O Janie Stachniuku... NIE po raz ostatni !
O JANIE STACHNIUKU — STOIGNIEWIE
Twórcy ideowego ruchu Zadrugi — Kulturalizmu
NIE PO RAZ OSTATNI !
W niedługim czasie po ukazaniu się książki prof. Bogumiła Grotta „Religia — Cywilizacja — Rozwój. Wokół idei Jana Stachniuka", pojawiła się kolejna praca naukowa prof. Jana Skoczyńskiego, historyka idei, pod tyt. ”Neognoza polska" — Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego Kraków 2004, str. 214. Znamienny jest fragment recenzji Józefa Lipca (zewn. str. okładki) stwierdzający iż: „Wydaje się, że dopiero krakowskiemu filozofowi i historykowi idei udało się dotrzeć do filozoficznego jądra koncepcji Stachniuka, postaci budzącej tyleż namiętności, co kontrowersji, na pewno jednak wciąż obecnej w polskiej podświadomości i patronującej z oddali wielu doniosłym i banalnym, ale jednoznacznie narodowym z ducha czynom i gestom / ..!
Obydwie wyżej wymienione prace dociekają naukowo istoty zjawiska Zadrugi a w szczególności pisarskiego dorobku twórcy tego ruchu i jego adeptów. Różnią się one zasadniczo odmienną perspektywą oglądu badanego przedmiotu. O ile Grott bada i analizuje istotę historyczno-polityczną ruchu Zadrugi, to Jan Skoczyński czyni to w odkrywczym świetle stricte ideologicznego dorobku pisarskiego Stachniuka, wnosi nowatorskie spojrzenie na istotę ideowo-kulturową, wręcz religijno-gnostyczną. Obydwa te ujęcia w zasadzie uzupełniają się wobec wielostronności zakresów myśli i dążeń Zadrugi. Czytelnikowi pozostaje osąd, która z kwalifikacji jest właściwsza i przydatna dla perspektyw przyszłościowego wykorzystania: wizja polityczna czy ideologiczna, a może religijno-ideologiczno-polityczna i ekonomiczno-gospodarcza.
Jan Skoczyński już w założeniu swej pracy w rozdz. II - w uwagach o metodzie zakłada rozpoznanie idei zadrużnej na tle pojęć gnostycznych, wyjaśnia czym jest gnoza w sensie nie tylko religijno-historycznym, lecz współczesnym i następująco precyzuje jej istotę w świeckim horyzoncie myślowym /str. 37/: „Neognoza - jako ponadczasowy schemat ludzkiego myślenia, zasadniczo koncentruje się na trzech zagadnieniach: poznania, bytu i historii. Wszystkie inne problemy jakie wnosi, są pochodnymi tych trzech głównych wątków. W teorii poznania wiara zostaje wyparta przez wiedzę, a przeżycia transcendencji zostają zastąpione wizją immanentnego porządku w rozmaitych jego wymiarach. W odniesieniu do bytu - gnoza wprowadza dualizm światów: istniejącego, który jest zły i niedoskonały - J.B./ i wyobrażonego jako dobry. Wątek trzeci, odnoszący się do historii, wyraża się w przekonaniu, że gnoza jest świecką soteriologią /gałąź teologii zbawienia!, w której istotną rolę odgrywa wizja nowego Ładu, nowej kondycji człowieka i jego miejsca w świecie".
Czy autor zmieści "całego Stachniuka" w wyżej sprecyzowanym schemacie współczesnej gnozy - neognozie? Spodziewam się pewnych trudności.
Podstawową zasługą autora „Neognozy polskiej" jest przyjęta metoda badawcza stylu i języka pisarstwa Stachniuka. Jan Skoczyński niczym archeolog spod różnych nawarstwień obiegowych w swoim czasie treści, neologizmów typowych dla tego pisarstwa, stechnicyzowanych opisów rzeczy i treści z różnorodnych dziedzin i dyscyplin naukowych – wydobywa, z owego specyficznego żargonu - będącego przyczyną wielu kontrowersji - istotę myśli Stachniuka.
Jakkolwiek, wyeksponowany w powyższy sposób zbiór stachniukowych synonimów, zwrotów F określeń brzmi groteskowo, to dokonana „operacja" językowa daje efekt wprost zdumiewający. Przykładowo praca „Kolektywizm a naród" Jan Stachniuk - wyd. 1933, str. 99 – została zredukowana w „Neognozie..." rozdział IV pt. „Kolektywizm po polsku" w jasnym interpretacyjnym wywodzie, do stron 13-tu.
