Odruch spłoszonej błogości
Rozwój wewnętrzny Polski jest naturalnym wynikiem oddziaływania na świat zewnętrzny systemu duchowego narodu, nazywanego przez nas ideologią grupy. Skrystalizowanie się na zasadach personalistyczno-wegetacyjnego światopoglądu katolickiego polskiej ideologii grupy w końcu XVI stulecia musiało w konsekwencji, samo przez się zapoczątkować, trwający zresztą do dnia dzisiejszego, regularny proces degeneracji naszego życia. Dzięki bowiem pełnemu zwycięstwu starych, odwiecznie niezmiennych i najlepszych dla wszystkich (jakże zmiennych), warunków czasu i miejsca zasad - prawd katolickich, naród został do gruntu wyprany z wszelkich wrodzonych sobie popędów i postaw twórczych, aktywnych, dynamiczno-ekspansywnych, postaw, którym zawdzięczał swój dotychczasowy potężny rozwój i poczesne miejsce w rodzinie przodujących państw zachodnioeuropejskich.
Degradacja życia polskiego jest więc objawem zupełnie naturalnym i prawidłowym, całkowicie wynikającym z naszego nieuświadamianego sobie, spontanicznego działania narodu w kierunku ukształtowania warunków bytu zbiorowego na modłę swych katolickich podstaw światopoglądowych. Zgodnie ze swymi głównymi cechami charakteru, personalizmem i wolą wegetacji, przeciętna społeczna, dążąc do wydzielenia się z rytmu życia zbiorowego, doprowadziła do zaniku więzów organizacji, i to zarówno w stosunkach politycznych, jak i gospodarczych, równocześnie wprowadziła takie instytucje prawne, które zabezpieczały i niweczyły w razie potrzeby wszelkie wysiłki skierowane ku zmianie tej ewolucji (liberum veto).
Autarkizacja przeciętnej społecznej znajduje wyraz w życiu politycznym, całkowitym rozprzężeniu się aparatury państwowej i zaniku czynnika władzy. Ich miejsce zastępuje konieczna dla kontemplacji wolność, ku ochronie której ustanowiono właśnie liberum veto. Ostatnim ogniwem ewolucji ustroju politycznego, tak charakterystycznym dla epoki saskiej, jest atomizacja społeczeństwa, jako stan najbardziej odpowiadający personalistycznej postawie milionów Polaków wobec życia. Zadowolenia, ba, nawet uczucia dumy, stąd wypływających, nie może mącić oczywiście widmo upadku, bo to przecież jest rzecz mniej ważna.
Gospodarstwo narodowe przedstawia obraz analogiczny. Ożywiona wolą minimum egzystencji i zautarkizowana duchowo przeciętna społeczna wytworzyła odpowiedni swym wewnętrznym postawom typ gospodarstwa naturalnego, samowystarczalnego, a więc taki, który przy minimalnym wysiłku woli i mięśni zapewniał minimum egzystencji - wegetację. Rozwój techniki i organizacji gospodarczej oczywiście został całkowicie zahamowany. Ustabilizowanie się potencjału gospodarczego pociągnęło za sobą z kolei pauperyzację. Nieuniknionym jej wynikiem było zahamowanie przyrostu naturalnego.
Tak wygląda zestalona w swym kresie rozwojowym całość systemu społecznego Polski, będącego wierną projekcją katolickich zasad światopoglądowych, które wypełniają świadomość milionów Polaków. Pod naciskiem ideologii grupy, ulokowanej w gorących sercach obywateli „przedmurza chrześcijaństwa", powstała swoista koncepcja socjalna. Była ona do głębi katolicką Wszystkie elementy życia zbiorowego osiągnęły pewien stan, w którym panował idealny prawie bezruch. Życie społeczne polskie, na podobieństwo hiszpańskiego, spoczywało w niezmąconej pogodzie. Dziesięciolecia spływały, jak krople wody spadającej na kamienisty grunt.
