Myśl w labiryncie - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Myśl w labiryncie

Uzbrojenie się w aparaturę pojęciową „Teorii rozwoju wewnętrznego Polski” otwiera, jakby kluczem czarodziejskim, ogromny świat faktów, których niezwykłości przedtem nie dostrzegaliśmy. Chaos polskiego życia przestaje być chaosem, a wśród pozornego nieładu, ze zdumieniem dostrzegamy niezwykłą prawidłowość. Tam gdzie dla nieuzbrojonego umysłu rysowała się gra przypadku, widzimy przejawy oddziaływania zorganizowanej woli, czujnie baczącej, by rozwój odbywał się w pewnym kierunku.

Uwagi te obejmują cały ogrom zbiorowego życia narodu; rozciągają się również na świat myśli i pojęć. Świadomość polska jest tylko jednym odcinkiem, niesamodzielnym, dziwnie ubogim i pozbawionym mocy. Siła, która od kilku stuleci zaciążyła bezwzględnie nad rozwojem narodu, całkowicie go sobie podporządkowała, równie tyrańsko narzuciła swoje wędzidła sferze, która miała być „polską” myślą i świadomością. Miała być, gdyż w istocie swej jest tylko ślepym instrumentem obcej woli, niezdolną do pomyślenia w swej istocie, określenia swego miejsca i roli w hierarchii zjawisk.

Jest coś przygnębiającego w stwierdzeniu, które nieubłaganie się narzuca, iż jakąkolwiek dziedzinę polskiego życia tknąć, to zawsze się spotyka tam dominującą rolę katolicyzmu. Powstaje sytuacja, w której nie można uwolnić się w żaden sposób od tej upiornej kategorii. Owszem można w jednym wypadku: gdy się zamyka oczy na jej istnienie, wypełniające każdy atom polskości – ale wówczas skazujemy się na obracanie w świecie całkowicie fikcyjnym. Można w ten fikcyjny świat brnąć dalej, tak jak to czyni wielu, poprzez stworzenie iluzorycznej granicy, złudnie dzielącej katolicyzm na dwie sfery: jedna będzie Watykan, kler, świętopietrze, „polityka” Rzymu szkodliwa Polsce, drugą zaś ten sam katolicyzm przenikający duszę narodową, ale nazwany konwencjonalnie „polskością”. Tak postąpili Niemcy: wytępiwszy Prusaków ogniem i mieczem, przybrali ich nazwę. Mamy więc dalej „Prusy”. Gdyby jakiś niezorientowany przyjaciel Prusaków zjawił się dziś w Królewcu i zechciał im wyrazić swoje współczucie z powodu ucisku niemieckiego, byłby zdziwiony, usłyszawszy, iż jest im bardzo dobrze z Niemcami, że są ze swego losu zadowoleni. „Polskość” współczesna nosi ten sam charakter.

Między prawdziwą polskością, narodem polskim, a katolicyzmem istnieje przepaść, nie do przebycia śmiertelna wrogość, jako wyraz sprzeczności dwóch zasad, dwóch bytów całkowicie różnych. Gdy się próbuje tę przepaść zakłamać wówczas produktem tego musi być to wszystko, co nazywamy nędzą polską, ponurą groteską naszej historii od „postaci” Skargi, po epokę saską.

Na łamach „Zadrugi” określiliśmy to pojęciem „pierwszej antynomii dziejów polskich. Szkielet katolicyzmu, jako zasada zorganizowanej duszy zbiorowej polskiej (ideologii grupy) jest sprzeczna z misją polskiego, twórczego narodu. Gdy temu próbuje się usilnie, a perfidnie zaprzeczyć, wówczas nieubłaganie schodzi się do labiryntu z którego nie ma wyjścia. Otóż myśl „polska”, musiała być zepchnięta do niego. Powstało dzięki temu dziwne zjawisko, które nazwiemy „labiryntem świadomości polskiej”. Myśl polityczno-ideowa polska od stuleci tłucze się w tym straszliwym „labiryncie”.

Gdy przystępowałem do czytania książki Jana Mosdorfa pt. „Wczoraj i Jutro”, przypuściłem, iż może ona być potwierdzeniem tezy o „labiryncie świadomości polskiej”. Ułożyłem więc schemat tego labiryntu świadomości jako siatkę pojęciową, w której zmieścić się muszą wszystkie wynurzenia ideowo-polityczne, mające swój grunt w „polskiej” ideologii grupy, czasokresu 1580-1950 r. I niestety stwierdziłem, że schemat ustanowiony z góry, dla wszystkich publikacji, traktujących o zagadnieniach społeczno-politycznych Polski, aż nazbyt pasuje do książki Mosdorfa, w którą autor włożył tyle rzetelnego wysiłku myśli, wykazując dużą odwagę w stawianiu zagadnień. Z upiornego labiryntu świadomości polskiej – nie wydobył się...