Pojawiają się jednak i pewne niebezpieczeństwa w zastosowanej „metodzie". Podczas, gdy Stachniuk ewoluuje, rozszerza swe horyzonty, ulega z czasem pewnemu wyobcowaniu skutkiem wewnętrznych i zewnętrznych napięć /a cezura jego prac rozciąga się na przestrzeni trudnych lat 1933 - 1948/, poszerza skalę zagadnień od narodowych do problemów ludzkości, wreszcie do transcendencji - autor „metody" ryczałtem zebrał próbki słownictwa z całego obszaru tego pisarstwa. W dalszym toku swej pracy analizuje już nie kolejne pozycje wydanych prac - ich tytułów, lecz wybrane tematycznie problemy w sposób dość dowolny. Wybiórczość taka mogłaby być celowa z uwagi, że Stachniuk powtarza zazębiające się zagadnienia ze „Wspakultury..." do „Człowieczeństwa…" itp, lub odwrotnie. Jednak w odniesieniu do "Dziejów bez dziejów" wyd. 1939, str. 415, autor wyłonił jedynie nikłe elementy schematu rozpoznawanego układu tendencji ideo-politycznych, które omówił w rozdz. V pt. „Dychotomiczna wizja dziejów Polski", redukując. Dzieło 415-stronicowe do stron 15-tu /słownie: piętnastu! Czy nie za mało? Czy nie pominięto drastycznego osądzenia wpływu kontrreformacji i doktryny katolickiej, które zdecydowały o dziejowej katastrofie? Nie całkiem, dla tego problemu, autor posłużył się cytatem innego pisarza Antoniego Wacyka, który po latach tak komentował pojawienie się tej pracy: Stachniuk „uderzył w katolicyzm, który po zwycięstwie kontrreformacji w końcu XVI wieku zdobył stopniowo monopol na kształtowanie charakteru pokoleń polskich".
Trudno natomiast znaleźć zawartą w podtytule „Dziejów bez dziejów" - teorię rozwoju wewnętrznego Polski. Tak skrócony traktat, zgodnie z „metodą" zaczyna się od analizy słowa dzieje, składowego członu tytułu „Dzieje bez dziejów". Autora fascynuje język jak-parabola - „ gra półsłówek...". Cytuję fragment /str. 80/: „Zacznijmy jednak od tytułu. Termin „dzieje" pochodzi od czasownika „dziać się „ czyli, odbywać się, zdarzać się, zachodzić, a biorąc linearny wymiar owego „dziania się", także - przebiegać, pokonywać drogę. Dzieje więc to proces, w pierwszym rzędzie historyczny, choć w języku staropolskim „dziać" znaczyło tyle co - tkać, stąd „dzianina", dziś termin zarezerwowany dla specjalnego rodzaju tkanin z delikatnej przędzy wełnianej lub jedwabnej, które są „dziane", a nie „wiązane"! Otóż „dzianie się" to differentia specifica procesu historycznego, to treść tego procesu, albo jego „materia". W związku z tym tytuł tej książki mógłby równie dobrze brzmieć: Historia bez historii, co od strony językowej jest nic nieznaczącym pleonazmem. Jednak w nadmiernie zmetaforyzowanym języku Stachniuka wyrażenie to ma swoją wartość."
Stawiam jednak pytanie - czemu mają służyć te językoznawcze deliberacje, czy nie stanowią one farsy zmierzającej do podskórnego ośmieszenia, zdeprecjonowania istoty badanego przedmiotu, poddania z góry w wątpliwość jego sensu? Potwierdzeniem tej obawy jest chyba zawarta we wstępie do tegoż rozdziału /str. 79/ polemika Skoczyńskiego z Grottem.
Cytuję ze strony j.w.: „.Badacz dorobku Stachniuka, B. Grott jest zdania, że „u zarania II Rzeczpospolitej pojawiają się różne publikacje dotyczące sensu naszych dziejów". Do najważniejszych zalicza się prace: A. Górskiego - Ku czemu Polska szla, A. Chołoniewskiego - Duch dziejów Polski, czy J. K. Kochanowskiego - Polska w świetle psychiki własnej i obcej. Prace te cechuje filozoficzno-dziejowy optymizm, a wyidealizowany obraz własnego kraju i narodu nie zawsze pozostaje zgodny z rzeczywistością historyczną.
