O katolicyzmie dynamicznym na początek słów kilkoro - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

O katolicyzmie dynamicznym na początek słów kilkoro

Słowo „żal” najlepiej określa reakcję uczuciową, z jaką niektórzy publicyści katolickiego obozu przyjęli pierwsze numery „Zadrugi”. Oczywiście żal do zespołu „Zadrugi” Jak to?! - atakować katolicyzm za statystykę, bierność i inne jego rozkładające prężność jego narodową właściwości właśnie w tej chwili, kiedy on się „twórczo dynamizuje”? Zwalczać same zasady dogmatyczne, sam ideał cywilizacyjny katolicyzm za grzechy jego systemu realizacyjnego, grzechy być może poważne, ale teraz już, w chwili widocznego odrodzenia katolicyzmu „polskiego”, należące do przeszłości?

Jak to? Czyż katolickość polskiej młodzieży nie uderza siłą wiary? Czyż nie widać mobilizacji polskiego katolicyzmu, czynnej postawy i woli do ukształtowania życia narodowego wg zasad wiary i etyki katolickiej? Katolicyzm porzucił bierną rolę, przeszedł do czynnej walki. Wyszedł z dotychczas sobie właściwej sfery prywatnego tylko, osobistego. Wewnętrznego życia jednostki. Życie publiczne, polityka, gospodarstwo – oto nowe powołanie katolicyzmu. Oto bastiony na zdobycie których katolicyzm już w szyku bojowym wyruszył. Czyż nie świadczy to o jego dynamice i ekspansywności?! - Oto argumenty pism ideowych potężniejącego w istocie obozu katolickiego, argumenty mające zaświadczyć o bezpodstawności naszych tez, co do przyczyn impasu dziejowego, w którym naród polski tkwi od stuleci i wyrwać się z niego nie może.

W istocie dowody naoczne, jeżeli tak można powiedzieć, niezaprzeczalne same w sobie. Tylko, czego one dowodzą? Nie trzeba wcale tych tak wymownych argumentów, aby nas przekonać, że w istocie katolicyzm przeżywa w Polsce renesans. Przecież to właśnie „Zadruga” wysunęła i uzasadnia tezę o „recydywie saskiej”; zjawisko zaś odradzania się katolicyzmu jest tylko jej jednym fragmentem. Rozrost katolicyzmu w sensie zwiększania się jego wpływów na całokształt życia zbiorowego narodu jest oczywisty. Ale śmieszną jest rzeczą wyciągać z tego zjawiska wniosek, jakoby dynamizm był czym właściwym dla katolicyzmu.

Publicystyka katolicka ze słowa „dynamizm” uczyniła sobie ulubiony wyraz. Do niedawna nieznane zupełnie połączenie słów dynamika-katolicyzm stało się teraz chlebem powszednim. Wiele kryje się za tym głupoty, wiele jednak świadomej gry. Wiele wreszcie naiwności w małoludku, który na wiarę, owym „dynamizmem” duchowo się syci i raduje.

* * * * *
Katolicyzm jest światopoglądem statycznym. Statycznym jest jego ideał kulturalny, statycznym jest również jego ideał cywilizacyjny. Światopogląd ten bowiem, opierając się o wegetatywne, (a nie dynamiczne) naturalne skłonności natury ludzkiej (instynkty), raz na zawsze w wielkościach stałych określił zadania i cele, które człowiek ma spełnić w życiu doczesnym. Katolicyzm daje człowiekowi raz na zawsze nie tylko cel życia ziemskiego, ale daje również dokładnie ustalone dogmatami drogi, którymi gdy będzie dążył, cel ostateczny osiągnie.

Religia objawiona, jaką jest katolicyzm, zakłada prawdy absolutne, wiecznie niezmienne. Prawdy te stwarzają w katoliku dokładnie sprecyzowany system ideowy, dają mu wycyzelowaną, skończoną konstrukcję duchową budowli wewnętrznej, która ma się ostać wiecznie. I to są te podstawowe, niezaprzeczalne dogmatyczne założenia katolicyzmu sprawiające, że jego ideał kulturalny jest statyczny.

