Polityczność Rodzimej Wiary - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Polityczność Rodzimej Wiary

Mateusz Piskorski
(tekst zamieszczony w numerze V pisma Odala)


Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii związanych ze zjawiskiem odrodzenia rdzennej lechickiej wiary wydaje się być stosunek jej wyznawców do udziału w krajowym życiu politycznym, względnie form, jakie ten udział powinien przybrać. Dyskusja na ten temat nasila się wraz z powstawaniem kolejnych organizacji i stowarzyszeń o szerszym niż stricte wyznaniowy profilu działalności. Czynnikiem mającym niebagatelny wpływ na polityczny kierunek zainteresowań kręgów podążających słowiańską drogą życia jest też bez wątpienia wpływ dokonań i myśli Jana Stachniuka i idei zadrużnej na oblicze współczesnej lechickości. Przeciwko zabieraniu głosu w sprawach społeczno – gospodarczych i ustrojowych opowiadają się środowiska związane z „jasełkowym neopogaństwem” (patrz artykuł „Jasełkowi poganie” w tym numerze Odali), wielbiciele folkloru i skansenu. W poniższych kilku zdaniach postaram się uzasadnić dlaczego rodzima wiara nie może być apolityczna (zagadnienie absurdalności tego pojęcia pominę).

Wiara – więcej niż obrzędowość


Znaczna część polskich wyznawców wiary przodków przejawia tendencję do redukowania lechickiego wyznania do konwencji czysto zewnętrznych – obrzędowej, obyczajowej czy folklorystycznej. Ich poczynania stanowią odzwierciedlenie wszechogarniającej demoliberalny świat laicyzacji i desakralizacji życia. Podobne zjawisko ma także miejsce w obrębie innych konfesji; wystarczy spojrzeć na utyskiwania nad brakiem pogłębionej refleksji religijnej w tekstach niektórych publicystów reprezentujących tradycjonalistyczny katolicyzm. Homo oeconomicus opanował wszystkie dziedziny życia, nawet te ściśle dotąd związane z duchowym wymiarem ludzkiej egzystencji. Niestety Lechitom także coraz częściej brak ducha, a ich związek z rodzimą wiarą sprowadza się do uprawiania kiczowatej cepeliady. Tymczasem wiara polska, jak wszystkie inne, niesie ze sobą przede wszystkim wielki ładunek filozoficzny, wytyczne ludzkiej egzystencji; zmusza do gruntownego przemyślenia szeroko pojmowanego sensu. Rodzi się zatem logiczny postulat uobecnienia słowiańskiej drogi życia w dziedzinie otaczającej nas doczesności, naturalnego przełożenia ideałów uosabianych przez lechickich Bogów na świat ziemski, podstawowy i jedynie weryfikowalny plan ludzkiej aktywności. Wyłączną zaś metodą takiego przełożenia jest działalność w sferze polityki czy, szerzej, metapolityki.


Religia jako fundament ładu społecznego


Wiele bredni napisano na temat tzw. zagrożenia teokracją, mianem której zwykło się określać wszelkie ustroje, jakie odwołują się do zasad jakiejkolwiek religii. Tymczasem w takim ujęciu każde państwo rządzone przez ludzi wyznających jakieś zasady etyczne możnaby określić tym terminem. Bo czyż nie każdy kieruje się, w mniejszym lub większym stopniu, jakąś życiową filozofią? Program polityczny wynika z hierarchii wartości, z założeń antropologicznych i etycznych. Wpływ wiary bądź filozofii na sposób sprawowania władzy i stawiane przed nią cele to problem wielokrotnie już na forum nauk społecznych podejmowany – czy to w pracach Maxa Webera, czy naszego Jana Stachniuka, czy wielu innych. Jak pisał Thomas Mann, „pod każdą postawą duchową kryje się postawa polityczna”. Zależność ta działa również w odwrotną stronę. Nie sposób się z tym nie zgodzić, choćby pobieżnie obserwując świat schyłku XX. wieku. Dominującą filozofią w obecnej dobie sekularyzacji jest materializm, przenikający zarówno kapitalizm, jak i komunizm. To właśnie ten system (anty)wartości (oparty na kursach akcji i walut, a coraz mniej na wartości wytworzonego produktu) zdominował naszą planetę. Króluje też w rzekomo katolickiej Polsce. Wyznawcy rodzimej wiary, aby żyć i świadczyć o poważnym traktowaniu swego wyznania muszą wkroczyć w sferę polityki, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Jeśli tego nie uczynią, potraktowani zostaną, i słusznie, jako kolejna grupa postmodernistycznych dziwaków, hobbystów archeologii. Staną się (symptomy tego oglądamy już dziś) kolorową atrakcją rycerskich turniejów i ludowych występów, nie wnosząc nic do zastanego świata i społecznego (nie)porządku. Tak być nie może!

Jesteśmy „polityczni”!


Wyznanie Wiary Lechitów mówi m.in.: „Nieśmiertelność osiągamy przez potomstwo i twórcze działanie, które daje największą radość życia. Twórczość w narodzie i dla narodu uznajemy za najbardziej wartościową.” (pkt. 12) i „Lechicki naród polski i lechiccy sąsiedzi należą wraz z pozostałymi narodami sławskimi do wielkiego rodu aryjskich ludów Europy. Pragniemy odnowić zerwaną przed wiekami jedność między nimi oraz jedność między naszym pochodzeniem a wyznaniem, ażeby oprzeć na niej duchowy i materialny byt narodu.”  (pkt. 15). Celów tych nie można zrealizować rezygnując z politycznego zaangażowania; w innym razie pozostaną one tylko pobożnymi życzeniami, niewiele wartym świstkiem papieru. Dlatego naszym ideowym adwersarzom nie obawiajmy się powiedzieć wprost: tak, jesteśmy „polityczni”!, a hołdowanie apolityczności pozostawmy nieszkodliwym głupkom, których życiowy cel sprowadza się do pełnienia roli turystycznej atrakcji.


Kwestia formy i kierunków, jakie ta nasza „polityczność” przybierze, jest sprawą otwartą, którą, jak sądzę, jeszcze nie raz na tych łamach poruszymy. Zainteresowanych problematyką (w tym piewców „apolitycznej” wiary rodzimej) zapraszamy zaś do szczerej i otwartej dyskusji.

Mateusz Piskorski
Wróć do spisu treści