Trudno tez powiedzieć, czy w zgodzie z rzeczywistością pozostają pomysły Stachniuka, który w roku 1939, a więc u schyłku II RP /.../ wydał tom rozważań historiozoficznych...!" - gdzie autora Skoczyńskiego nie niepokoi sens przedmiotu dziejów w tytule pracy A. Chołoniewskiego – Duch dziejów Polski, a ponadto sam /autor/ dopowiada, że „prace te – cechuje filozoficzno-dziejowy optymizm /.../. Dość mozolnie „trawi" się Neognozę ..„. Autor w sposób chyba nierówny realizuje założone zadanie swej pracy – sukcesywnego wyjaśniania idei Stachniuka, z poszczególnych jego prac, czego można się było spodziewać. Lecz komentuje wybiórczo fragmenty tekstów z całego obszaru jego pisarstwa, w czym zaskakująco, już na skróty, przebija tendencja udowodnienia założonego wszak celu autora – zaszeregowania całości koncepcji Stachniuka do pojęć gnostycznych.
Utrudnienie w odbiorze sprawia nadmierne używanie hermetycznego języka naukowego. jak też napotykane drobniejsze błędy drukarskie, jak i całkiem istotne przeinaczenia cytowanych treści, na przykład: str. 106 - na scenę polityczną nas społecznych.", str. 111 - „Muszą dokonać przewartościowania swoich ideałów duchowego,...", str. 118 – „Synonimem natury u Stachniuka jest „świat materii..." - chyba materii ożywionej?, str. 146 „personalizm to woła niezmąconej wegetacji jednostki, pragnienie umiłowania wszystkiego co tą wegetację mogłoby zmącić I...!" - winno być unikania, str. 189 - „Oprócz tego jest to wiedza ... znosząca przepaść między przeszłością a przeszłością." itp.
Negatywnie odbiera się rozdział VIII /str 141/ - „Przewartościowanie wartości", a w nim podrozdział 1, „Sześć grzechów głównych" - wyszczególnionych parami: personalizm-wszechmiłość, moralizm- spirytualizm, nihilizm-hedonizm. „Personalizm" - mimo przytoczenia przez Skoczyńskiego rozmaitych jego określeń z rożnych koncepcji filozoficznych, jest pojmowany w ideologii chrześcijańskiej /szczególnie katolickiej/ jako uprzywilejowany dar od Boga - przyrodzonej godności persony /osoby/ z samego faktu urodzenia się człowiekiem, dwunożnym stworzeniem boskim.
Przeciwstawnym pozytywnym określeniem jednostki ludzkiej według pojęcia społecznego jest osobowość /osobistość, indywidualność/, na które to miano jednostka musi sobie zasłużyć! Zyskać uznanie! I właśnie ten personalizm jest podstawowym grzechem głównym.
Stachniuk w swoim rozwinięciu teorii kultury wyprowadza kolejne elementy wspak-kulturowe, a w nich - warunkujące się nawzajem – pary negatywnych wobec kulturalizmu postaw ideowych. Poważnego potraktowania tego zagadnienia domaga się naukowa rzetelność, którą zakwestionował już Zdzisław Słowiński w swojej recenzji książki Grotta „Religia-Cywilizacja-Rozwój...". Odnośny a obszerny fragment tej recenzji czuję się w obowiązku zacytować: „W pułapkę autor wpada nieraz, a przykładem tego są twierdzenia, że w przeciwieństwie do propozycji personalistycznej Stachniuk preferuje człowieka bez rozwiniętej „osobowości". A przecież jako warunek możliwości twórczych każe Stachniuk ludziom nie tylko posiadać nieustanną wolę stawania się większym, niż jest, ale też wykorzystywać do tego celu potencjał intelektualny i materialny na najwyższym poziomie jakiego dorobiła się aktualna kultura i cywilizacja. Tak jednoznacznego wymagania rozwoju nie spotyka się w żadnej koncepcji filozoficznej.