Ta właściwa katolicyzmowi statyczność realne podłoże znajduje w tym, że reformy Chrystusa przeniosły punkt ciężkości życia człowieka ze sfery zewnętrznej do sfery wewnętrznej. Katolicyzm tę odmienność od zasad Starego Testamentu szczególnie zaostrzył, doprowadzając do tego, że jego ideał cywilizacyjny narzuca człowiekowi wbrew fizycznej naturze tego ostatniego - „życie nie z tego świata”. Doprowadził do tego, że narody północne w Europie stosunkowo wcześnie zbuntowały się przeciwko takiej koncepcji życia, co w wyniku dało Reformację. Wiemy przecież, że reformy Lutra, Kalwinizm, czy wreszcie purytanizm angielski stanowią w swej istocie reakcję przeciwko tym zasadniczym tendencjom katolicyzmu, które nakazują człowiekowi poniechanie „marności tego świata”.

Katolicki ideał cywilizacyjny, bazuje na zasadniczej tezie o „tymczasowości” życia doczesnego człowieka. Życie doczesne winno być przygotowaniem do życia przyszłego, wiecznego. Ale to mało. Skoro dynamiczny ideał cywilizacyjny, na przykład nacjonalizm, daje krótkiemu życiu człowieka nakaz twórczego życia w sferze doczesności, by w ten sposób tu na ziemi uwiecznić ślad swego istnienia w ramach istności wyższej – narodu, to katolicyzm właściwe życie człowieka, przenosi do sfery wewnętrznej, gdzie wiara daje pełnię życia dopiero poza grobem.

Stąd rola cywilizacji wg katolicyzmu polega tylko na zapewnieniu człowiekowi fizycznej wegetacji, obojętną przy tym jest rzeczą czy quantum środków materialnych, którymi człowiek ma dysponować, aby fizycznie trwał, ulega zmianie, czy też nie, bo... „reszta przydana wam będzie”.

Tymczasem dynamiczny ideał cywilizacyjny, roztacza przed człowiekiem perspektywę nieustannego rozwoju cywilizacyjnego, upatrując ziemskie posłannictwo człowieka właśnie w jak najdalszym, najszerszym opanowaniu świata materii. Władza duchowa człowieka nad światem fizycznym przejawia się tym, że człowiek dokonuje w nim przekształceń wg swej rozumnej woli, podporządkowuje go sobie, pokonując stawiane opory, rzeźbi go, pozostawiając widome ślady swego panowania. To jest postawa czynna, dynamiczna!

Katolicyzm zaś każde człowiekowi panować nad światem fizycznym, przez poznanie jego małoważności, wobec „zasadniczych”, „wiecznych” przeznaczeń człowieka, które przeniesione zostają w świat przyszły. Głosi panowanie przez uwolnienie się od więzów, które człowieka z materią łączą, jak daleko natura fizyczna człowieka pozwala. Miast władzy przez czynną walkę nakazuje władzę przez bierny opór, ucieczkę.

To są te doktrynalne, składające się na katolicki ideał cywilizacyjny. Moglibyśmy je teraz potwierdzić tysiącem najbardziej autorytatywnych cytat z ewangelii z pism Ojców Kościoła, z encyklik papieskich itd., nie mówiąc już o tym właściwym, jeżeli tak można powiedzieć, stosowanym katolicyzmie, który wykłada się nie tylko z ambon, szkolnych katedr, z katechizmu, z zalecanej przez Kościół literatury itd., ale który, jak powietrze wypełnia całą tzw. polską kulturę, system wychowawczy, wychowując miliony Polaków na jedną modłę „homo catholicusa”. - A poza tym żal ma nie wiadomo już do kogo, szanowny małoludek, że Polska coś w cywilizacji nie nadąża!

Ale wróćmy jeszcze ad rem. Co jest w istocie treścią „ideału cywilizacyjnego”? Jest nią określona synteza ideowa, która ma człowieka najdoskonalej zestroić ze światem zewnętrznym tzn. z innymi ludźmi i przyrodą. Katolicyzm niewątpliwie taką syntezę daje. I to wypracowaną, wycyzelowaną w szczegółach chociażby w postaci tomizmu choć ostatnio poniektórzy „dynamiczni” katolicy wyrażają się o Św. Tomaszu z Akwinu dość lekceważąco.

