Druga antynomia dziejów Polski
Sądzimy, iż czytelnik który uważnie przeczytał poprzednie numery „Zadrugi”, potrafiłby na własną rękę sformułować istotę antynomii dziejów Polski. Spróbujemy uczynić to wspólnymi siłami. Cóż więc jest istotą Drugiej Antynomii dziejowej czasokresu 1600-1950? W krótkim ujęciu będzie to mniej więcej tak:
Od początku XVII w. Polska wkroczyła na linie rozwojowa, której cechą zasadniczą było stopniowe kurczenie się potencjału politycznego państwa. Był to wtórny, niezamierzony skutek grawitacji do katolickiej harmonii socjalnej. Podobną drogę przebywały i inne skatoliczone narody. Już wkrótce, tuż od połowy XVII w, dostrzegalną staje się niższość potencjału Polski w stosunku do jej sąsiadów, we wszystkich dziedzinach: prawno-politycznej, kulturalnej, demograficznej, ekonomicznej. Tą cena stwarzaliśmy typ kulturalny, który „jest na skali idealizmu typem najwyższym”, jak to określił z zachwytem Kochanowski. Upadek państwa był naturalną konsekwencja tych „nożyc potencjałów zewnętrznych”. W ciągu prawie całego okresu omawianej historii montuje się w nas działania zdążające do usunięcia widma „nożyc potencjałów zewnętrznych”. Zasadniczym motywem tych działań (nazwaliśmy je reformistycznymi) jest wola obrony, wola zachowania własnego bytu niepodległego. Wola ta, czyli „odruch spłoszonej błogości” jest reakcją instynktu samozachowawczego zbiorowości polskiej, przed którą staje widmo zagłady. Nie ma tu istotnych różnic w w. XVIII i w Polsce odrodzonej XX w.
Podstawową tezą Drugiej Antynomii jest stwierdzenie zasadniczej bezskuteczności wszystkich działań reformistycznych. Działania reformistyczne, te które już należą do historii i te które nastąpią, nie są zdolne odwrócić linii degradacji tj. grawitacji ku katolickiej harmonii socjalnej.
Obok Pierwszej Antynomii jest to najbardziej tragiczny problem narodu omawianego czasokresu. Na czym on polega? I znów musimy wrócić myślą do ogniw, teorii rozwoju wewnętrznego Polski już wyłożonych poprzednio. Uprzytomnijmy sobie co to jest „ciąg harmoniczny” i jego mechanizm. Jest on w prostej linii produktem skatoliczenia narodu. Jak już omawialiśmy to gdzie indziej, w drugiej XVI w. przeżyliśmy przełom kulturalny olbrzymiej doniosłości. Dzięki śmiałej akcji dyplomatycznej organów „powszechnego związku religijnego” z siedzibą w Rzymie, znalazł on w Polsce niezwykle skuteczne narzędzie do realizacji swych planów, szlachtę. Była to spółka niezbyt duchowego charakteru, koszta materialne spadły na czyjeś barki. Kościół więc najpierw ogarnął wychowanie publiczne i stopniowo przenikał coraz głębiej w kulturę narodu. Z kolei położył swą dłoń na twórczości kulturalnej, opanowując literaturę, twórczość filozoficzną, sztukę, naukę, następnie sięgnął po wpływ na tworzenie się idei ogólnych, społecznych, dalej przeniknął świadomość narodową (dzisiejsza groteska nacjonalizmu katolickiego), obyczajowość, pojęcia prawne. Wyliczone kręgi natury duchowej wystarczają zupełnie do tego by ciasto kroczących pokoleń Polaków, wlewając się w te formy przebierało pewien zdecydowany kształt duchowy. Pod tym względem słuszne jest twierdzenie wszystkich katolików iż, taka „polskość” posiada cechy natury idealistycznej, gdyż jądrem jej są wielkości niewątpliwie natury duchowej. Polska gleba etniczna była bez reszty wypełniona treściami duchowymi z Południa. Na straży tego stanu stał baczny stróż. Jak dowiódł to wiek XIX „polskość” wsparta tylko o jeden system materialny – organizacje „powszechnego związku religijnego” z siedzibą w Rzymie, zamknięta do wyżej określonej sfery duchowej, trwać może przez wieki. Przy sprzyjających okolicznościach wysuwać się może na zewnątrz tej skorupy duchowej, ogarniając – państwo i gospodarstwo, urabiając je według własnego wzorca. Sfera duchowa ciągu harmonicznego jest więc rozstrzygającą i ona decyduje nieodmiennie o tym, jakim będzie form społeczno-politycznych i gospodarstwa (biegun tomistyczny w gospodarstwie i biegun atomistyczny w polityce). Stwierdzić zatem możemy, iż gdy jakieś siły z zewnątrz nie stwarzają przeszkód, to ciąg harmoniczny wychodzi ze swej sfery duchowej i kształtuje świat zewnętrzny tj, państwo i gospodarstwo we właściwy sobie sposób. Gdy tendencje dobiegają swego kresu, gdy ideał jest urzeczywistniony – mamy katolicką harmonię socjalną. Wówczas mamy „nożyce potencjałów zewnętrznych”, „odruch spłoszonej błogości” i działania „reformistyczne”.