Istotnym mankamentem, jest nieprzedstawienie stachniukowskiej struktury człowieka, na którą składają się trzy elementy: wola tworzycielska, woła instrumentalna i biologia. Brak rozumienia wzajemnych zależności pomiędzy tymi trzema elementami człowieka nie „ pozwala zrozumieć jak funkcjonuje on w procesie kulturowym i jak następuje rozkład na pierwiastki wspakultury. Tu istotne jest też, że przy rozkładzie trzech elementów człowieczeństwa pierwiastki te występują zawsze parami: ulegająca dewiacji biologia rodzi personalizm i wszechmiłość, wola tworzycielska - spirytualizm i moralizm, woła instrumentalna-nihilizm i hedonizm. Bez przedstawienia procesów tworzenia kultury i drogi staczania się we wspakulturę nie ma możliwości oddania treści pojęć używanych przez Stachniuka, a używane do ich określenia słowa pozostają puste, jakby były wyłącznie klasyfikacją.
Nie widać, że stanowią one opis funkcjonalnego systemu i procesów w jego łonie. Do opisu tych niepowiązanych niestety pierwiastków wspakultury dodałbym jeszcze dodatkowe dwa zdania rozwijające zagadnienie moralizmu i nihilizmu. Moralizm - to uznanie za zło naturalne wyposażenie emocjonalne człowieka, które czyni go aktywnym i twórczym elementem świata posiadającym wolę zmiany zastanego porządku i rozwoju i w dodatku dumnego ze sprawowania tej roli. Te podstawowe atrybuty człowieczeństwa uznane za zło każą w myśl moralizmu podjąć walkę ze swoim wnętrzem o wytrzebienie tego zła. Ma to doprowadzić do powstania jednostki pasywnej, niepodejmującej twórczych działań. i w dodatku nieczułej na wewnętrzne głosy swojej sfery emocjonalnej.
To, że ta autokastracja dzieje się w imię wirtualnego świata ducha) to już domena spirytualizmu, bez niego zresztą moralizm potrafiłby funkcjonować samodzielnie, ale nie rozwinąłby skrzydeł. Nihilizm - to nie tylko walka z przejawami życia szczególnie bogatszego duchowo i materialnie, to też walka z dorobkiem kultury i cywilizacji. Nihilizm w zależności od stopnia konsekwencji pozostawia jakąś część nagiej egzystencji za dopuszczaną i wówczas walczy ze wszystkim, co tę dopuszczalną przez niego normę przekracza. Tu nihilizm potrzebuje szczypty hedonizmu dla osłody tego dopuszczalnego marginesu. Fakt istnienia objawów bujniejszego życia w świecie wolnym od nihilizmu wywołuje agresję i podnosi żądzę niszczenia tego wszystkiego co budzi jego niepokój - przypomina to wszak o możliwości czegoś innego i stanowi zagrożenie dla jego idei. Im bardziej konsekwentnym jest nihilizm, tym więcej w nim agresji wobec życia i kultury."
„Podobnym problemem niefortunnego posługiwania się Stachniukiem jest uwypuklanie pojęcia „walki z przyrodą" w książce Grotta. Walka z przyrodą - bardzo niezgrabny skrót myślowy, przewija się zresztą przez całą jego książkę i przypisywany jest też Brzozowskiemu. Niezgrabność polega na tym, że ma zabarwienie antyekologiczne, czego Stachniukowi przypisać się nie da. Ilustracją powszechnego odczucia terminu „walka z przyrodą", może być zniszczenie prerii przez Amerykanów. Stachniuk propagujący ideę potęgowania żywiołów przyrody i psychiki, nie zasługuje na odczucia zbliżone do tych, którymi obdarzamy normalizatorów prerii, trzebicieli puszczy amazońskiej czy innych przejawów walki człowieka z przyrodą.
A to, że spotęgowana działalnością człowieka przyroda w koncepcji Stachniuka ma służyć cywilizacji, stawia go raczej w roli ogrodnika, nie niszczyciela natury. Walkę z przyrodą i nie liczenie się z jej prawami można przypisać krytykowanemu przez Stachniuka chrześcijaństwu i to w aspekcie antyekologicznym jak i antyhumanistycznym. Doktrynalne potępienie „tego" świata, biologii i psychiki człowieka przekłada się na działania mające stłumić naturalne siły i ten fakt jest zresztą mocno przez Stachniuka podkreślany w jego krytyce chrześcijaństwa. Niesmacznie więc wygląda przypinanie mu łatek, kojarzących go z poglądami adwersarza."
