O postawę zadrużną w życiu codziennym
Kneziowie Zadrugi > Kneź Gniewomir - Antoni Wacyk
Wysiłkiem
naszych umysłów i zbiorowej naszej woli rodzi się mit polski. Z
tylu wiekowej żydopowszechnej narkozy budzi się instynkt świadomego
swoich dziejowych przeznaczeń Narodu. Służymy dziełu, którego
dokonanie ogromem swym przewyższy wszystko, co kiedykolwiek w
historii Narodu było wielkim. Zaszczyt i szczęście to dla nas
niezmierne, ale też i odpowiedzialność ogromna, z poznania prawdy
o rzeczywistości polskiej płynąca.
Jutro
będzie inaczej – dziś jesteśmy garstką, i z tego faktu musimy
wyciągnąć konsekwencje na co dzień. Niebezpieczeństwo wessania
przez ziejące, gdzie nogą stąpić, bagno kołtuństwa nie może
być niedoceniane. Każde wahnięcie się, każe osłabienie woli,
obniżenie napięcia naszych potencjałów duchowych grozi
ugrzęźnięciem. Nie może powtórzyć się tragedia tylu
poprzednich pokoleń, buntów na oślep, rozpacznych, a przeto łatwo
przez perfidnego wroga tłumionych wybuchów.
W
naszym szaleństwie musi być metoda, człowiek twórca, którego
wyłoni nowy, wyśniony przez nas porządek świata polskiego, winien
być już dzisiaj wzorem postępowania w życiu codziennym każdego z
nas.
Zadruga
obowiązuje nas już dzisiaj. Musimy wyrobić w sobie i stale
doskonalić wolę bycia takimi, jakimi chcemy widzieć przyszłych
budowniczych Polski Zadrużnej. Nakaz nieustannej twórczości,
heroizm pracy, święty znicz zadrużnego zapału w sobie przede
wszystkim utrzymywać i stale podsycać winniśmy. Baczyć czy nie
słabnie, strzec przed bryzgami chlupoczącego wokół bagna
uświęconej małości, pilnie sprawdzać siebie samych. Każdy dzień
pracy (a nie ma dla nas dziś świąt) kończyć będziemy pytaniem:
co dzisiaj zrobiłem dla idei? Czy uczyniłem wszystko co mogłem? Co
jutro zrobię? Pole do działania przed każdym z nas otwiera się
ogromne.
Współpraca
umysłowa w dziele pogłębiania i rozszerzania podstaw mitu,
rozpracowanie szczegółowe czy to z dziedziny polityki, gospodarstwa
czy historii, literatury, poezji, sztuki, słownictwa itd.;
zjednywanie nowych czytelników, szerzenie pisma w kole nowych
znajomych; prostowanie wiadomo przez kogo sianych fałszów o
Zadrudze; pomoc materialna wydawnictwu, praca nad samym sobą – oto
główne cele, jakie zadrużnik winien sobie postawić i w miarę
swych wiła, a najlepiej woli – z dnia na dzień w czyn
przyoblekać. Nazywamy się zadrużnymi, łączy nas drużstwo dusz i
serc naszych. Dawajmy temu wyraz we wzajemnych stosunkach między
sobą. Wzajemne zaufanie, zgodność i bezwzględna karność w
współpracy, pomaganie jeden drugiemu, panować winno w naszym
kolisku. Chodzi o właściwe użycie wszystkich naszych sił, których
dzisiaj za wiele nie mamy i długo jeszcze mieć nie będziemy.
Z
tak pojmowanych zadań w codziennej służbie Idei wypływa
nieubłagany nakaz zajęcia określonej postawy wobec tego, co nas
dzisiaj otacza. Między nami a kołtuństwem leży przepaść. To
mało, że zdajemy sobie z tego sprawę. Patrzmy by przepaść ta
wciąż się pogłębiała, czujni bądźmy na wszelkie próby jej
zasypywania, przerzucania mostów. Wyrośliśmy wśród
zjewreizowanego duchowo i fizycznie kołtuństwa, niejednego z nas
łączą z nim może jeszcze jakieś nici. Przecinać je! Rozrywać
bezlitośnie! Niech nic nie ciągnie nas w dół. Wrogość i
nienawiść – oto uczucie nasze dla rzezańców duchowych, miana
człowieka niegodnych. Głosić nam będą miłość bliźniego,
humanitaryzm? Ich humanitaryzm... Sikający ze wzruszeń nad zdechłym
azorkiem, wtedy, gdy dusząca się po wsiach nadwyżka ludności –
krew z krwi, kość z kości polskiej – mrze głodem z braku pracy.
Ich miłość bliźniego? Co lizać każde tłuste łapy wszelkiej
maści międzynarodówek, żerujących na żywym ciele Narodu? Nie,
po trzykroć nie! Nie ma wspólnego języka między nami a
kołtuństwem! Z dala od tego wszystkiego, w zupełnym odgrodzeniu
się od trujących wyziewów żydopowszechnego błotka budować
musimy zręby nowego życia. Kto padnie w walce – sława mu! Komu
danym będzie ujrzeć Polskę Zadrużną – szczęście najwyższe,
wyśnione, stanie się jego udziałem. Szczęście trzeba zdobywać,
w radosnym, twórczym wysiłku codziennym, stale i wciąż.