Historia świadomości
Historia świadomości
Wstęp
Z pomocą kryterium postawy kulturotwórczej wypracowanej przez rolników i zawłaszczającej przyjętej przez wędrownych pasterzy można łatwo prześledzić co istotnego zdarzyło się w dziejach i zrozumieć dlaczego historia polityczna, uznawana dotychczas za historię w ogóle, była bezsilna, kiedy oczekiwało się od niej czegoś więcej niż faktografii. Natomiast to kryterium daje sposobność sformułowania praw historiozofii i odczytania dziejów jako logicznej konsekwencji tych praw. Jeżeli zaś je znamy to można przewidzieć co czeka nas w przyszłości i ewentualnie tę przyszłość kreować.
Najdawniejszą historię znamy z mitów. Dotyczą one czasów, kiedy człowiek wyłaniał się dopiero ze zwierzęcej nieświadomości i, jako kierujący się pierwotnymi instynktami, nie był podmiotem dziejów, tylko przedmiotem sił przyrody.
Zmiana charakteru związku człowieka z przyrodą pojawia się w najstarszym ze znanych mitów - sumeryjskim mitem o wyłonieniu się człowieka ze świata zwierzęcego w momencie kopania pierwszego rowu irygacyjnego. Po raz pierwszy intelekt odkrył, że można wykorzystać znajomość praw przyrody tak, by służyły człowiekowi w sposób przez niego zaprojektowany. Nie człowiek dostosowuje się do zastanych warunków, tylko kieruje siłami przyrody w sposób przemyślany. Zaczął tworzyć kulturę, zaczął stawać się podmiotem świata.
Osiągnięcie to otworzyło przed człowiekiem nowe, nieograniczone możliwości, ale i przyniosło nowe, nieprzewidywalne w jego raczkującej świadomości problemy. Odkrył mianowicie, że możliwość wielokierunkowej realizacji jego woli wiąże się z odpowiedzialnością za konsekwencje przyjęcia jakiegoś kierunku, i dodatkowo burzy błogostan nieświadomej zależności od instynktów - pierwotnego wyposażenia przyrodniczego. Ten moment w dziejach notuje mit o zjedzeniu jabłka w raju.
Historia znana z mitów
Jabłko
"Ale wie Bóg, że któregokolwiek dnia z niego jeść będziecie, otworzą się oczy wasze; a będziecie jako bogowie, znający dobro i zło". [Genesis 3, 5]
I zjedli, i stali się jako bogowie. I stracili szczęście raju nieświadomej zależności od swojego twórcy - przyrody, którą tu reprezentuje Bóg. I zobaczyli w świecie dobro i zło, ale więcej zła, gdyż ziemia w swym naturalnym stanie dawała więcej cierni i ostów niż dobrego pożywienia, i zobaczyli przed sobą ciężką pracę na roli, aby ziemia obdarzała ich lepszymi plonami, i zobaczyli ból rodzenia dzieci i zobaczyli przyszłe pokolenia i długą drogę do zrealizowania dobra, które ledwo co ujrzane, było na razie poza zasięgiem. Wiedzieli, że kiedyś osiągną to co rozpoczęli zjedzeniem jabłka, że staną się jako bogowie, posiądą pełną wiedzę - wrócą do Boga, do raju i szczęście będzie wówczas niezagrożone nieświadomością – wieczne.
Grzech pierworodny
Wersja znana z Biblii, poprawiona w ramach Wielkiego Czytania, nadaje już rajskiemu bogowi atrybuty koczowniczego Jehowy. Dlatego też kulturotwórcze aspiracje Adama i Ewy jako pierwszy symbol humanizmu nazwane są grzechem. Chrześcijańska wykładnia tego grzechu jako pierworodnego dobrze notuje, że człowiek rodzi się z nim, a więc skłonność do humanizmu jest w ludzkiej naturze.
Propaganda koczowników wie o tym, wkłada więc w usta Jehowy potępienie grzechu pierworodnego, i później formułując chrześcijaństwo, jako religię dla niewolników, tworzy obrzęd chrztu, jako symboliczne wyzbycie się odczuć humanizmu. Tworzy też system wychowania, który ma tę kastrację ludzi z człowieczeństwa praktycznie zrealizować.
O ile starsze wersje mitu o raju prawidłowo odczytują, że człowiek musiał w pewnym momencie odkryć możliwości swojej woli i w związku z tym doświadczać rozterek decyzji moralnych, o tyle w wersji biblijnej, mającej w miejsce sumienia podłożyć ideologię koczownika, stanowisko Jehowy jest pokrętne.
Jehowa, taki jak go przedstawia Genesis - wszechwiedzący, musiał mieć świadomość jak postąpi z zakazem jego produkt - człowiek. Musiał wiedzieć, że ukształtowany na Jego wzór i podobieństwo człowiek będzie chciał posiąść boską cechę rozróżniania dobra i zła. Dlaczego więc, zaraz po ulepieniu człowieka i tchnięciu mu swego ducha, nie dał mu tego jabłka na pierwszy posiłek, dlaczego nie poinstruował, że ten owoc powinien stale spożywać, aby świadomości moralnej nie zgubić? Wygląda na to, że chciał tę świadomość dać (nie miał zresztą innego wyjścia), ale transakcją wiązaną, dokładając do tego poczucie winy z jego posiadania. Poczucie winy jest silnym środkiem destrukcji osobowości, powoduje nierównowagę emocjonalną i tłumienie instynktu samozachowawczego. Człowiek z poczuciem winy, z niską samooceną, nie będzie słuchał swojej podświadomości, natomiast będzie szukał oparcia i wykładni świata na zewnątrz. Jest on doskonałym materiałem na niewolnika przyjmującego narzucony mu z zewnątrz styl życia, myślenia o świecie oraz substytuty sumienia i moralności.
Mit o ogrodzie Eden
We wcześniejszej, bardziej zbliżonej do egipskiego pierwowzoru wersji mitu o Edenie nie występuje postać Boga. Dzięki temu mit jest bardziej czytelny. Wyeksponowany tam wąż reprezentujący rodzący się intelekt ludzi odkrywa przed Adamem i Ewą zasadnicze problemy życiowe do jakich będą się musieli ustosunkować.
W micie tym ciekawie oddana jest kolejność pozyskiwania wiedzy o życiu przez ludzki intelekt. Zauważenie istnienia śmierci i niezgoda na nią. Odkrycie tajemnicy rozmnażania, z zaznaczeniem, że kobiety poznały ją wcześniej. Znalezienie celu świadomego życia, jako pracy dla nowych pokoleń, przeciwdziałającej skuteczności śmierci. Odkrycie uroków seksu i pierwsze problemy z zazdrością. Pierwszy podział ról i niezadowolenie mężczyzny z roli pracownika, któremu cele i zakres pracy wyznacza kobieta oddająca się w czasie jego pracy zajęciom intelektualnym i przyjemnościom. Utratę rajskiej miłości, powstanie nieufności i prób wzajemnego podporządkowywania, umysł ludzki też musiał odkryć bardzo wcześnie.