W podsumowaniu wyżej wymienionych uwag krytycznych można by uznać „Neognozę polską” w tym wydaniu za kolejny, etap rozprawy naukowej, niedojrzałej jeszcze „ do dzieła popularyzatorskiego danej dziedziny wiedzy i zaadresowanej do wąskiego grona specjalistów. Jednak Skoczyński, jeśli czytelnik upora się z naukowym słownictwem - pociąga i inspiruje, prowokuje emocje, zaciekawia i złości.
Po takich perturbacjach emocjonalno-myślowych na przestrzeni rozdziałów: „Między naturą a kulturą" - Dwa prawa bytu – Homokreator - Między człowiekiem a ludzkością - Trwanie i zmiana; Przewartościowanie wartości - Sześc grzechów głównych - Dekadencja i humanizm; IX „Krytyka chrześcijaństwa" - Doktryna wiary – Instytucja Kościoła - Błędne koło krytyki; dochodzi się do stwierdzenia, że po negatywnej ocenie wybranych, a wyrwanych z kontekstu fragmentów stachniukowych opisów z dużego obszaru jego dzieł, Skoczyński z dużym znawstwem i wdziękiem maluje z elementów Stachniuka swoją wizję gnostyckiego panteonu.
Następuje więc, kolejny rozdział X „Neognostyczny obraz świata" z nowym Skoczyńskiego uszeregowaniem problemów. Są to: Dualizm i jego odmiany - Wiedza tajemna - Wiedza uzdrowicielska – Gnostycka soteriologia - „Wiedza" czy nauka? - Neognostyczne uwarunkowania. Wyszczególnione powyżej rozdziały kończą się logicznymi wnioskami.
Z ostatniego tematu zasługuje na zacytowanie następująca konstatacja: „Pojawianie się gnozy w różnych epokach historycznych wskazuje, że jest ona zależna w większym stopniu od czynników zewnętrznych aniżeli wewnętrznych. Zewnętrzne okoliczności to zazwyczaj okresy załamania się gospodarki, kryzysy społeczne, wojny, katastrofy, rewolucje i wiele innych zdarzeń tego typu, w których człowiek czuje się zagrożony w swoim istnieniu w świecie wyznawanych wartości".
Niewątpliwie Stachniuk i Zadrużanie głęboko doświadczyli tych doznań i świadomie określili swoją istotę. W posłowiu, a szczególnie w jego części końcowej, autor pozostawia obszar możliwych wątpliwości odnośnie poprawności swych wywodów w myśl naukowego wymogu bezstronności w stosunku do badanego przedmiotu, a może kamuflażu osobistych poglądów. Czy i na ile kontrowersją swojej książki w stosunku do politycznego rysu ujęcia Grona Skoczyński odpowiada mu na retorycznie rzucone pytanie: Stachniuk to wizjoner i reformator - czy szyderca i destruktor?" By wydać właściwy osąd, należy obydwie książki przeczytać. Chwila osobistego zamyślenia - własnych refleksji zainspirowanych przez omawianą książkę Skoczyńskiego. Rozważam jak wiele dokonano w świecie nowych odkryć naukowych, w czym partycypują także Polacy. Jak wielu naszych uczonych tkwi bezradnie w oportunistycznym, zdaje się, społeczeństwie i ulega presji rzekomego powszechnego etosu tradycyjnego. Są naukowcy twórczy, ale są też naukowi populiści pogłębiający egzystencjalistyczną wrażliwość personalistycznej części społeczeństwa.
Stachniuk zapowiadając w swej twórczości rewolucję kulturową, w istocie dążył - drogą filozoficznego i naukowego wyprostowania zwichniętej mentalności. do ewolucji polskiego etosu narodowego. Fragmentaryczny zwrot do przeszłości pogańskiej nie był absolutnie tendencją nawrotu ku bożkom, „wykreowanym" przez interpretację katolicką na bałwanów - bałwochwalstwo. Uległ jeszcze tym zmyśleniom teologów chrześcijańskich prof. Gerard Labuda w swojej pracy o religii Słowian wywodząc potrzebę wierzeń - ze strachu przed niewiadomym - ucieczką pod opiekę bóstw. Także Henryk Łowmiański w „Religii Słowian i jej upadku" rozpatruje paralele religijne wierzeń pogańskich z nadchodzącym chrystianizmem, ich wzajemne przenikanie i realną gotowość przyjęcia bardziej, rzekomo, dojrzałej kulturowo doktryny z korzystnymi dlań doświadczeniami państwowo— twórczymi i hierarchicznymi. W ten sposób, w konkurencji z nową wiarą, poległy bożki słowiańskie i „bałwochwalstwo".
