Patologia myśli chrzescijańskiej
Chrystianizm zawiera w sobie zasadniczą sprzeczność. Z jednej strony wzywa się do krańcowego wyrzeczenia się, ofiarności, poświęcenia własnej osobowości człowieka, stawiając ideały osiągalne jedynie przy napiętej do ostateczności woli i rozpłomienionym do żaru uczuciu, z drugiej zaś strony drogą do tego stanu świętości nie jest ani heroizm wychodzący poza cel życia i osoby jednostki (zbawienie duszy), ani żaden z innych instynktów mocnych, zdobywczych, naturalnych u człowieka. Wprost przeciwnie chrystianizm odwołuje się do patologicznych cech natury ludzkiej, występujących wyraźnie u chorych i starców.
Do tych cech należy w pierwszym rzędzie pokora charakteru, która w sposób doskonały wytwarza w człowieku kompleks niższości, niewiarę we własne siły, braka ciekawości w dziedzinie naukowej, wreszcie niechęć do rzeczy nowych, podważających ustalony porządek rzeczy. Konsekwencją pokory jest atrofia czynu, myśli i organizacji, bezwład i bierność. Stąd też bierze się konserwatyzm i zacofaństwo.
Drugą patologiczną cechą chrześcijanina jest miłość, gwałcąca jego naturę, miłość wbrew miłości, jak można by nazwać niepojętą dla normalnego człowieka, a nakazaną przez Chrystusa miłość dla swych wrogów i prześladowców. Naturalną sympatię dla swych przyjaciół, dla osób bliskich, czy choćby związanych interesem posiada każdy człowiek. A jeśli jeden drugiemu nie przeszkadza w zdobywaniu dóbr, to nawet obcy sobie ludzie vokazują dla siebie wiele sympatii. Natomiast uczucie miłości względem swych krzywdzicieli jest niepojęte dla normalnego człowieka i pomimo dwudziestowiekowej nauki żaden chrześcijanin uderzony w policzek nie nadstawia drugiego, a uczucia jakie żywi w danej chwili względem napastnika daleko odbiegają od miłości. Istnieją jednak wyjątki, trzeba przyznać ze skruchą, które faktycznie i szczerze spełniają tak pojęte przykazanie i z miłością znoszą cierpienia zadawane im przez innych, a więc poszukują tego specjalnie. Nazywa się ich w medycynie masochistami.
Trzecią cechą patologiczną człowieka, do której chrystianizm odwołał się bardzo zresztą skutecznie jest personalizm. Myślenie o sobie, uwaga zwrócona głównie i ciągle na własną jaźń, to cechy ludzi słabych i chorych, którym dolegliwości cielesne, czy psychiczne bezustannie przypominają o swym istnieniu i wymagają ostrożności i pielęgnowania i unikania ryzykownych wstrząsów. Podobnie jak zdrowe serce zachowuje się, jakby go nie było w ciele i pozwala nam na dokonanie wielkiego wysiłku, tak i zdrowy psychicznie człowiek bardzo mało myśli o sobie i o swojej duszy. Chrystianizm przez swoją kontemplację, przez zwrócenie uwagi na własną osobę, przez troskę o zbawienie duszy jest niewątpliwie ( jak każda zresztą religia kontemplatywna) swego rodzaju neurastenią, a w wypadkach ostrzejszych przechodzi nawet w histerię.
Dziś religia chrześcijańska przeszła już w stan łagodny i chroniczny. Wytworzyła się, jako antidotum, podwójna buchalteria etyczna: obie nie zgadzają się ze sobą, ale na to zamyka się oczy. Grunt, że kontroli nie ma, a pieniądze i tak płyną. Ideały chrześcijańskie swoje, a życie swoje. Ciało jest zawsze nagie, choćby je się w najpiękniejsze szaty przebrało. Ludzie, jak przed tysiącami lat nienawidzą się, grzeszą, krzywdzą jedni drugich, co najwyżej uspokajają sumienie za pomocą rekolekcji i tym podobnych zabiegów, w ściśle przepisany sposób.
Nie należy przez to rozumieć, że religia nie ma żadnego wpływu na życie dzisiejsze. Owszem, ma i to bardzo wielki. Trzeba tylko zaznaczyć rzecz bardzo dla wszystkich oczywistą, a tak mało docenianą, że chrześcijanizm nie uczynił ludzi świętymi (może to i dobrze, bo wtedy skutki negacji życia chrześcijańskiego wystąpiłyby najwyraźniej i ludzkość wymarłaby wkrótce w sposób piękny i święty). Nieuczyniwszy ludzi świętymi ludzi świętymi, stworzył nowy rodzaj zakłamanego człowieka, o podwójnej buchalterii etycznej.
