Gdy katolicyzm oficjalny w Polsce wstydzi się słów swego Papieża - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Gdy katolicyzm oficjalny w Polsce wstydzi się słów swego Papieża

Gdy katolicyzm oficjalny w Polsce wstydzi się słów swego Papieża

Zadruga w jego obronie

Dość często słyszymy pseudo zarzut, iż „Zadruga” zbyt wiele miejsca udziela katolicyzmowi jako przyczynie degradacji Narodu polskiego w ostatnich stuleciach, pomijając w ten sposób „inne” przyczyny i dochodząc dzięki temu do błędnych wniosków i stwierdzeń. Wysuwają ten zarzut zazwyczaj cwaniacy, którzy głoszą jednocześnie, że katolicyzm jest jedyną siłą dziejotwórczą Polski, iż katolicyzm właśnie stworzył Naród i jego cały dorobek.

NAJCIEKAWSZE ZAGADNIENIE

Pisemko katolickie „Wola i Czyn”, napadające na „Zadrugę”, mentoruje w ten oto sposób:przecież każdy uczeń pierwszej klasy gimnazjalnej wie już dzisiaj (!), że Polacy byli katolikami, zanim stali się narodem polskim... mit narodu polskiego jest zrośnięty do ostatniego włókna z chrześcijaństwem, z katolicką zasadą i praktyką...”

Od samego początku stwierdzamy to samo; są to nasze przedsmaki wyjściowe, stanowiące fundament „ teorii rozwoju wewnętrznego Polski”. Różnica polega na tym, iż wyciągamy z tych założeń ich naturalne konsekwencje. Bo skoro jest tak jak mówi „Wola i Czyn” wraz z milionami innych osobliwych „Polaków” to tym samym światopogląd katolicki, jest trzonem charakteru narodowego, a więc i milionów „Polaków”. W ten sposób wyznacza się sposób zachowania się w życiu codziennym tych milionów jednostek, ich typ aktywności społecznej, gospodarczej, politycznej itd.

Charakter narodowy decyduje o losach, o rozwoju narodów pod każdym względem. Obojętnie czy mamy do czynienia z chłopkiem, czy z szlagonem, magnatem, profesorem czy „pracownikiem umysłowym” - sposób ich zachowania się jest ten sam w ciągu licznych pokoleń, gdyż z tych samych treści „odwiecznych” wysnuty. Warunki zewnętrzne są czymś mało istotnym, aczkolwiek dla wielu ślepców umysłowych, tylko one są dostrzegalne. Jeśli mamy, powiedzmy, pewne różnice pomiędzy stanem kulturalnym i cywilizacyjnym Polski, Niemiec, Anglii itp. to źródeł ich szukamy tam, gdzie jesteśmy zgodni z „Wolą i Czynem”. Oczywiście można kręcić, odwracać kota ogonem, wszak ma się piękne tradycje jezuickie... Tak też w poczuciu bezradności, powszechnie u nas się czyni...

"JESTEŚMY DUCHOWYMI SEMITAMI"

Z pewnym zawstydzeniem musimy się przyznać, iż czując się Polakami, wpadliśmy w straszną herezję: uwierzyliśmy, iż jako jednostki powinniśmy dbać raczej o naród, jego wielkość, niż o „zbawienie” własnych dusz. No i rozpoczęła się tragedia... Szukając przyczyny dlaczego rzeczywiście Polska jest zaprzeczeniem naszych wyobrażeń o Wielkości, w wartości i o sensie życia, doszliśmy do katolicyzmu i do tego, zdynamizowanego Hozjusza. Stwarzając typ kultury antropocentrycznej, polegającej na traktowaniu jednostki jako środka wszelkich dążeń był i jest kontynuacją żydowskiego pojmowania bytu: jako tak był i jest nam absolutnie obcy. Zjudaizowanie polskiego charakteru narodowego, przez katolicyzm rysuje się nam jako przyczyna upadania Polski.

Posłuchajmy raz jeszcze refrenu brzmiącego stale z 10.000 „polskich” kazalnic, polskiego systemu wychowawczego, „polskiej” literatury z „wieszczem narodowym” i sjonistą w jednej osobie A. Mickiewiczem, „polskiej tradycji” epoki saskiej, „narodowej filozofii”. Oto co pisze (jeszcze nie ochrzczony) „Nasz Przegląd” z dn. 29.I.39 w artykule pt. „Humanizm hebrajski”.

