Fujarka Fauna - ZADRUGA RODZIMEJ WIEDZY

Nie rzucim Ziemi skąd nasz Ród
Przejdź do treści

Fujarka Fauna

Świat, w którym żyjemy, rozmaicie omawiali i opiewali najzdolniejsi filozofowie i poeci, jedni sprowadzając go do formuł i składników chemicznych, drudzy wprowadzając lutnię we wzniosie brzmiące oceny boskiego arcydzieła. To, co dostarcza doświadczenie, jest mieszana tkanina i chłonny umysł powinien wiele odrzucić zanim ona ma się stać materiałem do jakiejś teorii. Rosa i grom, niszczycielski Atylla i wielkanocny baranek należą do rzędu kontrastów, których nie możemy strawić. Istnieje nieznany wątek w tkaninie świata, jakby łączący kłopotliwą planetę z siedzibą życia. Rzeczy nie są zgodne, a dziwią zamaskowaniem: doskonały kwiat odżywia się gnojem i potem sam wydziela niebiańsko delikatny zapach, wreszcie się rozkłada w niekształtną glebę; a co do popiołów Cezara, to Hamlet nam mówi, że psotne dzieci bawiąc się robią z nich brudne placki i nimi się obsmarowują. Ba, grzejący blask lata, gdy śledzony z domu szpiegowskim szkiełkiem uczonych, okazuje się, że pochodzi z najbardziej złowieszczej mary wszechświata - z wielkiego pożaru słońca : ze świata piekielnych fajerwerków, bezładnego, wrogiego życiu. Samo słońce wystarcza aby zniechęcić człowieka do sceny, którą zamieszkuje; nie miejcie złudzeń, że gdzieś jest zielony i mieszkalny zakątek we wszechświecie, choć strasznie oświetlony. A do tego - przy poświacie takiej pożogi, przy której pożar Rzymu byłby nikłą iskierka, my załatwiamy wszystkie nasze codzienne błahostki i odbywamy herbatki w ogrodowych altankach.


Grecy wyobrażali sobie Fauna jako boga przyrody, raz tak strasznie tupiącego, że rozpraszały się armie, a kiedy indziej pod gajem w letnie południe koncertującego na swej fujarce i oczarowującego pobliskich oraczy. I tak to pojmując, Grecy wyrazili ostatnie słowo ludzkiego doświadczenia. Niektórym zatabaczonym indywiduom wydaje się, że materia i ruch, i płynne opary, i hipotezy tego, lub owego uokularowanego profesora, to tylko istne legendy; ałedla młodzieży i giętkich umysłów Faun nie umarł, ale z całej klasycznej hierarchii do tej pory sam jeden przeżył w tryumfie. Koźlonogi, o wesołym, a czasem gniewnym, wyglądzie, jest uosobieniem kosmatego, pierwotnego świata w każdym gaju; jeśli pójdziecie w dobrym nastroju, to usłyszycie nutę jego fujarki.


Bo jest to kudłaty świat, a do tego upstrzony ogrodami, gdzie słone i kołyszące się morze pobiera jasne rzeki, wybiegające spomiędzy trzcin i lilij, świat urodzajny i surowy, słoneczny i dziki, wieśniaczy, zmysłowy i okrutny. Czym jest ptasi śpiew na wiosnę ? Co znaczy szum deszczu padającego wszerz i wzdłuż na liściasty las ? Dlaczego rybak pogwizduje, gdy rankiem wyciąga swe sieci i gdy błyszczące ryby sypie do łodzi ? To wszystko, to melodie wygrywane fujarka Fauna, to on był tym, który dał im tchnienie w wynurzeniach swego serca i radośnie modulował ich wylot swymi wargami i palcami. Prosta uciecha pasterza, wstrząsająca kotlinkę śmiechem i wywołująca górne echa ze skał, tupot miejskiego tłumu, lub tancerzy na parkiecie sali balowej, kopyta wielu koni bijące w rozległe pastwisko na alarm, pieśń wartkich rzek, barwa pogodnego nieba, śmiech i dotknięcie dłoni, głos rzeczy, i ich znaczący wygląd, i ich odświeżające tchnienie, które wydziela - to jest jego sens harmonii, do której cała ziemia zdąża. Do tej muzyki młode jagnięta zbiegają się jakby do bębenka, a londyńskie panny sklepowe płocho podrygują w tańcu. Bo to wywołuje uczucie zadowolenia we wszystkich sercach, i gdy spojrzeć na to z pogodnej strony przyrody, jest to zwykłe wszystkim stworzeniom we właściwych im porach. Niektóre są tożsame z dobrym wpływem, są miłe gdzie tylko się podobają i przekazują swe szczęście innym, jak dziecko, które widząc rzeczy śliczne, samo wygląda ślicznie. Niektórzy wślizgują się w nurt niewprawną nogą i tworzą postojowa figurę we wspólnym tańcu.

* Faun w mitologii antycznych Greków - to koźlonogi i rogaty wesoły bożek, patron pasterzy i ich stad. Jego atrybutem - syrynga, tj. instrument muzyczny złożony z siedmiu piszczałek, tworzących gamę muzyczna, tu nazwany po polsku fujarką. Rozgniewany budził przerażenie i popłoch, stąd określenie : „paniczny strach" i „panika", bo po grecku Pan, to łaciński Faun.

A niektórzy, jak zgorzkniali widzowie przedstawienia, przyjmują muzykę z niewzruszona minąt i obca im jest powszechna radość. A więc udają, bo nie ma człowieka niewzruszalnego, kiedy Faun opiewa segment świata i wprawia świat w zachwyt.


