Na zakręcie historii
Kneziowie Zadrugi > Kneź Warcisław - Józef Grzanka
Uzbrojeni
w aparaturę pojęciową „teorii rozwoju wewnętrznego Polski”
możemy dopiero teraz postawić problem rozwiązania naszej
rzeczywistości, która coraz bardziej brnie w ślepy zaułek.
Dopiero teraz, po dokonaniu operacji poszufladkowania,
uporządkowania, bagna polskiego życia, możemy postawić sobie
pytanie, jak wyjść z wiekowego impasu, w jaki sposób dokonać
poznane dzięki teorii, siły i opory, zetrzeć je i
dokonać zmiany dotychczasowego nurtu naszych trzywiekowych
bezdziejów oraz włączyć się, tym samym, do ogólnego rytmu
nadchodzącej, nowej epoki dziejów ludzkości? Przystępujemy więc
do naszkicowania problemu, zakładając, że Czytelnik zna
dotychczasowy wykład „Zadrugi”.
Rozwój wewnętrzny Polski od roku 1918, nazywany jest przez nas
„recydywą saską”, jest niczym innym, jak tylko naturalnym
procesem likwidowania tych wszystkich deformacji w strukturze
wewnętrznej i zewnętrznej życia narodu, które na osiągniętym
ideale kulturalno-cywilizacyjnym w epoce saskiej – katolickiej
harmonii socjalnej, dokonała stuletnia niewola. Likwidowanie tych
deformacji postępuje szybko i posunęło się już dość daleko.
Jeszcze lat kilkanaście, a praca ta zostanie z grubsza wykończoną
i podświadomie upragniony ideał – katolicka harmonia socjalna
stanie się rzeczywistością. Do syta będzie i sprawiedliwości i
wolności, miłości bliźniego i prawdy. Nie będzie tylko potęgi i
mocarstwowości, ale czyż to jest potrzebne do zbawienia duszy?
Opory, jakie stawiają ciąg reformistyczny i deformacja duchowa
toczącemu się bezwładnie ciągowi harmonicznemu, nie są zbyt
wielkie. Pokonywane ulegają bez większych wstrząsów i walk.
Ostatni jednak akt ponurego dramatu, przeżywanego przez naród,
będzie odmienny. Zbliżamy się do chwil, gdy około jedna trzecia
narodu stanie poza nawiasem życia gospodarczego, stanie się
„gospodarczo zbędna”. Aby więc osiągnąć błogostan
katolickiej harmonii socjalnej kilkunastomilionowy nadmiar ludności
musi zostać zlikwidowany. Podobnie jak inne zniekształcenia z
czasów niewoli. Odbędzie się to po prostu drogą nędzy i głodu.
Czy jednak obejdzie się bez wstrząsów? Jest pewnym, że masa
kilkunastu milionów żywych organizmów ludzkich, skazanych na
straszną, bezkrwawą śmierć, życia swego bez walki nie odda. A
będzie to siła zdolna do tak potężnego wybuchu, że w drzazgi
może rozwalić cały organizm państwowy.
Przyszłość nasza zaiste rysuje się ponuro. Ale bylibyśmy
głupcami, wypranymi zupełnie z poczucia świadomości narodowej,
gdybyśmy mieli zamykać na to oczy, mamiąc się kretyńskimi
hasłami „jakoś to będzie” i tym podobnymi bzdurstwami.
Zbrodnią wobec narodu jest nie chcieć sobie zdawać sprawy z tego
stanu rzeczy. Poczucie odpowiedzialności nakazuje nam jak
najdokładniej poznać rzeczywistość, chociażby ona rysowała się
jak najbardziej tragicznie i beznadziejnie. Dopiero bowiem poznanie
jest warunkiem skutecznego działania.
„Teoria rozwoju” dała na poznanie i ścisłe określenie tego
przeciw czemu „Zadruga” się zbuntowała. Bunt nasz nie jest
przykrą reakcją na nożyce potencjałów zewnętrznych, na naszą
nędzę materialną i jej skutki, nie jest stękaniem „trzeba coś
robić”, „ciągnąć Polskę wzwyż” itp. Źródłem buntu
naszego są nasze postawy wewnętrzne, jest obcość kulturalna jaką
czujemy do zatęchłej małością atmosfery duchowej, która nas
morzem otacza. Buntujemy się, bo nie możemy nią oddychać, bo
nasze postawy nie mogą się w niej pomieścić, bo mierzi nas ona.
Bunt nasz jest buntem męskiej, heroicznej postawy wobec bytu, jest
buntem przeciw śmierdzącym małością niewolniczą treściom
duchowym, wyklutym ze zbuczałego od południowego słońca ducha
żydowskiego i wychowanym na filozofii rozkładającej się Grecji,
treściom objętym katolicyzmem, na wskroś przenikającym duszę
narodu.