Najistotniejszym i najbardziej zarazem oryginalnym rysem hebrajskiego humanizmu jest jego podłoże religijne. Znamienny dla humanizmu antropocentryczny punkt widzenia, czyniący człowieka ośrodkiem ludzkich dążeń i zainteresowań i ujmujących rzeczywistość z punktu widzenia jego doczesnych celów i potrzeb, został w pierwotnym judaizmie ugruntowany w dwóch ideach biblijnych: podobieństwa człowieka do Boga i w myśli, że jest on koroną i celem stworzenia. Obie te idee, rozwinięte i pogłębione w literaturze talmudycznej, posiadają bardzo doniosłe konsekwencje praktyczne, dzięki którym humanizm hebrajski nie pozostał piękną abstrakcją, lecz stał się czynnym regulatorem ludzkiego współżycia. Wyjątkowe stanowisko człowieka w świecie zostało podkreślone już w biblijnym wersecie, powołującym go do władztwa nad stworzeniem (Genesis 1, 26), od czego był już jeden krok do pojmowania człowieka jako celu i korony stworzenia. Idea ta została estetycznie pogłębiona przez mędrców Talmudu w ich wypowiedziach i sentencjach takich jak np.: „Jeden człowiek waży tyle, co całe dzieło Stworzenia (Aboth de r. Nathan 31), „Kto ocala jedną duszę ludzką, liczy mu to Pismo Święte tak, jakby ocalił cały świat” (Miszna Sanhredin 4,5), Każdy winien sobie mówić: dla mnie świat został stworzony itp., że dzięki czysto teologicznej na pozór idei podobieństwa człowieka do Stwórcy, godność ludzka uzyskała najwyższą sankcję. Została bowiem zakotwiczona w Bóstwie jako najwyższej moralnej instancji i doskonałości duchowej, zobowiązując go jednocześnie do jej naśladowania, tak że godność człowieka opiera się przede wszystkim na jego stosunku do bliźnich. Im głębiej zatem człowiek odczuwa i realizuje swoje człowieczeństwo, tym bardziej staje się podobnym do Boga, na którego obraz został stworzony.

Najdonioślejszym praktycznym wnioskiem etycznych założeń humanizmu hebrajskiego jest nakaz poszanowania ludzkiej czci i godności, jako konieczna postawa życia społecznego i nieodzowny warunek jego umoralnienia. Idea świętości i nienaruszalności ludzkiej czci nie jest przy tym rozpatrywana z punktu widzenia konwencjonalnych norm honorowego kodeksu, lecz w aspekcie religijnym, jako obraz etycznego majestatu Bóstwa w człowieku. Czyta się to jakby oficjalne wypowiedzi naszych kół „narodowych”... Wszak ten sam antropocentryzm hebrajski, głoszą w szatach „polskich” różni nasi „wodzowie” narodowi... Ileż nazwisk można tu zacytować... sypać cytatami z oficjalnych deklaracji, programowych prac itp.

Polska już w XVII w. po jej skatoliczeniu, została przeznaczona przez pewne ośrodki dyspozycji światowych, na wylęgarnię neofitów (wzrost liczby Żydów w 1661-1772 r. z 70 tysięcy na 900 tysięcy, a więc trzynastokrotny). Celom nawracania służyć miał nacisk opinii tubylców w postaci „antysemityzmu” katolickiego, a z drugiej strony pokusa nobilitacji.

Ten to antysemityzm katolicki trwający przez wieki wykrystalizował się w złudnym przeświadczeniu, iż pomiędzy założeniami judaizmu i katolicyzmu są jakieś istotne różnice. Wbrew oczywistej identyczności zasad obu gałęzi judaizmu (stary judaizm i młody judaizm jako chrześcijaństwo) uporczywie twierdzono, iż są to rzeczy różne.

BRAK ODWAGI CZY OBŁUDA?

Tak więc „Zadruga” już przeszło rok walczy o tę prawdę i to nie gołosłownie, że katolicyzm jak i całe chrześcijaństwo jest to właściwie to samo co i judaizm, że – dalej – ten światopogląd zaprzeczeniem nacjonalizmu itd. Niestety, jak dotąd zrozumienia w opinii „polskiej” nie znajdujemy. Przeciwnie, spotykamy się z oburzeniem, obrazą lub też po prostu milczeniem. I dopiero trzeba było wystąpienia papieża, który w sposób najbardziej uroczysty poparł naszą tezę, stwierdzając dobitnie, iż „katolicy to duchowi Semici”.