Drzewo życia
Używanie intelektu zburzyło rajską nieświadomość, ale umożliwiło rozwój. Stare kultury przewidywały, że rozwój ten doprowadzi do odzyskania rajskiej błogości, na etapie jednak rozwiniętego intelektu, który będzie w stanie warunki tej błogości wykreować i zabezpieczać. Mówi o tym mit o drzewie życia. Mit ten zaczerpnąłem z Biblii, więc znowu występuje tu koczowniczy Jehowa, ale Jego obecność nie zakłóca czytelności przesłania mitu.
"Tedy rzekł Pan Bóg: Oto Adam stał się jako jeden z nas, wiedzący dobre i złe; teraz tedy wyżeńmy go, by snadź nie ściągnął ręki swej, i nie wziął z drzewa żywota, i nie jadł, i żyłby na wieki. I wypuścił go Pan Bóg z sadu Eden, ku sprawowaniu ziemi, z której był wzięty. A tak wygnał człowieka; i postawił na wschód słońca sadu Eden Cheruby, i miecz płomienisty i obrotny ku strzeżeniu drogi do drzewa żywota". [Genesis 3, 22-24]
Człowiek chce błogości Edenu, chce owocu drzewa życia. Niedostatki intelektu czynią jednak pracę i rozwój mało efektywnymi (Ziemia rodzi głównie ciernie i osty). Śmierć, co prawda nie może odnieść ostatecznego zwycięstwa, gdyż wyrastają ciągle nowe pokolenia, ale zbiera swoje żniwo i strach przed nią pozostał. Drzewo życia jest, co prawda, niedaleko, ale człowiek jest za słaby, aby pokonać straże na jej drodze.
Przyjrzyjmy się tym strażom, których człowiek się boi. Cheruby. To są wg teologii duchy, czyli, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, urządzenia software'owe. Są zainstalowane w umysłach ludzi, i powodują, że boją się oni wkroczyć na drogę prowadzącą do drzewa życia. Kiedy Cheruby znikną, czyli kiedy człowiek przestanie tworzyć w swoim umyśle paraliżujące go tabu, będzie mógł wkroczyć na tę drogę. Są tam jeszcze ogniste miecze, znaczy to, że istnieje groźba zgorzenia od miecza, i może trzeba będzie wielu prób zakończonych niepowodzeniem i ofiarami, aby wreszcie udało się rozpoznać prawidłowości obrotów ognistego miecza tak, by udało się przejść obok niego, a on nie dosięgnie idących. Cherubów, czyli obszarów intelektu, na które człowiek nie wkracza jest już niewiele, i wygląda na to, że przynajmniej część ludzkości nie uznaje żadnych nieświadomych tabu, a to wystarcza. Umysł uwalnia się, i na drodze nie ma aniołów. Jest jeszcze ognisty miecz, i na razie nie zanika, zebrał już wielkie żniwo w historii, która przez nieświadomość ludzi i poszukiwania w błędnych kierunkach bywała jednym wielkim pasmem rzezi, zniewalania i niszczenia. Miecz ognisty zbiera żniwo i dziś, i kręci się coraz szybciej. Nie sposób, nawet nie zbliżając się do drogi, uniknąć jego szalejących to tu, to tam płomieni. To jednak przyspieszenie zjadliwości jego pożogi, wydaje się przyspieszać koniec jego skuteczności odstraszania. Skoro i tak nie uda się skutecznie chować przed jego płomieniami, to nie pozostaje nic innego, jak próbować opanować go i ugasić. Jehowa i jego koczowniczy sprzymierzeńcy wśród nas stracą i miecz. Uwolniony umysł, unicestwione narzędzia zastraszania i zagłady wraz z ich nosicielami, oraz likwidacja stresów nieufności uczynią drogę do drzewa życia wolną, i to już chyba niedługo. Natomiast jak długo trzeba będzie nią iść, to już problem dla tych, którzy wkroczą na nią niepomni ofiar i wysiłku obalenia straży.
Mając taki pogląd na swoje miejsce w świecie i na długofalowy program kulturowy człowiek zaczął próby jego realizacji. Trudności pojawiły się na samym początku, gdyż człowiek, tworząc kulturę wg swojej woli i swojego rozeznania może dokonywać wyborów nie tylko prowadzących do wzrostu świadomości i rozwoju kultury, ale też wiodących do destrukcji już poczynionych osiągnięć. W każdym razie, od momentu, kiedy zaczął kontrolować zarówno przyrodę jak i swoje postępowanie przestał być zwierzęciem.
Najstarszy znany sumeryjski mit określa wyraźnie, że człowiek wyłonił się z dzikich istot w momencie, kiedy zaczął sztucznie nawadniać glebę pod uprawy rolne. Drobne echa tego mitu trafiły do biblijnego opisu stworzenia świata.
"Gdy Pan Bóg Uczynił ziemię i niebo, nie było jeszcze żadnego krzewu polnego na ziemi ani żadna trawa polna jeszcze nie wzeszła - bo Pan Bóg nie zsyłał deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by uprawiał ziemię i rów kopał w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby ..." [Rodz I, 5-7]
Powstanie mentalności rolnika i koczownika
Biblijny Adam, żyjący jeszcze nieświadomie, przynajmniej do czasu zjedzenia jabłka, według praw natury jest wobec tego na granicy człowieczeństwa, bo jako pierwszy rolnik przedstawiony jest tam Kain i od razu ma kłopoty z pierwszym koczownikiem Ablem.
Ten bardzo stary mit dowodzi, że starożytne społeczeństwa wiedziały o życiu więcej, niż się nam przez wieki wydawało i zaskakuje nas, że współczesne, okupione ofiarą wieków błądzenia, odkrycia odnajdujemy po fakcie w przekazach mitów.
Przytoczę treść tego mitu, gdyż wersja biblijna jest mocno okrojona.
Kain i Abel
Abel przypędził swoje stada, wypasł i stratował nimi pole Kaina. Wybuchła kwiecista, jak to u Żydów, kłótnia. Nie doszli oczywiście do porozumienia, wobec czego udali się do Adama, aby ich rozsądził i przedstawiają sprawę.
Argumenty Kaina są rzeczowe i uzasadnione wspólnym interesem ich mikrospołeczności:
1. Trzeba dużo pracy by pole przynosiło dobre plony, a Abel za jednym wypasem tę pracę zniszczył.
2. Plony z jego pola jedzą wszyscy, nie on sam, więc Abel, rozumiejąc to nie powinien pola niszczyć.
Argumenty Abla odnoszą się do abstraktów (Jehowa, pieniądze):
1. Jehowa dał ziemię wszystkim do wspólnego użytkowania, więc ma prawo paść swoje stada wszędzie.
2. Kain ma ubranie z wełny i je mięso z jego owiec. Niech zatem Kain odda wełnę w którą się ubiera i zapłaci za mięso
(w czasie formułowania mitu były znane już pieniądze), wtedy on opuści ziemię Kaina.