I zważmy teraz logicznie, jakże katolicyzm, który mówi o sobie, że jego zasady są wieczne, absolutne, niezmienne może człowieka zestrajać zawsze najdoskonalej ze światem przyrody skoro ta ostatnia ulega niepowstrzymanemu, ostatnio przecież tak gwałtownemu rozwojowi, co widać w technice, w formach produkcji, w wynalazkach, nowych odkryciach geograficznych itd.? Przecież skoro poszczególne elementy na których wspiera się ideał cywilizacyjny ulegają zmianie, ulec musi zmianie sama treść jego jako pewnej syntezy, bo inaczej runie i odrzucony zostanie jako nieprzydatny więcej człowiekowi rekwizyt.

Temu przecież losowi katolicyzm ciągle ulega. - Człowiek, powiedzmy europejczyk, wyszedłszy z mroków średniowiecza na świat wieków nowych, nowych odkryć, wynalazków, prądów duchowych odrzucił katolicki ideał cywilizacyjny, by poprzez Reformację rozpocząć nową epokę cywilizacyjną – kapitalizmu, już z nową syntezą ideową, która z kolei, jesteśmy tego świadkami, pod naporem zmieniającego się rytmu życia załamuje się, ustępując miejsca nowym. Tylko my wciąż wiecznie tkwimy przy wiecznych prawdach katolickiego ideału cywilizacyjnego i cywilizacja przechodzi mimo nas. Maluczko, a przejdzie znowu po nas.

Katolicki ideał cywilizacyjny nie jest i nie chce być dynamicznym, mimo że wystawie dla klienta, o którego, trzeba dodać, w Europie co raz trudniej, wywiesza czasem niezdarnie namalowaną kartkę z napisem: „dynamiczny”. Czego się nie robi dla klienta, byleby tylko wszedł do sklepu. Tam, doświadczony i wytrawny kupiec potrafi z mniejszym lub większym skutkiem głodnego na ideologię klienta przekonać o zaletach swego towaru. -Wystawę ubierają jednak przygodni dekoratorzy; robią to na zamówienie, lub dla własnej przyjemności. - O „czystość wnętrza” dba sam dostojny kupiec.

Dynamika to ciągły ruch,ciągłe zmiany i przekształcenia w świecie przyrody, co z kolei oddziałuje na człowieka, jego postawy duchowe. A katolicyzm przecież w założeniu swoim, jest systemem ideowym, który ma się ostać wiecznie. Chce być ponad czasem i przestrzenią. Dynamizm to zagłada katolicyzmu!

To też w istocie swej katolicyzm jest statycznym. Jako system nigdy nie był motorem cywilizacji. Zawsze ją hamował. Kiedy nie stało inkwizycji i stosów płonących średniowiecza, kiedy natura ludzka i jej instynkty, których wciąż się nie chce widzieć, połamały dogmatyczne hamulce wtedy rozpęd cywilizacyjny pierwszy raz naruszył równowagę elementów, na których wspierał się gmach katolickiej myśli społecznej.

Równowaga została przywrócona. Jeszcze raz chrześcijanizm dał człowiekowi skończoną syntezę, z hierarchią celów, jeszcze raz dał ideał cywilizacyjny. Ale nie był to już katolicyzm, uparcie obojętny wobec naporu dokonujących się zmian. To protestantyzm, ten „zlaicyzowany katolicyzm”, jak powiedział Otto Petras, pokusił się skutecznie o rozwiązanie problemu, którego katolicyzm nie chciał dostrzec. Problem ten to danie człowiekowi takiego systemu duchowego, takiej konstrukcji ideowej, która by wyznaczyła człowiekowi miejsce w zmienionych okolicznościach.

Tragedia katolicyzmu polega na tym, że nie zdołał opanować ideowo człowieka tak dalece, by ten nie stwarzał szybszego rozwoju cywilizacji, aniżeli pozwala na to „wieczność” i „niezmienność” prawd katolicyzmu. Dlatego to w poczuciu swej bezsilności katolicyzm zawsze psioczy na „ducha nowych czasów”, na „zmaterializowanie”, na „niepokój człowieka”, na zbyt wielkie przywiązanie do „świata doczesności” itd., itd.