Ba, gdyby to było wszystko! Czasem aria się zmienia i w hałasie nocnego wiatru pędzi morskie statki, obala szumne okręty i wyrywa z korzeniami cedry na wyniosłościach. W przypadkowej śmiertelnej błyskawicy lub furii gwałtownej powodzi rozpoznajemy przerażająca podstawę życia i gniewu w sercu Fauna. Ziemia prowadzi stałą wojnę ze swymi dziećmi, a przy najłagodniejszych swych dotykach ukrywa zdradzieckie szpony. A chłodne wody zapraszają nas do topieli, ogień w domowym kominku płonie w porze snu i często powoduje pożar wszystkiego. Wszystko jest dobre lub złe, pomocne lub zabójcze, nie przez samo przez się, ale z okoliczności. Bo dla paru pogodnych dni w Anglii musi się miotać huragan, a Morze Północne musi opłacić daninę ludnych statków. I gdy powszechna muzyka zaprasza kochanków na ścieżkę igraszek, ufnych naturalnemu uczuciu, nagle wiew zmienia się w minorowy a śmierć pokazuje szpony ze swej zasadzki spod małżeńskiego łoża... Bo śmierć jest zawa
rta i w pocałunku; najdroższe przymilania są zgubne w takim świecie, gdzie jedno czyha na drugie, nie rzadko narodzinom dziecka towarzyszy śmierć matki. Nie ma wątpliwości co do zdradzieckiego zamysłu rzeczy, skoro mądrzy ludzie, którzy nam stworzyli ideę Fauna, myśleli że z wszystkich możliwych obaw strach przed nim był najstraszniejszy, bo obejmujący wszystko. I jeszcze do dziś zachowujemy wyrażenie „paniczny strach". Rozliczając zbyt ciekawie, śledzić zbyt bacznie wątek wijący się przez zwycięską muzykę świata, cofać rękę od róży z powodu kolców, a od życia z powodu śmierci, oto za co trzeba się bać Fauna. Najpoważniejsze osobistości,  ci  co uciekają od rozkoszy życia i od odpowiedzialności  a utrzymują się na piedestale zwyczaju, oszczędzają prawej ręki i lewej, unikają zachwytów i niepokojów, jakże byliby zdziwieni, gdyby mogli usłyszeć zdanie o swej postawie, wyrażone mitologicznie, o samych sobie, jako o zbędnie trajkoczących, jako tych, co uciekają od Natury z powodu strachu przed jej boską ręką. Przenikliwie dźwięczy fujarka Fauna i dosięga nawet ostrożnego bankiera ukrywającego się w bankowej komnacie. Bowiem nie ufać własnym popędom - to tchórzliwie zdradzać Fauna.


Bywają chwile, kiedy umysł nie zadawala się ewolucją i domaga  się  świeższego wyjaśnienia zasobu człowieczego doświadczenia. Czasem panujący nastrój wywołuje śmiech z komicznej strony życia, jak wtedy, gdy bujając w obłokach wyobrażamy sobie ślamazarnych piechurów, lub pasażerów w statkach lub szybkich pociągach, z planetą cały czas wirującą w odwrotnym kierunku, tak że mimo ich pośpiechu podróżują w tył przez świat przestrzeni. W końcu będą zawsze takie godziny, gdy nie dajemy się zbywać fałszywymi objaśnieniami, przezwanymi nauką, a zamiast tego żądać nieco tętniącego życiem obrazu naszego zasobu wiedzy, który powinien reprezentować kłopotliwe i kapryśne żywioły, wśród których wypadło nam mieszkać i jednocześnie zaspakajać ciekawość środkami artystycznymi. Nauka pisze o świecie jakby zimnym paluchem rozgwiazdy; jest ona wprawdzie całkiem prawdziwa, ale czymże doprawdy ona jest, gdy porównamy ją z rzeczywistością, o której rozprawia ? Gdy serca biją wzniosie w kwietniu, a śmierć uderza, i wzgórza drgają w czasie trzęsienia ziemi, a czar panuje nad wszystkim, a dreszcz w hałasach, a romansowanie wśród ludzi. Tak oto wracamy do starego mitu i słyszymy kożlonogiego grajka czyniącego muzykę, która sama jest czarem i grozą otoczenia. A kiedy kotlina zaprasza do odwiedzin nasze stopy, wyobraźmy sobie, że to Faun prowadzi nas tam swym dźwięcznym tremolo, lub gdy nasze serce wzdryga się na grzmot wodospadu, powiadamy sobie, że to on stąpnął swym kopytkiem w pobliską gęstwinę.


Robert Louis Stevenson
Przełożył z angielskiego Maciej S. Czarnowski. Wrocław, 11 listopada '94.


Post scriptum tłumacza:

Niniejszy esej Stevensona zamieszczono w zbiorze pt. „Great essays in Science", pod redakcją znakomitego uczonego, prof. M.Gardnera (wydawnictwo: Pocket Books, Inc., New York, N.Y., 1957). Należy tu dodać, że w zbiorze tym zamieszczono wypisy z dzieł takich znakornomitości jak Darwin, Huxley, Oppenheimer, Russell.


A co do autora - R. S. Stevenson (1850-1894), Szkot, znany powieściopisarz ("Wyspa skarbów" - jest w polskim tłumaczeniu, „Dr. Jekyl i Mr. Hyde" - sfilmowano w latach trzydziestych). Jego esej - to wysłowione poetycko wynurzenia o umiłowanym przezeń Faunie, symbolu awanturniczej przypadkowości przyrody, i tworzeniu kultury pogańskiej, starożytnej Grecji. Z powodu niezwykłego tematu i osobliwej formy literackiej, esej ten stanowi rzadkiego rodzaju perełkę w literaturze światowej.


M. S. Czarnowski
Wróć do spisu treści