Staje dziś przed nami problem o dziejowej doniosłości,
rozerwania kajdan wiekowej niewoli kulturalnej poprzez stworzenie
nowych, z głębin polskości wywodzących się zasad
światopoglądowych.
Zbrojenie się duchowe, jako zarodek nowego życia, nie może się
ograniczać tylko do sfery uczuć i pragnień. Mamy przecież do
czynienia z człowiekiem. Uczuciom tym i pragnieniom, rozpierającym
nasze piersi, wprawiającym w drgnienia nasze serca, napinającym
naszą wolę i mięśnie musi być dana mocna podstawa, fundament w
oparciu o który oprą się wszelkim próbom ich podważenia,
tłamszenia. Tym fundamentem będzie ujęcie naszych postaw
emocjonalnych w konstrukcję wyobrażeń i pojęć – system. System
jest o stokroć potężniejszą bronią niż najbardziej nowoczesne
środki wojny. O tym trzeba pamiętać. W wymiarach duchowych trzeba
operować, jeśli się chce osiągnąć pożądany skutek, takimiż
samymi kategoriami. Wszystko inne na nic się nie zda. Postawy
uczuciowe dopiero w oparciu o system, zdolne są stać się źródłem
tryskającym nowymi wartościami kulturalnymi.
Stajemy więc przed fundamentalnym zagadnieniem jakim jest
zagadnienie ruchu kulturalnego. Na nim zamyka się
wszystko. Nie ma absolutnie mowy o tym, by można było dokonać
zmiany kierunku naszej historii bez powstania głębokiego prądu
umysłowego, którego zasadą byłaby nowa postawa jednostki wobec
bytu, nowe, na najgłębszym uczuciu oparte, wyobrażenie celu i
sensu istnienia człowieka. Z tego ogniwa pierwszego, zasadniczego
muszą zostać rozwinięte dalsze, regulujące zachowanie się
indywiduum w ramach grupy, którą jest ono objęte. Zasady nowego
światopoglądu muszą wycisnąć swe piętno na całej twórczości
duchowej człowieka. Z nich muszą być wyprowadzone i na nich się
opierać kryteria etyki, sztuki, literatura, filozofia, nauka, ideały
życiowe, idee społeczne itd. W trybach tych kręgów kulturalnych
narodzi się nowy człowiek.
Pamiętać przy tym należy, że cały ten ruch kulturalny musi
się odbywać w atmosferze krańcowej, religijnej ekskluzywności.
Żadne kompromisy, jakiekolwiek sugestie nie mogą mieć miejsca.
Trzeba znaleźć samego siebie i tylko w sobie szukać rozstrzygnięć.
Zachowany musi być jak najgłębszy dystans duchowy. Napięta myśl
musi baczyć, by się nie zarazić i nie zostać wchłoniętą przez
ocean trujących wyziewów „wiecznych prawd”, przenikających
coraz bardziej każdy atom dzisiejszej „polskości”.
Zręby nowego światopoglądu muszą powstać i rozwinąć się
równolegle do realizowania się końcowych ogniw ciągu
harmonicznego. Nim recydywa saska uwieńczy się katolicką harmonią
socjalną, nowy ruch kulturalny musi być już siłą, która, w
oparciu o szarpiącą się w śmiertelnych uściskach pauperyzacji
masę biologiczną narodu, będzie zdolną w przełomowych latach
pięćdziesiątych, do odegrania roli czynnika decydującego.
Powiedzieliśmy wyżej, że około roku 1950 dziesiątkowana
pauperyzacją masa biologiczna narodu, wiedziona instynktem
samozachowawczym, na ślepo będzie dążyła do rozerwania
śmiertelnych więzów. Dla tej nieuświadomionej przyczyn swego
konania masy, doprowadzonej głodem do ostateczności, jako wróg i
winowajca – rzecz naturalna – będzie się rysowało państwo z
całym swoim aparatem. To też przeciwko niemu obróci się ostrze
nienawiści. Starcie to jest nieuniknione.
Do tego momentu ruch kulturalny musi być już na tyle zwarty i
silny, by mógł odegrać rolę czynną. Jego zadaniem będzie, mając
w ręku system, wybuchem ślepych energii świadome pokierowanie,
prowadzące do rozerwania zaskorupiałych zasad „polskości”, z
Judy importowanych. Na jej gruzach będzie dopiero mogło wyrosnąć
nowe życie, na nowych wiązadłach duchowych wsparte.
Wstrząs ten sprawi, że zostanie rzucony pomost między ciągiem
harmonicznym, a ciągiem nowym – zadrużnym. W
jego ramach naród znajdzie swe samookreślenie się i dumnie wkroczy
na historyczny szlak, prowadzący go do celu, do którego został
powołany. Twórczości opromienionej wielkością.
Józef
Grzanka - Redaktor naczelny
"Zadrugi"