Adam nie zdobywa się jednak na jakiekolwiek rozstrzygnięcie, prawdopodobnie decyzję utrudnia mu brak pewności siebie powodowany nieuregulowanym stosunkiem intelektu do instynktu. Reszta faktów jest taka jak w oficjalnej Biblii.
Pragnę jednak zwrócić uwagę na bardzo niejednoznaczną postawę Jehowy w tej sprawie. W zasadzie nie wiadomo, po której jest stronie.
Co jednak można ustalić:
1. Jehowa nie lubi Kaina już przed całą sprawą. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego - Kain kocha ziemię i powoływanie się na abstrakcyjnego Boga nie trafia mu do przekonania. Tego abstraktu może najwyżej się bać, gdyż jest on motorem działania jego wrogów.
2. Jehowa lubi Abla, podoba mu się zapach palonego mięsa z Ablowej ofiary. Kiedy karci Kaina za zabicie Abla używa sformułowania "zabiłeś mojego ukochanego Abla".
3. Jehowa nie lubi ziemi, a właściwie Ziemi (konkurencyjna podstawa systemu wartości). Złorzeczy Ziemi, że "rozwarła swą paszczę aby wypić krew mojego ukochanego Abla"
4. Jehowa chroni nie lubianego przez siebie Kaina. Nie dosyć, że nie mści się na nim (a bardzo to lubi), to jeszcze daje Kainowi specjalne znamię mające być znakiem, że nie wolno go zabić. Nie koniec na tym. Kto zabiłby Kaina będzie przez Jehowę siedmiokroć pomszczony.
5. Abel umiera bezpotomnie (Jehowa nie chroni go), a potomstwo Kaina daje początek inicjatorom nowych umiejętności człowieka.
Historyjka ta miała ludziom coś ważnego powiedzieć o konflikcie koczownika i rolnika. Fakt, że w VI w. p.n.e. została ocenzurowana mówi, że coś się wówczas zmieniło. Co? Ano usunięte zostały fragmenty ukazujące istotę konfliktu i pod wymogi koczowniczego Jehowy została odwrócona ocena mentalności braci.
Aby doprowadzić jednak ten sąd nad Ablem do końca trzeba będzie:
1. Prześledzić w historii obecność koczownika zawłaszczającego gotowe dobra przyrody i pracę innych ludzi, oraz rolnika
podejmującego współpracę z przyrodą przy tworzeniu kultury (wpierw tylko kultury rolnej, później w innych dziedzinach).
2. Określić mentalność i religie jakie te dwa podejścia do życia wykształciły.
3. Odnaleźć te mentalności we współczesnej cywilizacji.
4. Przewidzieć jak to potoczy się dalej.
Twierdzę, że ten konflikt jest osią dziejów i bez jego zrozumienia nie rozwiążemy problemów współczesnego świata.
Wg mnie prognoza jest następująca:
Jehowa wie, że jest na przegranej pozycji bo nie udało mu się zatrzymać ludzi na pozycji ślepej zależności od siebie w zwierzęcej nieświadomości (już zjedli jabłko), czy mentalności koczowniczej (Abel musi być zabity przez Kaina i umrzeć bezpotomnie). Ludzie weszli nieodwołalnie na drogę odkrywania moralności, kształtowania siebie, odpowiedzialności za swoje decyzje - słowem na drogę kształtowania swojej kultury duchowej. Jehowa żyjący jednak nadal w mentalności zawłaszczania (dawnych koczowników) będzie jeszcze tysiące lat przeszkadzał rozwojowi kultury, lecz w końcu umrze wraz z ostatnim nosicielem mentalności koczowniczej. Tak umierają bogowie, którzy są tylko symbolami ideologii. Świętości przyrody i kultury żyją wiecznie, mimo że przeważnie nie mają statusu boga, w zasadzie obcego kulturze, bo istnieją niezależnie od swoich czcicieli. Zapomniane, nawet na długi czas, bywają odkrywane na nowo, gdyż ich odkrywanie to tylko kwestia czasu dla świadomości, która wszak jest też planem przyrody.
Koczownik i rolnik jako mieszkańcy różnych światów
Mentalność koczownika
Pierwotny koczownik ukształtował swoją mentalność w hordzie, której życie polegało na rabunkowej eksploatacji naturalnych pastwisk, napadach na ośrodki rolnicze i walkach z innymi koczownikami. Dla pomyślności hordy celowym było kompletne zużycie pastwiska lub zniszczenie pozostałości przy przenoszeniu się na nowe po to, by horda konkurencyjna miała utrudnione warunki życia, gdyby podążała śladem tej pierwszej. Konkurencyjna horda to wróg, z którym toczy się wojnę totalną. Śmierć jednej warunkuje bezpieczeństwo drugiej. Przeżycie hordy w warunkach zagrożenia innymi hordami przy ryzyku braku żywności wymaga od jej członków absolutnego, wojskowego podporządkowania się hersztowi.
Warunkiem koniecznym przeżycia grupy jest możliwość poświęcenia dla niej każdego osobnika. Herszt musi być więc panem życia i śmierci jednostek. On też musi wygasić w grupie wszelkie indywidualne emocje, które osłabiłyby zwartość grupy i gotowość do poświęcenia własnych spraw grupie. Dla hordy byłoby to duże zagrożenie. Konieczność prowadzenia totalnej wojny z hordami konkurencyjnymi wymaga pielęgnowania cech, które w takiej wojnie są przydatne, tj. siła i waleczność, niewrażliwość sumienia na czynione zło i zniszczenie, a wreszcie pozwalająca na ryzykowną walkę pogarda dla własnego życia. Dobry wojownik nie może przywiązywać się do posiadanych rzeczy. Mobilność grupy wymaga, by rzeczy było jak najmniej, a i te można było porzucić w warunkach zagrożenia. Nie można się wiązać uczuciowo z innymi ludźmi aby nie było uciążliwe poświęcenie ich dla dobra hordy, czy na rozkaz herszta, gdyż on ma prawo do rozstrzygania o ludziach. W totalnej wojnie są możliwe tylko dwa rozstrzygnięcia: śmierć albo zwycięstwo. To usprawiedliwia stosowanie wszelkich mogących przyczynić się do zwycięstwa metod i uczciwość w walce absolutnie się nie liczy. Możliwe jest więc stosowanie wobec wroga podstępów, oszustwa, usypiania jego czujności, szantażu i innych niepochlebnych, a skutecznych technik. Te przydatne w walce cechy, muszą być nagradzane w codziennym życiu i muszą być warunki ich rozwijania i doskonalenia. Dlatego też dobry herszt dba o to, by dobrzy wojownicy mieli zapewnione duże przywileje. Musi też zapewnić warunki do wyłaniania tych najlepszych, musi istnieć cała hierarchiczne struktura praw i przywilejów, która będzie wzbudzała konkurencję, nagradzaną pozycją w hierarchii. Musi też być dopuszczalne wewnątrz hordy stosowanie nieuczciwych technik konkurencji, aby doskonalić umiejętności podstępnej walki z wrogiem, niejednokrotnie bardziej decydujące o rozstrzygnięciu totalnej wojny niż autentyczna siła bojowa.