Podaję schemat, polskiej myśli ideowo-politycznej, który obejmuje całość naszej publicystyki traktującej ogólnie o zagadnieniach polskiej współczesności. Ująć go można w dwóch szeregach. Pierwszy byłby wyrazem ciągu harmonicznego, drugi reformistycznego.

SZEREG HARMONICZNY

1. Zasada absolutna, przyjmowana bezkrytycznie; będzie nią tradycja, ideały polskości, kościół, wolność człowieka itd. każdorazowo będzie to wartość bezwzględna, zawierająca zawsze pod tą lub inną nazwą zasadę personalizmu katolickiego.

2. Postawa personalistyczna każe patrzeć na świat biologii i materii jako na surowiec, z którego należy budować w marnym bytowaniu doczesnym. „Dusza” więc dąży do odbicia swego cienia w materii, uporządkowania jej w sposób pasujący do „wiecznych” celów. Budowanie cywilizacji katolickiej jest podobne do budowania gniazdka przez ptaszka.

Personalizm katolicki jest ten sam w czasie i przestrzeni, natomiast materiał z którego ma budować jest różny u różnych narodów, w różnych epokach i fazach rozwojowych. Ptaszek zbuduje sobie takie samo gniazdko dopasowane do jego niezmiennych potrzeb z różnego materiału, który będzie miał do dyspozycji, puchu, słomek, wiórów itd. Analogicznie z katolicyzmem. Stąd też mamy pozorną odrębność katolicyzmu „polskiego”, „hiszpańskiego” i iście katolicką perfidię „nacjonalizmu” katolickiego polskiego, hiszpańskiego itd. Niezmienność postaw personalizmu katolickiego i różność środowiska materialnego pozwala na określenie form a) ustroju politycznego, b) form gospodarstwa społecznego. Stosunki socjalne są już funkcją polityki i gospodarstwa.

3. Zasady personalizmu określają nie tylko formy społeczno-polityczne i gospodarcze ale i ich tendencję, tudzież kres ku któremu grawitują. Personalizm katolicki, jeśli chce zrealizować swój ideał, to musi najpierw wyniszczyć wszystkie inne treści duchowe, wytępić wszystko to, co o istocie duszy danego narodu stanowi, a wówczas, panując niepodzielnie nad typem „przeciętnej społecznej”, może traktować materialną stronę bytu danej grupy, która kiedyś była narodem, jako surowiec, tworzywo. Zachowa więc nietknięte elementy zewnętrzne, jak język, stroje, wąsy, karabele, zwyczaje i obyczaje, sposób picia piwa, natomiast tryb życia będzie przystosowywał do swego wewnętrznego wzorca. Tak postępuje, budując gniazdko. Zajmuje to wiele czasu. Ideał, czyli „katolicka harmonia socjalna” wyłania się bardzo powoli i w zależności od materiału, posiada u różnych narodów pozornie różne formy.

Grawitację do katolickiej harmonii socjalnej po r, 1918 nazywamy „recydywą saską".

SZEREG REFORMISTYCZNY

1. Odruch spłoszonej błogości, wynikający z uświadomienia, iż zbliżanie się do ideału – katolickiej harmonii socjalnej, zbiega się z zagrożeniem bytu państwowego. Zagrożenie zaś jest funkcją widomej niższości materialnej, w każdej prawie dziedzinie życia zbiorowego, gdzie istnieje możność stosowania kryteriów ilościowych.

2. Opinia publiczna zaniepokojona możliwością klęski, szuka środków zaradczych i wówczas myśl skupia się na wizji rzeczywistości, która by była pozbawiona „słabych” punktów. Tak powstają „aprioryczne postulaty antynożycowe”.

3. W końcu wyłonić się musi system: realizacyjny, „apriorycznych postulatów antynożycowych”. Wiąże się to z hipotezą „błędu”, która wyłania taką lub inną koncepcję „państwową”.

W ramach powyższego schematu będziemy rozpatrywać pracę J. Mosdorfa.