Doprawdy, to zachowanie się polskich katolików, zarówno świeckich, jak i duchownych powiedzmy szczerze i otwarcie, nie jest wcale budujące. Od kilku już lat ze stolicy apostolskiej raz po raz padają jasno i dobitnie sformułowane słowa o stosunku kościoła do budzącego się dziś w świecie nowego prądu duchowego, jakim jest nacjonalizm. Ojciec św. po wielokroć tych autorytatywnie i z naciskiem podkreślił, iż między chrześcijaństwem, katolicyzmem zaś w szczególności z jednej strony, a nacjonalizmem i jego pochodnymi, jak np. rasizmem z drugiej – są różnice zasadnicze, nieprzekraczalne, wykluczające całkowicie współistnienie tych dwóch światopoglądów. I słusznie. Ale nacjonalizm potępia nie tylko Watykan. Robią to również i inni, choć trochę mniejsi ojcowie kościoła. Jak o tym piszemy na innym miejscu, przed kilkunastu dniami przeciwko nacjonalizmowi wystąpił ostro arcybiskup Paryża, kardynał Verdier, głowa kościoła katolickiego we Francji. Podobnie manifestuje swoje stanowisko kościół w Belgii, Anglii, nawet w Ameryce.

Gdy tak więc cały katolicyzm zajmuje jednolity front wobec nacjonalizmu, przypatrzmy się teraz co się dzieje u nas w Polsce. Jak się zachowuje i świecka i urzędowa opinia katolicka, wobec tych, niewątpliwie dziś jednych z najistotniejszych w świecie problemów. Zwróćmy uwagę na reakcję naszych sfer katolickich na to co mówi Ojciec św. Zaiste zachowanie to jest zadziwiające. Gdy na nacjonalizm padły z Watykanu pierwsze słowa potępienia, Polska, która, jest katolicka, a która w części swej usiłuje być narodowa znalazła się w wielkim kłopocie. Co robić? Jak wybrnąć z dwuznacznej sytuacji, zachowując i jedno i miano drugiego?

Słowa Papieża są wiążące, sprzeciwić się im nie można. Z drugiej jednak strony pójść za jego przykładem tzn. zdjąć mamiące naród od wieków i z tupetem noszone szatki narodowe, tzn. zdekonspirować siei pokazać swe prawdziwe oblicze międzynarodówki, a więc antynarodówki. - Sytuacja trudna – przyznajemy – zwłaszcza gdy cierpi się na chroniczny brak odwagi cywilnej. Koniec końców jednak sposób się znalazł, tandetny bo tandetny, ale na razie jak się okazało wystarczający. Przede wszystkim rozpoczęto od regularnego cenzurowania wszystkich niewygodnych dla warunków polskich mów Papieża. Cenzura szła w parze z dużą wprawą robionym dobieraniem i naciąganiem tekstów. Maksymą było „cel uświęca środki” tj. nie to, co mówił Papież, jego słów intencja, ale, to co nakazuje taktyka, usus, a więc dalsze bałamuctwo opinii i narodu.

Papież wcale nie występuje przeciwko nacjonalizmowi. Skądże! Papież potępia tylko nacjonalizm „wybujały”! Dobre sobie – co? Wybujały nacjonalizm! A jaki wobec tego jest katolicyzm wybujały – chcielibyśmy bardzo wiedzieć? Czyż może ten co głosi Ojciec św.? Jak więc zaczęto bujać tym „wybujałym” nacjonalizmem, jak zaczęto kręcić, protestować, dorabiać i tuszować, w rezultacie naiwny naród zbałamucono. W sukurs tym zabiegom przyszli różnego pochodzenia „narodowi” ideolodzy. Otóż Ci panowie, którzy nie tylko są duchowymi Semitami, ale w większości mają również i coś i nie coś z tejże rasy, na gwałt zaczęli preparować „polski”, „zdrowy”, bo „katolicki nacjonalizm”. Jak się zabrano tak i zrobiono. Sklajstrowano mianowicie dziwaczny ideomontaż, w postaci doktryny „zdrowego katolickiego nacjonalizmu polskiego”. Tego trochę, tego trochę i koktajl można powiedzieć, sałatka po żydowsku. Panu Bogu świeczka, diabłu ogarek i już. Ten tandetny towarek żydowski tak przy tym sprytnie umiano zareklamować, że naiwny klient polski wziął go za dobrą, pełnowartościową monetę. Krótko mówiąc, nieźle interes szedł.