Skoro ceni się człowieka za jego skuteczność w walce (nawet nieuczciwej) i na tej podstawie ustala się jego miejsce w hierarchii społecznej, inne cechy i spełnianie innych funkcji społecznych jest pogardzane i spychane na doły hierarchii. Brak szacunku do pracy i wartości moralnych skazuje część społeczeństwa hordy oraz całe plemiona rolnicze (nie tworzące hierarchii) na status podludzi - niewolników. Umacnia się więc mentalność i ideologia zawłaszczania a selekcja wywołana nią kieruje najwartościowsze jednostki na wojowników, a najgorsze do tworzenia cywilizacji. Wobec szczupłości zasobów rabunkowo eksploatowanej przyrody zaostrzają się nieuniknione wojny z konkurencyjnymi hordami, a wobec deprecjonowania własnego sektora twórczego nieodzowne dla przeżycia są napady rabunkowe na plemiona rolnicze lub organizowanie rozległego sektora pracy niewolniczej.
Tak wyglądało to w czasach powstawania mentalności zawłaszczania. Czasy się zmieniły, zmieniło się otoczenie cywilizacyjne a mentalność koczownicza pozostała bez zmian, tylko narzędzia techniczne i umysłowe zawłaszczania są nowocześniejsze.
Mentalność rolnika
Słowo kultura oznacza uprawę, uprawa to stwarzanie dogodnych warunków do naturalnego rozwoju najlepszych skłonności obiektu uprawy, zgodnego z jego naturalnymi możliwościami i z oczekiwaniami uprawiającego. Uprawiać można ziemię, od tego zaczęła się kultura w ogóle, ale uprawie można poddać wszystkie inne dziedziny działalności człowieka z uprawą człowieczeństwa włącznie.
Pierwotny rolnik szybko zrozumiał na czym polega uprawa. Wiedział, że przyroda mocą swoich praw odtwarza życie. Plony zależą od tego, na ile te prawa przyrody poznał, na ile jest z nimi w zgodzie i na ile będzie w stanie stworzyć optymalne warunki dla działania sił przyrody, które chce w swojej uprawie wykorzystać. Z takiego rozumienia świata wyniknęła odpowiadająca temu duchowość pierwotnego rolnika. Prawa przyrody, które poznał, fascynująca i niepojęta zagadka życia stanowiły dla niego przedmiot podziwu i uwielbienia. Obdarzał przyrodę mianem świętości. Nie było jednak w tym żadnego bałwochwalstwa. "Święty" znaczyło np. w dawnej polszczyźnie tyle co życiodajny, silny siłą życia. Wiedział, że siły życia, których na razie nie rozumie, są do poznania i do opanowania jak prawa przyrody, które już zna. Animizacja obiektów przyrody to rozumienie zakotwiczenia człowieka w przyrodzie i jednolitości jej praw. Możliwość uczestnictwa w tworzeniu świata przez regulowanie działaniem świętych sił przyrody to uświęcenie człowieka a zarazem konieczność odpowiedzialności za swoje działania. Wiedział, że wszelkie próby działań wbrew naturalnym dążeniom przyrody, wbrew jej prawom, muszą go doprowadzić do klęski i okryć hańbą. Czuł, że w swoich działaniach ma wydobywać z możliwości świata najlepsze. Jeżeli to się udaje odczuwa pełnię życia, jeżeli nie sprosta - czuje wstyd. a jeżeli świadomie się im sprzeniewierzał, okrywał się hańbą. Te trzy odzewy sumienia - planu przyrody w człowieku - poczucie pełni życia, wstyd i hańba ustanowiły kryteria moralności pierwotnego rolnika. Do dziś zresztą nie straciły one ani aktualności, ani pełni systemu etycznego. Dziś wręcz kryteria te nabierają jeszcze większej mocy, kiedy to rozwój świata dokonuje się najbardziej na polu kultury.
Tak wyposażony duchowo rolnik, kiedy już raz rozpoczął współpracę z przyrodą i rozpoznał jej lokalne warunki niechętnie przenosił się w inne miejsce. Odkrywał też, że ziemia przynosi coraz lepsze plony w miarę wieloletnich zabiegów pielęgnacyjnych. To powodowało intelektualne wzmacnianie jego przywiązania do uprawianej przez siebie ziemi i do lokalnych warunków przyrodniczych. Konieczność opuszczenia przez plemię rolnicze swojej ziemi była kataklizmem, na miarę końca świata, zdarzało się to bardzo rzadko i tylko w obliczu zagrożenia fizycznej egzystencji plemienia.
Prowadzący osiadłe życie rolnicy, związani emocjonalnie z lokalną przyrodą i z lokalnymi świętościami, rozumieli, że inne plemiona rolnicze też kochają swoją ziemię i mają sobie właściwy, powiązany z lokalnymi warunkami, temperament i swoją obyczajowość. Pomimo więc dużej różnorodności kulturowej plemiona rolnicze szanowały siebie nawzajem, swoje odrębności, widząc to jako konsekwencję różnorodności lokalnej przyrody, której są integralną częścią. Mentalność ta nie pozwalała też na wojny zaborcze między plemionami rolniczymi, gdyż byłby to zamach na integralność środowiska przyrodniczego z jego mieszkańcami - czyli zamach na podstawy własnej duchowości.
Wzajemne kontakty dwóch światów
Powodzenie rolnika zależało od pracy i twórczości, nie od walki. Walkę rolnik widział jako zakłócenie naturalnego porządku rzeczy. Nie lubił jej, mimo że bywał zmuszony ją podejmować, kiedy nie chciał być narażony na systematyczne ograbianie przez koczowników.
Dająca dobre plony ziemia to efekt wieloletniej pracy i świętość. Nie można dopuścić do jej zaniedbania ani zniszczenia. Rolnik będzie jej bronił wobec zagrożenia przed np. wypasem upraw i stratowaniem ich przez wędrujące stado plemienia koczującego w pobliżu. Rolnik musi mieć też dużo dobra materialnego w postaci narzędzi pracy, zabudowań gospodarczych chroniących jego dobytek i zapasy dorocznych zbiorów. Ten dobytek, to też potencjalny łakomy kąsek dla koczownika - nastawionego na zawłaszczanie gotowych dóbr i skorego raczej do walki, niż samodzielnej pracy. Rolnik musiał więc wykształcić skuteczne mechanizmy obrony przed koczowniczymi rabusiami.
