne dzieje Polski na pozór tylko nie dają potwierdzenia dla tej zasady. Szczególnie bowiem okres niepodległego już państwa brzemienny jest w „reformy polityczne”. Piętrzące się wewnętrzne problemy polityczne przeważnie rozwiązywane zostają w drodze „reform”, mniej lub bardziej gwałtownych, czy rewolucyjnych. Stało się to przy tym tak częste, tak nagminne, że doprawdy trudno jest przebić mgły pozorów, trudno jest przekonać, że jednak te reformy niewiele zakłóciły właściwy kierunek ewolucji ciągu harmonicznego. Zdaje się jednak, że walka z tymi złudami będzie co raz łatwiejsza.
Obserwując narody europejskie zauważamy znaczne nierówności osiągniętych poziomów cywilizacyjnych. Różnica w potencjałach gospodarczych, potędze politycznej, czy też w poziomach kultury w nasileniu ekspansji posiadają znaczną rozpiętość; wystarczy porównać np. Hiszpanię z Anglią, Polskę z Niemcami itd. itd. Wynika to stąd, że rozwój dziejowy tych narodów odbywa się pod naciskiem różnych jakościowo ideologii, składających się na trzon duchowy poszczególnych narodów. (Różnice w poziomach cywilizacyjnych, porównywanie ich daje nam obiektywne kryterium oceny wydajności życiowej, do jakiej dana ideologia grupy jest zdolna).
Przewaga zorganizowanych w państwa narodów silniejszych rodzi nacisk na narody słabsze. Przybiera on w pewnych okresach na sile, stwarzając grozę bezpośredniego niebezpieczeństwa, godzącego niezależność polityczną narodowych bytów. W ten sposób przed narodami, których dzieje powstają pod oddziaływaniem mniej wydajnych życiowo ideologii grup, tzn. przed narodami o mniejszych potencjałach ekonomiczno-politycznych, wyrastają problemy postulaty ahistoryczne tzn. postulaty które naród musi realizować tylko dlatego, że konieczność zewnętrznego nacisku tego wymaga – bez względu zaś na to, czy dany etap rozwoju historycznego daje wewnętrzną możliwość ich realizacji, bez względu na to, czy samorzutny, harmonijny rozwój cywilizacyjny stworzył dostateczną ilość środków by w naturalny, a nie magiczny sposób można było wyrównać niższość, rodząca grozę zatracenia. Postulaty ahistoryczne skupiają się przede wszystkim koło sprawy utrzymania niepodległego bytu państwowego. Zasady tej, być może, nie należy zbyt uogólniać, jednak szczególnie dla Polski jest ona kluczem, otwierającym wiele pozornych zagadek naszej polityki.
Wyjaśnimy to na przykładzie: Mający swe źródło w katolicyzmie polski ideał cywilizacyjny reprezentuje typ gospodarstwa, odznaczający się prymitywem form produkcji, rozdrobnieniem warsztatów produkcyjnych itd.; rodzi to słabość potencjału gospodarczego, a więc wojennego. Ewolucja ta przy tym jest czymś naturalnym, harmonijnym, zgodnym z postawami duchowymi milionów Polaków (wola minimum egzystencji). Tymczasem aktualny nacisk polityczny potężnych narodów sąsiednich o ideałach cywilizacyjnych jakościowo od nas różnych rodzi wręcz odmienną, przeciwną konieczność (aprioryczne postulaty antynożycowe): postawić gospodarstwo narodowe na poziom, który by pozwolił na prowadzenie zwycięskiej wojny. A więc wzmóc produkcję poprzez intensyfikację poszczególnych członów gospodarstwa, a więc wielkie warsztaty, wysoka organizacja itd., - postulaty – wyraźnie godzące w „wolę minimum egzystencji” polskiego homo-catholicusa, postulaty ahistoryczne, bo sprzeczne z naszymi tradycyjnymi ideałami, bo oderwane od kierunku rozwoju naszego bytu narodowego, będącego produktem polskiej ideologii grupy. Analogiczna sytuacja kształtuje się w polityce, o czym dalej będzie mowa.
Jeżeli poczucie zagrożenia („odruch spłoszonej błogości”) jest na tyle silne, że pobudza wolę odpowiedniego, zorganizowanego działania, wtedy powstają „działania reformistyczne”, które, jeżeli staną się pewnym systemem dadzą w sumie „ciąg reformistyczny”. Na wyżej opisanym przykładzie widzimy wyraźną przeciwbieżność „ciągu reformistycznego i ciągu harmonicznego”. Rodzi się oczywiście mnóstwo wewnętrznych konfliktów i zakłóceń, które zaciemniają obraz i utrudniają zrozumienie przebiegu oglądanych zjawisk.
Chcielibyśmy jednak zwrócić tutaj uwagę czytelnika na to, że samo obiektywne niebezpieczeństwo, godzące w byt państwowy nie wystarcza, by powstał „ciąg reformistyczny”. Trzeba bowiem, by zaistniała zorganizowana wola. Epoka Saska, okres poprzedzający naszą niewolę – stanowi jaskrawy przykład, że narastające niebezpieczeństwo nie potrafiło zmobilizować działania reformistycznego, które by przeciwstawiło się strasznym skutkom ciągu harmonicznego, który dobiegł wówczas swego kresu, osiągając katolicką „katolicką harmonię socjalną”. (Konstytucja 3 maja, dzieło zamachu nielicznych osób, skutków praktycznych właściwie żadnych nie sprowadziła).
Samoupojenie Narodu polskiego, wynikające z realizowania ustroju „chrześcijańskiego państwa samorzutnej demokracji”, oraz powszechnie wroga postawa wobec wielkiego „nowinkarstwa”, które by godziło w zasady tego ustroju, mimo straszliwego upadku, oglądanego przez nas z perspektywy lat – niech będą miarą bezskuteczności działań reformistycznych, gdy one trafiają na potężne zapory, wyrastające ze strefy duchowej ciągu harmonicznego.