Ale katolicyzm nie tylko psioczy na cywilizację. Punkt ciężkości problemu tkwi w tym, że katolicyzm wychowuje człowieka acywilizacyjnie, tzn., że jego system duchowy wyzwala w człowieku popędy atwórcze, wegetatywne, stawiając skuteczne zapory przeciwko oddziaływaniu popędów dynamicznych. (była o tym mowa w 1 numerze „Zadrugi” z r. 1937). - To jest ten statyzm „faktyczny” jeżeli tak można powiedzieć, w przeciwieństwie do statyzmu „formalnego”, który wynika z założeń o niezmienności zasad religii objawionej. Statyka katolicyzmu stosowanego harmonizuje ze statyką jego doktryny.

Katoliccy publicyści lubują się ostatnio we wskazaniu na średniowiecze, jako okres, w którym katolicyzm przecież był dynamiczny. Dowodem ma być gotyk w budownictwie kościelnym i wyprawy krzyżowe. Uderza nas szczególna prymitywność takiej argumentacji. Z uporem, no i zrozumiałym zaślepieniem, nie chce się uznać istoty problemu. Spróbujmy doszukać się w systemie duchowym jaki reprezentuje katolicyzm, elementów które by w logiczny sposób tłumaczyły zjawiska wypraw krzyżowych i gotyku. Skoro zjawiska te, niewątpliwie dodatnio kontrastujące na tle bezruchu średniowiecza katolicyzm chce zapisać na swoje konto, to proszę, gdzie są te przesłanki socjologiczne, z jego treści wysnute które by to usprawiedliwiały?

Nie łudźmy się. Nic podobnego nie znajdziemy. Faktem natomiast jest, że dynamizm ten genetycznie wywodził się z rasy ludów europejskich, z ich prężności biologicznej jeszcze nie stłamszonej przyjętym świeżo systemem duchowym. Ładunek genialności rasowej i dynamiki wyładować się musiał. Szczęśliwy przypadek dla katolicyzmu, że to on był wtedy panującym światopoglądem, bo tylko w nim w naturalny sposób to wyładowanie mogło nastąpić. Katolicyzm zebrał owoce w istocie przez siebie nie zasłużone.

Wyprawy krzyżowe i gotyk są dowodem, że katolicyzm zyskał na tym, że przyjęty został przez ludy europejskie, zyskał chociażby dlatego, że dotąd trwają złudzenia (zresztą zdaje się, że tylko u nas, w Polsce), jakoby on sam z siebie był systemem dynamicznym, a więc odpowiadającym narodom północnym, których przeznaczeniem jest stwarzać cywilizację i kierować historią świata.

To co zarobił katolicyzm, straciły narody. To coś – to dynamizm. Teraz koleje losu diametralnie się odwróciły: Europa odzyskuje dynamizm – katolicyzm traci wiernych. Oczywiście w Europie, w Chinach np. akcja misyjna idzie wcale dobrze. Taka jest prawda o „dynamizmie” katolickiego ideału cywilizacyjnego.

* * * * *
Wróćmy jednak do początku. Katolicyzm wzrasta w Polsce na sile. Poczyna uderzać w ton decydujący. „Recydywa saska” stwarza nam warunki ostatecznego triumfu. Polska ideologia grupy staje się coraz bardziej „czysta” - katolicka. Jakże uzasadniona jest ta pewność dostojnika kościelnego w Polsce, który na specjalne wezwanie meldował zaniepokojonemu Papieżowi, że czystość duszy polskiej jest tak doskonała, że nie ma żadnych obaw, by nowinkarstwo jakoweś mogło ją istotnie naruszyć i na manowce sprowadzić.

Czy należy się dziwić, że to ideowe panowanie rodzi tendencje polityczne, zmierzające do opanowania całokształtu rzeczywistości polskiej? Czyż to nie jest naturalne, że rodzi się koncepcja totalizmu katolickiego, który by ostatecznie nawet i już tylko w sensie formalnym, uporządkował warunki zbiorowego bytowania narodu, jego politykę, gospodarstwo i życie kulturalne wg swoich zasad ideowych. Obserwowane w Polsce zamierzenia i działalność polityczna katolicyzmu jest czymś naturalnym i wtórnym wobec spontanicznie niejako realizującej się „harmonii saskiej”, która przybiera coraz wyraźniejsze kontury. Znajome zresztą kontury – z Epoki Saskiej.