Walka z napadającym koczownikiem była jednak trudna. Koczownik zjawiał się nagle, rabował i uciekał. Rolnik miał ograniczone możliwości ścigania napastnika, nie mógł na długo zostawić pola i dobytku, gdyż naraziłby je na inne nieprzewidziane zagrożenia. Jedyną skuteczną strategią rolnika jest więc niezłomna obrona swojej siedziby i zabicie koczownika. Koczownik wie o tym i będzie rabował zachowując największą ostrożność.
Natomiast w interesie koczownika leżało oczywiście ograbienie rolnika, ale nie zabicie. Pozostawiony przy życiu rolnik odbuduje wszak swoje uprawy i zdolny jest tu do wielkich wyrzeczeń. Musi więc zostać żywy, aby było co rabować w przyszłości, tym bardziej, że w miarę rozszerzania się zasięgów kultury bandytyzm staje się jedyną możliwością istnienia koczowników.
Często też koczownik w czasie napadu nie rabował wszystkiego - zostawiał rolnikowi ziarno w ilości potrzebnej do następnego zasiewu. Wiedział, że rolnik będzie cierpiał głód, a ziarna na siew nie zje. Aby zmniejszyć niebezpieczeństwo zabicia przez rolnika koczownik będzie starał się raczej go zastraszyć, zniewolić, podporządkować sobie niż rabować z użyciem bezpośredniej przemocy.
Rolnik, któremu nietrudno było wyprodukować nadwyżkę dóbr czasami godził się na okazjonalny haracz dla rabusia. Dawało mu to w miarę spokojne warunki życia i bezpieczeństwo od innych hord, które jego obłaskawiony rabuś z własnej inicjatywy tępił. Nie były natomiast możliwe żadne porozumienia między konkurującymi ze sobą hordami koczowników. Tu każde wejście sobie w drogę oznaczało walkę do całkowitego wytępienia przegrywających i zagarnięcia ich mienia, stada, kobiet i niewolników.
Bogowie koczowników a panteizm rolników
Doświadczenia wynikające z codziennego życia stają się obyczajem społeczności i utrwalają w system ideologii, mającej ten obyczaj uzasadniać i przekazywać następnym pokoleniom jako prawdę o życiu. Nietrudno sobie wyobrazić jak ten proces mógł wyglądać w koczującej ze swoim stadem hordzie, lub grupie myśliwych podążających za reniferami.
Obyczaj tworzenia społeczności hierarchicznej, o prawach i przywilejach uzależnionych od przydatności w totalnej walce z wrogiem, lub umiejętności rabowania obcych musiał wytworzyć obraz świata jako ekstrapolację obyczaju hordy. Otóż na czele świata stoi ktoś w rodzaju własnego herszta, tylko znacznie od niego potężniejszy. Arbitralnie ustanawia hierarchię ważności spraw i stanowi rękojmię oraz uzasadnienie podległych hierarchii z hierarchią hordy włącznie. Wola tego Nadherszta ma być czynnikiem organizującym świat i jedynym źródłem prawa i Prawdy. Herszt własnej hordy nie jest już teraz człowiekiem przypadkowym - jest on namiestnikiem Nadherszta na hordę i jako taki staje się czynnikiem konstytuującym tożsamość grupy. Teraz to już ze względu na Nadherszta, szafarza życia, prawa i władzy ludzie mają wyzbyć się siebie dla poddania się rozkazom herszta. Nadherszt jako wykładnia porządku całego świata konstytuuje też wszystkie inne instytucje koczowniczego porządku w świecie. Do prawidłowości świata włączona też jest praktyka wojny totalnej z konkurencyjnymi hordami, rabunkowa eksploatacja przyrody, czy zniewalanie ludów znajdujących się wg koczowniczej hierarchii zawłaszczania na najniższym piętrze świata.
Dla koczownika świat jest zasobem dóbr do zawłaszczenia, czymś, co zastaje gotowe i ma prawo zużytkować i zezwolić na zużytkowanie niższym w hierarchii, o ile oczywiście nie sprzeciwia się to woli silniejszych, czyli wyższych w hierarchii. Herszt jest suwerennym dysponentem wszystkiego co może zawłaszczyć horda, na mocy porządku świata z powołaniem się na instytucję Nadherszta, który jest władcą wszystkiego i bardzo często też stwórcą, gdyż gotowy do rozdysponowania świat stworzył On aktem woli lub posiadł w walce.
Nadherszta - instytucję Boga, jako odzwierciedlenie obyczaju hordy koczowniczej powołały w podobny sposób Germanie, Semici, i wiele azjatyckich plemion. Mitologia tych ludów daje przykład (nieomal historyczny) jak rozwijało się to w całe systemy religijne. Jako przykład podałem, częściowo znany z Biblii, mit o Kainie i Ablu. Ale wcześniej przyjrzyjmy się, jak ten proces logizacji świata na podstawie własnych doświadczeń przebiegał u ludów rolniczych.
Uzależnienie rolnika od przyrody i powodzenie związane z rozumieniem jej praw kazało mu ją szanować i przyjmować za porządek świata odkryte, lub przypuszczalne jej prawa. Sam czując się elementem przyrody przenosił na nią wiele wniosków z obserwacji dokonanych na sobie i na odwrót, uznał, że wszystko, co zaobserwował w tworach przyrody, ma naturalny wpływ na jego życie.
Na mocy tej analogii, całą przyrodę wyposażył w duchowość podobną własnej psychice. Duszę miały wszystkie zwierzęta, rośliny, pola, góry, lasy i obserwowane obiekty kosmiczne. Starał się zrozumieć duchowe własności wszystkich elementów przyrody i wchodzić z nimi w kontakty dla jakiejś potrzeby czy rozrywki. Sposób kontaktu zależał od wiedzy nt ich funkcjonowania. Czasem była to skuteczna, oparta na praktycznej wiedzy, współpraca jak przy doskonaleniu techniki uprawy ziemi, czy opanowywaniu rzemiosł, czasem tylko zaspokojenie potrzeby psychicznej oparcia się w porządku świata, kiedy to stosował magię czy rytuały obrzędowe. Zresztą większość, tych magicznych rytuałów związana była z siłami przyrody i z jej cyklami, które to przenosiły się bezpośrednio na cykliczność pracy i zbioru płodów rolnych. Ta cykliczność przyrody stanie się główną osią duchowości rolnika i ze zmiennością pór roku zwiąże on swoją obrzędowość, która ma go usposobić do przeżywania odpowiednich dla tej pory treści duchowych. Symboliką rocznego cyklu przyrody stał się zodiak, a nazwy odpowiednich gwiazdozbiorów nazwami świąt i specyficznego dla tej pory uduchowienia przyrody. W okresie górowania jakiegoś gwiazdozbioru cała przyroda, łącznie z ludźmi nastawiona była na realizację właściwych tej porze treści duchowych.