W „labirynt świadomości polskiej” trafił Mosdorf poprzez przyjęcie założenia, iż powszechny związek religijny z siedzibą w Rzymie jest „Kościołem ustanowionym przez Boga”. Wszystkie konsekwencje tego można już streścić w jego słowach własnych. „Człowiek” sens jego istnienia, ostateczny cel jego życia leżą poza społeczeństwem. Człowiek każdy ma swoje osobiste obowiązki wobec Boga – oto prawda.

To sprawia, że „nigdy i w żadnym wypadku dusza ludzka nie może być stawką w grze o dobro zbiorowości”. A więc wyznanie czysto personalistyczne atomizujące grupę społeczną, rozsadzające naród na miliomy Robinsonów, osiągających swe jedynie ważne cele nadprzyrodzone w swoich otokach. Naród i państwo, są to dodatkowe narzędzia doczesne, służące do ułatwienia czynności naprawdę ważnych. Mógł sobie p. Mosdorf oszczędzić licznych stron pisania uzasadniających filozoficznie jego credo personalistyczne.

A więc jest to zasada wyjściowa ciągu harmonicznego. Wszystkie dalsze ogniwa są zdeterminowane. Jednostka z jej profilem duchowym musi przybrać formy, które, poprzez kontrast do innego typu kulturalnego określamy biernością, indywidualizmem wegetacyjnym i w psychice zdrowego osobnika tak skaleczonego muszą zrodzić się kompleksy. - Zdrowy instynkt walki da zjawisko przekory, zawadiackości, instynkt woli sprawczej – dyletantyzm, instynkt samopoczucia – śmieszną karykaturę – honorność itd.

Personalizm w dziedzinie politycznej musi doprowadzić do zaniku ogólnych dążeń, celów zbiorowych, zaniku wielkiej myśli politycznej, rozwielmożnienie się mafii, mafijek, jako więzi organizacyjnej dostępnej dla umysłu „persony” (polska, Hiszpania, Włochy przedfaszystowskie).

Ustrój gospodarczy, wznoszący się na personalistycznej postawie „woli minimum egzystencji”, musi doprowadzić do pogłębienia atomizacji, gruntownego zamykania się „osoby” w wymiarach „otoki ekonomicznej”. Otoka może być budowana z różnego materiału. Będzie to „wsi spokojna”, samodzielny warsztat, lub, „stała posada z emeryturą”. Stale powtarzającym się elementem będzie wola takiego ukształtowania czynników gospodarczych by jednostka z minimalnym wytężeniem myśli, uwagi, niedbałym ruchem ręki, nogi, mogła kiedy jej się chce „produkować”. Musi się wydzielić z rytmu ogólnego, gdyż w przeciwnym razie ten rytm narzucałby jej pewne konieczności dostosowania się do innych: punktualności, rzetelności, uwagi, a to wszystko byłoby „gwałtem” wobec „osobowości ludzkiej”.

Stąd też mosdorfowska idea „dekoncentracji” produkcji, która jest niczym innym, jak tylko „wolą minimum egzystencji”, próbującej uwić swoje gniazdko wśród wiązadeł industrializmu. Zabawne są uzasadnienia tego tomistycznego ideału, tak bliskiego tęsknotom do epoki saskiej: „dekoncentracja stwarza warunki gospodarcze rozwoju duchowego”, lub „łatwiej stworzyć, wynalazek leczniczy, dzieło artystyczne itp. drobnemu producentowi, łączącemu w rozsądny sposób swój warsztat ze swym mieszkaniem, czującym się u siebie, na własnych śmieciach, ogarniającemu umysłem całość swego narzędzia...”

Polska jest krajem największego rozproszkowania środków produkcyjnych, krajem gzie jest największa dekoncentracja, szczególniej w rolnictwie. Zapewne też jest najbardziej płodna w twórczości nowych gatunków zbóż, zwierząt dobowych, roślin uprawnych, metod produkcji. Co jest jeszcze ciekawsze, to forma ustroju produkcji jest powszechnie ukochaną, spełnia najtajniejsze pragnienia, daje najgłębsze zadowolenie duchowe i estetyczne.

Myśl Mosdorfa biegnie utartym szlakiem milionów wyznawców „odwiecznych prawd”, krużgankami... szeregu harmonicznego. I nagle zakręt! Jesteśmy zagrożeni. Nożyce potencjałów zewnętrznych biją w oczy. „Wiatr z Zachodu” i „wiatr ze Wschodu” i „wiatry” ze wszystkich nieomal stron, tak niemiłe „kulturalnemu”, „zachodniemu” (?) powonieniu polskiemu, dają wizję „barbarzyństwa” na zachodzie i na wschodzie, oprócz tego własnej słabości. „Oczywiście”, tylko w dziedzinie „materialnej”.