Już przygotowuje się grunt w sensie doktrynalnym, poglądowym. Padają autorytatywne wypowiedzi. Oto jak zadysponował w sprawie katolicyzmu i totalizmu bezpośrednio do Rzymu zależny dostojnik kościoła, Ojciec J.M. Bocheński: „Teza, - że państwo katolickie powinno być monoideowe, (totalistyczne? - Fe! Brzydki wyraz, - przyp. red.) tj., że powinno wszystkimi zgodnymi z etyką środkami zapewniać Wierze możność swobodnego i intensywnego rozwoju, a przeszkadzać działalności wrogich jej światopoglądów – jest teologicznie pewna, a jej zaprzeczenie podlega cenzurze”. („Kultura” z dn. 3 kwietnia 1938 r.). Napisane bardzo oględnie, we właściwym stylu. Ale sens poznaje się dopiero po przetłumaczeniu na język potoczny. Wymowa dokonujących się przeobrażeń jest mniej dyskretna. Zdradza o wiele więcej.

Polska ideologia grupy posiada swój ideał cywilizacyjny. Jego realizacja dobiega kresu. Odbywa się to w atmosferze znacznego ożywienia, gorączki. Strzelają wiwaty, grzmią surmy. Podniecony nastrój; buńczuczność dufnego w siebie, a dotąd jak gdyby w cieniu ukrytego zwycięzcy. Oczywiście katolicyzm, bo on jest tym ośrodkiem krystalizującym polską ideologię grupy. Nastały warunki odkrycia przyłbicy. Narastające okoliczności wkładają w ręce dyspozycję. Należy się więc uzbroić w atrybuty władzy. By stać na straży spełnianych ideałów, trzeba panować w sensie doczesnym, politycznym. Trzeba doczesność – politykę, gospodarstwo i życie kulturalne – uchwycić silnie w swoje ręce. Stąd hasło katolicyzmu „bojowego”, „dynamicznego”.

Ale czy to jest dynamizm, na jaki ród Polski czeka od wieków? Czy ten dynamicznie jak gdyby realizowany ideał cywilizacyjny jest sam w sobie dynamiczny? Oczywiście nie! W średniowieczu tak często przecież nawracało się pogan na wiarę kat., stosując krwawą przemoc. Niewątpliwie przejaw to dynamizmu, ale czyż można stąd twierdzić, że „dynamicznie” nawrócony naród wraz z katolickim systemem duchowym otrzymywał ideał cywilizacyjny dynamiczny? Przecież to nonsens! A mimo to katolicka publicystyka polska, ta „dynamiczna” zresztą tylko, nie potrafi, czy też nie chce ujmować należycie tych rzeczy.

Słowo „dynamizm” stało się u nas fetyszem. Żadnych mocy w rzeczywistości nie reprezentuje, ale jednak odgrywa doniosłą rolę socjalną. „Odruch spłoszonej błogości” znajduje w tym fetyszu skuteczne uzbrojenie. Jakże bowiem wielu z tych, których niepokoił marazm polskiego życia przeszło następnie do obozu duchowo sytych optymistów, skoro tylko dali się uwieść magiczną mocą fetyszu dynamizmu – fikcji jaka leży u podstaw odradzającego się katolicyzmu.

„Zadruga” postanowiła, jako zadanie wstępnego etapu swej działalności, walkę z fikcjami polskiego życia. Bodaj najwięcej fikcji skupiło się około problemu polskiej ideologii grupy, stwarzającej zasadniczą antynomię dziejów Polski. Katolicyzm w problemie tym odegrał rolę decydującą. Stąd szczególnie dużo wysiłku myślowego musimy tu przeciwstawić.

W tym artykule pragnęliśmy z grubsza jedynie naszkicować zagadnienie. W następnych numerach „Zadrugi” wypadnie nam pogłębić przedmiot, ująć go szczegółowiej wreszcie sięgnąć do nieprzebranej skarbnicy dowodów dla naszych tez i wniosków – do literatury i publicystyki katolickiej. Wypadnie nam również udzielić odpowiedzi ad personam na te na te artykuły i głosy prasy, którym – przyznajemy to – zbyt już może długo z odpowiedzią zalegamy.
Wróć do spisu treści