NAUKA I PRZYKŁAD PAPIEŻA... IDĄ W LAS

Aliści nagle znowu występuje prostolinijny Pius XI i bez owijania w bawełnę, z odwagą, krótko i zwięźle, potępiając nacjonalizm, konsekwentnie i równie mocno potępia antysemityzm. Ba! Nie tylko potępia, ale w sposób nader wyraźny dwukrotnie, z naciskiem, z mocą powtarza: „jesteśmy potomstwem duchowym Abrahama”, „jesteśmy duchowymi Semitami”, „antysemityzm jest niedopuszczalny”. I słusznie. Bo skoro katolicyzm wywodzi swoje prawdy poprzez Chrystusa od Abrahama, skoro katolicy są duchowymi Semitami, to tym samym duchowi Semici nie mogą żywić żadnych animozji do Semitów fizycznych z jakichś tam względów rasowo-światopoglądowych. Nonsensem są przeto zapędy Semitów duchowych do Semitów rasowych.

Ważkie słowa padły, znajdując szeroki oddźwięk w całym świecie cywilizowanym. Mowa Ojca św. przyjęta została z najwyższym uznaniem nie tylko przez wszystkich katolików, ale również z nie mniejszym hołdem spotkała się ze strony zachodnich „demokracji”, takoż i światowego żydostwa. W tym zgodnym chórze brakowało jedynie głosu kraju dziś najbardziej katolickiego. Tak – niestety – Polski. Czekaliśmy cierpliwie, że wreszcie może się ktoś odezwie i poinformuje opinię publiczną o słowach Papieża. Nie podobna przecie, żeby katolicy w Polsce wstydzili się słów swego Papieża. Czekaliśmy jednak na próżno, żaden głos nie odezwał się. Tak jakby Pius XI nic nie mówił. Gdy tak się więc rzecz ma, gdy sztandarowi „nacjonaliści” polscy milczą, gdy oficjalny katolicyzm milczy, słowem gdy kotka do worka schowano i nikt nie poczuwa się do obowiązku, skierowaliśmy po paru miesiącach apel do K.A.P.-iny, przypominając jej delikatnie, iż nie my, lecz ona właśnie – i to z urzędu – jest powołaną do informowania o tym co mówi Papież.

No i niech Czytelnicy sami osądzą z jaką spotkaliśmy się reakcją.

OBŁUDNE ŁZY PANI WINOWSKIEJ

Oto po paromiesięcznych rozważaniach sfery katolickie doszły zapewne do wniosku, że jednak mowy ukryć i przemilczeć się nie da. „Zadruga” popsuła robotę. Trudno się nazywa, coś trzeba powiedzieć. Oczywiście nie dużo, jak najmniej. Ot tylko tyle, aby jakoś wybrnąć z tej dość dwuznacznej sytuacji. Jak postanowiono tak zrobiono – no i rozpoczął się manewr. Przyglądnijmy mu się.

Pani Winowska w „Czasie” z dn. 15.I. br. w artykule wstępnym „Fides intrepida”, charakteryzując rzekomo postać Piusa XI, ni stąd ni zowąd poświęca prawie cały artykuł... „Zadrudze”. I ciekawe jest nie tylko to, że pisze o „Zadrudze”, ale co pisze: Katolicy mogą być dumni ze swojego papieża. Ale to nie wystarcza. Muszą wsłuchiwać się w jego słowa, iść śladem, brać przykład. Muszą korzystać z jego wskazań, choćby to były tylko rady, nie rozkazy. Muszą widzieć w nim Chrystusa, słuchać go tak, jak słuchaliby Chrystusa, „ważąc w sercu” każde słowo. I dlatego muszą te słowa, te rady, te nauczania – znać.