„Czystość” więc harmonijnego stawania się naszych dziejów nie była w niczym w Epoce Saskiej zmącona. Dlatego też, o ile stosunkowo łatwo jest wskazać regularność i logikę w rozwoju stosunków wewnętrznych w tamtym okresie, o tyle czasy Niepodległości przedstawiają poważną trudność dla badacza. Nawet gdy udowodni się tezę o „recydywie saskiej” w dziedzinie gospodarczej, demograficznej oraz ideowo-kulturalnej (aktualne prądy ideowo-polityczne, odrodzenie się katolicyzmu), to jednak cała ta burzliwa gmatwanina naszego życia politycznego, ustawiczny fragment i to wielkie pozornie polityczne ożywienie stanowią stanowią na pierwszy rzut oka poważny argument przeciwko analogii z Epoką Saską. Ale to tylko na pierwszy rzut oka.
„Teza o recydywie saskiej” opiera się na stwierdzeniu wspólnego podłoża duchowego (polska ideologia grupy), pod naciskiem którego kształtowała się w Epoce Saskiej i kształtuje się obecnie powierzchnia życia polskiego – gospodarka, polityka, sztuka, literatura itd. Odmienność zaś przebiegu procesów w tych dwóch okresach, odmienność, ujmowania zmysłami, wynika stąd, że: 1) Niewola pozostawiła wielkie ślady obcego życia, niepasującego do „polskości”; jesteśmy w stadium ich likwidacji; stąd konflikty. 2) Szczególnie od roku 1926 jesteśmy świadkami dużego nasilenia działań reformistycznych, które na krótką metę dość skutecznie dezorganizują pochód ciągu harmonicznego. 3) Epoka Saska, a szczególnie jej późniejszy okres reprezentuje już kres ciągu harmonicznego – katolicką harmonię socjalną, obecnie zaś jesteśmy dopiero w stadium jej realizacji. Pełne zwycięstwo ciągu harmonicznego przewidywać należy około roku 1950.
Czytelnik już niejednokrotnie spotykał na łamach „Zadrugi” twierdzenie, że okres dziejów Polski od początku wieku XVII do połowy w. XX (r. 1950) stanowi pewną, jakby jednorodną całość, odznaczającą się logiczną ciągłością. Ciągłość tę stwarza zasadniczy motor naszej wewnętrznej historii tego okresu, wciąż niezmienny od przełomu w. XVI; motor ten to polska ideologia grupy i jej ideał cywilizacyjny, wyrosły na gruncie personalizmu katolickiego, który stanowi treść naszej świadomości narodowej.
Ciągłości tej nie zdołał przerwać okres niewoli. Uzasadniliśmy to szeroko w 3 (5) numerze „Zadrugi”. (art. pt. „Ideał społeczno-polityczny w świetle polskiej ideologii grupy – kierunki rozwojowe po r. 1918”). Zasadniczy nurt duchowy, który dał Epokę Saską, przetrzymał nacisk obcego życia w okresie zaborów, by od chwili odzyskania niepodległego bytu objąć na powrót rolę decydującego czynnika, stwarzającego nasze wewnętrzne dzieje. Bez przyjęcia tego założenia niemożliwym staje się zrozumienie sensu rozwojowego historii lat od r. 1918.
W polskiej publicystyce można spotkać poglądy, że pewne przejawy naszego aktualnego życia publicznego, szczególnie jeżeli chodzi o tak zwane „wady narodowe”, tkwią swymi korzeniami w Epoce Saskiej; że wady te wskutek ówczesnego wynaturzenia ustroju politycznego czy też zwichnięcia równowagi socjalnej, zaistniały i odtąd nas trapią. Na podobnej tezie oparł Świętochowski swą „Genealogię Teraźniejszości”. Niestety, podobne poglądy nie wiele więcej warte są od tych, które „miazmatami niewoli” wszystko tłumaczą. Cechą wspólną tych dwojakiego rodzaju poglądów jest najpierw to, że opierają się na fałszywej z gruntu hipotezie „błędów” lub „wad”, a następnie, że skutecznie ukrywają właściwy rodowód naturalnych przejawów polskiego światopoglądu społecznego, który należy przecież do sfery duchowej ciągu harmonicznego.
Postawa polityczne typowego Polaka, jego stosunek do grupy, odczuwane przez niego potrzeby polityczne, napięcie jego woli państwowej – wszystko to w sensie wewnętrznej harmonii jest jak najdoskonalej ukształtowane przez naczelne, ożywiające tegoż Polaka ideały, składające się na treść jego świadomości narodowej. A wiemy przecież, że właściwa treść polskiej świadomości narodowej to personalizm katolicki. Treść ta wciąż żywa, stwarza sobie właściwe tendencje, wciąż w jej atmosferze wychowują się coraz to nowe pokolenia polaków obywateli. W Polaku uderza brak woli państwowej nie dlatego, że już w Epoce Saskiej jego przodkowie nie to samo cierpieli, ale dlatego, że ta jego postawa, jest mu narzucona przez panujący trwale system duchowy, którego celem nie jest wcale wychowywać dobrego obywatela. Duchowy ten system czyli polska ideologia grupy, wsparta o zasady katolicyzmu ma za zadanie dać człowiekowi wewnętrzną doskonałość, pojętą oczywiście w jego skali tzn. skali „wiecznej”, a nie doczesnej. A naród i państwo to tylko „doczesne” wg katolicyzmu wartości; to tylko środki, a nie cele, nie ideały, a kryteria naczelne.
Z personalizmu katolickiego wypływa postulat wolności dla jednostki. Na ekranie życia zbiorowego – w polityce ma się to wyrazić w „samorzutnej demokracji” (epoka saska). Wg naczelnych kryteriów naszej świadomości narodowej (katolickiej) jest to „rozwój po linii chrześcijańskiej” (1, zaś wg kryteriów Państwa i Narodu, wartości samoistnych, jest to po prostu anarchia.
Pamiętajmy jednak, że operujemy tu różnymi kryteriami. Istnieje łatwość, powiedziałbym dialektyczna, różnej oceny przedmiotu z dwóch różnych punktów wyjścia. Ocena wypadnie dodatnia lub ujemna w zależności od kryterium, którym się posługujemy. Ale jest to dialektyka, na którą może się tylko zdobyć świadomość jednostki. Świadomość zbiorowa, świadomość narodowa nie potrafi w ten sposób żonglować kryteriami. Nie ma punktu archimedesowego. W prawdzie odpowiednią figurę logiczną można ustawić, ale jest ona nieużyteczna boć przecież ocena świadomości narodowej przez kryterium tejże samej świadomości, jest niemożliwa.
