Grzechy katolickiego publicysty
Na artykuł nasz zamieszczony w numerze 13 i 14 „Zadrugi” pt. „PRÓBA WSKRZESZENIA TRUPA” odpowiedział p. A. Niesiołowski w nr 12 „Kultury”. Odpowiedź zawiera rozmaitości, tylko nie podważa zasadniczych tez naszego artykułu.
Tezą pierwszą owego artykułu było, że chrześcijaństwo ustosunkowuje się do świata i jego spraw negatywnie, stąd wiosek bezpośredni, że nie może być ono bodźcem do jakiejkolwiek twórczości, pracy cywilizacyjnej itp., przeciwnie jest hamulcem. Tezę uzasadniliśmy ewangelią i listami Pawła, a więc źródłami najbardziej miarodajnymi, nadto postawą życiową pierwszych, „dziewiczych”, najbliższych pierwotnego źródła chrześcijan, którzy chętnie utożsamiali chrześcijaństwo z ideałem pustelniczym, antyżyciowym. Zwróciliśmy też uwagę na wrogość, z jaką ewangelie i pisma apostolskie odnoszą się do świata i jego spraw, widząc w nich zło i bezpośrednie oddziaływanie szatana. Aby więc tę naszą tezę obalić należałoby obalić ewangelię i pisma apostolskie. To też p. Niesiołowski na nasze argumenty mógł zauważyć jedynie ogólnikowo, że tak źle nie jest, bo 1-o Jezus nie uprawiał „prawie” żadnej ascezy, 2-o chciał tylko aby się ludzie nie przywiązywali do materii, 3-o Bóg stworzył także materię i dualizmu nie ma. Ale to wszystko nie obala faktu, że zasadniczym tonem ewangelii i pism apostolskich jest negacja życia. Po wtóre, kontrargumenty Niesiołowskiego nie wytrzymują krytyki, bo jednak Jezus pościł 40 dni i 40 nocy, bo jednak obywał się bez kobiet, bo jednak żył z dnia na dzień nic nie posiadając. Twierdzenie zaś p. Niesiołowskiego, że Jezusowi szło jedynie o nieprzywiązywanie się ludzi do rzeczy tego świata, sprzeciwia się niemal każdemu zdaniu jego nauki.
Wreszcie chociaż według nauki katolickiej materia została stworzona przez Boga, to jednak według ewangelii zmienną koleją losów wziął ją posiadanie diabeł, tak że ostatecznie dwaj są panowie istnienia: szatan „książę tego świata” i Bóg, Pan na zaświatach; chrześcijanie zaś, choć są na świecie, jednak – jak się wyraża ewangelia „wybrani są ze świata”, jeno strzec się powinni, póki są na ziemi, by ich szatan nie wciągnął w wir świata. Czym to się różni od najskrajniejszego dualizmu?
Druga teza sformułowana przez nas i rozprowadzona w owym artykule, dotyczyła usiłowań p. Niesiołowskiego, by tradycyjną ideologię chrześcijańską (dusza nieśmiertelna i jej zbawienie, Bóg sprawiedliwy i swą objawiający) już ludzi nie „biorącą” zaktualizować, przez doczepienie do niej nowych założeń, które przez swe akcenty dynamiczne i socjalne działałyby atrakcyjnie na człowieka dzisiejszego. Wykazaliśmy jednak, że te założenia nowe kłócą się śmiertelnie ze starymi. O tym p. N. w swojej odpowiedzi nie wspomniał ani słówkiem.
Poprzestalibyśmy na tym, gdyby nie fakt, że w odpowiedzi p. N. są grzechy polemiczne, których nie chcemy puścić płazem.
Polemizując z p. Niesiołowskim, opieraliśmy się na materiale, za który on sam wziął odpowiedzialność stwierdzoną własnym podpisem. Przykro nam, że autor nie naśladował nas i w polemice z nami uwzględniał także niestwierdzone i przez nikogo nieżyrowane pogłoski prasowe, słowem, oparł się na plotkach. Albo mamy tu do czynienia z łatwowiernością nieprzystojącą poważnemu publicyście, albo – czego nie przypuszczamy – p. N. chciał nam pognębić za wszelką cenę, choćby kosztem prawdy. Opierając się na owych nieskontrolowanych pogłoskach, p. N. pisze cały ustęp o tym, jak to „Zadruga” tworzy kult neopogański, jak to ten kult mógł się udać w Niemczech i dlaczego, ale w Polsce lepiej dać sobie z nim pokój. Możemy zapewnić p. N., że zdaniem naszym w Polsce jest dostatecznie dużo bałwanów, abyśmy mieli tworzyć nowych. Przeciwnie, mamy ambicję zniszczenia wszystkich bałwanów, nie wyłączając najbardziej czcigodnych. I zniszczymy ich.