Pierwsza część kompleksu religijnego jest oczywistym fiaskiem. Natomiast druga strona, tj. odwołanie się do patologicznych cech człowieka wydała nadspodziewanie wspaniałe owoce. Jak źle skrojone ubranie wykoślawiła normalny rozwój organizmu społecznego. Zaraziła go neurastenią chrześcijańską. I oto mamy społeczeństwo bierne, konserwatywne, biedne, bez inicjatywy, w miarę pokorne i ciche i w miarę miłujące swych prześladowców, którzy łupią je bez skrupułów (żydzi).
Ponieważ, być może, nie wszyscy uwierzą, że neurastenia społeczeństwa polskiego ma być akurat pochodzenia spod znaku krzyża, warto cofnąć się nieco wstecz, do okresu kiedy patologia myśli chrześcijańskiej miała nieco ostrzejszy, a tym samym i wyraźniejszy charakter (aż do histerii włącznie), mianowicie do czasów średniowiecznych. W przeciwieństwie do naturalizmu starożytnego, chrześcijanie średniowieczni, zarażeni bakcylem małości żydowskiej, każde zjawisko obce im, przypisują siłom wszechmocnym, nadnaturalnym. Uznając mierność człowieka, nie wierzą w jego siły intelektualne i próby realnego ujmowania zjawisk zewnętrznych uważają za pychę, za grzech. A zjawisk niezrozumiałych dla ówczesnego człowieka było bardzo wiele. Jedne były dla niego korzystne, ale inne trapiły go i niszczyły. To było główną przyczyna zakorzeniającej się silnie wiary w diabła (oprócz wiary w Boga). Trzęsienie ziemi, kometa na niebie, epidemie, przerażały ówczesnych ludzi o wiele silniej niż starożytnych, gdyż supernaturalizm średniowieczny wyolbrzymiał zjawiska naturalne, choć wtedy niezrozumiałe, do rozmiarów niewiarygodnych.
Wszędzie doszukiwano się palca bożego, lub pazurów diabelskich. Cała społeczność chrześcijańska podzieliła się na dwa obozy: sług bożych i sług szatana. Normalnych ludzi trudno jest w tych czasach odnaleźć i wskazać. Ojcowie Kościoła, którzy stali u szczytów wykształcenia i kultury średniowiecznych czasów, zajmowali się poważnie problemami demonologicznymi. Origenes (Ojciec Kościoła w III w.) uczył, że demony sprowadzają głód, nieurodzaj i zarazy. Św. Augustyn twierdził, że demony są przyczyną chorób i że chętnie napastują nowo narodzone dzieci. Powstaje cała literatura o diabłach. Żywoty świętych i kroniki średniowieczne pełne są opisów opętania i współżycia ludzi z diabłami.
Dla przykładu zacytujemy jeden taki wypadek opętania i wypędzenia diabła z dzieła J. Ptaśnika „Kultura wieków średnich”: „Trudny wypadek wypędzania diabła czytamy w żywocie św. Hildegardy (w. XII). Pewną szlachetną niewiastę od lat 7 trapił demon, aż udała się do klasztoru benedyktyńskiego w Brauweiller koło Kolonii, aby tu za pośrednictwem św. Mikołaja, patrona tego miejsca, odzyskać zdrowie. Przez 3 miesiące mnisi na próżno się trudzili: diabeł ofiary opuścić nie chciał, a nawet drwiąc z ich usiłowań zaznaczył, że uczyni to tylko dla modły pewnej starej kobiety, którą szyderczo „Serumpilgardis” nazwał. Domyślili się mnisi, że tu o sławną Hildegardę chodzi i przeto opat z Brauweiler wystosował list do świętej z przedstawieniem choroby i prośbą o radę. Hildegarda odpisała mu, że demon, przebywający w ciele owej niewiasty, należy do rodzaju najzłośliwszych; nie mogą w tym wypadku pomóc krzyż ani relikwie, ale raczej posty, biczowanie, modlitwy i jałmużny. Święta podaje szczegółowy sposób postępowania: „Wybierzcie – pisze – siedmiu nieskazitelnego życia kapłanów, sześciu w imię Abla, Noego, Abrahama, Melchizedecha, Jakuba i Arona, którzy Bogu ofiary składali, a siódmego w imię Chrystusa, którzy siebie samego Bogu Ojcu na krzyżu ofiarował, Po wielu postach, biczowaniach, rozdawaniu jałmużny i odprawieniu mszy świętej, niech przystąpią w kapłańskim stroju i ze stułą do chorej” itd. Tu następują formułki wypędzenia diabła”.
