O fikcjach
Ciekawe i bardzo charakterystyczne zjawisko obserwujemy ostatnio w naszym życiu społecznym. Reformy! Reformy! Reformy! Naprzód! Naprawy! - woła potężnym, a zgodnym głosem cała Polska, jak długa i szeroka. Ekonomiczne, polityczne, kulturalne, duchowe, socjalne i jakie tylko kto chce – reformy. I ekonomiści, politycy, publicyści, ideologowie, studia, dyskusje, kongresy, wiece, zebrania i prawica, centrum, lewica i partie, partyjki, koteryjki, mafie, mafijki, związki i towarzystwa, kluby i mowy, programy, deklaracje – wszystko to, bez różnicy wyznań i zapatrywań, zgodnie, coraz to potężniej, uzasadnia, domaga się, woła, ryczy: Reformy! Naprawy! Powszechna histeria bezradności. Genealogia tego objawu, zdawałoby się całkiem nowego i dotąd niespotykanego w naszych dziejach, liczy sobie już trzysta wiosen. Mniej więcej. O niej chronologiczniej poniżej.
I. KIERUNKOWA ROZWOJU
W wieku XVI Polska doszła w swym rozwoju dziejowym do szczytu potęgi i siły; znalazła się w jednym szeregu z państwami zachodnioeuropejskimi w ogólnym postępie narodów przodujących. Ich potencjałom mocarstwowości, potencjał Polski, a zwłaszcza ekonomiczny i polityczny, (kulturalnie jesteśmy narodem młodszym), jest równy. Na przełomie jednak wieków XVI i XVII następuje załamanie i od tego momentu rozpoczyna się, obejmujący całokształt polskiego życia, regularny już w swym przebiegu proces degradacji. Jego ukoronowaniem jest epoka saska i utrata niepodległości.
Kres rozwojowy epoki saskiej, co jest rzeczą aż nadto dobrze znaną, znajdował wyraz (przypominamy) w dziedzinie:
a) polityki – w całkowitym zaniku czynnika władzy, którego miejsce zastępuje anarchistyczna wolność – na wewnątrz i zupełnej utracie znaczenia – na zewnątrz,
b) ekonomiki – w zahamowaniu rozwoju gospodarstwa narodowego i w skrzepniętym ustabilizowaniu się na poziomie wieków średnich potencjału gospodarczego,
c) demografii – w zahamowaniu przyrostu naturalnego na przeciąg kilku pokoleń,
d) kultury i oświaty – w całkowitym jej upadku, ciemnocie powszechnej, zdegenerowanej umysłowości warstw wyższych, w zupełnej absencji w wielkim ruchu umysłowym, znamionującym tę epokę na zachodzie, wreszcie (równolegle) w ogromnym zadowoleniu powszechnym, w pełnej sytości duchowej, słowem absolutnej ignorancji o danej o panującej rzeczywistości, ignorancji, której najlepszym wyrazem jest owo słynne przysłowie historyczne: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Harmonia idealna.
a) polityki – w całkowitym zaniku czynnika władzy, którego miejsce zastępuje anarchistyczna wolność – na wewnątrz i zupełnej utracie znaczenia – na zewnątrz,
b) ekonomiki – w zahamowaniu rozwoju gospodarstwa narodowego i w skrzepniętym ustabilizowaniu się na poziomie wieków średnich potencjału gospodarczego,
c) demografii – w zahamowaniu przyrostu naturalnego na przeciąg kilku pokoleń,
d) kultury i oświaty – w całkowitym jej upadku, ciemnocie powszechnej, zdegenerowanej umysłowości warstw wyższych, w zupełnej absencji w wielkim ruchu umysłowym, znamionującym tę epokę na zachodzie, wreszcie (równolegle) w ogromnym zadowoleniu powszechnym, w pełnej sytości duchowej, słowem absolutnej ignorancji o danej o panującej rzeczywistości, ignorancji, której najlepszym wyrazem jest owo słynne przysłowie historyczne: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Harmonia idealna.
