Patologia myśli chrzescijańskiej
Kneziowie Zadrugi > Kneź Przedpełk - Ludwik Gościński
Chrystianizm
zawiera w sobie zasadniczą sprzeczność. Z jednej strony wzywa się
do krańcowego wyrzeczenia się, ofiarności, poświęcenia własnej
osobowości człowieka, stawiając ideały osiągalne jedynie przy
napiętej do ostateczności woli i rozpłomienionym do żaru uczuciu,
z drugiej zaś strony drogą do tego stanu świętości nie jest ani
heroizm wychodzący poza cel życia i osoby jednostki (zbawienie
duszy), ani żaden z innych instynktów mocnych, zdobywczych,
naturalnych u człowieka. Wprost przeciwnie chrystianizm odwołuje
się do patologicznych cech natury ludzkiej, występujących wyraźnie
u chorych i starców.
Do tych cech należy w pierwszym rzędzie pokora charakteru, która
w sposób doskonały wytwarza w człowieku kompleks niższości,
niewiarę we własne siły, braka ciekawości w dziedzinie naukowej,
wreszcie niechęć do rzeczy nowych, podważających ustalony
porządek rzeczy. Konsekwencją pokory jest atrofia czynu, myśli i
organizacji, bezwład i bierność. Stąd też bierze się
konserwatyzm i zacofaństwo.
Drugą patologiczną cechą chrześcijanina jest miłość,
gwałcąca jego naturę, miłość wbrew miłości, jak można by
nazwać niepojętą dla normalnego człowieka, a nakazaną przez
Chrystusa miłość dla swych wrogów i prześladowców. Naturalną
sympatię dla swych przyjaciół, dla osób bliskich, czy choćby
związanych interesem posiada każdy człowiek. A jeśli jeden
drugiemu nie przeszkadza w zdobywaniu dóbr, to nawet obcy sobie
ludzie vokazują dla siebie wiele sympatii. Natomiast uczucie miłości
względem swych krzywdzicieli jest niepojęte dla normalnego
człowieka i pomimo dwudziestowiekowej nauki żaden chrześcijanin
uderzony w policzek nie nadstawia drugiego, a uczucia jakie żywi w
danej chwili względem napastnika daleko odbiegają od miłości.
Istnieją jednak wyjątki, trzeba przyznać ze skruchą, które
faktycznie i szczerze spełniają tak pojęte przykazanie i z
miłością znoszą cierpienia zadawane im przez innych, a więc
poszukują tego specjalnie. Nazywa się ich w medycynie masochistami.
Trzecią cechą patologiczną człowieka, do której chrystianizm
odwołał się bardzo zresztą skutecznie jest personalizm. Myślenie
o sobie, uwaga zwrócona głównie i ciągle na własną jaźń, to
cechy ludzi słabych i chorych, którym dolegliwości cielesne, czy
psychiczne bezustannie przypominają o swym istnieniu i wymagają
ostrożności i pielęgnowania i unikania ryzykownych wstrząsów.
Podobnie jak zdrowe serce zachowuje się, jakby go nie było w ciele
i pozwala nam na dokonanie wielkiego wysiłku, tak i zdrowy
psychicznie człowiek bardzo mało myśli o sobie i o swojej duszy.
Chrystianizm przez swoją kontemplację, przez zwrócenie uwagi na
własną osobę, przez troskę o zbawienie duszy jest niewątpliwie (
jak każda zresztą religia kontemplatywna) swego rodzaju
neurastenią, a w wypadkach ostrzejszych przechodzi nawet w histerię.
Dziś religia chrześcijańska przeszła już w stan łagodny i
chroniczny. Wytworzyła się, jako antidotum, podwójna buchalteria
etyczna: obie nie zgadzają się ze sobą, ale na to zamyka się
oczy. Grunt, że kontroli nie ma, a pieniądze i tak płyną. Ideały
chrześcijańskie swoje, a życie swoje. Ciało jest zawsze nagie,
choćby je się w najpiękniejsze szaty przebrało. Ludzie, jak przed
tysiącami lat nienawidzą się, grzeszą, krzywdzą jedni drugich,
co najwyżej uspokajają sumienie za pomocą rekolekcji i tym
podobnych zabiegów, w ściśle przepisany sposób.