Być może w tym obrazie istniały punkty ciemne, których ideologia katolicka nie chciała uznać za swoje prawowite dziecko. W każdym razie były one nie zamierzone. Istnieje jednak trudna konieczność życiowa, polegająca na tym, iż każde działanie zmierzające do pewnego ceni stwarza pochodne skutki, jako coś naturalnego i nieuniknionego. Ktoś spijając alkohol, pragnie tylko przyjemnego oszołomienia, i to jest cel zamierzony, wątpliwym jest natomiast, by pragnął doznać skutków katzenjammeru i nudności po wytrzeźwieniu. Czy więc katolicyzm świadomie chciał pchnąć naród na tory degradacji? Oczywiście nie. Ale... właśnie o to chodzi. Stąd też skutki katolicyzmu w życiu socjalnym takie, jakie nam rysuje życie polskie, są z nim nierozłączne. Nie można więc wyodrębnić zasad dogmatycznych katolicyzmu od "systemu realizacyjnego", obciążając wszystkimi grzechami drugi, a strojąc w dziewiczą biel pierwszy, jak to chciałby uczynić obóz katolików "dynamicznych".
Gdy wiec Polska osiągnęła stan katolickiej harmonii socjalnej i, jako jej naturalny refleks w psychice zbiorowej, poczucie niewysłowionej szczęśliwości, życie społeczne było już nie „snem", ale rozgrzanym bagnem. W całej pełni wystąpiły przejawy ziszczania się pierwszej zasadniczej antynomii dziejów Polski Niższość życia polskiego biła w oczy tych, którzy umieli patrzeć. Nożyce potencjałów zewnętrznych powoli zdążały do wyrównania. Wówczas to powstało zjawisko, które wycisnęło decydujące piętno na historię Narodu ostatnich dwóch stuleci. Tendencja wyrównywania potencjałów zewnętrznych oznaczali bowiem nic innego, jak tylko likwidację katolickiej harmonii socjalnej, tj. upadek faktyczny Polski. Wyśnione dzieło pokoleń, misterna budowa, dająca tyle cichych upojeń stanęła przed widmem zagłady. Śmiertelne niebezpieczeństwo pobudziło wolę obrony. Jak płomień, rozszerzył się „odruch spłoszonej błogości". Bronić się! Stanąć murem przy najwyższych wartościach, zagrożonych przez zaborcze barbarzyństwo! Odruch spłoszonej błogości to motor życia politycznego Polski od połowy XVIII w. Ideologia obrony daje w sumie to wszystko, co jest polityką polską. Ponieważ degradacja postępowała niepowstrzymanie, nieubłaganie, poczucie bezsilności trwożna świadomość niemocy, pogłębiała głęboki uraz wyrażający się w patologicznym kompleksie "obrony". Czytamy u jednego z autorów współczesnych, iż misja dziejowa Anglii wyraża się w woli władztwa nad koloniami i szlakami oceanicznymi świata, misja dziejowa Japonii to władztwo nad rasą żółtą i sięgnięcie po panowanie nad światem, misja Rosji - to rewolucja światowa, a misja narodu polskiego, to obrona.
Patologia „odruchu spłoszonej błogości" rysuje się tu z niesamowitą jaskrawością. A. Mickiewicz w swoich prelekcjach z r. 1842 pisał, iż naród polski zrealizował w pełni niedoścignione ideały chrześcijaństwa w typie swego życia (epoka saska) i dlatego też, ponieważ o całe stulecia wyprzedzał Europę, upaść musiał. Ideały te, pięknie zrealizowane w duszy wolnego indywiduum, jak to z natchnieniem pisze Chołoniewski w „Duchu dziejów Polski", istnieją pomimo przejściowej porażki politycznej; trzeba ich bronić przed dalszymi zamachami Tak więc, obok pełnego lubości delektowania się swoją, jakże doskonała, formą duchową, kroczy nieustannie „odruch spłoszonej błogości", ideologia obrony, jako jeszcze jedyne zadanie, które zostało do spełnienia przed Narodem na ziemi, jego kosmicznych wymiarów misja dziejowa.