Krzyż przeklnę, Chrystusa godło,
gdy naród męką uwiodło.
Dla mnie żywota prawo!!
(Wyspiański)
Prawo żywota głosi Zadruga. Głosi je narodowi, który, choć ma wszelkie warunki naturalne by żyć dobrze i godnie, od wieków wegetuje w biedzie, zacofaniu i katolicyzmie. Od wieków obcy stanowią, jaki ma mieć ustrój, jakiego króla, jakie granice.
Zadruga to ruch ideowy polski.
Zadruga to filozofia pracy i codziennego obowiązku.
Zadruga to prawda, że życie ludzkie jest zadaniem do spełnienia.
Bo:
1. Świat to rozwijający się samotwór, ożywiony wolą tworzycielską, która dąży do coraz wyższych i doskonalszych form.
2. W człowieku wola tworzycielska uzyskała samoświadomość.
3. Człowiek jest piastunem i narzędziem woli tworzycielskiej, jest czołem ewolucji świata, zmierza do stawania się coraz większym niż jest.
Człowieczy proces stawania się coraz większym to proces kulturowy. Kultura znaczy uprawa. Przedmiotem uprawy w prawidłowym procesie kulturowym są te bodźce dyspozycje ł skłonności istoty ludzkiej, które są wyrazem czynnej w człowieku woli tworzycielskiej. Dzięki niej człowiek zdąża do coraz lepszego opanowania żywiołów przyrody, w tym i tych, których częścią jest on sam. Bo człowiek to istota dwoista. Ta dwoistość to nie kontrast: ciało-dusza, ale fakt, że w jednej i tej samej psyche ludzkiej walczą ze sobą stale dwa przeciwstawne zespoły bodźców. Gdy zwyciężą te płynące z woli tworzycielskiej, mamy jednostkę o czynnej postawie wobec bytu. Gdy odwrotnie, górę bierze kompleks dyspozycji czysto biologicznych, wówczas utrwala się w jednostce bierna postawa życiowa, postawa woli wegetacji. Każda z tych postaw, gdy upowszechniona na jakimś obszarze, wykształca właściwy sobie system kulturowy i tak powstaje automatyzm powielania charakterów ludzkich przez tę samą z pokolenia na pokolenie ideomatrycę. Kultura, powtórzmy, znaczy uprawa. Ale termin: kultura - Zadruga zachowuje dla uprawy tego w człowieku, co stanowi istotę człowieczeństwa - woli tworzenia. Uprawę woli wegetacji nazwał Jan Stachniuk, Twórca Zadrugi - wspakulturą.
Operując pojęciami: kultura - wspakultura, łatwo i nieomylnie odczytujemy dzieje ludzkości, a zwłaszcza uzyskujemy klucz do zrozumienia zagadki dziejów Polski. O losach narodu decyduje jego charakter. Z charakterem Polaków musiało się stać coś niedobrego, skoro utracili, niemal bez walki, potężne ongiś państwo i stali się niewolnikami. Istotnie, pod koniec XVI wieku nastąpił u nas przełom kulturowy, polegający na tym, że nie Reformacja, lecz kontrreformacyjny katolicyzm ostatecznie u nas zwyciężył, odmiennie niż na Zachodzie, gdzie zwycięskim okazał się protestantyzm.
W Polsce niestety monopol na wychowanie uchwycił Kościół katolicki i rozpoczął wiekowy proces katoliczenia dusz polskich. Wychowywał, jak pisze Aleksander Brtickner, nie Polaków, lecz łacinników, nie obywateli, lecz katolików. Zważmy: nie obywateli! Kierunek wychowania nadał złowieszczy jezuita Piotr Skarga: "pierwej wiecznej ojczyzny nabywać niż doczesnej". Miną wieki i z tą sama rozkładową propagandą narzuci się młodzieży II Rzplitej inny funkcjonariusz Międzynarodowego związku Religijnego z siedzibą w Rzymie, ksiądz Kazimierz Lutosławski. Zagraniczny ten patriota napisał w swej książeczce pt „Czuj duch", przeznaczonej dla harcerzy: "Cóżby ci przyszło z wolnej ojczyzny, gdyby Kościół miał na tym stracić?"
Mają swą wymowę takie liczby: za Zygmunta Augusta było w Polsce 67 klasztorów. W dwa wieki później liczba klasztorów i domów zakonnych wynosiła już 1165! Wojska w tym czasie mieliśmy 18.425 głów, a kleru katolickiego - 31.137 głów! To tylko drobna ilustracja katoliczenia mas polskich, w wyniku czego wyhodowany został typ ludzki, na określenie którego Jan Stachniuk wprowadził termin: polakatolik.
Upowszechniony w epoce saskiej, polakatolik przetrwał niewolę, ujawnił się swobodnie w II Rzplitej i nietknięty w swej postawie życiowej przez powojenne zmiany ustrojowo-polityczne, stanowi trzon obywateli PRL, obojętne, czy chodzi na msze, czy afiszuje swój ateizm, jest, jako typ charakterowy, produktem katolickiej wspakultury.