Nie należy przez to rozumieć, że religia nie ma żadnego wpływu
na życie dzisiejsze. Owszem, ma i to bardzo wielki. Trzeba tylko
zaznaczyć rzecz bardzo dla wszystkich oczywistą, a tak mało
docenianą, że chrześcijanizm nie uczynił ludzi świętymi (może
to i dobrze, bo wtedy skutki negacji życia chrześcijańskiego
wystąpiłyby najwyraźniej i ludzkość wymarłaby wkrótce w sposób
piękny i święty). Nieuczyniwszy ludzi świętymi ludzi świętymi,
stworzył nowy rodzaj zakłamanego człowieka, o podwójnej
buchalterii etycznej.
Pierwsza część kompleksu religijnego jest oczywistym fiaskiem.
Natomiast druga strona, tj. odwołanie się do patologicznych cech
człowieka wydała nadspodziewanie wspaniałe owoce. Jak źle
skrojone ubranie wykoślawiła normalny rozwój organizmu
społecznego. Zaraziła go neurastenią chrześcijańską. I oto mamy
społeczeństwo bierne, konserwatywne, biedne, bez inicjatywy, w
miarę pokorne i ciche i w miarę miłujące swych prześladowców,
którzy łupią je bez skrupułów (żydzi).
Ponieważ, być może, nie wszyscy uwierzą, że neurastenia
społeczeństwa polskiego ma być akurat pochodzenia spod znaku
krzyża, warto cofnąć się nieco wstecz, do okresu kiedy patologia
myśli chrześcijańskiej miała nieco ostrzejszy, a tym samym i
wyraźniejszy charakter (aż do histerii włącznie), mianowicie do
czasów średniowiecznych. W przeciwieństwie do naturalizmu
starożytnego, chrześcijanie średniowieczni, zarażeni bakcylem
małości żydowskiej, każde zjawisko obce im, przypisują siłom
wszechmocnym, nadnaturalnym. Uznając mierność człowieka, nie
wierzą w jego siły intelektualne i próby realnego ujmowania
zjawisk zewnętrznych uważają za pychę, za grzech. A zjawisk
niezrozumiałych dla ówczesnego człowieka było bardzo wiele. Jedne
były dla niego korzystne, ale inne trapiły go i niszczyły. To było
główną przyczyna zakorzeniającej się silnie wiary w diabła
(oprócz wiary w Boga). Trzęsienie ziemi, kometa na niebie,
epidemie, przerażały ówczesnych ludzi o wiele silniej niż
starożytnych, gdyż supernaturalizm średniowieczny wyolbrzymiał
zjawiska naturalne, choć wtedy niezrozumiałe, do rozmiarów
niewiarygodnych.
Wszędzie doszukiwano się palca bożego, lub pazurów
diabelskich. Cała społeczność chrześcijańska podzieliła się
na dwa obozy: sług bożych i sług szatana. Normalnych ludzi trudno
jest w tych czasach odnaleźć i wskazać. Ojcowie Kościoła, którzy
stali u szczytów wykształcenia i kultury średniowiecznych czasów,
zajmowali się poważnie problemami demonologicznymi. Origenes
(Ojciec Kościoła w III w.) uczył, że demony sprowadzają głód,
nieurodzaj i zarazy. Św. Augustyn twierdził, że demony są
przyczyną chorób i że chętnie napastują nowo narodzone dzieci.
Powstaje cała literatura o diabłach. Żywoty świętych i kroniki
średniowieczne pełne są opisów opętania i współżycia ludzi z
diabłami.
Dla przykładu zacytujemy jeden taki wypadek opętania i
wypędzenia diabła z dzieła J. Ptaśnika „Kultura wieków
średnich”: „Trudny wypadek wypędzania
diabła czytamy w żywocie św. Hildegardy (w. XII). Pewną
szlachetną niewiastę od lat 7 trapił demon, aż udała się do
klasztoru benedyktyńskiego w Brauweiller koło Kolonii, aby tu za
pośrednictwem św. Mikołaja, patrona tego miejsca, odzyskać
zdrowie. Przez 3 miesiące mnisi na próżno się trudzili: diabeł
ofiary opuścić nie chciał, a nawet drwiąc z ich usiłowań
zaznaczył, że uczyni to tylko dla modły pewnej starej kobiety,
którą szyderczo „Serumpilgardis” nazwał. Domyślili się mnisi, że tu o
sławną Hildegardę chodzi i przeto opat z Brauweiler wystosował
list do świętej z przedstawieniem choroby i prośbą o radę.