W roku 1918 bogatsi i w zastrzyk gospodarczy niecnych zaborców i w doświadczenia epok minionych, stajemy się z powrotem kowalami własnego losu. Przypatrzmy się więc z kolei, z dwudziestoletniej perspektywy niepodległościowej temu losowi, który gotujemy Polsce Odrodzonej. Brak dystansu do oceny i ustalenia kierunkowej rozwoju Drugiej Rzplitej zastępują nam z pełnym powodzeniem tablice statystyczne, choćby nawet tak bardzo optymistyczne jak „Mały rocznik statystyczny”.
Trzeźwemu obserwatorowi jest nietrudno stwierdzić fakt, że na ogół życie Drugiej Rzplitej ulega, poza pewnymi, nieistotnymi perturbacjami, również stałemu regularnemu procesowi degradacji, przede wszystkim zaś w dziedzinie podstawowej – w ekonomice. Tak. Jest faktem, że nasza ekonomika, kultura i polityka, ba, nawet przedmiot naszej dumy narodowej – potencjał demograficzny znajdują się na równi pochyłej w ruchu. Suche tylko cyfry aż nazbyt wyraźnie to mówią. Obraz procesu degradacji naszej rzeczywistości. Obraz procesu degradacji naszej rzeczywistości tym wyraźniejszych i jaskrawszych nabiera konturów, jeżeli go porównamy do rzeczywistości oraz tendencji rozwojowych państw ościennych i dalszych. Prężność sąsiadów rośnie, nasza siła oporu słabnie. Jaki będzie wynik ostateczny takiej dynamiki – można się domyślić.
Tak wygląda najogólniejszy obraz kierunkowej i jej tendencji ogólnego rozwoju życia polskiego w przekroju ostatnich trzech wieków.
II. NAPRAWY I REFORMY
Z kolei przypatrzmy się zachowaniu narodu, podczas gdy całokształt jego życia toczy się po równi pochyłej. Przypatrzmy się tym wszystkim próbom i wysiłkom jego, które proces degradacji, miały względnie mają, powstrzymać, ba, co więcej- zapewnić Polsce rozwój wzwyż.
Ogół zmagań narodu z najistotniejszymi wadami i błędami, składającymi się na causa efficiens degradacji życia społecznego, zmagań, które to życie mają uzdrowić i wyprowadzić z impasu bezwładu i niemocy na drogę do wielkości – obejmujemy terminem działań reformistycznych.
Pierwszy, półtora wiekowy okres degradacji, - pominąwszy rzadkie i odosobnione, a mijające całkiem bez echa i śladu zrozumienia głosy przestrogi Modrzewskich: Reformy! Naprawy! - uwagi współczesnych uchodzi. Obserwujemy w tym czasie niczym niezakłócony stan beztroski, zadowolenia, powszechnej błogości.
Odruch spłoszonej błogości występuje dopiero w połowie XVIII w. Zjawia się on jednak nie na skutek samodzielnej oceny rzeczywistości, lecz na skutek odezwania się instynktu samozachowawczego narodu i pod wpływem coraz to większego odczuwania nacisku, wywieranego przez prężność państw ościennych. Odruch, ten którego przyczyna, jak zaznaczono, leży z zewnątrz, narzuca konieczność oceny i porównania sił własnych z siłami narodów otaczających. Wobec zaś stwierdzenia, w wyniku tego wartościowania, głębokiej niższości i stojącego za nią widma upadku – rodzi się wola obrony. Rodzą się nerwowe poszukiwania wad i błędów – przyczyn istniejącego stanu rzeczy. Rodzą się w konsekwencji działania reformistyczne. Rodzą się reformy.
Nie ostała żadna dziedzina, do której by nie zajrzał wzrok reformatorów, nie wykrył błędów i wad, nie wskazał środków naprawy. Całą lawiną płyną one w naraz rozkwitłej ówcześnie literaturze politycznej. Sumarycznie – sytuacja dzisiejsza. Histeria. Reformy, reformy! Naprawy, naprawy! - rozlega się głos w całej Rzplitej.