Wielkości duchowe mają to do siebie, iż są nieporównywalne. Nie ma żadnej skali według której moglibyśmy orzec, iż Mahomet i jego kult jest czymś wyższym niż Budda lub Konfucjusz. Tyczy to również sfery duchowej ciągu harmonicznego gdy zestawiamy ją z jakimś innym systemem kulturowym. Całkiem inaczej jest w sferze świata zewnętrznego, materialnego. Polityka i gospodarstwo różnych narodów może być porównywane i może być stwierdzona życiowa wyższość lub niższość Tak było i jest z Polską. Zestawimy to w następującym szeregu:
A) Nieporównywalność polskiej ideologii grupy tj. sfery duchowej ciągu harmonicznego z jakimkolwiek innym układem kulturalnym, np. angielskim, niemieckim, protestantyzmem, judaizmem itd.
B) Porównywalność zewnętrznej sfery ciągu harmonicznego (polityki i gospodarstwa) z każdym innym układem: niemieckim, angielskim, rosyjskim.
C) Jako wniosek otrzymujemy stwierdzenie, iż szukając przyczyny „nożyc potencjałów zewnętrznych” nie dopatrzymy się jej w sferze duchowych wartości, gdyż brak tam punktu zaczepienia dla spekulacji umysłowych.
Tak więc widząc skutek w polityce i gospodarstwie, jednostka będzie szukała jego przyczyn wszędzie oprócz sfery duchowej ciągu harmonicznego, tj. swej własnej duszy. Innymi słowy: istotna przyczyna „nożyc potencjałów zewnętrznych” pozostaje w ukryciu i niedostrzeżona.
Umysł badawczy wartościując stan polskiego gospodarstwa i polityki ujemnie, nie waży się przerzucić tego wartościowania na istotną przyczynę, która ten stan stworzyła – polską ideologię grupy. Gdyby to chciał uczynić, musiałby mieć punkt oparcia w jakimś innym systemie wartości niż aktualna „polskość”, należeć do innego kręgu kulturowego. Wskutek tego „przyczyny” upadania Polski zostaną zacieśnione tylko do pewnej sfery polskiej rzeczywistości. Skoro wartości duchowe ciągu harmonicznego uznaje się za „najwyższe”, „najdoskonalsze” to tym samym przyczyny „nożyc potencjałów zewnętrznych” znaleźć się nieodwołalnie muszą w samym gospodarstwie lub polityce. Przyczyna i skutek mieścić się muszą w ich sferze. Otwiera się tu droga do snucia najrozmaitszych teorii, wspartych o hipotezę tego lub innego „błędu”.
Wszystkie działania reformistyczne przebiegając w tym urojonym świecie muszą być w zasadzie bezskuteczne. Ciąg harmoniczny powoli może przekształcać swoje zewnętrzne tworzywo, rzeźbiąc swój ideał, gdyż działania reformistyczne nie sięgając do sfery decydującej tj. ogniw duchowych ciągu nie przeszkadzają funkcjonowaniu całości.
Uprzytomnijmy sobie tę prawdę, iż działania reformistyczne nie zjawiły się jako wyraz spontanicznej woli stworzenia nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej. Motorem ich jest przykra konieczność uniknięcia gorszego jeszcze zła – grozy niewoli, czyli „odruch spłoszonej błogości”.