Idźmy dalej za panem N., który zarzuca nam, że tworząc kult neopogański, naśladujemy w imię oryginalności narodowej „cudze wybryki”. I zapewnia, że mit nasz, mit zadrużny jest importowany i przetłumaczony, oczywiście z niemieckiego. No i przyganę nam daje, że to wszystko jest „sztubackim żartem”. Myślałby kto, że p. Niesiołowski, tak wrogo nastrojony wobec importowania ideologii przez „Zadrugę”, sam daje narodowi najbardziej swojską swojszczyznę? P. N. mówi mniej więcej: Polacy, rodacy moi w Chrystusie baczcie, oto „Zadrga” was „germanizuje”, pójdźcie za mną, ja wam niosę skarby na wskroś polskie. A toż braciszku skłamawszy, jak mówią na Wileńszczyźnie. Kto tu się oburza na import ideologii? Niesiołowski, publicysta katolicki? Niesiołowski, który pacierz odmawia nie swój, nie polski, ale znad Jordanu przyniesiony przez Semitów, Piotra i Pawła i towarzyszy? który nie zna innej etyki, jak 10 przykazań Mojżesza? którego Bóg jest Jehową starożytnego żydostwa? który za swoje księgi święte uważa liturgię starohebrajską? Niesiołowskiemu, patentowanemu obrońcy towaru ideowego, zaimportowanego z Nazaretu (ewangelie), z Jerozolimy (psalmy i dekalog), z Małej Azji (św. Paweł) przypomnieć należy monit Jezusa: „przyjacielu widzisz źdźbło w oku brata twego, a belki w oku własnym nie dostrzegasz”.
Mimo to p. Niesiołowski nie o sobie lecz o nas mówi, że szerzymy duchowy semityzm, jakbyśmy to my, nie on, odmawiali pacierz żydowski, wyznawali 10 przykazań Mojżesza, czcili Jehowę itp. Musimy się temu najenergiczniej przeciwstawić. My – jak wiadomo – nie jesteśmy katolikami. A wyłącznie o katolikach powiedział zmarły Pius XI w mowie do pielgrzymki belgijskiej, że są „potomstwem duchowym Abrahama” i „duchowymi Semitami”. Podawaliśmy obszerne wyjątki z tej mowy w tym samym numerze „Zadrugi” (13,14), wskazywaliśmy, gdzie można je przeczytać w całości. Czy p. Niesiołowski jej jeszcze nie czytał? Możliwe. Katolicy w słodkim przeświadczeniu, że znaleźli i posiadają „Prawdę”, czytają bardzo mało, jeżeli w ogóle czytają. Zdarzyć się więc może snadnie, że nie czytają mów własnego papieża. Nie czytają, nie tylko szerokie masy, ale nawet inteligenci katoliccy, ba! Nawet publicyści tego obozu, jak się okazuje na przykładzie Niesiołowskiego. Wychodzą z tego już wprost skandaliczne kawały. Oto katolicki publicysta nazywając nas duchowymi Semitami, dezawuuje swego papieża, który tę kwalifikację zarezerwował wyłącznie dla prawowiernych katolików. Niechże więc wolno nam będzie zaapelować jeszcze raz do katolików, w szczególności do Niesiołowskiego: Przeczytajcie wreszcie mowę papieża o antysemityzmie; znajdziecie ją w la Croix z 17.IX.38 r.; a jeżeli do la Croix za daleko, zażądajcie od Katolickiej Agencji Prasowej, by ją rozesłała do pism. Nawiasem dodamy tu, że dotychczas zwracaliśmy się kilkakrotnie do Kat. Agencji Pras., by tę mowę opublikowała! Na próżno!
A swoją drogą przyznać musi każdy, że jest to widok dość groteskowy, gdy do publikowania i czytania mów papieskich zachęcać musi katolików taka poganica, jak „Zadruga”...
Czy p. Niesiołowski przylepił nam epitet duchowych Semitów tak ni stąd ni zowąd? Bynajmniej. Doszedł do tego drogą bardzo daleką i krętą, wydaje się nawet, że w tym głównie celu wymarzył cały swój artykuł. Oto droga pana N. Żydzi wyznają „królestwo tego świata” oparte na „doczesnej aktywności”. A ponieważ i „Zadruga” głosi aktywność doczesną jako cel życia, więc: jesteście zadrużanie duchowymi Semitami. To rozumowanie jest zupełnie podobne do następującego:
Kretyn trawi dużo
A że Niesiołowski trawi,
Więc Niesiołowski jest...
