"Twórczy" optymizm
W poprzednich numerach „Zadrugi” zestawiliśmy dane statystyczne dotyczące gospodarczego rozwoju Polski Odrodzonej. Cyframi udowodniliśmy niezbicie proces degradacji, któremu ulega nasze Gospodarstwo Narodowe.
Miarą szybkości tego procesu jest spadek procentowy udziału Polski w produkcji przemysłowej świata, wyrażający się cyframi: W roku 1913 udział Polski w produkcji światowej wynosił około 1%, w roku 1928 około 0.7%, a w roku 1936 już tylko 0.425%. W przeciągu ośmiu lat od roku 1928 do 1936 udział Polski w produkcji światowej spadł o 0.275, co stanowi 35% naszego udziału. Czy wymowa tego jest wyrazista? Nożyce potencjałów zewnętrznych rozwarły się w ciągu ośmiu lat o 35%. Jest to fatalny rekord rekordów na polu gospodarczym, wspólny dla nas i innych wysoce katolickich narodów jak Hiszpania, Portugalia i państwa Południowej Ameryki.
Tak się przedstawia obraz naszego gospodarstwa na tle gospodarstwa światowego. O rozwoju gospodarczym świata decyduje dziś tylko kilka wielkich narodów, a przede wszystkim Stany Zjednoczone A. P., Japonia, Anglia, Niemcy, Włochy i Rosja w mniejszym stopniu Francja. A więc w gronie przodujących narodów znajdują się nasi dwaj wielcy „sąsiedzi” Niemcy i Rosja, na ich tle nasze położenie musi wypaść jeszcze tragiczniej.
Temu procesowi degradacji, który trwa nieprzerwanie od zarania naszej niepodległości, który wydaje się być dalszym ciągiem procesu przedrozbiorowego Epoki Saskiej, towarzyszy jakieś perfidne zakłamanie. Nie ma miesiąca, nie ma nawet tygodnia, ażeby nasza prasa nie wypisywała hymnów radosnych, nad przejawami naszej „wytężonej twórczości”.
Dziś otwarcie „wspaniałej 4-kilometrowej autostrady”, wczoraj zachwyty nad nowym parowozem, który ponoć podziwiała zagranica, (czy warto się martwić, że cały tabor kolejowy jest mocno przestarzały), otwarcie mostu, który budowaliśmy tylko trzy lata, wspaniały postęp w budowie dworca centralnego, którego całkowita budowa potrwa tylko dziesięć lat, otwarcie nowej linii kolejowej, którą niestety wybudował obcy kapitał, za ciężkie koncesje. Prawda, są rezultaty większe: Gdynia, Chorzów, Mościce, Rożnów, Porąbka i one to prawdopodobnie sprawiły, że w ciągu ośmiu lat lat cofnęliśmy się tylko o 35%, możliwości mieliśmy przecież większe, mogliśmy np. zostać w tyle o całe 50%.
Hymny radosne i pochwalne były, obchody i uroczystości były, było tak wiele wycieczek dla podniesienia gasnącego ducha, a jakże i wiele rozpraw ekonomicznych też było o epokowym znaczeniu tych wyczynów dla Narodu i Państwa. Nie było tylko nikogo kto by poinformował myślącego obywatela, jednego z tych 10% ogółu ludności, który umie myśleć i który poczuwa się do odpowiedzialności za losy narodu i Państwa, o drobnym widocznie, mało znaczącym zjawisku degradacji gospodarczej i o jeszcze zapewne mniej znaczącym fakcie, mianowicie, że tempo tejże degradacji wcale nie słabnie.
Nasi panowie ekonomiści fakt ten na ogół przeoczyli i nie docenili. Zasugerowani kategoriami gospodarki kapitalistycznej nie dostrzegli procesów, które przebiegały w gospodarce Polskiej, w ogromniej swej większości tkwiącej w prymitywie średniowiecza. Panowie statystycy, „uzdrawiacze polityczni”, elita i inni dali nam wprawdzie obraz rzeczywistości gospodarczej Polski, ale mocno niekompletny i zaciemniony, zaś ewolucje naszej gospodarki przedstawili wręcz w świetle fałszywym (patrz 3-ci Nr „Zadrugi”).
Fakt, że toczymy się po linii degradacji, że staczamy się coraz niżej w hierarchii narodów, a każdy następny krok rysuje się jako dalszy fatalny etap w dół ku zagładzie, został przez panów statystyków, ekonomistów, zgoła zlekceważony lub przeoczony. Zwyczajna „posadowa” robota, czy też celowe okłamywanie siebie i innych. Cyfry i zestawienia przytaczane przez nas powinny były zbudzić jeżeli nie poczucie upokorzenia i buntu, to przynajmniej odruch spłoszonej błogości wśród myślącej Polski. Ale widocznie błogostan jest tak głęboki, a wstręt do niepokoju tak powszechny, słowem bagno życia „polskiego” tak stężało, że poruszy je może dopiero jakiś wybuch czy katastrofa.
Za to jakże chętnie i z entuzjazmem przyjmuje się słodkie pigułki marazmu, spreparowane przez „Ojców Narodu” i Polityków, dawane do spożycia współwyznawcom gwoli uspokojenia umysłów i podniesienia serc. Polska idzie w wzwyż. Polska staje się mocarstwem, dążymy do zdobycia kolonii. Wyścig pracy i wiele, wiele, wiele innych haseł, które niepoparte zbiorowym wysiłkiem woli, nie zrodzone w tęsknocie i umiłowaniu wielkości, ze spontanicznej woli tworzenia tej wielkości w heroicznym wysiłku, stały się pospolitymi frazesami – świecidełkami dla murzynów.
Nasze zdanie o możliwości trwałej poprawy gospodarczej (a także kulturalnej) jest prawdopodobnie czytelnikom „Zadrugi” dobrze znane, na podstawie rozwijanej przez nas teorii rzeczywistości Polskiej, oraz przesłanek na których ona się opiera. Pod wpływem sił zewnętrznych (np. pożyczka) lub przypadkowej sytuacji międzynarodowej (gdzieś np. wojną – wielkie strajki itp.) możliwe są wahnięcia, które jednak wygasną i kierunku ewolucji nie nie zmienią. Źródło zmian może tkwić w postawie przeciętnej społecznej, to zaś wywodzi się z ideologii grupy.
Można zbudować Gdynię kosztem wyniszczenia np. rolnictwa, dalej Mościce- Rożnów – Okręg Centralny, za pożyczki, koncesje (wyprzedanie majątku Narodowego), kosztem znów rolnictwa i innych gałęzi gospodarstwa narodowego, jak to miało miejsce u nas przed rokiem 1928 i dziś trwa.
Dokonamy jedynie przesunięcia w gospodarstwie narodowym, czy to na korzyść przemysłu – czy też komunikacji, czy innej gałęzi kosztem innych. Wtedy rozwijana gałąź musi być sztucznie podtrzymywana systemem ceł, karteli subsydiów itp., a całokształt gospodarstwa będzie ewoluował bez zmian po tej samej linii co przedtem.
Sztuczkami i magią nie da się naprawić gospodarstwa, którego stan jest zawsze wynikiem pracy pokoleń, mniej lub więcej wytężonej, zależnie od przeciętnej społecznej jednostki danego gospodarstwa.
Inż. Ludwik Zasada