Rejestrujemy najważniejsze: Konarski, Sejm Czteroletni i wreszcie wielka reforma, obejmująca całokształt życia narodu – Konstytucja 3 maja 1791 roku. Przebudowa ustroju została dokonana. Konstytucja naprawiła i usunęła rzekomo zasadnicze i istotne przyczyny degradacji. Dla ocalenia ojczyzny i jej granic naród chciał wyrzec się wad przeszłości, dla niej zapłonął wieki ogień miłości i poświęcenia . Naród przeszedł wielki wstrząs moralny. Formalna i duchowa reforma została dokonana. I mimo wszystko, mimo tak głębokie przemiany ustrojowe i duchowe, zamiast marszu wzwyż ku mocarstwowości – niepodległość naród utracił.
Wniosek jest prosty, tylko jeden i „Najistotniejsze” przyczyny to tylko błędne i z gruntu mylne ich wyobrażenia, czyli fikcje. Fikcje błędów, fikcje wad i błędne koło fikcji reform. W świetle dokonanej rzeczywistości fikcją okazał się brak silnej władzy, fikcją brak armii, fikcją dezorganizacja skarbu, fikcją brak praw i liberum veto, fikcją, upadek gospodarstwa i kultury, fikcją okazały się wrodzone i wszystkie inne wady, składające się wg zgodnej opinii na causa efficiens degradacji życia polskiego. To oczywiście nie znaczy, żeby silny rząd, armia, skarb itd. nie były konieczne dla istnienia państwa. Przeciwnie. Te czynniki warunkują i to bezwzględnie, jego istnienie i rozwój. Ale tzn., że te czynniki nie składały się na zasadniczą, sprawną przyczynę degradacji, tzn., że to są tylko i wyłącznie tylko paliatywy.
Z powstaniem i z scaleniem się Drugiej Rzplitej proces degradacji wznawia się. Działania reformistyczne zaczynają się de capo. I znowu mamy reformy (te same). I znowu mamy fikcje. Okres do maja 1926 roku, tzw. sejmowładztwa, aż nazbyt wyraźnie dowiódł, że causa efficiens degradacji nie leży z braku rządów parlamentarnych. Demokracja, to jeszcze jeden, nowy egzemplarz do narodowego zbioru fikcji wad. Po roku 1926 to czasy szczególnie natężonego działania reformistycznego, no, i zarazem dalszego powiększania rzeczonego zbioru.
Rejestrujemy. Polityka gospodarcza, prawa, silny rząd, sprawna administracja, armia, skarb i pieniądz, podstawowe i zasadnicze elementy organizacji państwowej, to tylko (nie wybierając innych) najważniejsze problemy, które Piłsudski rozwiązał. Reformy Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3 maja, które w znacznej większości pozostały tylko na papierze, teraz, przez Drugą Rzplitą, razem z wieloma innymi zostały w całej rozciągłości wprowadzone w życie. Złuda jasnej przyszłości narodu i państwa okazała się jednak chwilowa i zaistniała niewątpliwie, dzięki potężnej indywidualności Pierwszego Marszałka, dzięki perturbacjom, ale tylko perturbacjom, które ta indywidualność w regularnym procesie degradacji sprawiła.
Wady i błędy przeszłości, które jak sądził i sądzi naród, spowodowały utratę niepodległości zostały usunięte i naprawione. Ten sam los spotkał również i nowo odkryte. A mimo to jednak, kierunkowa rozwoju, jak szła, tak nadal idzie w dół. Szanse osiągnięcia harmonii (zapewne już nie tak idealnej) kresu rozwojowego epoki saskiej rosną z dnia na dzień.
I znowu w świetle rzeczywistości błędy, te „najistotniejsze”, mające stanowić causa efficiens okazują się fikcjami błędów, reformy i naprawy – walką z fikcjami błędów, działaniami paliatywistycznymi. Odczucie zagrożenia i nacisku z zewnątrz z jednaj strony, oraz bezradność przeciwstawienia się temu z drugiej, w rezultacie wywołuje stan nerwowego niepokoju, który wyraża się właśnie w rozlegającym się dziś w całej Polsce alarmie opinii publicznej: Reformy, reformy! Naprawy, naprawy! Niestety histerią, ani reformami zawieszonymi w próżni Polski się nie zbawi. Trzeba spojrzeć na styl polskiego życia, na najwyższe wartości polskości, czy aby w nich nie dojrzymy owej fatalnej siły. Nie będzie to łatwe.