Jest to niezmiernie ważna kwestia rewizji treści świadomości narodowej. Na jak straszliwe i nieprzezwyciężone trudności narażone być muszą próby tej rewizji niech posłuży za przykład Adam Mickiewicz, nasz wieszcz narodowy, który nie bez widocznej dumy stwierdził w prelekcjach paryskich, iż Polska tylko dlatego upadła, iż rozwój jej potoczył się się po linii chrześcijańskiej, czyli odmiennie aniżeli pozostałe państwa Europy. A pamiętać również należy, że nad „czystością” naszej świadomości narodowej czuwa bacznie, odradzający się teraz i coraz bardziej aktywny kosmopolityczny system światopoglądowy – katolicyzm, jej rzymski stróż.
Wracając jeszcze do tezy o ciągłości naszych dziejów za ostatnie 3 wieki zwracamy uwagę czytelnika na omówioną już w „Zadrudze” kwestię wieku XIX-go. Wiek ten bowiem odegrał w rozwoju naszym wręcz odmienną rolę, aniżeli to się powszechnie u nas mniema, a nawet w nauce historii ustala.
Te bzdurne opinie o braku w naszym rozwoju wieku XIX-go, o „zgubnych miazmatach niewoli”, które jakoby zatruwają obecne życie polskie, czy wreszcie o „zahamowaniu na lat 100 naszego postępu cywilizacyjnego, świadczą tylko o typowo polskim braku poczucia rzeczywistości i stanowić mogą jeszcze jeden przyczynek dla próby ustalenia cech naszego charakteru narodowego. (Prosimy tu przypomnieć sobie artykuł Banasiaka pt. „Wiek XIX w dziejach Polski” nr 2 (4) „Zadrugi”.)
* * * * *
Te wstępne uwagi, tyczące tematów, przeważnie opracowanych już na łamach „Zadrugi” poczyniliśmy w przeświadczeniu, że ich odpowiednie dla tematu artykułu zebranie da czytelnikowi właściwe nastawienie do dalszych wywodów autora. Chodzi nam o to, by czytelnik śledząc dalsze wywody autora na temat wewnętrznej polityki Polski Niepodległej zdobył się na pewien dystans w stosunku do badanego przedmiotu. Przyjecie aspektu historycznego a nawet historiozoficznego pozwoli uniknąć wielu być może bardzo sugestywnych, a jednak błędnych sądów. Ważnym jest również by czytelnik właściwie pojął formalny problem ideologii grupy i jego znaczenie dla polityki.
Co dotyczy zaś konkretnego już zagadnienia polskiej ideologii grupy, jej właściwej treści, jak również co dotyczy tendencji polskiego ideału społeczno-politycznego to mniemamy, iż czytelnik przyswoił już sobie te kwestie z dotychczasowych artykułów. Zastrzeżenia te czynimy dlatego, że w dalszych wywodach posługiwać będziemy się dotychczasowym dorobkiem „Zadrugi”, jak również stosować będziemy naszą „zadrugową” terminologię już bez każdorazowego wyjaśniania zasadniczych pojęć i terminów.
Stanisław Grzanka
Słowa A. Mickiewicza. Patrz art. „Ideał społeczno-polityczny...” nr 1(3) i 2 (4) „Zadrugi”.
Polityka wewnętrzna Polski niepodległej (szkic II)
Często spotyka się w publicystyce sądy, jakoby ustrój polityczny Polski Niepodległej do r. 1926, oparty na zasadnie nowoczesnej demokracji typu francuskiego, był w naszych warunkach ustrojem „na wyrost”. Pojęcie „na wyrost” ma oznaczać, że wskutek rozmaitych przyczyn Polacy „nie dorośli” jeszcze do rządów pełnej demokracji. Wskazuje się przy tym na zbyt niski poziom kultury politycznej, brak wyrobienia państwowego i inne, tym podobne, dowody naszego „niedorozwoju” duchowego, wobec wymogów, którym społeczeństwo musi odpowiadać by mogło oprzeć swoją organizację państwową na zasadach integralnej demokracji.
Podstawą więc tych sądów jest przeświadczenie, że z punktu widzenia wewnętrznego rozwoju naszej państwowości, formy ustrojowe naszej demokracji nie pasują do podłoża społecznego i że konstytucja marcowa była ślepym naśladownictwem obcych wzorów, nieuwzględniających naszych rodzimych odrębności w kulturze, w charakterze narodowym, ideach narodowych, w powszechnie odczuwanych potrzebach politycznych itp. W tym też niedopasowaniu form ustroju politycznego do podłoża społecznego upatruje się powszechnie zasadnicze przyczyny dezorganizacji politycznej państwa, obserwowanej w okresie do r. 1926.
W ten sposób powstała koncepcja „wad ustrojowych”. Koncepcja ta traktująca „wady ustrojowe”, jako samoistną i zasadniczą przyczynę niedomagań organizmu państwowego, zrodzić z kolei zamiar przeciwdziałania złu w drodze naprawy ustroju: z jednej strony przez ograniczenie uprawnień demokracji, z drugiej – przez wzmocnienie władzy wykonawczej w Państwie. Tak powstała w zasadniczych zrębach doktryna, która stała się myślą przewodnią działań reformistycznych obozu pomajowego.
Działania te jednak procesu degradacji życia polskiego nie powstrzymały. Palące problemy naszego życia sprzed r. 1926 występują nadal z jeszcze większą często gwałtownością nasilenia. I nic dziwnego! A to stąd, że koncepcja doktrynalna, za którą konsekwentnie poszły reformy, oparta została na fałszywych przesłankach. Opiera się bowiem, jak to powyżej wspomnieliśmy na błędnym założeniu, a mianowicie, że źródeł złego szukać należy w formach ustrojowych, które jakoby nie pasują należycie do podłoża społecznego.