Hildegarda odpisała mu, że demon, przebywający w ciele owej
niewiasty, należy do rodzaju najzłośliwszych; nie mogą w tym
wypadku pomóc krzyż ani relikwie, ale raczej posty, biczowanie,
modlitwy i jałmużny. Święta podaje szczegółowy sposób
postępowania: „Wybierzcie – pisze – siedmiu nieskazitelnego
życia kapłanów, sześciu w imię Abla, Noego, Abrahama,
Melchizedecha, Jakuba i Arona, którzy Bogu ofiary składali, a
siódmego w imię Chrystusa, którzy siebie samego Bogu Ojcu na
krzyżu ofiarował, Po wielu postach, biczowaniach, rozdawaniu
jałmużny i odprawieniu mszy świętej, niech przystąpią w
kapłańskim stroju i ze stułą do chorej” itd. Tu następują
formułki wypędzenia diabła”.
A teraz umieścimy opinię lekarską dr. Włodzimierza
Szumowskiego, prof. uniw. Jagiellońskiego w dziele „Historia
Medycyny” str. 186, odnośnie do poprzednio zacytowanego wyjątku z
Ptaśnika: „W powyższych obrazach
opętania, jakich pełno jest w kronikach średniowiecznych,
dzisiejszy lekarz bez trudności rozpoznaje histerię z rozdwojeniem
osobowości, przy czym jedna choroba gra rolę niewidzialnego diabła,
bliźni rzuca ciałem, mówi za diabła, wykonuje sprośne ruchy
itp., a druga jest zwykłą osobą widzialną”. A dalej (str 255): „Intelektualizm nowoczesnego
wychowania kształci spokojny rozsądek i afektywne podłoże nawet
gotowych usposobień histerycznych. W wiekach średnich było
przeciwnie. Nawet osobniki spokojne, trzeźwe, nieobarczone
konstytucją histeryczną, żyjąc od dzieciństwa w atmosferze
supranaturalizmu, słysząc ciągle o diabłach, czartach i cudach,
wpadają to raz po raz w paniczny strach przed diabłem, to znowu w
ekstazę religijną, stawały się w końcu łatwym podłożem dla
rozwoju chorobliwych stanów afektywnych i wreszcie dla wyraźnej
histerii. W wiekach średnich właściwie całe społeczeństwo
chrześcijańskie od góry do dołu było wyraźnie nastawione w tym
kierunku”.
Negacja życia jako dominanta myśli chrześcijańskiej objawiała
się nie tylko w sferze duchowej, ale także i to bardzo silnie, w
zewnętrznych objawach, np. w pogardliwym traktowaniu ciała.
Piękność fizyczna i zdrowie źle były widziane w średniowieczu.
Oto ideał piękności cielesnej wyrażony przez św. Bernarda z
Clairvaux w piśmie do mniszek cystersek: „Najukochańsza siostro!
Poskramiaj swoje ciało powściągliwością: pościć powinnaś i
wstrzymywać się od jedzenia. Bladem a nie rumianem niech będzie
twoje oblicze; ciało twe chudem ma być a nie bujnem. Tyle tylko
jeść winnaś aby zawsze być głodną”. Tak też mniej więcej
wyglądają ludzie na obrazach średniowiecznych. Ideał
zdegenerowanego fizycznie człowieka nie może być wytworem zdrowej
idei: szczytem i krańcowym przejęciem się ideologią
chrystianizmu, symbolem personalizmu i patologicznej aspołeczności
był św. Symeon Słupnik. Wspaniały ten człowiek zamknął się w
celi na 10 lat, po czym, czując się jeszcze zbyt swobodnym,
zamieszkał na wysokim słupie, gdzie spędził jeszcze 37 lat. I on
miał swoich naśladowców, tzw. stylitów (sancti columnares).
Rzecz prosta, nie wszyscy ludzie w owych czasach byli histerykami.
A jednak ciemna masa dawała się rozkołysać i podlegała okresom
masowej sugestii patologicznej myśli chrześcijańskiej (wyprawy
krzyżowe dzieci, pochody biczowników, epidemie tańca, epidemie
szczekania itd.) Chodzi tu głównie o rzeczowe wykazanie w jaki
sposób ideologia chrześcijańska działa na psychikę człowieka,
jak rozwija jego cechy patologiczne i jak niszczy jego prężność,
wolę mocy, poczucie społeczne, męstwo i inne zalety indywidualne i
gromadzkie.
Dziś mało mamy histeryków chrześcijańskich, cywilizacja nieco
osłabiła toksyny psychiczne supranaturalizmu, ale nie zniszczyła
ich zupełnie. Słabsze dawki są także groźne. Naród jest chory
na ciężką, chroniczną chorobę słabości, tym groźniejszą, że
przyczyn jej nie zna i nie umie odszukać. Nie przypuszcza, że
zażywa truciznę w codziennym pożywieniu duchowym, w naszym
kulturalnym chlebie powszednim.
Ludomił - Ludwik
Gościński