Astrologia i bogowie związani z obiektami astronomicznymi byli skutkiem przyswojenia sobie wiedzy rolników przez nie czujących przyrody koczowników, którzy tej wiedzy nadali oparcie we własnych abstrakcyjnych systemach światopoglądowych. Systemy te jednak umierały tak szybko, jak koczownicy zapominali o ich pochodzeniu od zmienności przyrody - abstrakcyjne symbole własnego światopoglądu stawały się wówczas puste i martwe. (Chaotyczna wędrówka nauczającego Chrystusa staje się logicznie uporządkowana, kiedy przyjrzymy się symbolom jej towarzyszącym. Te symbole to ułożone według porządku zodiaku nazwy gwiazdozbiorów, a treść głoszonych nauk odpowiada treści duchowej rolniczych świąt umiarkowanej strefy klimatycznej).
Dla rolnika zastany świat nie jest gotowy. Aby nadawał się do życia należy włożyć dużo pracy - przystosować przyrodę do dawania potrzebnych plonów - wspomóc jej duchy porządku, a osłabić działanie duchów chaosu i destrukcji. To jest praca twórcza, to wypełnianie swoim duchem chaosu świata. Tego dokonuje on sam, on jest więc twórcą świata, a przynajmniej tego tworzenia motorem.
To się udaje zrobić, więc poprawnie odczytuje, że duchy destrukcji są głupsze od niego i od duchów pomocnych we wprowadzaniu porządku. Wzrasta jego wiara w siebie, w zdobywaną wiedzę o świecie, wzrasta też uwielbienie dla przyrody, która, w miarę jak ją poznaje, staje się mu bardziej przyjazna.
Światopoglądy wszystkich ludów rolniczych dochodziły do jakiejś konkretyzacji powyższego panteizmu.
Historia pisana
Historia świadomości to próby znajdowania drogi do symbolicznego Edenu, sukcesy i porażki na niej - sukcesy kultury rozwijającej intelekt i pozbywającej się tabu stawianych przez popleczników uosobionej niejednokrotnie nieświadomości - porażki przyjmowania błędnych kierunków, okrutnie karane przez dysponentów ognistych mieczy. Porażki ze słabości powodowanej stresami nieufności i świadomością poprzednich porażek.
Historia polityczna to egzemplifikacje kontaktów między ludami o mentalności kulturotwórczej i zawłaszczania, czyli między duchowymi potomkami pierwotnych rolników i koczowników. Kilka relacji porządkujących prawie wszystkie wydarzenia tej historii: znajdziemy w niej formowanie się hierarchii społeczności zawłaszczania (koczowników) z właściwym jej wyścigiem szczurów i wyłanianie wewnętrznego niewolnictwa, w które popadają twórcy kultury; wojny totalne między narodami konkurującymi w próbie zawłaszczenia świata, wojny zaborcze, mające zniewolić ludy o mentalności twórczej i reakcja na nie - tępienie zaborców.
Natomiast pierwsza, trwająca od powstania dwóch konkurencyjnych mentalności do dziś - wojna samych idei była w cieniu. Dopiero wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu lat pokazały, jej istotę i ważność. Rosnąca świadomość kulturotwórcza i demaskowanie idei zawłaszczania to wstęp do wyeliminowania koczownictwa. Przejście od historii znanej z mitów do historii pisanej jest płynne. Zazębiają się one i nietrudno o znajdowanie przykładów w historii pisanej ilustrujących treści mitów.
Starożytny Bliski Wschód jest terenem, na którym najlepiej udokumentowany jest problem Kaina i Abla. Było tam mnóstwo plemion koczowniczych, które wędrowały ze swoimi stadami od pastwiska do pastwiska, i ich członkowie spoglądali z pogardą (ale też i z zazdrością) na ośrodki rolnicze. Z pogardą, gdyż rolnicy pracują, a praca to domena niewolników, a oni sami - ludzie wolni nie kalają się pracą na ziemi - oni mogą walczyć dla zabezpieczenia swej wolności, oni mogą znosić niewygody i ryzyko koczowniczego życia, ale nigdy nie zamieniliby swej wolności na niewolnicze przywiązanie do ziemi i pracę na niej. Z zazdrością, gdyż widzą radość życia plemion rolniczych, radość, której im nie wolno doświadczać w obawie o zanik potrzebnej w walce twardości charakterów. Nie można tym bardziej okazywać sentymentu do obserwowanej u rolników radości życia. Takie pasterskie plemiona przetrwały do dziś w Azji i ich mentalność nie różni się od mentalności plemienia, które Abraham wyprowadził z Babilonu.
Kiedy pierwsze kultury agrarne organizowały ośrodki wysokiej cywilizacji, jak w Sumerze, Egipcie, na Krecie i innych wyspach egejskich, koczownicy byli małymi biednymi ludami, które wzbudzały litość zadowolonych z życia i siebie cywilizowanych rolników. Te kultury doszły do poziomu umysłowego na tyle wysokiego, że po zniszczeniu ich cywilizacji, dorobek ich potrafiliśmy zrozumieć dopiero pod koniec XX w. Przekaz najwyższego poziomu zrozumienia ogólnych praw funkcjonowania świata zachował się w myśli Pitagorejczyków - najdłużej przetrwałego nurtu kultur agrarnych starożytności. Być może kultury te wiedziały coś jeszcze, ale przekazów albo brak, albo ich jeszcze nie rozumiemy.
Plemiona koczownicze, kontaktując się z ośrodkami wysokiej cywilizacji, chętnie przejmowały od nich dorobek umysłowy i adoptowały do swoich potrzeb. Adoptowane narzędzia umysłowe pozwoliły im sformułować lepiej służącą im ideologię, a dorobek materialny dawał awans cywilizacyjny i przewagę nad plemionami konkurencyjnymi, które tego dorobku adoptowały mniej. Tak wzmocnione, zaczęły zagrażać ośrodkom cywilizacji rolniczych i zdarzało się, że je podbijali. Narzucali wówczas swój porządek, przejmowali jednak dorobek podbitych kultur, uzyskiwali też efekty zawłaszczanej pracy podbitego ludu i mogli zlecać mu realizację im potrzebnych zadań. Powstała w ten sposób nowa cywilizacja była mniej efektywna kulturowo, natomiast rozwijała materialne i duchowe narzędzia zawłaszczającej polityki koczowników.
Do VI w. p.n.e. przeważały jednak ludy agrarne, ale właśnie w tym wieku nastąpił zwrot. W kilku miejscach na raz koczownicy sformułowali swoje prawo, tradycje i wytworzyli religie, które wzmocniły zwartość ich plemion, pozwoliły na zmarginalizowanie idei kulturotwórczych i zmonopolizowały myślenie o świecie. Dało to w efekcie przejęcie przez koczowników władzy politycznej i duchowej w całym tym regionie.