Koncepcja ta, zresztą jak szereg innych z tego zakresu, zapoznała zupełnie fakt, że z podłoża społecznego polskiego, wyrastają trwałe, niezmiernie silne tendencje, które bez względu na rodzaj form ustrojowych znajdują ujście, wpływając decydująco na kształtowanie się polityki wewnętrznej państwa. A w świetle tego twierdzenia pobieżna analiza wykazuje, że konstytucja marcowa w sposób niemal doskonały realizowała tendencje społeczne, z dołu wyrastające, że stwarzała nad wyraz harmonijną budowlę prawno-ustrojową, zgodną z polskim ideałem społeczno-politycznym. W perspektywie wewnętrznego rozwoju historycznego Polski, formy ustrojowe sprzed r. 1926 były logicznym i harmonijnym etapem po linii wyznaczonej przez polską ideologię grupy. I na tym właśnie polega właściwe znaczenie aktu konstytucji marcowej, że natychmiast po okresie niewoli formy ustrojowe państwa powróciły do łożysk wyżłobionych głęboko przez ciąg harmoniczny naszych dziejów od w. XVII, wyniki zaś reform ustrojowych, dokonanych po roku 1926 świadczą bardzo bezowocne na dalszą metę są wysiłki rozwiązania istotnych problemów naszego narodowego bytu poprzez mechaniczne reformy ustrojowe.
Przyjmując koncepcję, że polityczna sfera życia narodu kształtuje się pod naciskiem tendencji, wyrastających z podłoża społecznego, co do związków przyczynowych między tym, co możemy co dnia na arenie publicznej obserwować, a tym, co składa się na treść podłoża społecznego, a więc ideologią grupy i wynikającym z niej ideałem społeczno-politycznym. Znaczną część tego problemu usiłowaliśmy rozwiązać w poprzednich numerach „Zadrugi” (artykuły pt. „ideał społeczno-polityczny w świetle polskiej ideologii grupy”). Dorobek ten jest dla naszych dalszych wywodów punktem wyjścia, a jednocześnie stanowi kryterium oceny polityki wewnętrznej Państwa Polskiego, tak jak ona się kształtowała od r. 1919.
DEMOKRACJA „SZLACHECKA”, A DEMOKRACJA PO ROKU 1918
W okresie przed upadkiem niepodległego bytu, przy formalnym ustroju monarchistycznym, zasadnicze tendencje polskiego ideału społeczno-politycznego potrafiły znaleźć sobie ujście w wywalczonych formach „demokracji szlacheckiej”. Konstytucja marcowa realizowała dalszy etap tej samej linii rozwojowej, przystosowując jednocześnie ustrój odbudowanego Państwa do wymagań nowych czasów.
Gdy demokracja epoki saskiej ograniczona była do rządzącej warstwy szlacheckiej, to konstytucja marcowa zaprowadziła „rządy ludu” w ścisłym tego słowa znaczeniu. Od r. 1919 już cały naród, poprzez wszystkie warstwy korzysta z dobrodziejstw demokracji. Różnica ta jednak, możemy to już z pewnej perspektywy ocenić – okazała się jedynie ilościową, bo w zasadzie rytm życia politycznego w tych dwóch okresach wydaje się być jednakowy. Dopuszczenie do udziału w rządzeniu państwem pozostałych warstw ludności nie wprowadziła istotnych przemian w przebiegu zjawisk politycznych kraju, jako że na arenę życia politycznego nie weszły żadne istotne nowe elementy duchowe, które by mogły obraz inaczej zabarwić. Już bowiem przed utratą niepodległości, polski system kulturalny jednolicie obejmował cały Naród – w czasie niewoli, jednolitość ta znakomicie została ugruntowana i pogłębiona. Profil duchowy, stąd i postawa polityczna typowego Polaka jest jednolita poprzez wszystkie warstwy narodu. Ogniskiem centralnym jest tu oczywiście system duchowy reprezentowany przez katolicyzm. Jedynie w niewielkim stosunku polski układ kulturalny uległ odchyleniu na odcinku powstałych w czasie niewoli oraz kapitalizmu, który dał nam polską lewicę. Ta jednak pod przemożnym naciskiem polskiego kręgu kulturalnego (sfera duchowa ciągu harmonicznego) szczególnie w okresie niepodległego bytu ulega szybkiemu rozkładowi duchowemu, dając postać „lewego personalizmu”.
Skoro treść duchowa podłoża społecznego „demokracji szlacheckiej” nie ulegając żadnej zmianie, stałą się jądrem duchowym nowoczesnej demokracji polskiej, przeto na arenie naszej polityki wewnętrznej prędko musiały wystąpić dowody potwierdzające to. Musiał powstać proces „recydywy saskiej”.
W ostatnim numerze „Naszej Przyszłości” czytamy: „I tak przebrnęliśmy najpierw przez ośmioletni okres – (od r. 1918- 1926) – próbę integralnej demokracji i najintegralniejszego na świecie parlamentaryzmu. W tym czasie zrobiono u nas wszystko, z zapałem godnym lepszej sprawy, aby wywrócić do góry nogami wszelki zdrowy rozsądek i wszelkie twórcze walory w społeczeństwie. Pod wpływem dziecinnie rozpasanej demagogii stała się świeżo wskrzeszona Polska wielkim polem najzgubniejszych doktryn i eksperymentów partyjno-gospodarczych. W rezultacie wszystko to było niczym innym jak tylko społecznym odwróceniem dawnej anarchii szlacheckiej. Miejsce dawnego szlachcica- warchoła zajął nowomodny, pseudo-postępowy typ obdartego proletariusza, obdarzony jednak kubek w kubek tymi samymi wadami i namiętnościami, ta samą, odpowiednio tylko zmodernizowaną demagogią. Lecieliśmy w przepaść anarchii i osłabienia pod każdym względem.” (1
Powyższy urywek, wzięty z artykułu, świadczącego zresztą o zupełnej bezradności autora wobec problemów tam postawionych, ze względu na kierunek ideowy „Naszej Przyszłości” uwalnia nas w tym wypadku od ewentualnego zarzutu tendencyjności w gromadzeniu dowodów dla tezy o recydywie saskiej. Zresztą wiele już podobnych sądów o „anarchii szlacheckiej” w pierwszych latach naszej niepodległości zostało sformułowanych i to przez autorów bardziej nawet znakomitych. Brakło natomiast umysłów, które by ustaliły zasadnicze przyczyny tego „nawrotu” naszych dziejów do okresu przed upadkiem niepodległości państwa. Dlatego też nadal stoimy bezradnie wobec nieubłaganego rozwoju wydarzeń, będących jedynie ilustracją głębokiego w wszechobejmującego procesu degradacji Narodu.