Polska prasa katolicka za mało poświęca miejsca omawianiu słów Ojca Świętego, nie podaje ich najczęściej w integralnym tekście, na naczelnym miejscu, jakby przystało. Nie wyciąga z tych wypowiedzi logicznych konsekwencji, domyślnych dyrektyw.

Co więcej” - pisze p. Winowska – prasa ta dopuszcza do tego, że wroga i ziejąca nienawiścią „Zadruga” kpi (?!) ze słów Papieża, a żadne pismo katolickie tego nie potępia i nie bierze Ojca św. w obronę: Jak dotąd w naszej katolickiej prasie nie podniósł się żaden głos potępienia, przytaczający in extenso atakowany tekst (który „Zadruga” czerpie z „La Croix” !) i wyjaśniający polskim katolikom stanowisko Ojca Świętego i Kościoła. Przyznaję, że to wyjaśnienie mogłoby być wielce niewygodne dla niektórych pseudo katolików, którzy lawirują karkołomnie między ewangelią i pogańskim rasizmem („Zadruga jest przynajmniej konsekwentna!), ale czyż taka polityka konspiracyjna nie domaga się również, z kolei, napiętnowania? I czyż to nie smutne i nie wstyd, że polski czytelnik dowiaduje się o stanowisku Ojca Świętego w sprawie tak blisko go obchodzącej, tak palącej i jątrzącej z karykatury wrogiego pisma? Ktoś z inteligencji, katolik z przekonania, oświadczył mi, że artykuł w „Zadrugi” na pewno wymyślił słowa „Papieża” bo... „przecież żadne katolickie pismo o tym nie wspomina”. Musiałam mu tłumaczyć, że Ojciec Święty rzeczywiście tak mówił, a mówił ze łzami, i że milczenie naszej prasy faktu tego nie zmienia.

Istnieje milczenie ze złej woli. Zwłaszcza ci, którzy posługują się katolicyzmem dla celów doczesnych, mają wielką wprawę dobierania i naciągania tekstów ad usum delphini, nie o prawdę się troszcząc, lecz o własny pożytek. I tak jeżeli się szermuje pogańskim antysemityzmem, zawdzięczając popularność właśnie tej szermierce, trudno jakoś i niewygodnie cytować słowa Ojca Świętego, potępiające taki antysemityzm. Wszak taka wzmianka domagałaby się pewnej zmiany w samej orientacji pisma, pewnego wyboru... decydującego. Więc lepiej udawać, że się nie słyszało, że się nie wie, że to, przecież nie dogmat...

Lecz istnieje również milczenie ze strachu. Rzecz jasna i tu rzeczywistość drapuje się w różne przystrojniejsze stroje. Więc nie strach, lecz rozsądek, wzgląd na dobro czytelnika i pisma, mądrość węża ewangelicznego, umiar w dawkowaniu prawdy, konieczna i zbawienna ostrożność... Papieżowi wolno się narażać, ale nam, broń Boże, nie... Są tematy „niewdzięczne”, których lepiej nie poruszać, zwłaszcza zasadniczo. Po cichu wiemy, że Papież ma rację, ale my, elita, możemy sobie na to pozwolić, zaś przeciętny czytelnik gotów nie zrozumieć, zgorszyć się, broń Boże, skrytykować! Dla dobra samej sprawy lepiej schować światło pod kocem, jeszcze lepiej do wertheimowskiej kasy. Niech procentuje się w ukryciu. Może, kiedyś przyjdzie dogodniejsza chwila, koniunktura, okazja... Wtedy skorzystamy na pewno!

Niech czytelnik zwróci uwagę na apel Pani Winowskiej do katolików i katolickiej prasy o wsłuchiwaniu się w słowa Ojca świętego, a następnie zwrot pod adresem „Zadrugi”, która rzekomo podaje „brutalną parodię słów (Ojca św.) potępiających antysemityzm, perfidne insynuacje”. Zrozumiemy istotne intencje pani Winowskiej, gry zdamy sobie sprawę z tego, iż apel do prasy katolickiej, miał zasugestionować czytelników, iż sama Pani Winowska nic nie ukrywa, nic nie przemilcza z mowy Piusa XI.