Rozumowanie - jak widzimy grzeszy przeciwko podstawowym zasadom logiki. Ale p. Niesiołowski idzie dalej. Stwierdzając, że aktywność Żydów polega na „ukochaniu pieniędzy i władzy, na wyzyskiwaniu słabszych i kupowaniu lichych”, mówi, że grupa „Zadrugi” jedynie taką działalność zrealizować może swym „heroizmem”. Tu mamy właściwego Niesiołowskiego, Niesiołowskiego chrześcijanina, a każdy chrześcijanin istotny jest beznadziejnym pesymistą, gdy idzie o człowieka. Nie wierzy on, mianowicie, by człowiek mógł działać inaczej, jak dla osobistej korzyści, nie wierzy także, by mógł działać uczciwie, jeżeli go do tego nie zmusza strach przed piekłem lub żądza przyszłej nagrody. Konsekwentnie wydaje mu się, że ktokolwiek przestał wierzyć w piekło i nie wyciąga ręki po nagrodę wieczną, tego działalność musi polegać na „ukochaniu pieniędzy i władzy, na wyzyskiwaniu słabszych i kupowaniu lichych”. Potwierdzeniem tego naszego sądu o Niesiołowskim chrześcijaninie są jego dalsze słowa, że postawą bohaterską jest wiara w przyszłą nagrodę. My właśnie widzimy w tym najprymitywniejszą formę obłudnego egoizmu, to „nic bezinteresownie”, które się zarzuca powszechnie Żydom. Nadto w skuteczność bodźców zaświatowych nie wierzymy, czego najnamacalniejsze dowody mamy w katolikach. Wreszcie jesteśmy optymistami: wierzymy, a raczej widzimy, że człowiek działa, tworzy, party instynktem twórczym, niezależnie od kar czy nagród ukazywanych mu przez zawodowych pośredników między tym a tamtym światem. Skłodowska i Piotr Curie tworzyli, odkrywali, łamali bohatersko największe trudności bez jakiejkolwiek perspektywy osobistych korzyści, choć nie byli katolikami ani praktykującymi ani wierzącymi. Wszyscy na ogół odkrywcy i wynalazcy, których pracy, posuniętej często do szczytów osobistej bezinteresowności, zawdzięczamy tak wiele, nie wierzyli w niebo i piekło.
Stanowisko Niesiołowskiego wobec aktywności człowieczej, stanowisko pełne pesymizmu, jest ugruntowane aż nadto w ideologii chrześcijańskiej, w tej doktrynie o człowieku zbrukanym już w łonie matki grzechem, który się zowie grzechem pierworodnym, w tym beznadziejnym „marność nad marnościami wszystko co ziemskie”, które to hasło spotykamy na każdej stronie ewangelii, pism apostołów, ojców i pisarzy kościelnych. I nasz bunt przeciwko chrześcijaństwu wypływa nie tylko stąd, że w imię prężności i potęgi Narodu odrzucamy jego negację życia, ale i stąd, że obcym nam jest i zatrważa nas jego zasadniczy pesymizm w stosunku do człowieka.
Na zakończenie notujemy jeszcze jedno. Niesiołowski i pewien odłam katolickiej publicystyki w Polsce dzielą żydostwo na przedchrystusowe, które „przygotowało i wydało” chrześcijaństwo i na żydostwo pochrystusowe, talmudyczne. Przed pierwszym pan N. czyni chapeau bas, od drugiego odżegnywa się, twierdząc, że nie ma ono żadnego związku z tamtym. A jeżeli udowodnimy, że ma? Jeżeli przypomnimy rzecz powszechnie (poza pewną publicystyką kat.) wiadomą, że Talmud tkwi korzeniami w Starym Testamencie tak mocno, jak katechizm katolicki w ewangelii? Że sylwetka Jakuba starozakonnego niczym się nie różni od sylwetki dzisiejszego przeciętnego Żyda? Pozwolimy tu sobie zalecić p. Niesiołowskiemu d-ra Steina „Ideały judaizmu”, w których w sposób przekonywający największych sceptyków wykazane zostało, że ideały chrześcijańskie nie różnią się od ideałów starozakonnego żydostwa, te zaś są identyczne z ideałami talmudycznego żydostwa.
Ludwik Gościński