GENEZA „PARTYJNIACTWA”
Zasadnicze elementy polskiego ideału społeczno-politycznego, o których mówiliśmy w poprzednich artykułach, tj.: prymat jednostki wobec grupy, postulat wolności jednostki, oraz postulat miłości i sprawiedliwości, jako regulator społeczny, silnego zrzeszenia wolnych atomów, - elementy wynikające z zamkniętego układu kulturalnego katolickiego chowu, to znaczy personalizmu „ścieśnionego”, kontemplatywnego, wyznaczają typ Polaka w życiu politycznym. Ten typ o silnych anarchizujących z punktu widzenia całości grupy tendencjach, wyprany jednocześnie z wszelkich poglądów dynamicznych jest zbyt wegetatywny, by go można nazwać anarchistą w nowoczesnym znaczeniu; to jednak nie tyle jest „ważnym” i „wolnym”, że stając się powszechnym w grupie, potrafi życie zbiorowe do głębi zdezorganizować.
W „demokracji szlacheckiej” typ ten, nazwijmy go „homo catho-politicus”, wywalczył sobie „liberum veto”, nazywając tę instytucję polityczną „koroną wolności”. W niepodległej Polsce te same usługi oddawało dominujące znaczenie partii politycznych w życiu publicznym.
W epoce saskiej jednolity socjalnie naród (oczywiście naród = szlachta), dzielił się na jednostki – persony, wyposażone w „liberum veto”. W Polsce niepodległej ze względu na duże zróżnicowanie podłoża społecznego demokracji (warstwy – różnice socjalne – ekonomiczne) trzeba było z konieczności zadowolić się rozbiciem narodu na grupy indywiduów, przypadkowo połączonych poczuciem wspólnego interesu, pojmowanego oczywiście z wąskiego podwórka własnej otoki duchowej.
Życie publiczne narodu staje się od roku 1918 terenem personalnych gier, klik, koterii, mafii, staje się wielkim terenem zaciętych gierek o małe interesy. Stwierdzając to trzeba jednak sobie uświadomić, że im bardziej społeczeństwo przeniknięte jest takim systemem duchowym, jak personalizm katolickiego typu, tym bardziej zanikają możliwości powstania jakichś ruchów ideowych czy dogłębnych nurtów politycznych. To też miejsce ich zajmują wtedy namiastki w postaci u nas właśnie tak doskonale wykształconej – w „partyjniactwie”, które w warunkach naszego rozwoju kulturalnego było czymś naturalnym, koniecznym.
Im bardziej bowiem od r. 1918 Naród po okresie niewoli wkroczył na drogę „oczyszczania” swej duchowej jaźni, im bardziej powraca do swoich tzw. „polskich”, a w istocie katolickich ideałów, tym liczniejsze muszą powstawać partie, tym bardziej personalia ciążą nad życiem politycznym.
ZANIK SILNEJ WŁADZY PAŃSTWOWEJ
Państwo jest organem woli zbiorowej, zaspakaja potrzeby polityczne swoich obywateli. Rola państwa więc i jego znaczenie znajduje zawsze punkt wyjścia w podłożu społecznym, a ściślej w systemie kulturalnym, właściwym dla grupy społecznej, w państwo zorganizowanej. Ze sfery duchowej podłoża społecznego, wyrastające tendencje decydują o zakresie oddziaływania i zasięgu władzy państwowej. Formalny ustrój państwa, choćby nawet nie był z tymi tendencjami zgodny, posiada znaczenie drugorzędne. Koncepcja „wad ustrojowych”, które jakoby miały stanowić zasadniczą przyczynę naszej słabości politycznej przed okresem rządów „systemu pomajowego” w świetle już tylko rozwoju naszej polityki wewnętrznej ostatnich lat – okazała się fikcją. Dokonana naprawa ustroju bowiem kierunku rozwojowego nie powstrzymała. W ramach zaś tego ciągu reformistycznego powstała nowa fikcja – fikcja „dekompozycji”, z której ma nas uleczyć „idea konsolidacji”. Oczywiste dla nas jest, że i ta, jeszcze jedna fikcja, kierunku rozwojowego nie powstrzyma, choćby nawet założenia jej zostały zrealizowane w stu procentach.
Władza państwowa jest wtedy silna, gdy ma możliwość dysponowania społecznymi zasobami ludzkimi i materialnymi. Do tego nie wystarcza jedność i sprężystość władzy. To są warunki niezbędne, ale drugorzędne. Punkt ciężkości leży w zasobach ludzkich; możność kierowania nimi zależy od ich ilości, a przede wszystkim od jakości, i to dlatego, że najbardziej jednolita i sprężysta władza nie potrafi ich użyć, skoro potrafi na opór bierny. Zasoby ludzkie to zagadnienie podłoża społecznego, zagadnienie jego konfiguracji ideowej.
Polskie podłoże społeczne posiada swój określony, wyrazisty, stanowiący o jego wartości profil duchowy. Polska ideologia grupy, decydująca o naszej odrębności kulturalnej wśród innych narodów, przesądza o „jakości” zasobów ludzkich, które państwo ma do dyspozycji. Miliony Polaków, które przeszły przez tryby mechanizmu wychowawczego polskiej ideologii grupy, uzyskują określoną postawę duchową determinującą sposób zachowania się w gospodarstwie jak i polityce.
Mówiliśmy już o postawie politycznej typowego Polaka - „homo catho-politicusa”. Charakteryzuje się ona wartościami, które leżą na linii polskiego ideału społeczno-politycznego, stojącego na usługach panującego systemu duchowego (personalistyczne ideały katolicyzmu). Brak zaś w tej postawie wartości, które by czyniły z podłoża społecznego prężną siłę decydującą o sprawności politycznej organizmu państwowego.
Typowy Polak jako personalista wykazuje brak zrozumienia interesu ogółu, poza jego wyobrażeniami leży pojęcie konieczności państwowych; jego potrzeby polityczne wyznaczają wąski zakres woli państwa, jako nocnego stróża. Stąd silna władza państwowa, pojęta nie policyjnie, ale tak jak to wyżej określiliśmy, staje się jak gdyby niepotrzebną, gdyż nie znajduje uzasadnienia i naturalnej podstawy w podłożu społecznym, ukształtowanym duchowo w odmiennym kierunku.