Stachniuk odciął się jednoznacznie od powyższej opinii słowami: „Bałwany zostawmy bałwanom". Rozbudzenie sympatii do symboliki panteonu bogów słowiańskich miało stanowić remedium na przejściową pustkę mentalną umysłu odstępującego od bałamutnej doktryny chrześcijańskiej - kładkę nad rozpadliną. Jednocześnie akcentował filozoficzno-symboliczną istotę naturalistycznych wyobrażeń naszych przodków - szacunek dla naturalnych, a groźnych żywiołów jak: pioruny - gromowładny Swaróg, odporne im mocarne - wiekowe dęby, wszechwidzący i wiedzący Światowid - Świętowit czy Trygław, słońce symbolizował Swarożyc /syn Swaroga/, inne i inni pomniejsi reprezentowali kwieciste ziołopędne polany, uprawy i hodowle. Świętowano zjawiska astronomiczne - pory roku, przesilenia dnia z nocą, najkrótszą noc Kupały.... Składano bóstwom symboliczne poczęstunki w rogu obfitości i przepijano do nich radując się życiem.
Zwrócenie się do pogańskiego etosu to jedynie nawiązanie do ciągłości postaw moralnych i bazy kulturowej, która stworzyła tak wspaniałe wzory strojów ludowych, drewnianej architektury domostw, zdobnictwa - wycinanek, wyszywanek, tkactwa wielobarwnych sukien, wieńców dożynkowych, czy okazałych plecionek kwiatowych dziś zwanych palmami. Święta były radosne, pełne pulsującego życia. Prymat cenionych przez przodków wartości: sławy, miru /uznania/, woja /męstwa/, włodyki /wodzostwa/ - pobrzmiewają jeszcze w rodzimych imionach męskich/żeńskich: Jarosław/a/, Sławomir/a/, Mirosław/a/, Wojsław/a/, Włodzisław/a/... A właściwie czyśmy rzeczywiście Słowianami? A nie Sławami - les Slav jak powie Francuz, Slavon z rzymska, albo Sklavon - niewolnik? - jak deliberuje Jan Otrębski w „Słowianie - rozwiązanie zagadki ich nazw" /Księgarnia Ziem Zach. Poznań 1947r./. Z ciągłości tego etosu winna wyłonić się idea kulturalizmu - świadomego kształtowania rozwojowej wizji współczesnej kultury humanistycznej i kolejnych jej etapów.
Prof. B. Grott napomknął w swej pracy o Instytucie Rekonstrukcji Kultury Polskiej - jaki pragnął powołać Jan Stachniuk – Stoigniew. Uczonych mamy wielu, ale czy są na tyle odważni, by precyzować osobiste poglądy i propagować je w publicznych przekazach?
Jeżeli po dzień dzisiejszy nikt nie odpowiedział Grottowi na dramatycznie, w moim odczuciu, rzucone pytanie w zakończeniu swej książki. Wokół idei Jana Stachniuka: „Stachniuk to wizjoner i reformator, czy szyderca i destruktor" – odpowiem mu - tak! - na pierwszy człon pytania - Stachniuk to dziejowy wizjoner polski - prekursor nowej wizji kroczącego światopoglądu humanistycznego - kulturalizmu. Reformator? - nie stało mu życia. Spuścizna jego pozostaje nam.
Skoczyńskiemu zaś wyrażam uznanie za objaśnianie ideowego sensu przesłań Stachniuka i zakresu jego gnostyckiej religijności. Pozostaję w przekonaniu, że znajdzie się zespół wielodyscyplinarnych grup naukowców - który objawi swe przekonania,. a dyskusja o słuszności stachniukowych diagnoz i postulatów znajdzie kontynuatorów i przekształci myślenia teoretyczne w pragmatyczny czyn.
Józef Brueckman
Wrocław 31.08.2004 r.