W Indiach występuje Budda i nadaje agrarnej kulturze wedyjskiej charakter będący odpowiednikiem późniejszego chrześcijaństwa. W Izraelu ma miejsce Wielkie Czytanie, praca redakcyjna ustalająca treść mitów, które pozbierali Żydzi w trakcie wielowiekowych wędrówek po świecie. Ustalenie to ma postać ortodoksyjnej ideologii koczownika, wszelkie przekazy zostały do tej ideologii przystosowane, i uznane za jedyne możliwe do rozpowszechniania, a nie pasujące do doktryny zakazane.
W Grecji mamy Sokratesa. Jest on może nie tyle twórcą ideologii jak założyciele kultów, ile postacią przełomową, która symbolizuje długotrwały proces upadku kultury greckiej zapoczątkowany najazdem achajskim. Grecję wówczas opanowuje wyartykułowana przez Sokratesa filozofia personalistyczna (odmiana ideologii koczownika dla ludów mających być niewolnikami) i Grecja popada w uzależnienie przy okazji pierwszej nadarzającej się wojny.
Do Italii przypływa małe koczownicze plemię Latynów, aby niedługo podbić Etrusków i zbudować Imperium. Inne plemiona semickie budują Kartaginę, która jest nie tyle państwem co organizacją - kartelem handlowym. Koczownik opanowuje cały obszar śródziemnomorski i zaczynają się nieuchronne wojny totalne o tereny wypasu, którymi jest już teraz hegemonia nad innymi ludami. W wyniku tych wojen odchodzą w zapomnienie pokonani i wytępieni słabsi konkurenci do zawłaszczania świata, a na arenie zostają dwa największe imperia: Rzym i Kartagina. Ale oba przetrwać nie mogą i po trzech rujnujących obie strony okrutnych wojnach Kartagina upada i ślad po niej natychmiast ginie. Rzym zostaje na arenie sam.
Gdy jednak Etruskowie i inne kulturotwórcze ludy zostaną zepchnięte na margines, a ich kultura zaniknie, w Imperium zabraknie warstwy państwowotwórczej i stanie się klasyczną, coraz to bardziej stromą hierarchią. Państwo z ogromną rzeszą ludzi pozbawionych znaczenia i zepchniętych na margines stało się łatwym łupem degenerującej do reszty idei chrześcijańskiej, która dokonała ostatecznego rozkładu i spowodowała atrofię państwa. (Dobrze to opisuje art. w "Zadrudze" nr 1/1939 "Światopogląd na eksport") Rozkład państwa jest tak głęboki, że stolicę Imperium, milionowe miasto opanowuje, praktycznie bez walki trzystuosobowa wataha półdzikich, nie mających pojęcia o strategii Gotów. Na wschodzie przetrwa jeszcze przez kilka wieków Konstantynopol, utrzymujący się siłą niewygasłej jeszcze do końca kultury helleńskiej, ale chrześcijaństwo powoli rozmyje i te resztki kultury oddając rozsypane do końca Cesarstwo wyrosłemu w pobliżu nowemu koczownikowi, Turkom. Resztkami Cesarstwa Zachodniego podzielą się Germanie i Arabowie.
Arabowie, też koczownicy, formułowali swoją doktrynę w piątym wieku n. e. Znali już doświadczenia swoich pobratymców - Żydów, znali historię walczących ze sobą imperiów i ich upadki. Znali też już użyteczność takiej idei jak chrześcijaństwo, która pozwala na utrzymywanie ludzi w podległości mocą rozkładającego systemu wartości, zamiast ucisku politycznego. Znali też historię Rzymu, któremu zabrakło warstwy związanej z państwem. Dołożyli więc starań aby spisane przez nich Słowo Proroka było czytelnym dla wszystkich systemem prawnym, z czytelnymi i nieodwołalnymi sankcjami za sprzeniewierzanie się mu. Dla hierarchicznej struktury koczowników, taki silny system utrzymywania posłuchu w hierarchii był kwestią jej przeżycia. Arabom udało się też przejąć Aleksandrię, najważniejszy ośrodek kultury helleńskiej, co prawda już bez biblioteki, którą spalił biskup Teofil, ale z ludźmi na tej kulturze wyrosłymi. Jak w takich przypadkach bywa, adoptowali ją jako ornament swojego Imperium, a że podobała się, to pozwolili w niektórych dziedzinach na jej rozwój. Dzięki Arabom dorobek umysłowy greckiego antyku przetrwał przez najciemniejsze wieki chrześcijaństwa, i kiedy Arabowie ulegli w końcu silniejszemu koczownikowi, to uciekając do Europy przywieźli ten dorobek, i dał on początek Renesansowi.
Germanie jeszcze przed opanowaniem rzymskiego imperium mieli wykształconą mentalność koczownika tak w sferze stosunków wewnętrznych, w stosunku do pracy i walki, jak i w postępowaniu, w podbojach i wojnach z konkurentami. Tacyt pisząc o Germanach, daje szczegółowy opis ich mentalności i obyczajowości. Jest to obraz hordy koczowniczej w czystej postaci. Pisząc o nich stawia ich za wzór Rzymianom, i stara się aby patrząc na Germanów odbudowali widoczne u nich "cnoty", które posiadali kiedyś Latynowie. Germanie jeszcze przez tysiąc lat po oglądaniu ich przez Tacyta nie zmienią obyczajów i mentalności. Snorli Snorluson, piszący w XIII w. Heimskringlę, a właściwie redagujący ustne przekazy historii Norwegii, daje obraz życia Wikingów, który nie odbiega od szkicu Tacyta. Heimskringla jest o tyle dziełem ważnym, że zawiera i porządną faktografię i szczerość komentarzy, a najważniejsze, zawiera precyzyjnie oddany sposób rozumowania Wikingów - jedyne pisane źródło o tym charakterze dotyczące ludu o sterylnej, pierwotnej jeszcze mentalności koczownika.
W międzyczasie jednak inni Germanie, ci co u progu średniowiecza przyszli ze Skandynawii na kontynent europejski i wbili się między Słowian a Celtów, tworzą Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Poznając historię Rzymu poczuli się, zgodnie ze słowami Tacyta, pełnoprawnymi spadkobiercami duchowymi Imperium Romanum, wobec zniszczonego przez chrześcijaństwo dawnego społeczeństwa Rzymu. Chrześcijaństwo, które przyjęli za oficjalną ideologię państwa, nie stało się jednak dla nich regułą życia. Wzorem koczowniczych Żydów uznali natomiast, że chrześcijaństwo jest wspaniałym instrumentem utrzymywania w posłuchu podbitych ludów, z wielkim zapałem wprowadzali je nie szczędząc mieczy i krwi opornych w przyjmowaniu jedynie słusznej religii. Chrześcijaństwo stało się też pomocne w uzasadnianiu podbojów, jako że koczownik musi mieć na uzasadnienie swojej polityki jakiś abstrakt ustanawiający hierarchię i uzasadniający politykę. Sami jednak rycerze, nawet należący do zakonów, byli ponad normatywami chrześcijaństwa - byli oni wszak biczem bożym i im przysługiwały prerogatywy wykonawcy nie potrzebującej uzasadnień woli bożej, a ją rozumieli zgodnie z interesem ich świętej, a więc błogosławionej przez Boga hierarchii. Nastają krucjaty. Różny jest ich skutek, gdyż dużo rycerstwa ginie, a zanim odtworzy się hierarchia nowego rycerstwa z warstw zepchniętych na doły społeczne musi minąć sporo czasu. Cnoty chrześcijańskie, aczkolwiek nie dotyczą rycerstwa (ono ma jeszcze kodeks wojownika wywodzący się od Odyna), wpajane są niższym warstwom społeczeństwa i powodują osłabianie wydajności cywilizacyjnej całego Cesarstwa.