W świetle tych stwierdzeń zrozumiały musi się wydać fakt zaniku silnej władzy państwowej przed r. 1926. Te stwierdzenia tłumaczą również dlaczego dokonane po roku 1926 reformy ustrojowe pod hasłem wzmocnienia władzy państwowej, istotnego problemu sprawności organizacji państwowej nie rozwiązały, o czym świadczą zresztą bezskuteczne usiłowania „poruszenia mas” teraz już przy pomocy „idei konsolidacji”.
Stanisław Grzanka
Jan Bobrzyński, art. pt. „Trzecia próba ustroju i nastroju”.
Polityka wewnętrzna Polski niepodległej
(Szkic III. Zakończenie.)
Na politykę wewnętrzną Polski, tak jak ona kształtowała się do r. 1926, należy patrzeć więc jako na samorodny, harmonijny rozwój, który pod naporem wewnętrznych sił zmierzał do swego ideału, jakim jest biegun atomistyczny, scharakteryzowany przez nas w poprzednich artykułach. Istota rozwoju polegała na tym, że przejawy życia zbiorowego oraz formy ustrojowe i polityka, stawały się coraz bardziej zgodne z polskim ideałem społeczno-politycznym, który bierze swe źródło w personalistycznych założeniach polskiej ideologii grupy. Realizowały się zasady tego ideału: postulat wolności jednostki oraz prymat jednostki wobec grupy. Gorzej było z zasadą miłości i sprawiedliwości; te - w atmosferze wzrastającej nędzy materialnej, przyjmowały postać chrześcijańskiej rezygnacji i biadolenia.
Dopiero jako dalsze, trzeciorzędne skutki realizacji tych zasad na arenie życia politycznego Polski poczęły rychło po roku 1918 występować objawy, co do których jednak nikt nie potrafił postawił trafnej diagnozy. Rozbicie społecznego organizmu na atomy, osłabienie nurtu społecznego, wreszcie najbardziej rzucająca się w oczy dezorganizacja państwowego organizmu i osłabienie władzy politycznej - w polskiej świadomości tłumaczone były „miazmatami niewoli" lub ,wadami ustrojowymi". Właściwy zaś mechanizm naszego rozwoju, skryty w założeniach panującego systemu duchowego i chroniony tradycją odwiecznie „polskich ideałów", działał bez obawy zdemaskowania.
Po prostu nie do wiary, jak bardzo położenie nasze stało się podobne do czasów saskich, kiedy to nasz wewnętrzny „rozwój po linii chrześcijańskiej", jak powiedział Mickiewicz a więc po linii jakościowo równej od reszty Europy, stał się przyczyną upadku państwa. Brakło tylko upojnego hasła: „Polska nierządem stoi".
Jeżeli zaś teraz ocena naszego położenia potrafiła stosunkowo wcześnie zrodzić odruch spłoszonej błogości, który stał się motorem wewnętrznej polityki od r. 1926, to zawdzięczać należy jedynie świeżemu jeszcze doświadczeniu, które niepokoiło świadomością, że naród może być jednak pozbawiony własnego państwa. Nie było też dziełem przypadku, że przewrót majowy dokonany został przez Człowieka i ludzi, którzy w najbardziej bezpośredni i skuteczny sposób o niepodległy byt walczyli. Musimy tu postawić sobie pytanie, czym był istotnie „przewrót majowy - odpowiedź daje nam „teoria wewnętrznego rozwoju Polski".
Przewrót majowy roku 1926 był niewątpliwie reakcją przeciwko linii ctegradac2i po jakiej Polska staczała się ku ponownemu upadkowi. Jego genezy szukać należy w postawach duchowych tych ludzi, którzy uświadamiając sobie bliską tragedię, znaleźli w sobie dość mocy i woli. by się jej za wszelką cenę przeciwstawić. I tylko tyle. Bo poza tym przesłanki ideowe i polityczne przewrotu poszły utartymi ścieżkami.
Polska myśl polityczna posiadała duży już wtedy dorobek, który możemy określić "działaniami reformistycznymi". Nie mając świadomości o zasadniczej antynomii dziejów Polski, myśl polityczna „Przewrotu Majowego" przyjęła koncepcję „wad ustrojowych", które jakoby miały sprawiać naszą wszechobejmującą słabość.
Stąd też podjęte reformy obracały się przede wszystkim w koło zagadnień ustrojowych Państwa. Hasłu usprawnienia aparatu państwowego po przez wzmocnienie władzy wykonawczej, wyczerpywało właściwie założenia polityczne „systemu pomajowego" w pierwszych latach jego rządów.
Rychło jednak dostrzeżono, że rozwiązanie tego problemu, nawet skuteczne, nie usunęło wcale istotnych „bolączek naszego życia, świadczących o słabości naszego potencjału politycznego. W walce o naprawę ustroju legło „partyjnictwo, legła wszechwładza sejmu, legło rozprzężenie ośrodków dyspozycyjnych. Mechanizm polityczny państwa zyskał formalną, podstawę dla jednolitego i spręży-tego działania, ba! wspierał się o autorytet Piłsudskiego, a mimo to oczywistość nie pozwalała widzieć współczesności i przyszłości w różowych kolorach. „Działania reformistyczne" poczęły więc szukać nowych, dalszych „błędów.
Nie należy do tematu tego artykułu omawianie "sukcesów działań reformistycznych na polu gospodarstwa polskiego", nie mniej jednak trzeba mieć na uwadze, że polityka wewnętrzna państwa jest obecnie dość ściśle powiązana więzami współzależności z zagadnieniami gospodarczymi, one bowiem, te dwie dziedziny, składają się harmonijnie na potęgę polityczną państwa, lub jego słabość. - Zaś szczególnie w świetle teorii wewnętrznego rozwoju Polski, dialektyka rozwoju polskiej polityki i polskiego gospodarstwa jest właściwie ta sama.
Punktem wyjścia tendencji rozwojowej tu tam jest zasadnicza antynomia naszych dziejów, polegająca na tym, że panujący trwale system kulturalny decyduje o rozwoju cywilizacyjnym naszego narodu po linii biegnącej ku degradacji. Polityka i gospodarstwo polskie to dziedziny, gdzie mechanizm takiego rozwoju jest najbardziej widoczny. Działają tu siły trwałe, z gruntu duchowego wyrastające. One to, po przez szereg kolejnych ogniw rozwojowych decydują w ostateczności, że całokształt naszego życia zbiorowego w pewnym dalszym etapie swego rozwoju przyjmuje postać, która jest niepokojącą.