Po tym przygotowaniu przyszedł atak na „neopogan” z „Zadrugi” i... przemilczenie najważniejszych słów Pisa XI. Tak! To co stanowi istotę mowy Papieża, to na co „Zadruga” zwróciła całą swoją uwagę, a więc tożsamość katolicyzmu z judaizmem, zostało przez p. Winowską dyskretnie przemilczane. W całym autorki artykule jest mowa tylko o tym, iż Papież potępił rasizm i antysemityzm. O tym, iż potępienie antysemityzmu było tylko wnioskiem, wynikającym z fundamentalnego stwierdzenia, iż „jesteśmy duchowymi Semitami”, w artykule p. Winowskiej ani mru mru... Ot Niewiniątko, udające pokrzywdzoną, czystą jak kryształ prawdę.

KTO WIĘC BĘDZIE GŁOSIŁ RZETELNIE, NIE PRZEKRĘCAJĄC...

Uderza obok tego i inna sprawa. P. Winowską rzekomo chciał poprzeć „Dziennik Ludowy” w art. „Gdy oficjalny katolicyzm wstydzi się słów swego Papieża”. Jednak i tu sedno mowy Papieża jest przemilczane, opuszczone. Czyżby na mocy jakiegoś zakonspirowanego porozumienia między prasą katolicką i stojącą pod wpływem „demokratów”, „Dziennik Ludowy” nie chciał postawić sfer katedralnych w konfuzji? Bo zagadkowe jest, dlaczego pominął to co katolików grających rolę „nacjonalistów” i antysemitów postawiłoby w nader trudnej roli?

Tak więc na „Zadrugę” spłynął niespodziewanie nowy obowiązek: bronić Ojca świętego, Papieża Piusa XI przed próbami przemilczenia jego słów, przed okrutną cenzurą na niwie polsko-katolickiej ze strony... polakatolików, ze strony samych sfer kościelnych.

Ha... trudno... Będziemy robili, co w naszej mocy. Prawda przede wszystkim.

Jak na razie, zamiast skwapliwie ogłosić mowę Papieża, nie ukrywać jej dłużej pod kocem (już przeszło 4 miesiące) Katolicka Agencja Prasowa, próbuje podkopów pod „Zadrugę” rozsiewając różne insynuacje o „zmasonizowaniu” Zespołu Zadrużnego. Zbyt wyraziście tu brzmi znana nuta: „łap złodzieja”. Czytelników prosimy o pamięć treści tych insynuacji, do czasu gdy ta sama K.A.P.-ina, w równie uroczystej formie stwierdzi „niewątpliwy” nasz związek z „brunatnym neopogaństwem” i samym Rosenbergiem.

NIE POZWOLIMY WYMIGAĆ SIĘ...

Ośrodki dyspozycyjne katolicyzmu w Polsce, chcąc wymigać się od przytoczenia pełnego tekstu mowy Papieża, podanej w „La Croix” 17 września 1938 r., próbują pociesznego łączenia „Zadrugi” z masonerią, i to wówczas, gdy arcybiskup Paryża, kardynał Verdier wygłasza mowę, skierowaną do masońskiej Francji, Anglii i Stanów Zjednoczonych, w której stwierdza wspólnotę dążeń Kościoła i „zachodnich demokracji” „w imię obrony duchowych wartości tak drogich dla katolika”.

Nie pozwolimy odwrócić uwagi od rzeczy, naszym zdaniem, ważnych. Traktowanie „polakatolików”, jak gdyby to byli tępi murzyni, czy też inne ochrzczone Papuasy, ma swoje granice. Katolicka Agencja Prasowa i prasa katolicka muszą dać pełny tekst mowy Ojca św. do wiadomości publicznej w Polsce. Jesteśmy zupełnie nieczuli na „obrażenie” się i tym podobne próby wymigania się.

O ile ten elementarny postulat przyzwoitości wobec Ojca św. w najkrótszym czasie ze strony naszych sfer katolickich nie zostanie spełniony, „Zadruga” będzie uważała się za zmuszoną całą mowę Papieża dać w pełnym tekście do wiadomości publicznej za pomocą ulotki, lub broszurki w większym nakładzie.

Ponieważ komentarze do tej mowy są całkiem zbyteczne, sądzimy, że nie będzie mógł być zastosowany żaden paragraf o „obrazę uczuć religijnych”. Gdyby zaś nasza akcja pomimo to napotkała „niezależne od nas przeszkody” opinia polska winna wreszcie zacząć się domyślać, co się właściwie dzieje. Oszustwo ma krótkie nogi...
Wróć do spisu treści