Po zajęciu całej Europy Zachodniej i sporadycznych wyprawach do Ziemi Świętej Cesarstwo łakomie patrzy na ziemie Słowian. Podbój jednak nastręczał wiele trudności, gdyż Słowianie wyposażeni w mentalność agrarną są silni wewnętrznie i potrafią skutecznie bronić swoich siedzib. Słowianie, nie budujący imperiów nie znają jednak taktyki oszustw politycznych, stosowanych i rozwijanych przez koczowników od pierwszych potyczek hord, a udoskonalonych przez cesarstwo i papiestwo w ramach sprawowania kontroli nad olbrzymim imperium. Divide et impera. Ta taktyka przynosi rezultaty. W społeczeństwach agrarnych, także u Słowian zdarzają się ludzie gorszego gatunku nie potrafiący sprostać wymagającej filozofii życia, i z tego powodu sfrustrowani. Do nich trafiała propaganda chrześcijańska i oni stawali się przyczółkiem do którego Kościół i Cesarstwo mogło się odwoływać. Tak było np. z naszym, nie mogącym sobie zdobyć pozycji zaspokajającej jego ambicje, Mieszkiem. Przyjęcie chrześcijaństwa i związek z Cesarstwem spycha Polskę w obręb polityki niemieckiej. Dzięki polskiej pomocy Cesarstwo opanowuje Słowian Zachodnich, a że nie chcą przyjąć niewolniczej religii krzyża, zostają praktycznie wytępieni. Niedobitki zostają wchłonięte przez koczownicze społeczeństwo germańskie, albo zasilają poddaną chrześcijaństwu jego najniższą warstwę. Niedługo potem, w czasie odnowy kulturowej Polski Niemcy wykorzystają Ruś do pobicia wojsk Masława i oddania nas pod wpływy Cesarstwa. Pacyfikacja kraju czyni takie szkody, że przez kilka wieków, aż do Renesansu Polska nie może odbudować silnej państwowości, a kultury nie odbudowała do dziś. To pozwala Germanom stosować tę taktykę dalej i dzięki niej w Polsce zagnieżdża się zakon krzyżacki. Mająca rozprzestrzenić władzę Cesarstwa i papiestwa, decydująca o tym krucjata na Litwę ponosi klęskę z powodu odmowy w niej udziału przez Polskę. Polska stojąca tam, gdzie jest jej miejsce - po stronie pogan, jednocząca politycznie i militarnie wszystkich Słowian odnosi zwycięstwo pod Grunwaldem i wydaje się, że ten odkryty, właściwy kierunek polityki Słowian będzie kontynuowany. Odwracające hierarchię wartości chrześcijaństwo ma jednak w Polsce dużą siłę i rozmywa próby wygenerowania własnej ideologii i własnej polityki.
W międzyczasie powstają nowe germańskie państwa koczownicze, toczą ze sobą totalne wojny i osłabiają się nawzajem. Pobite przez nich ludy jednak trwają i w dogodnych momentach odbudowują nieco kultury. Proces ten jednak jest nieefektywny, gdyż narzucone chrześcijaństwo demoralizuje ludzi, a koczownicza struktura marnotrawi efekty pracy wszystkich i talenty wybitniejszych jednostek.
Po Renesansie następuje osłabienie Kościoła i prawie całkowity rozkład jego ideologii. Germanie wówczas oficjalnie zrywają z chrześcijańskimi cnotami i powołują protestantyzm, który formalnie tylko jest odłamem chrześcijaństwa, a praktycznie bliższy jest żydowskiej idei Narodu Wybranego. Protestantyzm też konsekwentnie sięga bardziej do Starego Zakonu, a każącą być niewolnikiem prawdę Nowego Testamentu odsuwa na margines.
Ludy słowiańskie i częściowo Celtowie, nie akceptują zawłaszczającej ideologii niesionej przez Protestantyzm. Reformację pojmują po swojemu i próbują zmieścić w ramach ornamentacji zewnętrznych form chrześcijaństwa sobie właściwe, pamiętane jeszcze pojęcia ich świętości i kulturotwórcze zasady moralne panteizmu. Pod Białą Górą giną Czesi i husytyzm. U nas prawie wygrywa własna wersja reformacji, ale w ostatniej chwili Rzym, poprzez specjalnych agentów, dowodzonych przez Commendoniego i Hozjusza paraliżuje secesję narodowego kościoła i nasza szansa przepada. Katolicyzm wygrywa, nadchodzą najciemniejsze wieki w naszej historii, a resztę rodzimych pomysłów na reformację, w tym najbardziej światły jej nurt - Arian, zniszczymy sami.
Słowianie obrządku bizantyjskiego są w lepszej sytuacji. Prawosławie jest, co prawda, tak samo jak katolicyzm obezwładniające duchowo, ale nie ma tu niszczenia rodzimej kultury, a penetracja przez Germanów bardzo utrudniona. Zachowują więcej świadomości siebie i mogą kultywować sporo cech właściwych kulturotwórczej etyce agrarnej. Ruś co prawda popada w niewolę koczowników ze wschodu, ale wychodzi z niej wzmocniona o znajomość ich polityki i dzięki temu jest skuteczniejsza w obronie przed oszustwami polityki Germanów i potrafi rządzić utrzymując Wschód, na którym żyją ich dawni okupanci.
XX w. porządkuje sytuację na świecie. Dokonuje głębokich polaryzacji postaw. Robi się ciasno, a to bardziej uwidacznia różnice i zaostrza konflikty, przygotowując ostateczne rozstrzygnięcie zmagań rolnika z koczownikiem. To już zobaczy wiek XXI, bo w tym już nie ma czasu, mimo, że wszystko już przygotowane.
Stan tych przygotowań widzimy w codziennych obserwacjach świata - radykalizacja totalizmu współczesnej polityki usiłującej utrzymać walący się porządek koczowniczy i narastanie oporu w powstających, coraz to nowych ogniskach oraz wzrost ich świadomości jako twórców nowej kultury.
Zdzisław Słowiński
ZB 9 (167), listopad 2001