Słabość ta rodzi grozę zatracenia, budzi odruch spłoszonej błogości, rodzi nawet bunt przeciwko sobie. Świadomość jednak, wyposażona w kryteria tego samego kręgu kulturalnego, nie potrafi połączyć logicznymi ogniwami oglądanego obrazu rzeczywistości z systemem duchowym, który ją sprawia, ani też go ujemnie sklasyfikować. Dla tego też „odruch spłoszonej błogości", odruch przeciwdziałania, skierowany jest jedynie przeciwko dalekim skutkom i jako taki musi okazać się w ostatecznym wyniku jałowym.
Istota zaś "działań reformistycznych", które obserwujemy w Polsce po r. 1926, a jednocześnie przyczyna ich ostatecznej jałowości polega na tym, że uderzają one w dalekie skutki harmonicznego ciągu rozwojowego, nie naruszając zupełnie jego rdzenia duchowego, którym jest polska ideologia grupy. To też rdzeń ten, nie naruszony przez działania reformistyczne, reprodukuje ustawicznie to, co reformy zwalczają. System pomajowy zadał klęskę ,partyjnictwu", najpierw na terenie Sejmu, po tym w ogóle w państwie. Uderzył w daleki tylko skutek personalistycznych założeń polskiego ideału kulturalnego, który pozostał nietknięty. I oto jesteśmy świadkami, jak mimo wprowadzonych mechanicznych reform ustrojowych, to stare partyjnictwo odzywa obecnie w postaci powszechnej „dekompozycji' w postaci mafii i mafijek, klik i personalii.
Stąd też „działania reformistyczne spotykając się ustawicznie ze zjawiskiem reprodukcji przedmiotów swego oddziaływania, Muszą z konieczności przyjąć postać pewnego trwałego systemu, który by w sposób niejako mechaniczny, bo działający w poprzek harmonijnego rozwoju, uzupełniał i łatał te skutki, które on w sposób nieubłagany stwarza.
Państwo, by utrzymywać swą egzystencję w obecnym układzie międzynarodowym, musi oprzeć swoją organizację na zasadach sil-tlej i sprężystej władzy, która by miała możność dysponowania społecznymi zasobami energii, W warunkach polskich jest to postulat, który kłóci się z naszym trwałym i naturalnym rozwojem, zmierzającym przecież ku formom politycznym, właściwym polskiemu ideałowi politycznemu. Stąd wyrasta trwała rozbieżność między wewnętrznymi tendencjami, a nakazami narzucanymi państwu z zewnątrz. Jest to oczywiście skutek oddziaływania zasadniczej antynomii naszych dziejów, która doprowadza do atomizacji i osłabienia politycznego organizmu społecznego. Nazwiemy ją „rozbieżnością nurtu polityczno-ustrojowego" Polski. „Działania reformistyczne", podjęte przez ciąg reformistyczny, starają się tę zasadniczą rozbieżność nurtu polityczno-ustrojowego w jakiś sposób usunąć.
Usiłowania zdążające do usunięcia „ „rozbieżności nurtu polityczno-ustrojowego" prowadzą do starcia się obu ciągów: harmonicznego i reformistycznego. Nazwaliśmy to przeciwbieżnością ciągów. W tych wielkich procesach społecznych biorą udział, mniej lub bardziej czynny, miliony jednostek.
System pomajowy przyjął jako zasadniczą przesłankę tezę, iż rozbieżność nurtu politycznego jest spowodowana przez błędy w ustroju organizacyjno - politycznym. Wiemy, iż przyjęcie tej fikcji było zdeterminowane. Wyjaśniliśmy ten fenomen w "teorii błędów", według której myśl reformistyczna, o ile opiera się o system treści tradycyjnych, o ile afirmuje zasady dzisiejszej kultury „polskiej", musi zejść do labiryntu, z którego niema wyjścia.
Usunięcie błędów ustrojowych, miałoby więc eo ipso zlikwidować rozbieżność nurtu politycznego. Wzrok reformatorów paść wiec musiał najpierw na górne piętra budowli państwowej. A wiec rząd, prezydent, równowaga władzy ustawodawczej i wykonawczej, następnie o piętro niżej, Sejm, jego struktura, układ sił na terenie parlamentu, dalej organizacja sił politycznych, partie, stronnictwa, i w końcu szary człowiek jako podstawa życia politycznego, jego dynamiki lub martwoty. Usuwano więc „błędy" po kolei: z rządu, z Zamku i ich wzajemnego stosunku, z aparatu wykonawczego (administracja), z Sejmu, z terenu społecznego. Były to etapy walki o: 1) silny, niezależny rzad, 2) państwowo-twórczo nastrojony Sejm. 3) o zdrowy stosunek obywatela do państwa i jego pracy (walka z ”pośrednictwem” partyjnym. Brześć. Bereza, BBWR) i 4) wciągniecie obywatela do twórczej współpracy z państwem, do której tak tęsknił (konsolidacja, Ozon).
Widzimy jak rozprószenie mgieł jednego "błędu" czy też "wady” ustrojowej powoduje konieczność szukania dalszej fikcji. Dzięki przyjętym tezom, nie może się zrodzić przypuszczenie, iż w tej płaszczyźnie w ogóle niema rozwiązań. W tym kierunku będzie się brnąć jeszcze długie lata. Upór ten jest głęboko zdeterminowany. Faza, w której się znajduje nasze życie polityczne, daje tego dowody.
Zagadnienie "konsolidacji narodu" to nic innego, tylko właśnie próba rozwiązania problemu sprawności państwa, po przez uaktywnienie mas społecznych. Tylko, że próba, jaką oglądamy, jest prostacko nieudolna. Jak wiemy bowiem, bierność mas polskich i ich bezwład wegetacyjny ma swe źródło w polskiej ideologii grupy, w systemie duchowym, który te masy dogłębnie obejmuje, a tymczasem O. Z. N. założenia tego właśnie duchowego systemu w sposób niefrasobliwy wypisał na swym sztandarze ideowym.
Śmieszność sytuacji polega na tym, że ”ciąg reformistyczny", reprezentowany przez obóz pomajowy usiłuje w dziedzinie polityki wewnętrznej rozwiązać zagadnienie sprawności organizmu narodowego poprzez afirmację tych starych zasad, które tę bijącą w oczy dezorganizację (atomizację społeczeństwa) sprawiają.