Odruch spłoszonej błogości stwarza ciąg reformistyczny. Stanowi on drugą oś myślową p. Mosdorfa. Stwierdza niższość naszego potencjału politycznego i konieczność jego podźwignięcia. I rozpoczyna się druga faza krążenia p. Mosdorfa po „labiryncie świadomości polskiej”. Dlaczego w Polsce jest źle? Personalizm jako zasada kultury polskiej, będąc dziełem kościoła, ustanowionego przez Boga, musi pozostać dla Mosdorfa „tabu”. Jest to dlań „dobro” bezwzględne.

Wolno natomiast Mosdorfowi ustosunkować się negatywnie do skutków tego „dobra”. Uharmonizowana dusza jest to „dobro”, lecz Polonus w kontuszu z wąsami, stający się przez to eunuchem, jest „złem”, gdyż jest „bierny”, a to prowadzi do widomej niższości w porównaniu z innym układem kulturalnym (Anglia, Niemcy).

Polak więc skatoliczony jest ideałem, gdy go wartościuje się kryteriami „odwiecznych prawd”, Polska istnym „Chrystusem” doskonałości, ale ze względu na „nożyce potencjałów zewnętrznych” jest skończenie upadła. Linia demarkacyjna powstaje dzięki „hipotezie błędu”. Mosdorf znajduje ich dość dużo. Są to wszystko skutki naczelnej zasady. Traktuje się je jako autonomiczne błędy. Przypomina się mi anegdotka o pijanym, który z uporem szuka zgubionej złotówki w pobliżu w pobliżu świecącej się latarni, gdyż niepodobna jej znaleźć we właściwym miejscu zgubienia, dość odległym, ze względu na ciemności.

Jeśli Polska chce utrzymać się przy niepodległości muszą być spełnione postulaty antynożycowe, a więc wielka produkcja przemysłowa, rolnicza, dobrobyt itp. Dla świadomości krążącej po korytarzach „labiryntu” nie ma wyjścia, musi wrócić do łożysk „ciągu harmonicznego” i je reformować. Formy życia polskiego są wydedukowane z zasady, która jest święta i nietykalna. Zostaje tylko rugować „błędy”, które do upadku doprowadziły. Gdy „błędów” nie będzie, gdy każde ogniwo będzie wynikać z świętych zasad objawionych, życie polskie rozwinie się oczywiście na skalę niebotyczną. Trzeba więc pobudzić aktywność gospodarczą. Proponuje więc obok dekoncentracji produkcji, wprowadzenie koncentracji rynku i to zarówno towarowego, jak i finansowego. Pociąga to za sobą konieczność rezygnacji ze zbyt daleko idących „wolności” w dziedzinie politycznej. Ażeby usunąć i naturalne skutki grawitacji do katolickiej harmonii socjalnej, autor przyjmuje arsenał środków wypróbowanych przez ciąg reformistyczny po r. 1926, a nawet chce go rozbudować. Kwestie szczegółowe nie są ważne. Na podkreślenie zasługuje natomiast wędrówka myśli autora, który, afirmując ogniwa ciągu harmonicznego, musi wracać utartymi korytarzami z chwilą zetknięcia się z nożycami potencjałów zewnętrznych. Tę powtórną wędrówkę myśli ujęliśmy terminem szeregu reformistycznego. Oczywiście dla autora „Wczoraj i Jutro” niedostępna jest prawda o jałowości ciągu reformistycznego. Przyjęcie zasady personalizmu katolickiego, zamknęło mu drogi wyjścia z labiryntu świadomości polskiej. Tak, jak i wielu innych będzie odtąd po omacku stale przebywał drogę szeregu harmonicznego i reformistycznego, błądząc po tych samych grotach i korytarzach myślowych.

Zdaniem moim, recenzenci dotychczasowi, byli niesprawiedliwi w stosunku do owocu pracy myślowej Mosdorfa. Koncepcja planizmu gospodarczego jest swego rodzaju novum u publicystów, stających na stanowisku ciągu harmonicznego. Jest to próba pogodzenia obu ciągów, w płaszczyźnie dotychczas jeszcze nie branej po uwagę. Pod tym względem należy patrzeć na pracę Mosdorfa jako osiągnięcie dość poważne. W tym korytarzyku „labiryntu świadomości polskiej” nikt dotychczas jeszcze nie był. Mosdorf doń utorował drogę. W niedalekiej przyszłości spodziewać się należy, iż jego śladami pójdzie tam wielu innych.
Wróć do spisu treści