Każda wielka cywilizacja stwarzana jest przez typ duchowy leżący u jej podstaw. Jeśli chcemy sobie wyobrazić ciąg tych związków to musimy w poszczególne ogniwa takiego np. ciągu harmonicznego wstawić całkiem inną treść. System metafizyczny, regulujący stosunek jednostki do absolutu winien a priori poruszać najgłębsze struny duchowe człowieka, wyzwalać zeń najwyższe energie; zestawmy ten postulat z koncepcją personalizmu katolickiego o którym propagator jego ks. Adam w swej pracy pt. „Istota katolicyzmu” mówi, że „powołanie zakonne jest obiektywnie najlepszą drogą do urzeczywistnienia ideału chrześcijańskiego” (str. 309). Teraz wyobraźmy ten system upowszechniony przez dogłębne wychowanie jak to było w Polsce przez wieki i skutki które wywołać musiał...
Zostawiamy czytelnikowi rozważenie przeobrażeń, którym by ulec musiały wszystkie ogniwa ciągu harmonicznego (w jego sferze duchowej) nimby mogły powstać inne skutki w gospodarstwie i polityce. Wszak innym musiałby być nie tylko system wychowawczy i jego ideały, ale i idee ogólne, literatura, filozofia, sztuka, nauka, świadomość narodowa, system praw i obyczajów... Dopiero wówczas zdrowa jednostka nie ulegałaby straszliwemu kalectwu duchowemu poprzez wtłaczanie jej w formy bytowania, odpowiadające miernotom. Postaw wobec życia gospodarczego nie polegałaby tak jak to jest dziś na „woli minimum egzystencji”, a tym samym i system gospodarczy byłby mocno odmienny. Nie nastąpiłaby wówczas litania skutków, omawiana na innym miejscu, której kresem dla lat 1600-1950 jest ciągle „biegun tomistyczny”. Nie inaczej stałoby się w dziedzinie form społeczno-politycznych.
Gdy tak w całości uświadomimy sobie działanie mechanizmu ciągu harmonicznego, jasnym stać się musi, iż rzeczywistość polska, taką jaką ją widzimy inną być nie może. W świetle tych uwag zrozumiałym się też stanie, iż działania reformistyczne, przeprowadzone nawet z największym nakładem środków, nie mogą zakwestionować linii rozwojowej Polski. Mogą tylko mniej lub bardziej intensywnie przeorywać niedecydujące ogniwa ciągu harmonicznego, tj. politykę i gospodarstwo; to co o polityce i gospodarstwie stanowi – ideologi grupy w postaci profilu duchowego milionów „przeciętnych społecznych” pozostanie „tabu”. W ten sposób istotna droga wyjścia jest wyjątkowo skutecznie zablokowana: brak świadomości jej istnienia i potrzeby.
Każde działanie mające za punkt wyjścia stwierdzenie „nożyc potencjałów zewnętrznych” i „odruch spłoszonej błogości” wpada w łożysko działań reformistycznych i skazane jest na jałowość. Rozmach, wielkość środków, zdolności, uczciwość, dzielność, nie mają żadnego znaczenia.
Istota problemu leży gdzie indziej: odrodzenie narodu, za tym i jego gospodarstwa i polityki, może się rozpocząć tylko od punktu na którym wspiera się fundament kultury tj, od swoistej, oryginalnej postawy wobec problemu istnienia. Ale w tej dziedzinie panuje całkowita spontaniczność, nie mogą tu być żadne bodźce z zewnątrz, żadne „konieczności”. Od tej postawy wobec bytu idzie szlak ku następnym ogniwom nowej ideologii grupy. Dla nas jest pewnikiem, że będzie ona nacjonalistyczną, określającą zadania jednostki poprzez stosunek do narodu.
Tak więc Druga Antynomia dziejów Polski jest stwierdzeniem kolosalnej doniosłości. Uświadomienie jej winno przeciąć rozpaczliwe zrywy najprzeróżniejszych działań reformistycznych, jakby magnesem odciągnąć z ich szeregów tych wszystkich, których postawa duchowa jest głębsza niż płycizna i jałowość „odruchu spłoszonej błogości”.
Dla niektórych czytelników „Zadrugi” zrozumienie Drugiej antynomii, winno wyjaśnić motywy dlaczego nasz zespół z takim uporem trwa przy wykładaniu „teorii rozwoju wewnętrznego Polski”. Znikną chyba po tym złudy, iż „odpowiedni dobór ludzi”, „zdolności”, „inicjatywa”, „rozmach”, „wytężone działanie” są wystarczającą legitymacją dla „dźwigania Polski wzwyż”. Największe zapasy energii muszą ulec zmarnowaniu jeśli działanie odbywa się bez poznania warunków, w których nastąpi ich zastosowanie. Na tym polega ogromne znacznie „Teorii rozwoju wewnętrznego Polski”.