A teraz umieścimy opinię lekarską dr. Włodzimierza Szumowskiego, prof. uniw. Jagiellońskiego w dziele „Historia Medycyny” str. 186, odnośnie do poprzednio zacytowanego wyjątku z Ptaśnika: „W powyższych obrazach opętania, jakich pełno jest w kronikach średniowiecznych, dzisiejszy lekarz bez trudności rozpoznaje histerię z rozdwojeniem osobowości, przy czym jedna choroba gra rolę niewidzialnego diabła, bliźni rzuca ciałem, mówi za diabła, wykonuje sprośne ruchy itp., a druga jest zwykłą osobą widzialną”. A dalej (str 255): „Intelektualizm nowoczesnego wychowania kształci spokojny rozsądek i afektywne podłoże nawet gotowych usposobień histerycznych. W wiekach średnich było przeciwnie. Nawet osobniki spokojne, trzeźwe, nieobarczone konstytucją histeryczną, żyjąc od dzieciństwa w atmosferze supranaturalizmu, słysząc ciągle o diabłach, czartach i cudach, wpadają to raz po raz w paniczny strach przed diabłem, to znowu w ekstazę religijną, stawały się w końcu łatwym podłożem dla rozwoju chorobliwych stanów afektywnych i wreszcie dla wyraźnej histerii. W wiekach średnich właściwie całe społeczeństwo chrześcijańskie od góry do dołu było wyraźnie nastawione w tym kierunku”.
Negacja życia jako dominanta myśli chrześcijańskiej objawiała się nie tylko w sferze duchowej, ale także i to bardzo silnie, w zewnętrznych objawach, np. w pogardliwym traktowaniu ciała. Piękność fizyczna i zdrowie źle były widziane w średniowieczu. Oto ideał piękności cielesnej wyrażony przez św. Bernarda z Clairvaux w piśmie do mniszek cystersek: „Najukochańsza siostro! Poskramiaj swoje ciało powściągliwością: pościć powinnaś i wstrzymywać się od jedzenia. Bladem a nie rumianem niech będzie twoje oblicze; ciało twe chudem ma być a nie bujnem. Tyle tylko jeść winnaś aby zawsze być głodną”. Tak też mniej więcej wyglądają ludzie na obrazach średniowiecznych. Ideał zdegenerowanego fizycznie człowieka nie może być wytworem zdrowej idei: szczytem i krańcowym przejęciem się ideologią chrystianizmu, symbolem personalizmu i patologicznej aspołeczności był św. Symeon Słupnik. Wspaniały ten człowiek zamknął się w celi na 10 lat, po czym, czując się jeszcze zbyt swobodnym, zamieszkał na wysokim słupie, gdzie spędził jeszcze 37 lat. I on miał swoich naśladowców, tzw. stylitów (sancti columnares).
Rzecz prosta, nie wszyscy ludzie w owych czasach byli histerykami. A jednak ciemna masa dawała się rozkołysać i podlegała okresom masowej sugestii patologicznej myśli chrześcijańskiej (wyprawy krzyżowe dzieci, pochody biczowników, epidemie tańca, epidemie szczekania itd.) Chodzi tu głównie o rzeczowe wykazanie w jaki sposób ideologia chrześcijańska działa na psychikę człowieka, jak rozwija jego cechy patologiczne i jak niszczy jego prężność, wolę mocy, poczucie społeczne, męstwo i inne zalety indywidualne i gromadzkie.
Dziś mało mamy histeryków chrześcijańskich, cywilizacja nieco osłabiła toksyny psychiczne supranaturalizmu, ale nie zniszczyła ich zupełnie. Słabsze dawki są także groźne. Naród jest chory na ciężką, chroniczną chorobę słabości, tym groźniejszą, że przyczyn jej nie zna i nie umie odszukać. Nie przypuszcza, że zażywa truciznę w codziennym pożywieniu duchowym, w naszym kulturalnym chlebie powszednim.
Ludomił - Ludwik Gościński