Widzimy wiec, że tej wewnętrznej, trwałej rozbieżności między rozwojem ku formom społeczno politycznym bieguna atomistycznego, a postulatem sprawnej władzy państwowej, narzuconym z zewnątrz, nie zdołano rozwiązać ani „Ideologią państwową, ani reformami ustrojowymi ani wreszcie „idea konsolidacji.
Nie znaczy to jednak, że w tej dziedzinie niczego nie dokonano. Choć bowiem żadna ze zrealizowanych koncepcyj politycznych oczekiwanego rezultatu nie dała, to jednak zrobiono tosun1wwo wiele, by problem „koniecznych potrzeb państwa uczynić bardziej realnym. Gdy nie podobna w sposób zasadniczy rozwiązać tej naszej wewnętrznej antynomii politycznej, to zważywszy, że „konieczne potrzeby państwa” są warunkiem jego egzystencji, powstać muszą jakieś zastępcze środki, paliatywy, które w sposób sztuczny niejako "na siłę" zaradzić muszą palącym problem om. Naturalnym dysponentem tych środków jest oczywiście państwo. Stąd też państwo, pojęte jako ramię polityczne systemu politycznego, realizującego hasło "obronności państwa" staje się z konieczności środkiem bezpośredniego oddziaływania na te dziedziny życia społecznego, które nie podciągają się pod wymogi, przez ideę obronności państwa stawiane.
Ponieważ niestosunek między zespołem politycznych postulatów, narzuconych nam przez zewnętrzny układ międzynarodowy a naszym wewnętrznym rozwojem jest trwały, a nawet pogłębiający się, przeto sporadyczne zrazu i według zamierzeń chwilowe oddziaływanie Państwa, przerodzić się musiało w stan chroniczny; musiał powstać trwały system, który moglibyśmy określić „systemem korelacji", jako że rola państwa opiera się w tym wypadku na ścisłej współzależności z brakarni stwarzanymi przez naturalny rozwój naszego organizmu społecznego. Pojęcie "systemu korelacji" można wyrazić również terminem "etatyzm polityczny", z zastrzeżeniem, że sfera jego zasięgu nie obejmuje dziedziny gospodarstwa.
Naturalną jest rzeczą, że "etatyzm polityczny" musi stopniowo sięgać coraz głębiej do życia społecznego, skoro zważymy, że różne kompleksy zagadnień społecznych połączone są ze sobą ogniwami współzależności, stąd skuteczna kuracja jednego z nich uwarunkowana jest zgodnym dopasowaniem dalszych. Dla tego. koncepcja „planizmu, wybiegającego daleko poza sferę gospodarstwa, jest naturalnym etapem ewolucji naszej polityki wewnętrznej, wspierającej się o fikcję "błędu".
Społeczeństwo odczuwa stały i subiektywnie przykry nacisk. Państwo spotyka się z reakcją idącą od dołu z oporem, wymagającym z kolei stosowania surowej perswazji a nawet przymusu. Widzimy więc, że system rządów policyjnych jest naturalnym etapem ewolucji, skoro Państwo postawi przed sobą konieczne z punktu widzenia państwowego, ale z zewnątrz narzucone cele bez względu na to, czy realizacja ich leży w możliwościach jakie reprezentuje historyczny rozwój społecznego organizmu.
Tendencje polskiego ideału społeczno-politycznego, pod naciskiem których odbywa się ewolucja ku formom społeczno-politycznym, bieguna atomistycznego, scharakteryzowaliśmy w drukowanych poprzednio w ”Zadrudze” artykułach. Ewolucja ta zaś przechodzi coraz dalsze etapy, przejawy jej coraz bardziej stają się oczywiste, mimo wysiłków, bardzo nieporadnych zresztą, jakie podejmuje „ciąg reformistyczny". Stąd też ścieranie się obu ciągów, reformistycznego i harmonicznego, wobec postępującej recydywy saskiej, zaognia stosunki, i przybiera coraz bardziej na ostrości.
Państwo jako organ zorganizowanej woli ku realizacji „koniecznych potrzeb państwowych” ustąpić nie może. Pozostaje jedynie coraz bardziej brnąć wgłąb szeregów nieuchwytnego wroga, którym jest najczęściej bierny opór społecznej masy. Aparat państwowy wobec coraz to nowych zadań, ulega powolnej rozbudowie. Biurokracja, jej rozbudowa nie tylko personalna, ale przede wszystkim jako systemu staje się nadrzędnym czynnikiem w układzie społecznym. Tzw. "przerost aparatu administracyjnego", spędzający sen z powiek wielu miłośników „wolnej inicjatywy i „swobody obywatela" jest tylko trzeciorzędnym, nieuniknionym w naszych warunkach skutkiem realizacji pewnych ogólnych założeń, na które, rzecz ciekawa. wszyscy się godzą.
Wszyscy się godzą, że trzeba realizować konieczne potrzeby państwa, skupiające się przede wszystkim około zagadnienia "potencjału wojennego". Szczegółowe zaś postulaty składające się na tą całość, to silne gospodarstwo, armia, zagadnienie populacyjne oraz sprawna organizacja społeczno - polityczna. I na tym się kończy zgoda, powszechna zgoda. Gdy przychodzi kolej na realizowanie tych oczywistych postulatów - zaczyna się kołowanie. Zarówno w dziedzinie konkretnych wydarzeń jak i w dziedzinie myśli. Wynika to stąd, że nie potrafiono uzmysłowić sobie dla "Zadrugi" oczywistego fenomenu, a mianowicie, że, realizacja tych postulatów nie leży wcale na linii kierunkowej. po której odbywa się naturalny rozwój całokształtu życia naszego narodowego organizmu.
Gdy Państwo, działając niejako na ślepo, usiłuje w sposób mechaniczny linię kierunkowa rozwoju odchylić, co narzuca konieczność ponoszenia ofiar (nie tylko w znaczeniu ekonomicznym), wtedy ze strony skostniałej masy społecznej spotyka się z gwałtownym oporem. Rośnie front ścierania się ciągów harmonijnego i reformistycznego zarówno na arenie życia codziennego, jak i w dziedzinie myśli, która tłukąc się w labiryncie świadomości narodowej, nie potrafi połączyć przyczyny ze skutkiem.
Stanisław Grzanka