Cechuje go, z samej doktryny katolicyzmu wynikający personalizm, czyli osobniactwo, czyli postawa aspołeczna zajętej tylko sobą jednostki. Zaobserwował to Melchior Wańkowicz: :Ulica polska, na której coś się wydarzy w obecności dwustu osób, prezentuje nam dwustu oddzielnych gapiów. Na Zachodzie łączą się one w tłum". Personalizm ludzi w Polsce uderza obcych. Para Niemców, która utrzymuje bliskie stosunki z Polakami, mówi: "Ale my was nie rozumiemy. Dlaczego u was każdy myśli tylko o sobie, nie umiecie pracować dla kraju, wszystko wokół siebie. Wy jesteście jak te wasze małe fiaty - może być malutki, byle własny, byle mieć, a poza tym nic was nie obchodzi. Dlaczego o dwunastej w południe na ulicach Warszawy są tłumy młodych ludzi, kto wtedy pracuje?" („Polityka" 41/82).
Personalizm swych współwyznawców dostrzegł również pisarz katolicki Jerzy Turowicz: "wytworzyła się u nas i trwa po dziś dzień dość szczególna postawa. Nie bez wpływu zresztą jest tu XIX-wieczny indywidualizm. Mianowicie postawa zasadzająca się na tym, że główna i jedyna troską chrześcijanina jest zbawienie własnej duszy, staranie się o własna doskonałość. Postawa, która bardzo łatwo ześlizguje się w swoisty egoizm, w lekceważenie czy też stawianie na drugi plan troski o bliźnich" (Chrześcijanin w dzisiejszym świecie, „Znak" 1963).
To ześlizgiwanie się ma głębokie doktrynalne korzenie. Żaden sobór, żaden papież nie orzekł, że święty autor „O naśladowaniu Chrystusa" mylnie wykłada naukę Mistrza. Klasyczny podręcznik ześlizgiwania się w egocentryczny, jałowy moralizm - ileż spustoszeń poczynił w umysłach! Od personalizmu do anarchii tylko krok. Nierząd I Rzplitej był przysłowiowy. W II-giej pierwsze siedem lat niepodległości widziały: l mord Prezydenta, l zamach stanu, 14 przesileń rządu i w końcu przewrót majowy. Przed majem minister spraw wew. formalnie zmieniał się 18 razy, minister spraw zagranicznych - 20 razy!
Dzieje Polski od zwycięstwa kontrreformacji stanowią przerażający przykład na to, jak zdrowy pierwotnie charakter narodu można znijaczyć, wyprać z elementów mocy i woli. Trzeba tylko postępujące po sobie pokolenia przepuścić przez magiel wychowania katolickiego. Tragiczne jest zwłaszcza to, że jednostki z natury aktywne, nie mając innych wzorców i ideałów jak tylko katolickie, wprzęgają swój dynamizm w służbę niedomogu kosmicznego i jego robaczywych wartości.
Katolicyzm - to ideodogmat ludzkiej niemocy i nędzy, to światopoglądowa racjonalizacja tego wszystkiego, co w człowieku jest rezygnacją z przodownictwa w ewolucji świata, rozluźnieniem wszelkich napięć, uciszeniem wszelkich namiętności, poddaniem się urokom wegetacji. Katolicyzm - to ubóstwo ducha, które samo siebie przebóstwia i ubóstwia. Wyjałowienie emocjonalne, marazm intelektualny, to następstwa wiekowej tresury dusz, iż dobremu katolikowi Jednego potrzeba". Celnie ujął to St. Wyspiański w „Wyzwoleniu". W scenie w katedrze wiodąca postać mówi: "Tam pod sklepieniem zatrzymuje się myśl polska. Oto tam jej najwyższy kres. A tu ku murom i ścianom zapylonym patrzcie, to najszczerszy myśli polskiej lot."
Jaki charakter narodu, taki jego los. Nasza przeszłość w pełni to potwierdza. A jaką przyszłość gotuje teraźniejszość? Niestety, przychodzą na myśl słowa badacza epoki saskiej, Tadeusza Korzona, o instynkcie samobójczym narodu. Ślepy na źródło swej niemocy, pogrąża się on instynktowo w katolicyzmie, w nim widzi gwarancję zachowania swej tożsamości. Kośicół katolicki w Polsce ogłasza się ostoją i rzecznikiem tej tożsamości, tej tradycji, tej spuścizny duchowej, przeznaczeniem której jest jedno: zachować na przyszłość polakatolika - ten typ duchowy musi zniknąć ze sceny dziejów naszych. Tak stoi problem polski.
Ci, co twierdzą, że nie czas na stawianie tego problemu w obecnej sytuacji narodu, niczego nie pojmują z polskiego być albo nie być. Na argument, że katolicyzm w Polsce jest dziś tarczą ochronną polskości, odpowiedzieć trzeba pytaniem: w jaki to sposób katolicyzm, sprawca naszego upadku, może nas uchronić przed dalszą degradacją?
Trzymać się kurczowo katolicyzmu, to znaczy petryfikować niemoc charakteru polakatołika. Katolicyzm, jeśli jest ostoją i tarczą, to owszem — tego wszystkiego, co naród musi odrzucić, by odzyskać zdrowie ducha. -Nie czas... szantażowano nas tym argumentem w czasach niewoli, kiedy to katolicyzm miał nas rzekomo chronić przed wynarodowieniem. Szantaż tym łatwiejszy, że nikt nie zliczył tych milionów istnień polskiego etnosu, jakie wraz z całą ich katołickością zostały wchłonięte przez organizmy zaborcze i dla Polski stracone. St. Brzozowski wołał: "Niech was nie odstrasza, nie zniechęca mysi, że na pobojowisku bohaterów, na pogorzeli ludzkiej pracy wszystko zdaje się przemijać, a msza się tylko odprawia żałobna nad człowiekiem, a wciąż dzwonią dzwony na cześć Boga, który zmartwychpowstaje na pohybel człowiekowi, by się nie urodził nigdy".
Nie jest już tak złe. Człowiek w Polsce już się urodził. W listopadzie 1937 roku ukazał się w Warszawie miesięcznik „Zadruga" o podtytule: „Pismo Nacjonalistów Polskich". Po raz pierwszy w dziejach myśli polskiej doszła do głosu w sposób w pełni artykułowany świadomość narodowa polska. Zjawiło się jasne określenie - co to jest polskość, a co nią nie jest. Zrodził się nacjonalizm polski, biegunowo różny od ciasnego, porażonego katolicyzmem „nacjonalizmu" endecji i jej małpujących obce wzory odprysków. Publicznie padło oskarżenie i zdemaskowanie wspakultury katolickiej jako wiekowej, wyniszczającej naród choroby.
Powstała Zadruga - ruch ideowy, zalążek nowej, rodzimej kultury - dzieło Jana Stachniuka.
Założenia Zadrugi są następujące:
1. Polskość ma odzyskać tożsamość z istotą człowieczeństwa. Do uniwersalizmu, do wartości ogólnoludzkich wiedzie droga przez otwarty nacjonalizm.
2. Na naszym charakterze narodowym fatalnie zaciążył katolicyzm.
3. Polakatolik to typ ludzki bierny, personalista o woli minimum egzystencji i postawie nadkonsumpcji.
4. Odrzucenie katolicyzmu to droga do uzdrowienia charakteru narodowego.
5. Oczyszczona z katolicyzmu kulltura polska będzie nosić charakter charyzmatyczny. Spełnianie się człowieczeństwa w codziennym, produktywnym trudzie będzie uświęcone aureolą religijnego obowiązku i moralnego piękna.
6. Blaskiem charyzmy opromieni pracę ludzką nasza własna, słowiańska kultura. Jej doktrynalne fundamenty położył Jan Stachniuk w swym podstawowym dziele: "CZŁOWIECZEŃSTWO I KULTURA". Uczył twórca Zadrugi: „Człowiek nie jest nudną do mdłości kreaturą szukającą dosytu, spokoju, liryki trawienia i karmelkowych wzruszeń umysłowych na bazie szczęścia fizjologicznego, jak tego chcą laickie bezdzieje, ani „dóbr wiecznych" i obcowania z „Prawdą" objawioną przez różnych „odkupicieli". Człowiek, to kipiąca energia kosmiczna, szukająca coraz wspanialszego wyrazu w naładowanych tragizmem tworzycielskim dziełach kulturowych".
Uczył Jan Stachniuk: „Ogniskiem wiedzy o prawdzie świata i życia nie jest mędrzec, lecz bohater. Nie szukajmy więc prawdy u wyziębionej hałastry wykształceniowej, lecz tam, gdzie goreje ona jasnym płomieniem - w doznaniach, które daje heroiczny stosunek do problematyki istnienia". W świetle założeń Zadrugi - tylko Polak, a nie polakato
Uczył twórca Zadrugi: „Człowiek nie jest nudną do mdłości kreaturą szukającą dosytu, spokoju, liryki trawienia i karmelkowych wzruszeń umysłowych na bazie szczęścia fizjologicznego, jak tego chcą laickie bezdzieje, ani „dóbr wiecznych" i obcowania z „Prawdą" objawioną przez różnych „odkupicieli". Człowiek, to kipiąca energia kosmiczna, szukająca coraz wspanialszego wyrazu w naładowanych tragizmem tworzycielskim dziełach kulturowych".
Uczył Jan Stachniuk: „Ogniskiem wiedzy o prawdzie świata i życia nie jest mędrzec, lecz bohater. Nie szukajmy więc prawdy u wyziębionej hałastry wykształceniowej, lecz tam, gdzie goreje ona jasnym płomieniem - w doznaniach, które daje heroiczny stosunek do problematyki istnienia". W świetle założeń Zadrugi - tylko Polak, a nie polakatolik może z czystym sumieniem głosić wierność przykazaniu:
Idźcie swoją drogą,Służąc jedynie Polsce,
Miłując tylko Polskę,
I nienawidząc tych,
Antoni "Gniewomir" Wacyk